Czytaj dalej

Verbitsky: Milczenie

Tajne stosunki Kościoła katolickiego z argentyńską dyktaturą wojskową. Fragment głośnej książki Horacio Verbitsky'ego

 

Konający

 

– Gdyby nie jego choroba, to wszystko nie miałoby miejsca – rzekł mężczyzna ukrywający łysinę pod zaczesanymi od skroni włosami. 

 

Kobieta nie wiedziała, co odpowiedzieć. Denerwowała ją poufałość, z jaką zwracał się do niej ów mężczyzna, i jego natręctwo. Nie odpowiadała na jego pytania, ale też nie odważyła się ich lekceważyć. 

 

– Chcesz zobaczyć? – naciskał, jak gdyby dogorywające szczątki miały zaświadczyć o czystości jego intencji. Podążyła za nim niechętnie. Mężczyzna otworzył drzwi do pogrążonego w ciemnościach pokoju i zrobił kilka kroków naprzód. Kobieta zajrzała do środka. Nic nie było widać, ale dobiegły ją jęk i szelest pościeli; wycofała się ze wstrętem. Towarzysz przyglądał się jej z triumfalnym uśmiechem (1). Wiedziała, że umierający człowiek jest kimś ważnym, ale nie miała pojęcia, w jakim stopniu zależały od niego jej losy. Pamiętała, że jego zdjęcia ukazywały się w gazetach. Ubrany na czarno, przepasany czerwoną wstęgą kardynał pozował u boku generała; wojskowy w galowym mundurze podawał mu pióro. Pochylony nad pulpitem purpurat symbolizował poplątane relacje Kościoła z władzą świecką. Przed dwunastoma laty Graciela Daleo walczyła w obozach misyjnych w Tartagal i Chaco u boku Maria Firmenicha i księdza Carlosa Mugiki – przyłączając się do buntu w łonie Kościoła przeciwko porządkowi, jaki uosabiał ten starzec. Tak trafiła do partyzantki Montoneros. 

 

Teraz z udawanym szacunkiem wysłuchiwała opowieści snutych przez mężczyznę z włosami przyklejonymi do czaszki. Od niego zależała jej wolność. 

 

– Mogę załatwić wizę do Wenezueli – powiedział wreszcie, zamknąwszy za sobą drzwi do pokoju. 

 

– Byle szybko. Chcę lecieć wtorkowym samolotem – naciskała. 

 

– Zgoda, przyjdź w czwartek do kurii. Tylko weź ze sobą paszport i bilet w obie strony. 

 

– Z tym nie powinno być problemu – odparła. 

 

Paszportem i biletem miał się zająć najmłodszy z mężczyzn, ten, który ją tam przyprowadził. Teraz czekał na nią w samochodzie zaparkowanym przy niezbyt długiej ulicy San Martín de Tours, nad którą górował budynek sanato- rium Sióstr Maryi, zwanego Mater Dei, ulubionej wśród katolickiej burżuazji w Buenos Aires kliniki położniczej(2)

 

 

Chrystus to ty 

 

 

Opisana powyżej scena miała miejsce w poniedziałek, 16 kwietnia 1979 roku, sześć miesięcy przed śmiercią konającego w ciemnościach dziewięćdziesięcioletniego starca. W następny czwartek, o ustalonej godzinie, Graciela Daleo stawiła się w arcybiskupstwie Buenos Aires.

 

Aresztowana półtora roku wcześniej na stacji metra przez pluton marynarki, trafiła do katowni numer 13 w ESMA, gdzie poddawana była straszliwym próbom, ani na chwilę nie tracąc wiary. 

 

– Twoje życie jest w naszych rękach. Mów, kim są twoi wspólnicy, albo trafisz na górę – groził przesłuchujący ją porucznik Antonio Pernías. 

 

Rażąc ją prądem od kolan w górę, aż do klatki piersiowej, wypytywał o partyzantkę i życie seksualne. Kobieta jednak wykrzykiwała wyłącznie zdrowaśki, co doprowadzało go do pasji. Zrozumiała dlaczego, gdy dostrzegła na szyi przesłuchującego krzyżyk i cudowny medalik z Matką Boską. 

 

Następnie rozwiązano ją, ubrano, zakuto w kajdanki i zasłonięto oczy czarną opaską. Wsadzono do samochodu; słyszała pomruki broni. Po kilku zakrętach wyciągnięto ją z auta. Przesłuchujący oznajmił, że w związku z tym, iż odmówiła wydania swoich towarzyszy, postanowiono ją rozstrzelać. 

 

– Jakie jest twoje ostatnie życzenie? – zapytał. 

 

– Zdejmijcie mi opaskę. Chcę widzieć, jak mnie zabijacie. 

 

– Co to, to nie. Inne życzenie – naciskał porucznik. Tymczasem wystrzeliła broń, a ktoś powiedział: – Cóż za niecelny strzał. Ktoś inny szarpał za więzienny strój Gracieli. 

 

– Zdejmuj! Dam to swojej żonie – rozkazał. 

 

Potem kazano jej klęczeć, przyłożono pistolet do skroni i po raz kolejny wystrzelono w powietrze. Blef został powtórzony trzykrotnie(3)

 

Owo starcie w sali tortur w ESMA pomiędzy więźniarką z partyzantki a wszechmogącym oficerem marynarki, posługującymi się symbolami tej samej wiary, stanowiło przykład głębokich podziałów w strukturach Kościoła katolickiego. 

 

Kuria Buenos Aires od dziesiątków lat funkcjonowała w tym samym, starym budynku przy ulicy Suipacha, gdzie Graciela Daleo po raz drugi miała spotkać mężczyznę, który opiekował się umierającym. Minęła czarną, żelazną bramę i przeszła pomiędzy kolumnami brukowanego krużganku, szukając bocznego wejścia. Zanim jednak je odnalazła, zaskoczył ją głos za plecami. Dobiegał z samochodu zaparkowanego w ogrodzie, pod wysokimi palmami, jednymi z nielicznych, jakie wciąż rosną w betonach Buenos Aires. Kapłan o misternie ułożonej fryzurze zaprosił ją do auta i tam odbyli rozmowę(4)

 

On powiedział, że wie, co się tam dzieje, i że już wielu ludziom pomógł opuścić kraj. Otworzył paszport, który mu podała, i spojrzał na zdjęcie. Następnie sprawdził bilet lotniczy. Widniało na nim nazwisko kobiety, numer i godzina lotu. Upewnił się, że niczego nie brakuje, i schował dokumenty. 

 

– Ja wiem bardzo wiele. 

 

– To dlaczego nie złoży ksiądz doniesienia? – odważyła się spytać. 

 

– Gdybym zaczął mówić, musiałbym uciec z kraju. I nie zdobyłbym dla ciebie wizy. 

 

– Nie oddałabym życia tych wszystkich ludzi w zamian za wizę. 

 

Mężczyzna uśmiechnął się, nic nie mówiąc. Wręczył jej krzyżyk. 

 

– Chrystus to ty – powiedział(5)

 

Potem wysłuchał jej spowiedzi, kilkakrotnie zadając nurtujące go pytanie: 

 

– Gwałcą tam kobiety? Graciela okazała zniecierpliwienie, ale naciskał: – Ciebie zgwałcili?(6).

 

 

Gdy wysiadła z samochodu, ksiądz odprowadził ją niespokojnym wzrokiem. Kobieta wyszła na ulicę, gdzie czekał na nią młodszy mężczyzna, ten sam, który ją tutaj przywiózł i załatwił jej bilet. 

 

Nazywał się Jorge Perrén, ale mówiono na niego Octa- vio, Morris albo Puma. Był jednym z członków grupy zadaniowej w szkole ESMA, na której plugawym poddaszu kobieta spędziła półtora roku wraz z setkami innych więźniów, najpierw przykutych do podłogi, z zawiązanymi oczami, a potem – w zamian za życie – zmuszanych do pracy na rzecz projektu politycznego dowódcy marynarki wojennej, admirała Emilia Massery, który marzył o tym, by zostać nowym Peronem(7)

 

Nazajutrz po spotkaniu, 20 kwietnia 1979 roku, Graciela Daleo udała się do Wenezueli. Dotarłszy do Caracas, przedstawiła wizę, którą zdobył dla niej łysiejący, zaczesany „na pożyczkę” mężczyzna, monseñor Emilio Teodoro Grasselli, zaufany sekretarz byłego arcybiskupa Buenos Aires, byłego ordynariusza polowego i byłego prymasa Argentyny, kardynała Antonia Caggiana, kluczowej przez minione pół wieku postaci argentyńskiego Kościoła rzymskokatolickiego. Starca, który dogorywał w ciemnościach. 

 

 

 

Przypisy:

1 Graciela Beatriz Daleo, rozmowa z autorem, Buenos Aires, 3 kwietnia 1987.

2 Graciela Daleo, zeznanie złożone przed Sądem Federalnym w sprawie 13/84, Videla, z 18 lipca 1985. 

3 Tamże. 

4   Graciela Beatriz Daleo, rozmowa z autorem, Buenos Aires, 3 kwietnia 1987. 

5   Graciela Daleo, cyt. Zeznanie.

6   Graciela Beatriz Daleo, rozmowa z autorem, Buenos Aires, 3 kwietnia 1987

7 Miriam Lewin, zeznanie złożone przed Sądem Federalnym z 18 lipca 1985 w sprawie 13/84, Videla

 

Fragment książki Horacio Verbitsky’ego Milczenie, która ukazała się maju nakładem wydawnictwa Prószyński i S-ka. Przeł. Magdalena Klimek i Andrzej Flisek.

 

Czytaj także:

Zakrzewicz: Okres reform w Kościele możemy uznać za zamknięty

Algañaraz: Bergoglio współpracował z juntą

Obirek: Wybór Bergoglio może być przełomem


__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij