10 lutego 2013 zmarła prof. Jadwiga Czachowska współtwórczyni powojennej bibliografii polskiej. Sylwetkę Profesor przedstawia Agnieszka Kosińska.
„Nie wystarczy zdobyć wiedzy, trzeba jeszcze umieć się nią cieszyć. A jest to sztuka, której sekret posiedli tylko nieliczni. (…) Trzeba dzięki wiedzy dotrzeć do uczucia, inaczej jej posiadanie nie ma żadnej wartości. Trzeba być zdolnym do odczuwania szczęścia dzięki wiedzy, do wkupienia się w łaski wiedzy, bo tylko wtedy można się nią cieszyć, tylko wtedy osiąga się s t a n w i e d z y, który dostarcza radości nieuchwytnych, pozwala zawładnąć wiedzą całkowitą, dzięki czemu wie się nawet to, czego się nie wie”. Ilekroć czytam te słowa Alberto Savinio (ze szkicu Wiedza w tomie Wyjście z labiryntu w tłumaczeniu Stanisława Kasprzysiaka) staje mi przed oczami przede wszystkim Profesor Jadwiga Czachowska, współtwórczyni powojennej bibliografii polskiej.
Pełna entuzjazmu i determinacji. Surowy i sprawiedliwy krytyk, nie zostawiająca jednak człowieka samemu sobie, wręcz przeciwnie – natychmiast gotowa do pomocy, do współpracy, co robiła z radością i cierpliwie, i tak długo, aż rezultat ją zadowolił. Posiadła tę rzadką umiejętność iście ekwilibrystycznego podtrzymywania raz roznieconej iskry. Kiedy znalazła człowieka, który mógł z nią nad czymś, co zaprzątało jej umysł, pracować w duchu entuzjazmu i dobrym tempie, była niezmordowana: nieustannie dodawała odwagi, stale i, co nie mniej ważne, radośnie, o każdej porze dnia i roku zgłaszała gotowość do pracy, wykazywała przy tym matczyną empatię, pojawiała się dokładnie w momencie upadku i wyczerpania. Krzesała z ludzi zapał i wydobywała talenty, których się nie spodziewali. Szukała, więcej nawet: wychowywała w drugim partnera. Doskonale wiedziała, że wszelka ludzka działalność twórcza rozwija się jedynie w środowisku twórczej krytyki, zażartej rozmowy, dyscypliny i wolności myślenia, które człowiek sam sobie zdoła narzucić, niezależnie od okoliczności życiowych, które zwykle są przeciwne takim luksusom jak uprawianie wiedzy. Że to nie jest pogodna rozrywka towarzyska, której oddaje się człowiek w czasie sjesty na koszt państwowych dotacji. Wiele inicjatyw powstało i zostało doprowadzonych do końca tylko dlatego, że wierzyła w nie Czachowska. Wszystko to, o czym piszę, przydarzyło się również mnie w spotkaniu z tą niezwykle silną i dzielną kobietą. I choć poznałam Jadwigę (zwaną w jej kręgu Jagą) Czachowską u kresu jej życia, nigdy też nie zapomnę, jak przemieniła się w dziewczynę, kiedy przyniosłam jej bukiet róż.
Kto wie, być może sprytny los dlatego właśnie rzucił ją w dziedzinę żmudnej i niedocenianej dziś pracy, w bibliografię. Kto jednak nie rozumie tajemnej urody i piękna bibliografii, piękna, które odsyła wprost do mnichów-kopistów, do płonącej Aleksandrii, do starożytnego gmachu wiedzy, której fundamentem są wszelkie katalogi, spisy inwentarzy, zestawienia (szczególnie dzieł, które zaginęły), ten być może nie rozumie istoty humanistyki, a już na pewno napotka na kłopoty, kiedy zechce ją rzetelnie uprawiać. Bo bibliografia jest kodem pamięci. Bibliografia była dla Jagi Czachowskiej projektem totalnym, całożyciowym. Pamiętam wiele rozmów z Panią Profesor na temat, który wówczas i dla mnie był bardzo dotkliwy: jak trudno zebrać i prowadzić zespół ludzi zgodnie pracujących. Ja chciałam stworzyć małą pracownię badań nad twórczością Czesława Miłosza. Dla niej przedmiotem troski był los Pracowni Dokumentacji Literatury Współczesnej Instytutu Badań Literackich PAN w Warszawie, którą prowadziła przez blisko trzydzieści lat.
Kiedy po ukazaniu się Wierszy ostatnich (2006) Czesława Miłosza wspomniałam w rozmowie z Jadwigą Czachowską, że recenzenci nie rozumieją warsztatu poety, piszą nagle o jakichś depresjach i niemocach twórczych autora, przerwała mi: „Ależ, Pani Agnieszko, proszę koniecznie napisać glosę do tego tomu, przecież Pani nad nim pracowała. I proszę mi ją przysłać, przeczytam, a potem do Pani zadzwonię i powiem Pani swoją opinię”. Tak też się stało. Na drugi dzień po wysłaniu tekstu Pani Profesor zadzwoniła: „Podoba mi się ten tekst jako całość, prosto i rzeczowo napisany. Cieszę się, że Pani się w to zaangażowała i ma wyniki. Ale jest tam jedno sformułowanie: proteuszowa natura Miłosza. Co właściwie ma Pani na myśli?” Wdałyśmy się w rozmowę nie tylko o Miłoszu, ale także o jej pierwszych krokach młodej polonistki rzuconej w nieznaną dziedzinę badań, tj. bibliografię; o jej pierwszym pobycie we Francji (na przełomie 1956 i 1957 roku), kontaktach z „Kulturą” paryską, z Zofią i Zygmuntem Hertzami, Marią i Józefem Czapskimi, które to przyjaźnie umożliwiły zdobywanie adresów do pisarzy mieszkających na emigracji i zbieranie informacji koniecznych do powstawania „Słownika współczesnych pisarzy polskich”, nad którym pracował wówczas zespół (wraz z J. Czachowską) Instytutu Badań Literackich. Kiedy glosa ukazała się w ostatnim z 2006 roku numerze „Kwartalnika Artystycznego”, który wyszedł chyba na wiosnę 2007, Pani Profesor ucieszyła się, że ma datę z 2006, bo dzięki temu wejdzie do poszerzanego właśnie hasła poświęconego Miłoszowi w ostatnim, dziesiątym tomie monumentalnego słownika Współcześni polscy pisarze i badacze literatury pod redakcją Pani Jagi i Alicji Szałagan. Wtedy też, w związku z tym hasłem, poprosiła mnie o pomoc w uzupełnieniu opracowań polskich i zagranicznych, a także tłumaczeń książek noblisty, co też posłusznie zrobiłam. Już po ukazaniu się słownika (w 2007) Pani Profesor życzyła sobie otrzymywać ode mnie wszystkie książki Miłosza, jakie ukazują się w Polsce, żeby być na bieżąco i w razie czego być jeszcze w czymś użyteczną.
W 2007 roku zadzwoniłam do Jadwigi Czachowskiej z planem zrobienia bibliografii Czesława Miłosza. Początkowo, wobec ogromu materiału, który należało uporządkować, zamierzałam opracować raczej około 150-stronicowy skrypt pomocniczy. Pani Profesor przepytała mnie porządnie przez telefon i zaprosiła na rozmowę do siebie do domu. Po tym egzaminie domowym wszystko stało się dla mnie jasne. Nie ma na co czekać: autor nie żyje, dzieło zamknięte, trzeba robić całość. Pierwszy prawie 900-stronicowy tom Międzynarodowej Bibliografii Czesława Miłosza zatytułowany Bibliografia druków zwartych ukazał się w październiku 2009 roku, a Jadwiga Czachowska została jego naukowym konsultantem. Na moją prośbę napisała także do tego tomu świetny szkic „Czesław Miłosz a bibliografia polska”, w którym odsłoniła i opisała nieznaną stronę Miłosza. Okazało się, że przyszły noblista znał wagę wszelkich bibliograficznych opracowań i pomimo braku oficjalnej łączności z krajem w latach 50. i 60. posłusznie i wyczerpująco wypełniał ankiety i dostarczał do IBL do Warszawy. Korespondencja między Panią Profesor a Panem Profesorem poetą trwała zresztą do 1997 roku. Ponieważ Jadwiga Czachowska nie mogła przyjechać do Krakowa na promocję bibliografii, przygotowała odręcznie mowę wstępną, którą przepisałam (można ją przeczytać w „Dekadzie Literackiej” nr 1–2 z 2011). Podczas mojej pracy nad „Bibliografią druków zwartych” dzwoniła do mnie często z pytaniem zasadniczym: „Jak się Pani czuje? Proszę pamiętać, że rodzina jest najważniejsza. Musi Pani wykroić na nią czas”. A potem dodawała filuternie: „Pani Agnieszko, nie jest sztuką zacząć, sztuką jest skończyć”.
Na trzy lata przerwałam prace nad kolejnymi tomami bibliografii, by zająć się kalendarzem życia i twórczości Czesława Miłosza. Jadwiga Czachowska uznała, że i w tym dziele nie zaszkodzi mnie wspierać. Dzwoniła więc do mnie nadal lub wysyłała smsy. Właśnie tak: blisko dziewięćdziesięcioletnia dziewczyna, która lubi formę krótkiej informacji tekstowej i się nią posługuje, by dać znak pamięci. A tymczasem wymyśliła, że „ponieważ te teksty rozproszone Miłosza, co to Pani będzie zbierać, lokalizować, opisywać, to straszna robota, więc mam pewien pomysł racjonalizatorski, który zresztą już wprowadziłam w życie. Zadzwoni Pani, naturalnie w wolnej chwili, do Marleny – cóż za wspaniałe imię, prawda? – i ona Pani pomoże. Proszę zanotować jej numer”.
Styl uprawiana humanistyki bez wątpienia jest kwestią formacji duchowej, czyli nie tego, ile wiedzy człowiek w siebie wtłoczy w jednostce czasu, ale horyzontu człowieczeństwa, jaki zdoła zakreślić w czasie życia, jakie jest mu dane. Zawsze nas to ostatecznie zaskakuje, jak inteligencja ma wiele wspólnego z dobrocią. Być może świat, który pod koniec życia Jadwigi Czachowskiej, na jej oczach, a widziały one wiele, raz jeszcze zmienił skórę, nie potrzebuje wysokiego stylu i standardu, jaki wypracowała Czachowska. A jeśli tak jest, to tylko z jednego powodu: bo nie jest w stanie dotrzymać jej kroku, bo współczesna humanistyka zmieniła wektory i co innego jest w cenie.
Humanistyka zawdzięcza osobowości i talentom organizacyjnym Jadwigi Czachowskiej wiele cennych publikacji, również tych niesygnowanych jej nazwiskiem. Z całą pewnością zawdzięcza jej również bibliografię Czesława Miłosza oraz to, że będzie kontynuowana.
Agnieszka Kosińska
12 lutego 2013