Polska prapremiera ostatniego filmu Andrzeja Żuławskiego, "Kosmos".
W piątek w Warszawie rusza Wiosna Filmów, filmowy przegląd stwarzający okazję do przypomnienia sobie najciekawszych premier kinowych ostatnich miesięcy, jak i do zapoznania się z festiwalowymi obrazami, które do tej pory nie gościły na ekranach. Co szczególnie warto zobaczyć?
Mała Gdynia w Warszawie
Przegląd gromadzi w jednym miejscu najważniejsze premiery z zeszłorocznej Gdyni, jeśli ktoś we wrześniu zeszłego roku nie był nad morzem, ma okazję zrobić sobie teraz rekonstrukcje festiwalu w stolicy. Pokazywany będzie mroczny film grozy Marcina Wrony, Demon, obraz przepuszczający tematykę polsko-żydowskich relacji i „prześnionej rewolucji”, o której pisał Andrzej Leder, przez pryzmat gatunkowego kina grozy. Będzie też można zobaczyć – jeśli ktoś jeszcze nie widział – rewelacyjne Córki dancingu, Agnieszki Smoczyńskiej, najbardziej fantazyjny, surrealistyczny i wybuchowy debiut zeszłego roku. Spoza gdyńskiego zestawu przypomnieć będzie sobie też można konceptualny thriller Marcina Koszałki – Czerwony pająk, precyzyjnie filmowo zrobiony traktat o pragnieniu prowadzącym mordercę i być może jeszcze bardziej złowieszczym, ożywiającym jego fanów.
Z gdyńskich filmów, które do tej pory nie miały premier warto zwrócić uwagę na interesujący debiut Michała Rogalskiego, Letnie przesilenie. Film, umieszczony w okresie niemieckiej okupacji, przedstawia płciowe i życiowe dojrzewanie dwóch chłopców – Polaka i Niemca. Na splot polsko-niemiecko-żydowskich stosunków patrzy bez chęci udowadniania jakiejś tezy, subtelnie, wielowymiarowo. Można by się co prawda spierać, czy dla splotu przemocy, traumy, historii, młodzieńczych afektów, seksu i władzy, jaki portretuje ten film jego forma nie jest zbyt grzeczna, zbyt ugładzona. Ale spierać się pewnie będziemy, czy nie „wybiela Niemców”, lub czy – co gorsza – nie jest „antypolski”.
Powtórki z kin studyjnych
Na co zwrócić uwagę z powtórek – filmów, już pokazywanych? Jeśli ktoś z was jeszcze nie widział Imigrantów Jacquasa Audiarda, zeszłorocznej Złotej Palmy w Cannes, koniecznie teraz powinien to zrobić. Audiard, podobnie jak w jego poprzednim wielkim sukcesie, Proroku, zręcznie łączy gatunkową formułę znaną z kina amerykańskiego z europejskim realizmem społecznym – Kena Loacha z Taksówkarzem. Na warsztat bierze gorący ostatnio temat – problem ekonomicznych migracji z globalnego Południa do Europy. Uchodźcy w filmie nie pochodzą co prawda z Syrii, a ze Sri Lanki, tym nie mniej film idealnie wpisuje się we współczesne debaty.
Podobnie jest w Timbuktu, obrazie mauretańskiego reżysera Abderrahmane Sissako. Film pokazuje, jak tradycyjna, afrykańska, islamska społeczność z tytułowego miasta terroryzowana jest przez radykalnie islamistyczne ugrupowania. Ofiarą islamistów w pierwszym rzędzie padają dziś na świecie właśnie tradycyjne, islamskie społeczności. Sissako opowiada o tym wszystkim w subtelny, wizualnie wysmakowany sposób. Czasami aż za bardzo – tak jakby wierzył, że samo piękno pustyni i wyrastających z jej serca prastarych meczetów jest odpowiedzią na polityczną, fundamentalistyczną radykalizację.
Ciekawym obrazem są też brytyjsko-duńskie Tajemnice Bridgend – poetycka opowieść o popędzie śmierci ogarniających grupę nastolatków z tytułowego walijskiego miasteczka. Młodzi ludzie tworzą swój alternatywny świat, odgrodzony murem nienawiści i niezrozumienia od świata dorosłych, uciekają od niego w samobójcze fantazje, często realizowane dosłownie. Nawet jeśli nie wszystko w tym filmie wyszło i grzeszy on miejscami pewną naiwnością, to rewelacyjne zdjęcia i muzyka dostarczają kinematograficznego doświadczenia najwyższej jakości.
Inny obraz młodych ludzi przedstawia Mustang – świetne kobiece kino z Turcji. Widzimy portret młodych, dojrzewających dziewcząt, próbujących uciec, od ról narzucanych im przez patriarchalną kulturę w małej, tureckiej miejscowości.
Pociąg z Berlina
Sporo filmów przyjeżdża też z Berlina – z tego- i zeszłorocznego festiwalu. Z filmów pokazywanych tam w tym roku będzie można zobaczyć zwycięzcę – włoski dokument Fuocoammare – poświęcony losom migrantów, przez Morze Śródziemne próbujących przedostać się na Lampedusę – najdalej na południe wysuniętą placówkę Unii Europejskiej. Rzadko się zdarza, by festiwale takie, jak Berlin wygrywały dokumenty – Złoty Niedźwiedź sugeruje, że aktualny temat udało się tu połączyć z ciekawą filmową formą.
Z tegorocznych berlińskich premier warty uwagi jest też subtelny dramat Mii Hansen-Løve Co przyniesie przyszłość – portret paryskiej nauczycielki filozofii (znakomita Isabelle Huppert), której kolejne życiowe porażki dają zaskakującą wewnętrzną siłą i dystans, pozwalający ocenić, co naprawdę w życiu ważne.
W Berlinie swoje premiery rok temu miały także dwa filmy pokazywane już w naszych kinach – 45 lat i Aferim! Jeśli w nawale premier przegapiliście je, warto się nimi zainteresować. Pierwszy to brytyjski dramat o małżeństwie, które w 45. rocznicę ślubu przeżywa kryzys. Kameralne, psychologiczne kino niosą nagrodzone na festiwalu genialne kreacje aktorskie – Charlotte Rampling i Toma Courteneya. Jeśli ktoś lubi niesione przez dialog i aktorstwo kino – koniecznie.
Aferim! to niezwykły film z Rumunii – kraju, którego kinematografia od ponad dekady podbija światowe festiwale.
Niezwykły, gdyż w przeciwieństwie do większości filmów rumuńskiej nowej fali ubrany w historyczny kostium (do tej pory Rumunii cofali się najwyżej w lata 80.). Jesteśmy na Wołoszczyźnie w 1835 roku. Ojciec i syn ścigają zbiegłego cygańskiego niewolnika, po drodze spotykając całą panoramę ówczesnego społeczeństwa tej krainy, w całej jego etnicznej, religijnej, klasowej i stanowej plątaninie. Film stanowi fascynujące rozliczenie się z konstytuującymi rumuńską tożsamość przesądami, uprzedzeniami, wreszcie z dziedzictwem feudalizmu i niewolnictwa.
Nie tylko w kontekście ostatniego zamieszania wokół abp. Paetza warto przypomnieć sobie największą dla mnie berlińską rewelację z zeszłego roku – El Club Pablo Larraina, najbardziej wyrazistego dziś autora z Chile, jeśli nie z całej Ameryki Południowej. Film zaczyna się w ośrodku dla księży, ukrywanych przez Kościół katolicki przed wymiarem sprawiedliwości – za pedofilię, nieprzestrzeganie celibatu, finansowe przekręty. Spokój księży dożywających w ten sposób emerytury burzy pojawienie się dawnej ofiary, jednego z duchownych.
Co z nowości?
Są na Wiośnie Filmów także obrazy, na które sam z niecierpliwością czekam. Choć nie miałem ich jeszcze okazję obejrzeć, zaryzykuję polecenie ich państwa uwadze.
Po pierwsze radzę zwrócić uwagę na dwie reżyserki: Naomi Kawase i Athinę Rachel Tsangari. Pierwsza jest jedną z najbardziej utalentowanych, a przy tym najbardziej klasycznych, uporządkowanych reżyserek kina japońskiego. Jej obrazy przywodzą na myśl arcydzieła japońskiego kina psychologicznego, takich autorów jak Ozu, czy kina europejskiego, spod znaku Rohmera. Interesują ją intymne sytuacje, bliskie międzyludzkie więzi, skomplikowane problemy moralne. W Warszawie będziemy mogli zobaczyć jej nowy film Kwiat wiśni i czerwona fasola – historię przyjaźni nawiązującej się między ulicznym sprzedawcą naleśników, a pracującą dla niego starszą panią.
Tsnagari jest jedną z najważniejszych przedstawicielek greckiej nowej fali, znaną u nas przede wszystkim z filmu Attenberg. W Warszawie pokaże swój nowy film Chevalier – historię wyprawy grupy mężczyzn luksusowym jachtem, która zmienia się – jak można się spodziewać po wrażliwości tej autorki – w sytuację chorej rywalizacji.
Ja sam przede wszystkim czekam na jeden tytuł – Kosmos Andrzeja Żuławskiego, ostatni film autora Diabła. Nakręcona w Portugalii po francusku adaptacja powieści Gombrowicza będzie tu miała swoją polska prapremierę. Ta powieść zawsze wydawała mi się kluczem do Gombrowicza kinowego. Kryminalna intryga, zagadka, przedmioty, które mogą, ale nie muszą być znakami – to wszystko bardzo filmowe tropy. Choć przyznam też szczerze, że nigdy, gdy myślałem kto taki filmowy Kosmos by mógł nakręcić, do głowy nie przychodził mi Andrzej Żuławski. Tym bardziej czekam na spotkanie z tym filmem.
**Dziennik Opinii nr 106/2016 (1256)