Jak człowiek stał się pracującym 24/7 czynnikiem gospodarczym.
Około roku 1782 brytyjski malarz Joseph Wright of Derby stworzył obraz zatytułowany Przędzalnie bawełny Arkwrighta nocą. Był on reprodukowany w wielu książkach dotyczących historii uprzemysłowienia jako (zwykle błędna) ilustracja wpływu produkcji fabrycznej na angielską wieś (choć wpływ ten nie był szczególnie odczuwalny jeszcze przez wiele dekad). Osobliwy charakter malowidła bierze się po części stąd, że widać na nim niezbyt rzucające się w oczy, a przy tym bardzo niemalownicze sześcio- i siedmiopiętrowe ceglane budynki otoczone leśną głuszą. Jak zauważyli historycy, takich gmachów nie wznoszono nigdy wcześniej w dziejach angielskiej architektury. Najbardziej niepokojący element tej nocnej sceny kryje się jednak w tym, że pełnemu księżycowi oświetlającemu zachmurzone niebo towarzyszą jasne cętki – to światło gazowych lamp sączące się z okien przędzalni. Sztuczne oświetlenie fabryk stanowi zapowiedź zracjonalizowanej abstrakcyjnej relacji między czasem a pracą, oderwanej od cyklicznych temporalności regulowanych biegiem księżyca i słońca. Nowością w przędzalniach Arkwrighta nie są maszyny, takie jak silnik parowy (napędzała je wyłącznie siła wody) czy niedawno wynalezione mechaniczne przędzarki. Jest nią radykalna rekonceptualizacja związku między pracą a czasem – idea, że działalność produkcyjna może się nie kończyć, a wytwarzająca zysk praca trwać non stop przez dwadzieścia cztery godziny na dobę, siedem dni w tygodniu. W przedstawionych na obrazie zakładach robotnicy, w tym liczne dzieci, pracowali przy maszynach w cyklu nieustających dwunastogodzinnych zmian. Marks rozumiał, że nieodłączną częścią kapitalizmu jest taka właśnie reorganizacja czasu – zwłaszcza czasu pracy żywej siły roboczej – ponieważ tylko dzięki niej możliwe jest generowanie nadwyżki. By podkreślić jej wagę, przywoływał słowa Andrew Urego, szkockiego promotora racjonalizacji przemysłowej: „Trudność polegała przede wszystkim na dyscyplinie potrzebnej, by zmusić ludzi do zrzeczenia się przyzwyczajeń nieregularności w pracy i utożsamić ich z niezmienną regularnością wielkiej, automatycznie działającej maszyny. Ale wynalezienie i wprowadzenie w życie kodeksu dyscypliny, przystosowanego do potrzeb i szybkości systemu automatycznego – oto przedsięwzięcie godne Herkulesa, oto szlachetne dzieło Arkwrighta”.
Niespójności widoczne na obrazie Wrighta of Derby uwypuklają Marksowski opis nieprzystawania kapitalizmu do rolniczych obszarów, na których wyrósł. Rolnictwo, twierdził Marks, „nie może być tą sferą, od której kapitał zaczyna; w której początkowo się lokuje”. Cyklicznie następujące po sobie okresy – czy to związane ze zmianą pór roku, czy naprzemiennością dnia i nocy – od których zawsze zależało rolnictwo, stanowiły ogromną przeszkodę w reorganizacji czasu pracy od samego początku stanowiącej podstawę kapitalizmu. „Warunki naturalne” życia rolniczego zapobiegały koniecznej kontroli czasu produkcji. To dlatego kapitalizm musiał znaleźć sobie nietypowe „lokum”, nieobarczone długim łańcuchem zwyczajów i rytmów sięgającym prehistorii.
Pierwszym wymogiem kapitalizmu, pisał Marks, było przerwanie związku z ziemią. Nowoczesna fabryka została pomyślana jako autonomiczna przestrzeń, w której organizacja pracy jest niezależna od rodziny, społeczności, środowiska czy jakichkolwiek tradycyjnych więzi lub relacji.
Rolnictwo, jak przewidująco zauważył, można uprzemysłowić tylko retrospektywnie.
Z obrazu Przędzalnie bawełny Arkwrighta emanuje poczucie fizycznej bliskości dwóch sfer – naturalnej oraz sztucznej. Oglądając go, można odnieść wrażenie ich niewspółmierności i fatalnej niezgodności. Dopiero po zaprowadzeniu swojego abstrakcyjnego porządku we wszystkich innych dziedzinach rzeczywistości – a więc po zniszczeniach drugiej wojny światowej – kapitalizm zdołał w pełni wkroczyć w domenę rolnictwa, w której wdrożono model chowu przemysłowego i masowej uprawy. Niedawno korporacje takie jak Monsanto i DuPont ostatecznie uniezależniły się od wspomnianych przez Marksa „naturalnych warunków”, tworząc i patentując zmodyfikowane genetycznie ziarna. Ten dość wczesny obraz współistnienia pozornie niezgodnych ze sobą domen przeczy realiom „rewolucji przemysłowej”, która zdewastowała wieś i szybko wygnała robotników wiejskich do miast i fabryk. Nastąpił długi, stopniowy upadek dawnych form i przestrzeni.
Posługuję się wizerunkiem przędzalni Arkwrighta przedstawionym przez Wrighta of Derby nie po to, by zobrazować racjonalizację wytwórstwa, lecz aby zwrócić uwagę na szerszy proces ujednolicania czasu oraz konceptualizacji nieprzerwanego działania, które przekracza naturalne i społeczne ograniczenia. Oczywiście jeszcze przez całe następne stulecie, aż do schyłku XIX wieku, całodobowe funkcjonowanie fabryk było raczej wyjątkiem niż regułą. Pozbawiona przerw i oderwana od natury organizacja czasu pracy wdzierała się natomiast w inne sfery modernizacji gospodarczej. W XIX wieku, obok restrukturyzowania na wielką skalę pracy i produkcji, realizowano także dwa inne powiązane z sobą plany niezbędne dla przyrostu kapitału: dążono do skrócenia czasu obiegu i komunikacji przy jednoczesnym zwiększaniu kontroli nad tymi procesami. W latach trzydziestych i czterdziestych XIX wieku rozbudowano w tym celu szlaki transportowe, zwłaszcza koleje, lecz także kanały i górskie tunele, a ponadto zwiększono osiągi statków parowych. Równolegle tworzono sieci telegraficzne. W owym pionierskim okresie w połowie lat czterdziestych doszło do pierwszego zdalnego przelewu pieniędzy, w 1850 roku zaś położono podwodny kabel pod kanałem La Manche.
Około roku 1858 Marks mógł już sformułować jedną ze swych najważniejszych tez na temat znaczenia tych osiągnięć technicznych: „Kapitał zgodnie ze swą naturą dąży poza wszelkie granice przestrzenne. Stworzenie fizycznych warunków wymiany – środków komunikacji i transportu – staje się zatem koniecznością w całkiem innym wymiarze: niszczenie przestrzeni przez czas”.
Należy jednak podkreślić, że Marksowi nie chodzi po prostu o postęp techniczny umożliwiający szybsze przesyłanie towarów czy niemal natychmiastową komunikację. Jeśli obieg kapitału jest procesem niezbędnym, to z powodu „stałej ciągłości [tego] procesu”. Marks uznaje tym samym temporalności świata 24/7 za fundamentalne dla mechanizmów kapitału. Rozumie, że wraz z czasem dokonują się przekształcenia. W ramach „stałej ciągłości” następuje „niezakłócone i płynne przechodzenie wartości z jednej postaci w drugą”. Innymi słowy – wartość jest w stanie nieustannej transformacji, przejawiając się „już to jako pieniądz, już to jako towar, już to jako wartość wymienna, już to jako wartość użytkowa”. Ówczesne sieci działały na zasadach, które materializowały się w kolejnych przemianach technologicznych i pozostały w mocy aż do dziś. Były nie tyle neutralnymi obwodami o dużej przepustowości, ile raczej alchemicznymi narzędziami wytwarzania abstrakcji niezbędnych kapitalizmowi, którego nieuchronnym przeznaczeniem stało się opanowanie całego globu. Nie tylko wyprodukowane towary, lecz także języki, obrazy i formy wymiany społecznej zostały przetworzone w zgodzie z tymi systemami. Z pewnością nie była to jednorazowa transmutacja, gdyż przy każdym kolejnym uaktualnieniu i w kolejnych fazach rozrostu tych sieci wyłaniały się nowe formy płynności i wymienialności.
Przez kolejne półtora stulecia (mniej więcej od lat pięćdziesiątych XIX wieku do dziewięćdziesiątych XX wieku) metamorfozy i przyspieszenia nieustannie globalizującego się kapitalizmu dość powoli i tylko w pewnej mierze wpływały na życie społeczne i los jednostek. Nowoczesność, wbrew powszechnemu mniemaniu, nie oznacza życia w całkowicie przekształconej rzeczywistości. Jest ona raczej, jak dowodzą niektórzy krytycy, hybrydowym, niespójnym doświadczeniem nieregularnego życia w zmodernizowanych przestrzeniach i ze zwiększoną prędkością przy jednoczesnym zamieszkiwaniu w resztkach przedkapitalistycznych światów-żyć, czy to społecznych, czy naturalnych. Obraz Wrighta of Derby to wczesny przejaw koegzystencji i sąsiadowania niezgodnych systemów nowoczesności. Produkcja fabryczna na przykład nie doprowadziła do gwałtownego zatarcia dawnych rytmów dobowych czy więzi społecznych obecnych w rolniczych wspólnotach. Najpierw nastąpił długi okres współistnienia, podczas którego życie wiejskie było stopniowo rozmontowywane bądź włączane w nowe procesy. Można wskazać niezliczone przykłady ciągłego trwania – choćby i zaburzonego czy wykoślawionego – dawnych form, wartości, technik i hierarchii w ramach procesu modernizacji kapitalistycznej. Fredric Jameson twierdzi, że jeszcze na początku XX wieku „zaledwie znikomy procent społecznej i fizycznej przestrzeni Zachodu można było uznać za w pełni nowoczesny pod względem techniki lub produkcji, bądź też rzeczywiście mieszczański pod względem kultury klasowej. Oba te bliźniacze fenomeny zadomowiły się w większości krajów europejskich dopiero pod koniec drugiej wojny światowej”.
Choć można dyskutować o rozprzestrzenianiu się nowoczesności w różnych momentach historii, periodyzacja Jamesona przypomina, że wiek XIX i spora część XX wieku stanowiły zlepek niepowiązanych z sobą przestrzeni i czasów, z których część była zracjonalizowana i ukształtowana przez nowe rynkowe wymogi, w części zaś uparcie trwały jeszcze przednowoczesne wzorce i przekonania. (…)
Pod koniec lat czterdziestych i w latach pięćdziesiątych XX wieku przedstawianie życia codziennego służyło opisywaniu tego, co zostało pominięte lub co pozostało po modernizacji gospodarczej i głębokich podziałach na polu aktywności społecznej. Codzienność była niejasną konstelacją przestrzeni i okresów czasu istniejących poza obszarem rzeczywistości zinstytucjonalizowanej i zorganizowanej wokół pracy, konformizmu i konsumeryzmu. Składały się na nią wszystkie codzienne nawyki, których się nawet nie zauważa – zapewniała anonimowość. Ponieważ pozostawała nieuchwytna i nie dało się jej wykorzystać, niektórzy uważali, że tkwi w niej głęboko zakorzeniony potencjał rewolucyjny. Dla Maurice’a Blanchota źródłem jej niebezpiecznej mocy było to, że brakowało w niej wydarzeń, dzięki czemu pozostawała nieukryta, ale i niedostrzeżona. Francuski przymiotnik quotidienne [codzienny] przywołuje starożytną praktykę zaznaczania i numerowania faz upływającego dnia przez podkreślanie rytmu dobowego, który od dawna stanowił fundament społecznej egzystencji. Lecz Lefebvre, Debord i inni w latach pięćdziesiątych opisywali także narastającą inwazję konsumpcji, zorganizowanej rozrywki i spektaklu na codzienne życie.
Z tej perspektywy rewolty lat sześćdziesiątych, przynajmniej w Europie i Ameryce Północnej, wybuchały częściowo w celu odzyskania sfer codzienności i wyjęcia ich spod wpływu instytucjonalizacji i specjalizacji.
Niemniej wraz z kontrrewolucją lat osiemdziesiątych XX wieku, narodzinami neoliberalizmu, promowaniem komputerów osobistych i rozmontowaniem systemów ochrony społecznej atak na codzienne życie podjęto z nową siłą. Zmonetyzowano czas jako taki, a osoba ludzka została przedefiniowana jako działający w pełnym wymiarze godzin czynnik gospodarczy, nawet w kontekście „kapitalizmu bezrobocia”.
W krótkim, lecz wpływowym tekście z 1990 roku Gilles Deleuze postawił tezę, że pojęcie społeczeństw dyscyplinarnych przestało być właściwym modelem wyjaśniania współczesnych sposobów funkcjonowania władzy. Wyłaniają się bowiem „społeczeństwa kontroli”, w których instytucjonalna regulacja życia osobistego i społecznego postępuje w sposób ciągły i nieograniczony, przy czym można rzec, że działają one w trybie 24/7. Deleuze twierdził, że w społeczeństwie dyscyplinarnym formy przymusu i nadzoru istnieją w określonych miejscach, takich jak szkoła, miejsce pracy czy dom rodzinny, lecz w przestrzeni pomiędzy da się w zasadzie uniknąć bycia obserwowanym. Te różnorodne luki i obszary funkcjonujące poza regułami kontroli można uznać za nieuszeregowane komponenty życia codziennego. Społeczeństwo kontroli według Deleuze’a charakteryzuje jednak zanik owych luk, otwartych przestrzeni i czasów. Mechanizmy nakazu i skutki normalizacji przeniknęły do niemal wszystkich miejsc i momentów, a przy tym zostały zinternalizowane w znacznie bardziej wszechstronny, mikrologiczny sposób niż dyscyplina XIX i większej części XX wieku. Filozof nie pozostawia wątpliwości, że powstanie tego reżimu kontroli wiąże się z transformacją kapitalistycznego światasystemu oraz przejściem od produkcji do finansjalizacji. Stwierdza także, iż wszystkie ostatnie transformacje techniczne są symptomatyczne – to objawy „mutacji, jakiej podlega kapitalizm”.
Choć tekst Deleuze’a odbił się głośnym echem, z perspektywy czasu staje się jasne, że wbrew temu, co twierdził autor, dyscyplinarne formy władzy wcale nie zniknęły ani nie zostały wyparte.
To raczej wskazywane przez niego formy ciągłej kontroli przybrały postać dodatkowej warstwy regulacji istniejącej równolegle z wciąż działającymi, a nawet zintensyfikowanymi formami dyscypliny. Wbrew tezie Deleuze’a, brutalne fizyczne ograniczanie wolności jest dziś stosowane w rozszerzającej się sieci delirycznych, panoptycznych więzień na skalę większą niż kiedykolwiek wcześniej. Jego wizji otwartych, amorficznych przestrzeni bez barier przeczy budowanie murów granicznych i zamykanie granic, które to działania wymierzone są w konkretne populacje i regiony.
Patrząc wstecz, można również zauważyć, że Deleuze nie wspomniał o pogłębiającym się związku między społeczeństwem kontroli a coraz powszechniejszym zjawiskiem fabrykowania indywidualnych potrzeb przez społeczeństwo konsumpcyjne – fabrykowania znacznie wykraczającego nawet poza zakres towarów i dóbr, które wydawały się obowiązkowe w latach siedemdziesiątych. Niemniej w bogatych regionach globu zjawisko określane dawniej mianem konsumeryzmu rozwinęło się, przyjmując postać personalizacji i indywidualizacji, działania maszynistycznych interfejsów i obowiązkowej komunikacji w trybie 24/7.
Zadaniem każdego człowieka jest kształtowanie samego siebie, toteż wszyscy posłusznie wciąż wynajdujemy się na nowo i zarządzamy własnymi złożonymi tożsamościami.
Jak zauważył Zygmunt Bauman, być może nie zdajemy sobie sprawy, że zarzucenie tej niekończącej się pracy w ogóle nie wchodzi w grę.
Tłum. Dariusz Żukowski.
**
Powyższy tekst jest fragmentem książki „24/7” Jonathana Crary’ego, która w przekładzie Dariusza Żukowskiego ukaże się niebawem nakładem wydawnictwa Karakter.
Tytuł i skróty od redakcji „DO”. Z tekstu usunięto przypisy.
**Dziennik Opinii nr 221/2015 (1005)