Zastanawiając się, czemu jej nie ma, myślę o tradycjach, mentalności – ale też o pieniądzach.
W poprzednim moim tekście, ale w innym dziale, pisałam o literaturze polskiej zwanej gatunkową. Zastanawiam się nad sensem tego określenia, bo gatunkiem literackim jest powieść, a powieści z dookreśleniem: fantastyczna, grozy, kryminalna, biograficzna, dokumentalna, pikarejska, i co tam jeszcze przyjdzie nam do głowy, to może podgatunki? W każdym razie ich matką jest powieść-powieść. „Prawdziwa powieść”. I może tego właśnie najbardziej w polskiej literaturze brakuje? Dobrych powieści.
Nie wikłając się w literaturoznawcze rozważania, powiedzmy sobie najpierw, że dziś powieścią może być wszystko, co nie jest wierszem albo non-fiction. Kiedy jednak myślę o „prawdziwej powieści”, chodzi mi o jej najbardziej tradycyjną i klasyczną formę, bez żadnych postmodernistycznych sztuczek. Powinna mieć ona przezroczystego, trzecioosobowego narratora. Chyba Jonathan Franzen, autor świetnej powieści Wolność, w jakimś wywiadzie powiedział, że nie ma powieści bez takiego narratora. Tak lubiana tutaj narracja pierwszoosobowa zawęża pole możliwych do opisania doświadczeń, czasów i miejsc. Oczywiście można napisać kolejną książkę z cyklu „opowiem wam o mojej rodzinie” albo „opowiem wam, gdzie byłem”. Albo w trzeciej osobie opowiadać i tak wciąż o sobie, swojej rodzinie i swoich okolicach i gdzie się było. Cudowne w „prawdziwej powieści – dla mnie, miłośniczki tego gatunku – jest to, że autor przekracza siebie, może objąć świat szerszym spojrzeniem.
No tak, prawdziwa powieść jest realistyczna. I chociaż dzisiaj zdajemy sobie sprawę z tego, że nigdy nie jest „zwierciadłem, które chodzi po drogach” i odbija rzeczywistość, to czytamy ją, jak mówił Bourdieu, tak jakby była prawdziwa.
Pociąga to za sobą zaangażowanie w lekturę podobne do zaangażowania w prawdziwe życie. (Rezygnujemy z wyjścia do kina, nie sprawdzamy, co tam nowego na FB, nie odbieramy telefonów…).
Oczywiście muszą być też spełnione i inne warunki. Wiarygodny świat przedstawiony, tło historyczne i społeczne, fabuła wiarygodna, ale nieprzewidywalna. Dobrze zbudowane postacie. Zwroty akcji, we właściwych momentach dawkowane napięcia i emocje. Język może nie całkiem przezroczysty, miło, jeśli autor ma rozpoznawalny styl, ale z czasem stający się przezroczysty. Trudno za taki uznać język ubogi w słownictwo, nadmiernie schematyczny, gdzie lato jest zawsze słoneczne, zima mroźna, a kiedy zaczynamy czytać kolejne zdanie, wiemy, jak się skończy, dialogi zaś wyglądają na zaczerpnięte z rozmówek. No i dobrze, żeby była w tym jakaś idea, problem – coś dla pożywienia intelektu.
Takiej polskiej powieści najbardziej mi brakuje. Zastanawiając się, czemu jej nie ma, myślę o tradycjach, mentalności, ale też o pieniądzach. Napisanie takiej powieści wymaga czasu, skupienia, panowania nad materiałem, często też drobiazgowych badań. Zanim Faber napisał Szkarłatny płatek i biały, spędził wiele lat w archiwach, badając wiktoriańską prostytucję.
Czy stać na to polskiego pisarza za przeciętną zaliczkę od poganiającego go polskiego wydawcy?
Jeżeli ktoś podziela moje zamiłowanie do „prawdziwych powieści”, to szczerze polecam książkę Tysiące jesieni Jacoba de Zoeta Davida Mitchella, spełniającą wszystkie te warunki. Do tego gruba i z ilustracjami!
Niezwykle ciekawie wybrane zostało miejsce i czas akcji. Jest dokładnie przełom XVIII i XIX wieku, holenderska faktoria na sztucznej wyspie zbudowanej w pobliżu Nagasaki. Japonia jest zamkniętym cesarstwem, niewpuszczającym na swój teren obcych. Do faktorii statki zawijają raz na rok albo rzadziej. W tym miejscu stykają się dwie cywilizacje i badają nawzajem, sprawdzają, uczą siebie. Feudalna, tradycyjna i egzotyczna oraz rozkwitający kapitalizm w jego najbardziej okrutnym i chciwym wydaniu, ale także z drugim, oświeceniowym i racjonalnym obliczem. Dlaczego ten czas jest interesujący? Jak mówi jeden z bohaterów: sto lat temu życie wyglądało prawie tak samo, a co będzie za sto lat, tego nikt z nas nie potrafi sobie wyobrazić. To moment, w którym świat nabiera rozpędu.
Na wyspę przybywa młody urzędnik pragnący zbić fortunę. Będziemy towarzyszyli mu aż do śmierci i nie raz nas zaskoczy. Znajdziemy tam też intrygi prywatne oraz polityczne, miłość, wojnę, a nawet tajną sektę w ukrytym klasztorze.
Miłej lektury.
Czytaj także:
Munro w Polsce nie miałaby szans
Kinga Dunin: Dlaczego nie ma polskiej Munro?