Klip Mai Miloš, mimo pełnej widowni i nadziei rozbudzonych bardzo zachęcającym opisem w festiwalowym katalogu, okazał się przewidywalny i do bólu sztampowy, a jego potencjał krytyczny jest
Klip Mai Miloš, mimo pełnej widowni i nadziei rozbudzonych bardzo zachęcającym opisem w festiwalowym katalogu, okazał się przewidywalny i do bólu sztampowy, a jego potencjał krytyczny jest porównywalny z programem Uwaga!.
Serbska reżyserka chciała się bliżej przyjrzeć pokoleniu dzisiejszych nastolatków poprzez ich ulubione rozrywki. Jasna, bohaterka Klipu, swoim białym telefonem komórkowym wyposażonym w kamerę wideo kręci, jak prawdziwie zaangażowana dokumentalistka, naprawdę wszystko: od alkoholowych imprez, bójek i kopulacji, przez chorobę ojca, dzieci w sierocińcu, po intymne czynności higieniczne i demolowanie szkolnych sal. Jej codzienność polega na zbieraniu coraz bardziej ekstremalnych materiałów do swojego – życiowego – wideoklipu.
Bezpośredniość filmu Mai Miloš na początku intryguje. Bardzo sprawnie wpisane w wizualną warstwę filmu zdjęcia z telefonu komórkowego naprawdę wiele pokazują, bez żadnej taryfy ulgowej. Również w społecznej perspektywie: widzimy powojenną serbską beznadzieję, którą każdy próbuje pokonać na swój sposób. Bohaterowie Klipu oddają się „prostym przyjemnościom”, przede wszystkim (w dowolnej kombinacji) przemocy, alkoholowi i seksowi.
Obserwując wideoklip z życia Jasnej, nie mamy żadnych wątpliwości: jeśli z kimkolwiek lub czymkolwiek czuje się związana, to właśnie z telefonem komórkowym. To za jego pomocą rejestruje najważniejsze momenty ze swojego życia, przede wszystkim te związane z seksem. „Samotność” to wzniosłe słowo, które najlepiej opisuje życie bohaterów, ale nie ma ono w filmie Miloš ani metafizycznego, ani nawet emocjonalnego charakteru.
Codzienną wegetację Jasnej, Djordiego, Sanji, Otaca i innych cechuje brutalność i bezwzględność. To podstawowe składniki języka używanego przez pokolenie portretowane przez serbską reżyserkę. Brutalny seks, brutalne słowa i emocje, brutalne relacje między siostrami, wreszcie brutalność, która staje się postawą nie obronną i nie ofensywną, lecz po prostu oczywistą, niemal instynktowną.
W Klipie Mai Miloš brakuje mi przede wszystkim komentarza, choć piszę to nie bez oporów. Pokazując surowe obrazy epatujące brutalnością i bezmyślnością, reżyserka osiągnęła tylko trzydzieści procent sukcesu – dzięki filmowi wiemy, że w Serbii jest podobnie jak w Polsce, o czym łatwo się przekonać, idąc do dowolnego klubu odwiedzanego przez nastolatków. To jednak zdecydowanie za mało, by uznać Klip za film oryginalny (w Polsce mieliśmy choćby podobne Galerianki).
Mam poważny problem z identyfikacją celów, jakie wyznaczyła sobie serbska reżyserka. Nie wiem, czy chciała problem mentalnej pustki tylko naświetlić (a jeśli tak, to co z tego?), czy jej ambicją było stworzenie portretu pierwszego pokolenia po wojnie bałkańskiej (dlaczego w takim razie tak pobieżnie?), a może tylko chciała przedstawić serię „szokujących” obrazów, by powiedzieć: „tak, są ludzie, którzy żyją w ten sposób”(znowu: i co z tego?). Naprawdę nie wiem i mam z tym problem, bo z Klipem z nowohoryzontowej sekcji „Panorama” wiązałem spore nadzieje.