Czytaj dalej

Popiół czy diament?

Kiedy Czesław Miłosz otrzymał literackiego Nobla, Andrzejewski powiedział w jednym z wywiadów, że tak naprawdę Nobel należy się im z Miłoszem po połowie. O biografii prywatnej Jerzego Andrzejewskiego.

Trudno w dziejach polskiej literatury o pisarza, którego życie i twórczość bardziej uwikłane byłyby w paradoksy historii – przedwojenny żarliwy katolik stał się po wojnie wierzącym komunistą, który skończył jako odważny opozycjonista i członek KOR. Jakby mu tego było jeszcze mało – ze skomplikowaną biografią oficjalną krzyżuje się biografia prywatna, może jeszcze bardziej nieoczywista: dobry mąż i ojciec otwarcie manifestujący swój homoseksualizm? Niestrudzony poszukiwacz wielkiej miłości niestroniący od orgii z chłopcami z pikiety? Alkoholik obciążony rolą autorytetu moralnego? No i ta wieczna wątpliwość wobec wartości własnej twórczości – popiół czy diament?

Czytać na nowo?

Kiedy paryska „Kultura” przeprowadziła na początku lat 90. ankietę wśród literaturoznawców i pisarzy Pisarze niedocenieni, pisarze przecenieni, nazwisko Jerzego Andrzejewskiego pojawiało się dość często w kategorii pisarzy przecenianych, m. in. Tadeusz Nyczek pisał o nim „mistrz intelektualnej mimikry”, Małgorzata Czermińska zaś podsumowywała: „snobistyczny i koturnowy nawet tam, gdzie brutalizował i próbował pokazywać tzw. mięso życia.” We wspomnianej ankiecie zwracano uwagę, że dzieło Andrzejewskiego jest mocno upolitycznione i osadzone w realiach PRL. Popiół i diament, choć w spisach lektur wytrwał do wczesnych lat 90., zdążył już wypaść z czytelniczego obiegu; nikt też już nie czyta z wypiekami na twarzy alegorycznych Bram raju; żeby poczuć powiew wielkiego świata z Idzie skacząc po górach trzeba było żyć w gomułkowskiej Polsce – dziś wrażenia chyba nie robi, a pisarskie dzieło życia – Miazga – jest imponującym niewypałem. Niekwestionowaną wartość ma chyba tylko kilka opowiadań okupacyjnych z Apelem i – zekranizowanym przez Andrzeja Wajdę – Wielkim Tygodniem na czele.

Czy twórczość Andrzejewskiego wyjdzie kiedyś z literackiego czyśćca? Być może okazją do tego, by do niej wrócić i czytać ją nie według politycznego, ale biograficznego klucza jest fascynujące i pełne skrajności życie pisarza należącego do pokolenia „świadków nowoczesności”, tego samego, które wydało Miłosza, Gombrowicza, Gałczyńskiego… Opisała je właśnie Anna Synoradzka-Demadre. Ta sama biografka podjęła przed laty (książka Andrzejewski z 1997) próbę opisania biografii publicznej Andrzejewskiego. Jej ciągiem dalszym jest opublikowana właśnie biografia prywatna autora Ładu serca: „relacje osobiste autora Popiołu i diamentu stanowią jej temat główny, zaś twórczość, przemiany poglądów filozoficznych i politycznych są omawiane tylko wtedy, gdy służy to wątkowi zasadniczemu” – pisze autorka we wstępie.

Andrzejewski publiczny, Andrzejewski uwikłany w komunizm, Andrzejewski opozycyjny, a więc ten Andrzejewski, który tak wielu wydawał się przeceniany, schodzi na dalszy plan. W ten sposób badaczka wygospodarowuje przestrzeń dla dogłębnego prześledzenia nieoficjalnych i prywatnych wątków biografii pisarza: miłości, przyjaźni, rodzicielstwa, małżeństwa, nałogów i chorób. Dzieje się to kosztem kompletności książki – mniej zorientowani czytelnicy mogą mieć problem w śledzeniu tego, jak życie osobiste pisarza, nader nieuregulowane, splatało się z jego poglądami i znajdowało odzwierciedlenie w twórczości, ale w zamian za to wszyscy otrzymujemy dogłębny psychologiczny portret człowieka.

Melodramat Iwaszkiewicza

Emancypant?

Biografia prywatna Andrzejewskiego nie może nie uwzględnić kontekstu jego homoseksualizmu. I rzeczywiście Synoradzka ustanawia seksualność Andrzejewskiego jako oś, wokół której biografia ta się plecie. Nie może chyba być inaczej, bo seksualna odmienność Andrzejewskiego nie jest i, co więcej, nie była dla nikogo tajemnicą, choć na tle polskiego dwudziestowiecznego Parnasu, który był niezwykle odmieńczy (Iwaszkiewicz, Gombrowicz, Lechoń, Dąbrowska, Jeleński, Czapski, Giedroyc, Białoszewski, a nawet Rodziewiczówna) otwartość Andrzejewskiego była czymś zaskakującym i dalece nieoczywistym.

Jak pisał w Homobiografiach Krzysztof Tomasik: „Andrzejewski był pierwszym twórcą, u którego elementy homoseksualne przeniknęły do wizerunku publicznego. Wraz z twórczością stanowią one całość, którą można ocenić jako potencjalnie emancypacyjną”. Można zaryzykować twierdzenie, że Andrzejewski dokonał na własny rachunek czegoś w rodzaju prywatnej rewolucji seksualnej i obyczajowej. Synoradzka jej trajektorię stara się w książce odtworzyć.

Na Zachodzie być może jej bohater byłby w awangardzie przemian, tak jak na przykład jego rówieśnik – Jean Genet we Francji, ale w Polsce Ludowej pozostał kompletnie osamotniony. Analogia z Genetem nie jest przypadkowa. Francuski pisarz uczynił z homoseksualizmu narzędzie walki politycznej – w latach 60. dał się poznać jako radykalny zwolennik Czarnych Panter i działacz propalestyński. We Francji w 1971 roku ukonstytuował się nawet FHAR (Front Homosexuel d’Action Révolutionnaire) , radykalny ruch emancypacyjny, który bez wcześniejszych deklaracji Geneta nie miałby szans się ukonstytuować.

Tymczasem w Polsce Andrzejewski przyznał sobie prawo do nieukrywania relacji z mężczyznami, zaś od lat 60. do demonstracyjnego wręcz ich praktykowania. Czy jednak chodziło o wywołanie rewolucji obyczajowej? Raczej nie. „Być może – dywaguje Synoradzka-Demadre – przekonawszy się, że komunizm jest groźną utopią, i stając się po prostu człowiekiem dojrzałym, Andrzejewski wybrał konsekwentnie wolność, zarówno w wypowiedziach dotyczących kwestii politycznych, jak w ekspresji potrzeb emocjonalno-erotycznych”. Innymi słowy, pisarz świadom tego, że jego prywatne życie może dostarczyć pretekstu szantażystom ze służb specjalnych, decyduje się rozbroić obyczajową bombę – stając przeciw władzy może to robić zawsze z otwartą przyłbicą, pod swoim nazwiskiem.

Bohater opozycji antykomunistycznej

W 1968 roku wystosował list do Edouarda Goldstuckera, prezesa Związku Pisarzy Czeskich, gdzie przekazywał wyrazy solidarności z Czechosłowakami, pisał m.in. „Zdaję sobie sprawę, że mój głos protestu politycznego i moralnego nie zrównoważył i zrównoważyć nie może niesławy, jaką w postępowej opinii całego świata okryła się Polska”. Było to tak wielkim aktem śmiałości, że niektórzy znajomi w obawie przed represjami odsunęli się od pisarza, który odtąd znalazł się pod stałą obserwacją SB, a twórczość na indeksie (poza wciąż wznawianym jako lektura szkolna Popiołem i diamentem).

Pisarz świadom tego, że jego prywatne życie może dostarczyć pretekstu szantażystom ze służb specjalnych, decyduje się rozbroić obyczajową bombę – stając przeciw władzy może to robić zawsze z otwartą przyłbicą, pod swoim nazwiskiem.

Dalszym etapem „pozostawania na pozycjach otwartej walki z władzą ludową” była publikacja – pod własnym imieniem i nazwiskiem! – powieści Apelacja w „Kulturze” paryskiej. W 1976 pisarz podpisuje Memoriał 101 przeciw zmianom w Konstytucji PRL, ba! To on wysyła go do Komisji Konstytucyjnej z dopiskiem „Byłoby rzeczą pod każdym względem sprawiedliwie użyteczną, aby ci, którzy władzę sprawują, zechcieli przyjąć niniejszy głos ostrzegawczej krytyki, z umysłami równie otwartymi, jak zwykli przyjmować słowa solidarności i aprobaty”.

Dalsze działania Andrzejewskiego, takie jak List do prześladowanych uczestników robotniczego protestu, bycie członkiem-założycielem KOR (znowu Andrzejewski wziął na siebie rolę posłańca i osobiście zaniósł do marszałka sejmu tekst o powstaniu organizacji), krytyczne wywiady udzielane zachodnim rozgłośniom prowokują władze do reakcji. SB podejmuje próbę skompromitowania go jako osoby niezrównoważonej i niegodnej zaufania. W tym celu preparuje rzekomy apel pisarza do marszałka sejmu domagający się wprowadzenia równouprawnienia i swobody zrzeszania się przedstawicieli mniejszości seksualnych. Jego kopia wysyłana jest do licznych instytucji kulturalnych, a wiadomości o tym manifeście szeroko kolportuje partyjna prasa – „Trybuna Ludu” czy „Życie Warszawy”, którego redaktor naczelny w specjalnym artykule łączy działalność opozycyjną pisarza z moralnym upadkiem i wpływem ludzi z marginesu społecznego.

W ówczesnej Polsce postulaty emancypacyjne, skądinąd rozsądnie przedstawione, traktowane są jako objaw szaleństwa i wyraz zboczenia – kompromitują a nie skłaniają do, choćby odmownej, reakcji.

Po tym wydarzeniu izolacja pisarza pogłębia się. Stopniowo traci wzrok, pogrąża się też w nałogu. Wyczulony na objawy starzenia się ciała, publicznie ośmieszony, boi się własnej groteskowości i nie szuka już porozumienia z partnerami, z którymi dzieli go coraz większa różnica wieku. Czytelnicza recepcja jego późnych książek – Teraz na Ciebie zagłada, Już prawie nic – jest rozczarowująca.

Pisarz angażuje się i jest angażowany politycznie – jego nazwisko otwiera listę patronów przerwanego wybuchem stanu wojennego Kongresu Kultury. W 1982 roku władze umożliwiają publikację – mocno już zdezaktualizowanej i ocenzurowanej – Miazgi. Czytelnicy są jednak raczej rozczarowani powieścią. 19 kwietnia 1983 roku pisarz umiera. We własnym domu, ale nie w łóżku „ciało ojca – zwierzała Synoradzkiej córka pisarza – spoczywało oparte o łóżko w pozycji klęczącej”.

Gombrowicz dla dorosłych

Zabawa, literatura, okrucieństwo

W opublikowanych pod koniec lat 70. Notatkach do autobiografii wspominał Andrzejewski dziecięce, quasi-erotyczne zabawy z kuzynem: „Lutek, długonogi brunecik […] zbliżał się do mego wieku, był starszy o rok lub dwa […]. Był silniejszy, szybszy, fizycznie dojrzalszy aniżeli ja, nie miałem w sobie nic z zuchwalstwa i upodobania do bijatyk […]. Czarnowłosego i smagłego bawiła białość mego ciała, mógł się też chełpić, że jego siusiak lepiej się prezentuje aniżeli mój, szczególnie w wodzie, gdy u mnie się kurczył, a u niego, skoro się z tej wody wychylał — przeciwnie. […] Skoro zaś znalazłem się wreszcie obok, rozgrzany i mokry, ze swawolnym ognikiem w brązowych oczach, chwytał mnie za przeguby rąk, przyciągał do siebie mocnym uchwytem w pasie lub poniżej ramion zmuszał do siłowania. […] Lutek wiedział, że mnie pokona, ja — że ulegnę, obaj znaliśmy swoje myśli […]. Czasem, by nierówne zapasy skrócić, ulegałem prawie natychmiast, ale Lutek nie lubił kapitulacji łatwej i szybkiej, więc gdy przedwcześnie w jego ramionach wiotczałem, stawał się agresywny i brutalny, rozmyślnie zadawał ból […] początkowe igraszki przekształcały się w bójkę […]. Miał wszystkie racje, żeby czuć się triumfatorem, dawał też temu wyraz […], stał rozkraczony na całą szerokość wanny, z dłońmi wspartymi o zwięzłe biodra, jego błyszczące oczy i rozchylone w uśmiechu usta […] aż nadto wyraźnie mówiły: popatrz, popatrz, jaki jestem!” Na jednym oddechu Andrzejewski kontynuował: „Dzięki niezbyt skomplikowanym skojarzeniom przychodzi mi w tej chwili na myśl (29 V 1972), że towarzysko‑intelektualna dialektyka Witolda Gombrowicza świadomie i z maniakalnym uporem stosowana przez niego w zetknię­ciu z ludźmi, choć na wyższych kondygnacjach rozeznania ulokowana – w podstawowych zasadach mechanizmu podobna była, jeśli nie identyczna, do cielesnych gier, praktykowanych przez mego dziewięcioletniego kuzynka dla zaspo­kojenia jego potrzeb własnych, lecz ze mną i przeciwko mnie”.

Niewiarygodny to przeskok – młodzieńcza opowieść z łaźni przekłada się bezpośrednio na literacko‑towarzyskie perypetie autora, prefiguruje dręczącą go w wieku dojrzałym relację z Witoldem Gombrowiczem. Bo trzeba dodać, że fakt, iż autor Pornografii zostaje obsadzony w roli kuzyna‑dręczyciela, oznacza tyle, że dorosły Andrzejewski obsadza się w roli dręczonego, a więc i emocje, jakich doświadcza, są w swoim zasadniczym rysie tożsame z emocjami doznawanymi w łaźni: pragnienie, upokorzenie, podziw i niechęć. A także rozbicie wewnętrzne wreszcie, bo wszystko to, jak powiada Andrzejewski: „ze mną i przeciwko mnie”. Agresywny popęd skierowany przeciwko samemu sobie nosi nazwę masochizmu i z masochistycznej przyjemności / przykrości Andrzejewski zdaje nam tu sprawę.

Przywoływane i powtarzające się seanse odbywane z Lutkiem w łaźni, określają więc pewien sposób funkcjonowania dorosłego pisarza nie tylko wobec innych mężczyzn, czy – znanego z upodobania do poniżania Andrzejewskiego – Gombrowicza, ale szerzej, ośmielę się sądzić, odzwierciedlają wieczną niepewność Andrzejewskiego co do swojego miejsca w literaturze: czy nadejdzie triumf, czy skończy się sromotną porażką. Diament czy jednak popiół? Kiedy inny przedstawiciel jego pokolenia, Czesław Miłosz, otrzymał literackiego Nobla, Andrzejewski powiedział w jednym z wywiadów, że tak naprawdę Nobel należy się im z Miłoszem po połowie. Uważał widać swoją twórczość za ważną, ale w wielu prywatnych listach, rozmowach sam o jej wartości wątpił, podejrzewał, że jest sublimacją jego własnych, prywatnych, nieprzetłumaczalnych pragnień i pożądań.

Chronić Polskę przed Polakami

Pisarz transgresji

Andrzejewski nie pozwolił się ograniczyć peerelowskim specom od kultury do roli autora Popiołu i diamentu, czynnie zaangażowany w działalność opozycyjną nie przybiera pozy autorytetu moralnego, odpowiedzialny za rodzinę nigdy nie zapomni największej miłości swego życia – Krzysztofa Kamila Baczyńskiego. Inna wielka miłość, Marek Hłasko, nie przeszkadza mu w oddawaniu się orgiom homoseksualnym z poznanymi na dworcu żołdakami.

Andrzejewski nie pasuje do żadnej gotowej narracji historycznej ani tym bardziej „polityki historycznej”. Andrzejewski, tak głodny życia, chyba skazany jest na bycie niczyim. Tym bardziej więc jego biografia, biografia człowieka z krwi i kości, człowieka upadającego i wzniosłego, odrażającego i szlachetnego jest nam dzisiaj potrzebna i tym bardziej docenić trzeba trud biografki, która odważyła się z nią zmierzyć. Jej książka poprzedza publikację prywatnego dziennika Andrzejewskiego – a ten będzie niewątpliwie wydarzeniem literackim rangi publikacji dzienników Iwaszkiewicza, Białoszewskiego, a może nawet Kronosa Gombrowicza – gnębiciela.

Tomasik: „Kronos”, czyli skandal na miarę książki telefonicznej

*
Anna Synoradzka-Demadre, Jerzy Andrzejewski – przyczynek do biografii prywatnej, Wydawnictwo Krytyki Politycznej, Warszawa 2017.

Tekst ukazał się w 68. numerze „Repliki”, dwumiesięcznika społeczno-kulturalnego LGBTQ.

***
Dr hab. Wojciech Śmieja – absolwent polonistyki na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Pracownik naukowo-dydaktyczny Instytutu Nauk o Literaturze Polskiej im. Ireneusza Opackiego UŚ. Pełnił funkcję dziekana Wydziału Humanistyczno-Społecznego Wyższej Szkoły Zarządzania Ochroną Pracy w Katowicach.Wykładał m.in. na Uniwersytecie Warszawskim (gender studies ISNS). Jego zainteresowania naukowe koncentrują się wokół ekspresji nienormatywnych seksualności w literaturze i szeroko pojętej sferze publicznej (gender i queer studies), a także sposobów kulturowego kształtowania norm męskości. Wynikiem prowadzonych badań są książki Literatura, której nie ma. Szkice o polskiej “literaturze homoseksualnej” (Universitas 2010) i Homoseksualność i polska nowoczesność. Szkice o teorii, historii i literaturze (Wydawnictwo UŚ, 2015).

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij