Czytaj dalej

Wiśniewski: Antymatrix Jacka Dukaja

„Starość aksolotla” to przedsięwzięcie filozoficzne, literackie, technologiczne i wreszcie – marketingowe. Najbardziej udało się to ostatnie.

Promień śmierci z kosmosu dotarł na Ziemię w wyjątkowo – dla Ziemian – sprzyjających okolicznościach. Gdyby ów opisany przez Jacka Dukaja holokaust nastąpił zgodnie z kalendarzem Majów i wysmażył całe organiczne życie w roku 2012, nic by po nas nie zostało. Szczęściem w nieszczęściu Starość aksolotla dzieje się w niedalekiej przyszłości, w której ludzkość się zmechanizowała. Powszechna robotyzacja objęła wszystkie dziedziny życia (nowoczesność w domu i zagrodzie!), od opieki nad dziećmi i starcami po seks i przemoc. Elektronika rozrywkowa zaś przyniosła gadżet pozwalający (po hakerskich przeróbkach) na transfer świadomości do komputera. I tym właśnie sposobem w obliczu Zagłady kilkanaście tysięcy homo sapiens posiadających ów sprzęt uciekło do komputerów, a ich ciała zginęły z resztą ludzkości. Sieć okazuje się dla tych zdigitalizowanych świadomości niebezpieczna, mnożą się wirusy; pochowani bezpiecznie na serwerach postludzie wracają więc do reala, sterując metalowymi ciałami robotów. Jest to więc zupełne przeciwieństwo Matrixa, odwrócenie wektora. Antymatrix, czyli nie mięso więzione w słojach przez maszyny, ale wolność od mięsa dana w okrutny sposób.

Starość aksolotla to mikropowieść (gatunek, który Dukaj uprawia często, bo często rozrastają mu się opowiadania), pełna typowych Dukajowych motywów, mogłaby zastąpić któryś z utworów ze zbioru Król Bólu. Jest tu więc ekstrapolacja współczesnych trendów. Naszym cyfrowym kopiom, skonstruowanym z sieciowej aktywności, które trzymają na swoich przepastnych serwerach Brin i Zuckerberg, odpowiadają w cybernetycznej fantazji przetransferowane świadomości. Są gracze komputerowi, których kultura w tym nowym ponurym świecie stanie się dominująca. Jest, jak zwykle u Dukaja, wybitna jednostka – nasz rodak, Grześ. Postać nieco z tradycji Philipa K. Dicka, miłośnika rzemieślników, korporacyjny serwisant IT, złota rączka, który umie naprawić pralkę i złożyć komputer. Fachowiec od hardware’u w świecie zaludnionym przez hardware. Jest snucie się i filozofowanie w dialogach (cóż pozostało); jest potok neologizmów; jest naiwna polityka (chociaż daleko jej do naiwności przemowy o charytatywnych kapitalistach z wcześniejszego Science-fiction); w sumie – jest 100% Dukaja w Dukaju. Ciekawe robią się zatem wszystkie mniejsze i większe różnice.

Weźmy owych Dukajowych nadludzi, o których tak lubi pisać, tych, jak mówi internetowa młodzież, tych „wygrywów”. „Normsy” są nieinteresujący, do tej pory wystarczyło im zapewnić pełną michę (dzięki cudom technologii) i wyłączyć poza nawias narracji, jak w Perfekcyjnej niedoskonałości, opowiadającej o sprawach postludzi egzystujących na zupełnie innym poziomie rozwoju, i nawet główny bohater, początkowo równy czytelnikowi, zaraz musi się okazać pełny niespodzianek. Ciekawy może być jeszcze „przegryw”, człowiek z dna, bo zdesperowany ma szansę się podźwignąć i obrócić los o 180 stopni (przyjdzie Crux i nas zje); ale kogo interesują normalsi? W Starości aksolotla do zostania wybrańcem wystarczyło mieć szczęście, znaleźć się w odpowiedniej chwili w posiadaniu odpowiedniego hardware’u. Jest to ciekawe w warstwie meta (o której więcej za chwilę): książka wydana jedynie jako e-book trafia jedynie do beneficjentów cyfrowej rewolucji, bez odpowiedniego hardware’u sobie jej zwyczajnie nie poczytasz (zaiste, żyjemy w cyberpunku, toż to sytuacja wprost z serialu anime Ghost in the Shell, gdzie w druku znaki i litery zastąpiono komputerowymi kodami, łatwymi do odczytu przez populację z cybernetycznymi rozszerzeniami mózgu). Wyjątkowa jedność bohaterów i czytelników.

Brak w Starości aksolotla tego epickiego i optymistycznego ducha progresu ludzkości znanego z Perfekcyjnej niedoskonałości, co bierze się z tego, że przeskok w cyfrę nie odbył się naturalnie, zgodnie z prawidłami historii – jakby nie nastał jeszcze „czas maszyn parowych”. To stara idea zaczerpnięta z powieści fantasy Lo! Charlesa Forta: tak samo jak drzewo nie potrafi zakwitnąć, nim nadejdzie czas zakwitania, tak cywilizacja nie umie znaleźć zastosowania maszyn parowych (znanych już przecież w starożytnym Rzymie), nim nie nadejdzie czas maszyn parowych. Tu – znajduje zastosowanie do tego transferu w cyfrę, ale za wcześnie, nieprzygotowana, brutalnie zmuszona, wbrew swojej woli. I może stąd się bierze przenikający książkę pesymizm. Może też ze smutnej kontestacji, że naszemu pokoleniu cyfrowa nieśmiertelność nie jest pisana, należy ją zatem (zgodnie z najlepszymi tradycjami SF) obrzydzić.

Co mnie zaskoczyło, to niezwykłe pokłady tęsknoty za normsami, za tymi ludźmi zbędnymi (fabularnie i – jak wynika z prognoz – ekonomicznie). Oto książka od nerda dla nerdów, która idzie wbrew nerdowym emocjom pokolenia cyborgów. To, co w książce jest wyrażone za pomocą futurystycznych gadżetów, metalowe ciała, w których pozamykały się postludzkie dusze, wygląda na spełnienie marzeń tych wszystkich ludzi, których cieszy automatyzacja procesu zakupu hamburgera w McDonaldzie, eliminacja kontaktu z drugim człowiekiem. Mięso – precz. Spotkać się można w wirtualu, na Facebooku czy w grze, gdzie zamknięci w puszkach pecetów gamerzy toczą nieskończone boje i budują sztuczne światy, już nawet wspólna gra z drugim człowiekiem siedzącym obok na kanapie staje się passé.

Czy te mechy metalowe nie przypominają puszek na czterech kółkach, w których co dzień rano zamykają się przedstawiciele klasy średniej, odcinając się od świata i hołoty upchniętej w komunikacji zbiorowej? Jedno auto, jeden człowiek; jedna dusza, jeden robot.

A tu nagle – tęsknota za masami, za tymi znikniętymi miliardami normsów. Jakby wszystkie nerdy żyjące w wysokich wieżach technologii potrzebowały tych zwykłych zjadaczy chleba, żeby walidować własną egzystencję. „Ten tylko się dowie, kto cię stracił”.

I ten niespodziewany humanistyczny wątek Starości… mnie poruszył, reszta raczej rozczarowała. Mam wrażenie, że Dukaj pochodzi z poprzedniego pokolenia, czuje się lepiej wśród grubych zakurzonych tomiszczy niż wśród dzieci sieci podsuwających po autograf iPady z ebookami. Bohater sprawia wrażenie wyjętego z dawniejszych czasów, w których naprawiało się pralki, a nie uprawiało seks z inteligentnymi lalkami. Jest to widoczne w zachowaniu i dziwnie archaicznym języku. Dukaj wziął sobie za bohaterów graczy, ale poza wątkiem wziętych z sieciowych gier „aliansów” brakuje w książce większego zanurzenia w ich kulturę, a jest ona już dość bogata, ma swoje memy i bohaterów. Brakuje dialogu z popkulturą: są nawiązania, ale na zasadzie wywoływania po imieniu (Totoro, Blade Runner). To dziwi, skoro autor opisuje środowisko, które jest popkulturą przesycone, aż by się prosiło, żeby się do niej jakoś odniósł, zwłaszcza gdy cyfryzacji podlega pokolenie wychowane na filmach i książkach o przekraczaniu ludzkich granic. A Dukaj wie, jak coś takiego zrobić, rozpoznał przecież taki dialog w recenzji Września Tomasza Pacyńskiego.

Antyrewolucja

Najbardziej rozczarowuje zaś to, co było ogłoszone z największym hałasem. E-book, paradoks; z jednej strony elitarny, z drugiej – traktowany jako produkt drugiej kategorii, sprzedawany w pakietach, ulubiony przez self-publisherów, tańszy (czytelnicy się domagają, żeby był jeszcze tańszy), jedno z wydawnictw ma nawet autorów, których wrzuca tylko w cyfrę, bo na papier się nie opłaca. Starość aksolotla jest przede wszystkim marketingowym przedsięwzięciem platformy Allegro, która z e-booków miała trochę tej „gorszości” zdjąć. Dukaj opublikował w magazynie „Książki” długi esej o e-bookach i ich potencjale, swoją książkę przedstawiając jako warstwową, wykorzystującą możliwości nowoczesnego formatu epub3. Owych „warstw” dostarczyło studio Platige Image (producent Katedry Tomasza Bagińskiego, ekranizacji opowiadania Dukaja) pod postacią barwnych i czarno-białych ilustracji, do tego doszły logotypy występujących w książce frakcji oraz dwa modele robotów do wydruku 3D, za które odpowiada hollywoodzki projektant Alex Jaeger.

Co z tego wynika dla książki? Absolutnie nic. Ilustracje są ładne (jedna to bezpośredni cytat z Ghost in the Shell), ale książki z obrazkami to nic nowego (sam Dukaj ma taką na koncie), roboty do wydrukowania w 3D to raczej heca (sprawdziłem, koszt pomniejszonej figurki to około 100 zł, ale można je obejrzeć w darmowej aplikacji na komputerze), służą jedynie narobieniu marketingowego szumu.

Jedną z warstw dostarczył sam pisarz, jest to mianowicie słowniczek trudnych terminów. I kolejne rozczarowanie. Raz, że ten zbiór przypisów wcale nie wymagał nowej technologii. Dwa, że popsuł literaturę – częścią przyjemności zanurzania się w Dukajowe światy było odkrywanie ich zagadek (podobną metodę stosuje William Gibson w nowej powieści The Peripheral, tłumacząc znaczenie jakiegoś słowa po kilku rozdziałach intensywnego użycia), tu może iść na łatwiznę, ale co ja z tego, jako czytelnik, mam?

Trzecia rzecz to autorska filozofia stojąca za tymi definicjami. W tekście do „Książek” Dukaj tłumaczy, że chodziło o zatrzymanie czytelnika w aplikacji, żeby natrafiwszy na trudne słowo, nie uciekał do Wikipedii, tylko został w książce i się nie rozpraszał. Jaki jest skutek? Autor sam musiał dokonać wyboru, które słowa są trudne.

Skończyło się to tak, że jak zobaczyłem definicję tak prostego słowa jak „hardware”, wyszedłem z książki, żeby rozbawiony zrobić o tym wpis na Facebooku.

W innych przypadkach, jak przy definicji „doliny niesamowitości”, okazuje się, że lepszy byłby link do Wikipedii, gdzie czytelnicy znaleźliby ważny wykres, którego tu zabrakło.

W sumie – zmarnowany potencjał. Nie mówię, że oczekiwałem interaktywnej fikcji, tekstu hiperlinkowego (jak np. 253  Geoffa Rymana, gdzie linki służą spleceniu losów pasażerów londyńskiego metra) czy zabaw w stylu Gry w klasy Cortazara, ale przecież te odnośniki aż prosiły się o wprowadzenia jakiegoś dodatkowego wątku czy też, pozostając w poetyce gier komputerowych, subquestu. Dukajowi nie udało się wykorzystać możliwości nowoczesnego medium. Widać, że czuje się w nim nieswojo, jak powieściowy Grześ w cybernetycznym pancerzu.

Jacek Dukaj, „Starość aksolotla”, Allegro 2015

Michał R. Wiśniewski (1979) – publicysta, redaktor naczelny magazynów upadłych „Kawaii” i „Anime+”, popularyzator japońskiej popkultury i fantastyki w Polsce. Autor powieści „Jetlag (Wydawnictwo Krytyki Politycznej 2014). Publikował m.in. w „Gazecie Wyborczej”, w magazynach „Pulp, „Nowa Fantastyka”, „Kmag”, „Arigato”, portalu next.gazeta.pl, a także w książkach Bond. Leksykon, Seriale. Przewodnik Krytyki Politycznej i Berlin – Pascal Lajt. Prowadzi bloga: Pattern Recognition (mrw.blox.pl) oraz jetlag.com.pl

**Dziennik Opinii nr 104/2015 (888)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij