Czytaj dalej

Dunin: Świat według Nancy Fraser

Wyobraźmy sobie świat, w którym praca zarobkowa i opiekuńcza są cenione na równi i żadna z nich nie jest przypisana płciowo.

Nieważne, od czego zaczniemy. Mogą to być bezrobocie i ubóstwo, które w większym stopniu dotyczą kobiet niż mężczyzn. Umowy śmieciowe i jednoosobowe „firmy”, które nie zapewniają bezpieczeństwa i uniemożliwiają wielu kobietom realizację rodzinnych planów. Brak żłobków i przedszkoli. „Szklany sufit”, który utrudnia kobietom awans zawodowy, albo „lepka podłoga”, skazująca je na mniej prestiżowe i nisko płatne zajęcia, w których awans w ogóle jest niemożliwy. Może to być też krytyka ról genderowych: trwale łączących kobiecość z określonymi predyspozycjami i zadaniami, przypisujących kobietom obowiązki opiekuńcze, macierzyńskość i zajęcia domowe oraz wrodzone upodobanie do nich. Także „terror piękna”, narzucane kobietom – szczególnie przez kulturę masową czy reklamy – wzory odpowiedniego i pożądanego wyglądu.

Nieważne, jak zaczniemy, skończymy zwykle w tym samym miejscu – na konflikcie wymagań, jakie współczesny świat i neoliberalny kapitalizm stawiają kobietom. Mają być opiekuńcze, piękne i jednocześnie być niezawodnymi pracownicami.

Na poziomie psychologicznym przekłada się to na problemy i konflikty wewnętrzne. Z jednej strony duża część kobiet pragnie założyć rodzinę i urodzić dzieci, jest gotowa przejąć na siebie obowiązek pomocy starszym członkom rodziny. Niektórzy powiedzą, że tak zostały ukształtowane przez patriarchalną kulturę, jednak są to ich jak najbardziej realne pragnienia. Z drugiej strony kobiety obawiają się zależności – czy to od męża, czy od opieki społecznej. Chcą dysponować własnymi pieniędzmi, decydować o swoim życiu, domagają się pełnoprawnego uczestnictwa w rynku pracy i konsumpcji. Samodzielność, niezależność, siła, konkurencyjność – to ważne wartości współczesnej kultury, obsługujące kapitalistyczny rynek i wzmacniane przez niego.

Dziś pewnie należy dodać do tego także elastyczność, umiejętność radzenia sobie z brakiem bezpieczeństwa. Brak poczucia bezpieczeństwa dla kogoś, kto wziął na siebie codzienną odpowiedzialność za bezpieczeństwo innych, może być szczególnie frustrujący.

Konflikt ten, charakterystyczny dla współczesnych warunków życia, jest powszechnie odczuwany przez kobiety, ale także, może w nieco inny sposób, przez mężczyzn, na przykład tych zależnych od opieki społecznej, niepewnych jutra, coraz trudniej identyfikujących się z tradycyjną męską rolą dostarczyciela dóbr i autorytetu. W diagnozach, szczególnie tych upowszechnianych przez popkulturę, „kobiety tracą swoją kobiecość”, a mężczyźni cierpią z powodu „kryzysu męskości”. Jaka jest na to rada? W retoryce backlashowej winne takiemu stanowi rzeczy są zbyt silne i wymagające kobiety, które w końcu zostaną ukarane samotnością i poczuciem niezrealizowania.

Nancy Fraser, w imieniu socjalistycznego feminizmu, proponuje inną diagnozę i inne środki zaradcze.

To, co powszechnie odbiera się jako brak kobiecości czy kryzys męskości, konflikty ról, poczucie niedopasowania czy niespełnienia, dla Fraser jest symptomem pewnego kulturowego błędu: zbyt sztywnego, a może w ogóle sztucznego podziału na sfery prywatną i rynkową.

Rynek rządzi się swoimi prawami – zysku i wyzysku – jest obojętny na etykę i uczucia, przeszkadzają mu kulturowe ograniczniki zmniejszające mobilność siły roboczej. Rynek emancypuje, gdyż potrzebuje efektywnych pracowników, bez względu na ich płeć, konsumentów i konsumentek. Jednocześnie kolonizuje świat społeczny, wszystko chce poddać swoim regułom. Czy rzeczywiście?

To prawda, że neoliberalna gospodarka usiłuje wykorzenić się ze społecznego otoczenia, ale wciąż ucieleśnia jakiś porządek społeczny, zezwalający na wielkie nierówności, a także genderowy, utrzymujący dyskryminację kobiet. No i wciąż pracują w niej ludzie, których nigdy nie da się sprowadzić do jednego wymiaru homo economicus. Nie wspominając o tym, że funkcji opiekuńczych nigdy zapewne nie da się całkowicie urynkowić.

Odgrodzona od rynku prywatność to miejsce na uczucia, wartości, bezinteresowność. Ale także na reprodukcję, biologiczną i kulturową, bez której cała reszta nie mogłaby działać. Czyż nie jest to praca? Pomijając tysiące codziennych czynności, jest to praca emocjonalna, wymagająca zdolności psychologicznych, komunikacyjnych, umiejętności rozwiązywania konfliktów i udzielania korepetycji. Oceniana jest jednak jako mniej istotna, nie przynosi publicznego uznania i finansowych gratyfikacji, które są przecież traktowane jako główny sprawdzian przydatności i sukcesu.

Ideologiczną obietnicą rynku jest „sprawiedliwość merytokratyczna”, dzięki której większe zdolności, wysiłek i wykształcenie są wyżej nagradzane. W życiu prywatnym to nie działa; jeśli ma się na głowie więcej dzieci albo osób wymagających opieki, liczba zadań i niezbędnych umiejętności wzrasta, natomiast pieniędzy na to wszystko zaczyna brakować.

Trudno uznać, że praca domowa czy opiekuńcza jest niepotrzebna czy bezproduktywna. Postulat, żeby za nią płacić, jest jednak nierealistyczny, poza tym może nieść dla kobiet niepożądane konsekwencje.

Jeżeli tą zapłatą ma być pensja rodzinna dla głowy domu, utrwala to tradycyjne podziały. Uzależnienie od opieki społecznej, na przykład samotnych matek, poddaje jej odbiorczynie biurokratycznej kontroli i stygmatyzuje, szczególnie jeśli są to świadczenia uznaniowe i uzależnione od spełnienia rozmaitych warunków.

W opisanych warunkach kobiecy gender powinien być postrzegany wieloaspektowo: jako zależność, upośledzenie ekonomiczne, role kulturowe, z którymi wiąże się brak prestiżu, ograniczenie w dostępie do decyzji politycznych. Wszystkie te czynniki splecione są ze sobą w niedającą się rozdzielić całość. Wykonywanie nieodpłatnych albo nisko płatnych prac zmniejsza szacunek, a brak szacunku utrudnia udział w sferze publicznej. Brak udziału w polityce sprawia, że kobiety nie mogą wpływać na zmianę tych warunków itd., itd. Liberalny feminizm, zapominając o tym i przypisując nadmierną rolę warunkom kulturowym, często jest zbyt wygodnym partnerem dla neoliberalnych praktyk. I zbyt łatwo zmienia się w pop-feminizm kolorowych pisemek kobiecych. (Choć nie zapominajmy, że daje mu to żywotność, i w dużej mierze temu dostrojonemu do kapitalizmu, popularnemu feminizmowi zawdzięczamy, że został on oswojony, a wiele jego postulatów stało się oczywistością).

Jednak gender, choć konstruowany na bazie biologii, nie jest niezmienny, niepodważalny i niereformowalny. Wynika z warunków społecznych, w których się wychowaliśmy i które tworzą na co dzień ramy naszych działań, ale jest też wynikiem refleksyjnej i krytycznej pracy nad owymi warunkami i własną tożsamością. Często przypomina to pracę barona Munchausena, który sam za włosy wyciągał się z bagna. Świat jednak się zmienia, a my zmieniamy się razem z nim.

Wyobraźmy sobie zatem inny świat. Taki, w którym praca zarobkowa i opiekuńcza, emocjonalna, są cenione na równi i żadna z nich nie jest przypisana płciowo. Każda cieszy się takim samym uznaniem.

Wspieranie innych jest cenione równie wysoko jak własne kariery. Ludzie – kobiety i mężczyźni – pracują i zajmują się swoimi rodzinami albo wspierają przyjaciół czy innych potrzebujących. Znajdują też czas na udział w sferze publicznej, która jest kolebką polityki. Rynek jest poddany kontroli politycznej, a celem organizacji politycznych jest zapewnienie równości płci i sprawiedliwości społecznej. Sprawiedliwość, choć nie prowadzi do pełnej równości, oznacza umożliwienie wszystkim równej partycypacji w publicznej debacie i takiego samego wpływu na decyzje polityczne. Nie jest to utopia rewolucyjna, a jedynie reformistyczna (nie dla wszystkich jest to zaletą), niesięgająca istoty ustroju kapitalistycznego. Własność i mechanizmy rynkowe trwają, lecz poddane społecznej i politycznej kontroli w kulturze, która nie jest już patriarchalna.

Taką właśnie utopię (możemy ją też nazwać projektem społecznym, w zależności od stopnia naszego optymizmu) proponuje nam Fraser, pokazując jej teoretyczne – filozoficzne i etyczne – podstawy. Nie jest to cel, który znajdowałby się w zasięgu ręki, ale czy przynajmniej taki świat nie jest marzeniem feministycznej lewicy i lewicowych feministek? Równość płci, ras itp., powszechna, większa równość, poddanie kapitału kontroli politycznej – czy to w ogóle jest możliwe? To nieważne. Ważne, czy uważamy taki kierunek zmian za pożądany i jesteśmy gotowi w nim podążać – choćby niewielkimi krokami. Pamiętając, że wszystko jest równie ważne: kultura, społeczne uznanie, dystrybucja dóbr i władzy.

Jest to wstęp do książki Nancy Fraser Drogi feminizmu. Od kapitalizmu państwowego do neoliberalnego kryzysu, która właśnie ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.

***

W swojej najnowszej książce Nancy Fraser śledzi ewolucję amerykańskiego ruchu feministycznego od lat 70. ubiegłego wieku i zapowiada nową, radykalną i egalitarną, fazę feministycznej myśli i praktyki.

Feminizm wyrósł fermentu wokół Nowej Lewicy i wkroczył w życie jako ruch wyzwolenia kobiet. Dołączył tym samym do innych radykalnych prądów, które kwestionowały fundamenty kapitalistycznego społeczeństwa. Jednak górę wzięła polityka tożsamościowa, utopijny zapał zaczął opadać, a równolegle rozkwitł neoliberalizm…

Przewidując odrodzenie ruchu, Fraser wskazuje potrzebę ożywienia feministycznego radykalizmu w odpowiedzi na globalny kryzys ekonomiczny. Współczesny feminizm powinien sięgnąć do wizjonerskiego potencjału wcześniejszych fal i połączyć siły z innymi egalitarnymi ruchami w walce o demokratyczną kontrolę nad gospodarką. To porywające nowe podejście ma szanse wyznaczyć przełom w myśli feministycznej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij