Film

Majmurek: Wampiry-hipsterzy

Jarmusch wyśmiewa się z tej kultury, ale może na ruinach XX wieku jest ona jedyną sensowną strategią przetrwania?

Jeśli nie podobał wam się The Limits of Control, poprzedni film Jima Jarmuscha, to jego najnowsze dzieło, Tylko kochankowie przeżyją, także może wam nie przypaść do gustu. Osobiście pozostaję pod przemożnym urokiem obu.

Wszystkie obecne w The Limits tendencje estetyczne w nowym filmie Jarmuscha jeszcze wyraźniej dochodzą do głosu. Fabuła, narracja, rozwój akcji i postaci są zupełnie pretekstowe,  stanowią zaledwie tło. Film zmienia się w katalog fascynacji, obsesji i fetyszy reżysera. W The Limits były to krajobrazy, miejskie place, powtórzenia (bohater grany przez Isaacha de Bankolé zamawiający w kawiarni zawsze dwie filiżanki espresso), muzyka. W Tylko kochankowie przeżyją to przede wszystkim stare instrumenty i inne związane z muzyką gadżety, książki i erudycja.

Zmienia się też gatunek: tym razem jest to film wampiryczny. Bohaterowie to para małżonków-wampirów: Adam (Tom Hiddleston) i Eve (Tilda Swinton). Ich imiona są znaczące, uruchamiają grę w skojarzenia z wielkimi tekstami kultury. Każdy pseudonim, jakim będą się posługiwali później (doktor Faust, Stephen Dedalus), będzie podobną grą. Płytką i pretensjonalną czasami, bez wątpienia, ale mimo to zabawną.

Gdy poznajemy Adama i Eve, jest XXI wiek. Od dawna są parą, ale na razie mieszkają osobno. Ona w Tangerze, on w odludnej dzielnicy Detroit. Dom Eve pełny jest starych książek w różnych językach, dom Adama – starych gitar elektrycznych, pieców i magnetofonów szpulowych z przełomu lat 50. i 60., z ery narodzin nowoczesnej muzyki popularnej. Eva jest namiętną czytelniczką, Adam tworzy muzykę, którą przez zaufanego asystenta, Iana, wypuszcza w świat, dbając o anonimowość, o to, by nie wkroczyć do mainstreamu, nie odnieść komercyjnego sukcesu, nie zwrócić na siebie uwagi.

Obie przestrzenie, jakie zamieszkują bohaterowie, są ruinami po XX wieku. Detroit w sposób najbardziej oczywisty – miasto, które niedawno ogłosiło bankructwo, wcześniej wyludnione przez pęknięcie bańki kredytów hipotecznych i idące za tym eksmisje, ofiara załamania się przemysłowej produkcji w krajach rozwiniętych. Gdy para w końcu się schodzi, przemierza nocą miasto, patrząc na nie z okien samochodu: opuszczone domy, zapadająca się fabryka Packarda („miejsce, gdzie kiedyś produkowano najpiękniejsze samochody na świecie”), legendarna wytwórnia muzyczną Motown, dziś tylko muzeum. Detroit jest ruiną po społeczeństwie przemysłowym, fordyzmie, związanymi z nimi formami uspołecznienia i kultury popularnej. Także smutny, opuszczony, jakby martwy Tanger jest ruiną po tym Tangerze, jakiego opisy wyłaniają się z kart prozy Williama S. Burroughsa. Po Tangerze jako jednej z pierwszej heterotopii, jednym z pierwszych miejsc ucieczki rodzącej się amerykańskiej kontrkultury.

Ta atmosfera schyłku udziela się całemu filmowi. Fetyszyzm Jarmusha nie jest radosny jak u Wesa Andersona, nie ma nic wspólnego z charakterystyczną dla twórczości autora Kochanków z księżyca postawą dziecka, które buduje sobie swój świat i cieszy się nad nim pełną kontrolą. Ale choć ta atmosfera schyłku wisi nad filmem, nie przesłania go i nie pochłania. Jarmush kończy Tylko kochankowie przeżyją przewrotnie witalistycznym akcentem.

Wampir jest – jak wiadomo – postacią silnie obciążoną symbolicznie. Trudno szukać filmów z wampirami, które nie nie wpisywałyby ich w jakąś alegorię: nadchodzącego nazizmu (Nosferatu Murnaua), homoseksualności i epidemii AIDS (Wywiad z wampirem Jordana), młodzieńczej seksualności (seria Zmierzch).

Co znaczy wampir u Jarmuscha? Zaryzykowałbym odpowiedź, że wampiry są tu alegorią kultury hipsterskiej. Z hipsterami łączy ich kult vintage’owych gadżetów i uczestniczenie w wyścigu konsumpcji na własnych zasadach, odmowa konwencjonalnej pracy, względne uprzywilejowanie, wybór niszy jako taktyki sprzedawania siebie i efektów własnej twórczości, uważana przez resztę populacji za kompletnie bezużyteczną, ekscesywna erudycja, skłonność do ekscentrycznych sądów, gloryfikowanie genialnych, acz dziwacznych postaci (ulubionym uczonym Adama jest Tesla).

Jarmusch z jednej strony wyśmiewa się z tej kultury, gra z jej pretensjonalnością, niedwuznacznie wskazuje na jej wtórny, egoistyczny, można by nawet powiedzieć – pasożytniczy charakter (wampiry żywią się krwią zwykłych ludzi, którymi pogardzają). Ale może na ruinach XX wieku, gdy wiek XXI ciągle tak naprawdę nie chce się narodzić, to właśnie ona jest sensowną strategią przetrwania?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij