Reżyserka może błądzi, ale przynajmniej szuka i nie boi się ryzykować. Nic nie poradzę na to, że wolę nawet trochę chaotyczne ryzyko od poprawnych oczywistości.
„To jest film o samotności i egoistach” – mówi o Bejbi blues reżyserka Katarzyna Rosłaniec. Widzowie mogą odnieść wrażenie, że jest to raczej film o kolorowych ciuchach. Nastoletni rodzice i ich nastoletni znajomi, ich trzydziestoparoletni rodzice, sprzedawcy w sklepie z ciuchami, sąsiadka – wszyscy są kolorowi i wyglądają, jak żywcem wyjęci z blogów modowych (kiedyś powiedziałabym z żurnala, ale kto dziś używa słowa żurnal?). To przykuwa uwagę. A przecież oglądamy film o nastolatkach, którzy są rodzicami, o ich odpowiedzialności i nieodpowiedzialności, dorastaniu i sprzeciwie wobec dorastania, o rodzicach nie znajdujących wspólnego języka z dziećmi. Dlaczego więc wszystko to umyka pod warstwą konfekcji?
Katarzyna Rosłaniec zadebiutowała w 2009 roku mocnymi Galeriankami. Opowieść o nastolatkach przesiadujących całymi dniami w galeriach handlowych i uprawiających seks w zamian za kupienie jakiegoś kolorowego dobra wywołała dyskusje o nowym zjawisku. Nie Rosłaniec je odkryła – temat wzięła z reportażu Hanny Bogoryi-Zakrzewskiej w „Trójce” – ale opowiedziała o nim za pomocą medium, które dociera do publiczności większej niż radiowe reportaże. Film obejrzało prawie 600 tys. widzów, ale krytyka przyjęła film dość chłodno. Krytycy zżymali się, że Galerianki to dydaktyczna powiastka, w której forma nie dorasta do treści. Z Bejbi blues będzie, jak sądzę, podobnie.
Samorozwój, samorealizacja – samotność
Główna bohaterka Bejbi blues, Natalia, ma kilkumiesięcznego synka. Mieszka z matką. Natalia zaszła w ciążę, bo chciała mieć dziecko, a w zasadzie chciała mieć kogoś swojego do kochania. Z matką ma niezłe relacje, ale czuje, że jest dla matki ciężarem. Nie bez przyczyny. Matka Natalii urodziła ją, gdy była nastolatką. Teraz jest trzydziestokilkuletnią babcią, która na babcię bynajmniej nie wygląda. Matka Natalii obiecuje przysyła Natalii pieniądze, ale wyjeżdża z domu nie tylko po to, żeby pracować, ale też żeby zacząć nowe życie. To trafny opis współczesnego świata, w którym liczy się samorozwój, samorealizacja i inne atuty zaczynające się od słowa „samo”. Społeczeństwo składające się z egoistów to w Bejbi blues grupa ludzi samotnych – to słowo też zaczyna się na „samo-”.
Rosłaniec ma nosa do tematów. I Galerianki, i Bejbi blues opowiadają o ciekawych, ważnych społecznie kwestiach znalezionych przez reżyserkę w mediach. W sytuacji, w której młodzi twórcy w debiutach opowiadają głównie o sobie i swoich problemach, Katarzyna Rosłaniec sięgająca poza biografię własną jest dla młodego polskiego kina skarbem. Reżyserka konsekwentnie portretuje młodzież, przy okazji opisując współczesność. Nastolatki w Bejbi bluessą tworami swoich czasów – to dzieciaki, które chcą być modne, konsumować, chcą się bawić, bo to wszystko wpisuje się w model idealnego świata, jaki sprzedały im popkultura i media.
Zmagania z opisem
Kłopot z Bejbi blues jest jednak taki, że w rozmowie o nim film wydaje się „mądrzejszy” i „dojrzalszy”, niż rzeczywiście jest. O Bejbi blues możemy powiedzieć, że to portret pokolenia egoistów wychowanych na egoistów przez konsumpcyjną współczesność. A możemy też powiedzieć, że to opowieść o nastolatce, która ma dziecko i nie umie sobie z tą sytuacją poradzić, bo jest niedojrzała. Jednak w tej drugiej sytuacji, po odjęciu całej „dodanej z zewnątrz” socjologicznej otoczki, nie bardzo rozumiemy problemy Natalii i Kuby.
Bejbi blues nieźle pokazuje zmagania polskiego kina z opisywaniem rzeczywistości. Kino polskie to kino psychologiczne, nie socjologiczne. Socjologii boi się jak ognia, bo socjologia to publicystyka, a publicystyka to propaganda, a propagandę to już żeśmy w peerelu przerabiali i jej nie chcemy (streszczam i upraszczam oczywiście, ale tylko trochę). Przed laty ze względu na pracę, jaką wykonywałam, codziennie korzystałam z bazy polskiego kina filmpolski.pl. To bardzo solidne źródło wiedzy o tym, kto i co w polskim kinie zrobił. Baza podaje premiery filmów, ich dane techniczne. Każdy z filmów w bazie ma również określony gatunek. Zawsze zadziwiało mnie, jak wiele filmów należy do gatunku „film psychologiczny”. Teraz wiem, że psychologiczny, w polskim kinie oznacza „ludzki”, „uniwersalny”, opowiadający o wartościach takich jak „humanizm”. W filmie psychologicznym najważniejszy jest bohater i to, co siedzi w jego głowie. Kino psychologiczne to zatem kino bardzo osobiste, motywacje bohatera wynikają głównie z jego osobowości, charakteru, a nie z uwarunkowań społecznych.
Jak się ma pewna niechęć polskiego kina do socjologii, a zamiłowanie do psychologii w kontekście filmu Rosłaniec? Reżyserka i zarazem scenarzystka Bejbi blues trafiła na historię nastoletnich matek w artykule prasowym. Zainteresowała się tematem, poszła za nim. Czytała blogi, chciała dowiedzieć się więcej o pewnym zjawisku społecznym. Zbudowała ze strzępów prawdziwych historii nastolatek swoją opowieść. I zabrała się za robienie filmu. Bejbi blues niby osadzony jest więc w jakieś konkretnej rzeczywistości, wyrósł z jej obserwacji, ale na ekranie widzimy świat wymyślony.
Blogobajka
Warszawa w Bejbi blues to kolorowe klatki schodowe, kolorowe nocne kluby, kolorowe modne sklepy z ciuchami. Wszystkie te miejsca są naprawdę w stolicy – tłumaczy reżyserka. Kłopot jest jednak taki, że zebrane razem prawdziwe miejsca, tworzą zmyślony świat. To tak jakby zebrać zdjęcia wszystkich wieżowców w Warszawie i powiedzieć: oto zdjęcia ze stolicy, czyli tak wygląda stolica. Taki zabieg stosują twórcy komedii romantycznych. Tworzą bajkę. I Rosłaniec także stworzyła wizualną bajkę.
Uzasadnieniem dla tego zabiegu jest nadanie filmowi formy bloga. Bejbi blues to blog Natalii. Kolejne kolorowe obrazki, to kolejne blogowe wpisy. Czasami ekran całkowicie się zaciemnia i widzimy tylko czarną planszę. To zapisy z bloga usunięte, albo takie, o których Natalia nie chce pamiętać. Punktem wyjścia dla scenariusza były prawdziwe historię, twarda rzeczywistość, natomiast punktem dojścia jest silna kreacja. Porzucenie rzeczywistości – siłą rzeczy, jeśli oglądamy świat „przefiltrowany przez głowę” Natalii, to jest to świat tylko Natalii – wyprało film ze społecznego kontekstu, z którego wyrósł. Kiedy więc próbuje ona zapisać dziecko do żłobka i ma z tym kłopot, bo nie ma na dokumentach podpisu jej matki (prawnej opiekunki dziecka nieletniej), to problem widzimy nie w podpisie, ale w pani, która dokumentu bez podpisu nie przyjmie. Czy ta scena coś nam mówi o zapisywaniu dziecka do żłobka? Nie. Mówi o tym, że Natalia ma pod górkę, bo cały świat się na nią uwziął. Problemem nie jest to, że młoda matka – i zresztą każda inna matka tak samo – jeśli chce iść do pracy, to musi z kimś zostawić dziecko, problemem jest to, że jakaś pani była niefajna.
Bejbi blues jest jednak mimo wszystko filmem dojrzalszym od Galerianek. Ma szansę powtórzyć ich sukces. Ma też szanse wywołać szerszą społeczbą dyskusję. Dzięki temu, że jest międzynarodową koprodukcją i będzie pokazywany na festiwalach za granicą, może też utorować Katarzynie Rosłaniec drogę do kolejnych filmów. Mam nadzieję, że nadal będzie w nich mówić o sprawach trudnych. Nawet jeśli Bejbi blues jest filmem słabszym, niż np. Mój rower Piotra Trzaskalskiego, to przynajmniej opowiada o czymś, co mnie obchodzi, opowiada tak, że chce mi się z tym dyskutować. Reżyserka może błądzi, ale przynajmniej szuka i nie boi się ryzykować. Nic nie poradzę na to, że wolę nawet trochę chaotyczne ryzyko od poprawnych oczywistości.