Kraj

Ikonowicz: Zrzucić jarzmo

Najbogatsi Polacy zrobili sobie z Rzeczpospolitej maszynkę do robienia pieniędzy. Ale gdy tylko próbuję o tym mówić w jakimś programie telewizyjnym, prowadzący natychmiast robi wszystko, żeby mi przerwać. Pewne słowa nie mają prawa paść w przestrzeni publicznej.

Partia biednych nigdy nie powstanie, bo biedni nie chcą do niej należeć. Zamiast z towarzyszami niedoli wolą identyfikować się z tymi, którym się dobrze powodzi. A bogaci już swoje partie mają: to praktycznie wszystkie partie zasiadające w parlamencie oraz te, jak Polska 2050, które wkrótce się tam znajdą.

Ktoś zapyta – a lewica? A lewica też jest partią zamożnych. Najlepszy dowód przynoszą badania, z których wynika, że właśnie w elektoracie lewicy najwięcej jest osób uważających, że zasiłki rozleniwiają.

Ikonowicz: Polityka bez klas i bez klasy

Panujący w Polsce system jest skrajnie nieegalitarny, nastawiony na spełnianie oczekiwań i zaspokajanie potrzeb najlepiej sytuowanych 10 proc. społeczeństwa. Państwo polskie nigdy nie zapomina o przedsiębiorcach i praktycznie nie zauważa pracowników. Gdyby było inaczej, już dawno poradzilibyśmy sobie z plagą umów śmieciowych, które pozwalają pozbawiać znaczną część pracujących i tak już okrojonych do minimum uprawnień wynikających z prawa pracy. A poradzenie sobie z tym problemem jest najzupełniej możliwe, wymaga tylko woli politycznej, której nasza klasa polityczna nie ma. Świadczy o tym nie tylko sytuacja w krajach starej Unii, ale i to, że takie umowy wyeliminowano w Rumunii czy Estonii.

20 procent najuboższych rodzin w Polsce pożycza u lichwiarzy, żeby przeżyć do pierwszego. Zjawisko to istniało w czasach koalicji PO/PSL i zanikło po wprowadzeniu 500+. Jednak inflacja zjada efekty transferu socjalnego i biedni wrócili w łapy lichwiarzy. Propozycja podniesienia zasiłku na dzieci do 800 złotych jest słuszna, ale spóźniona. W dodatku jest to bezczelny szantaż polegający na tym, że damy wam tyle co w 2016 roku, bo to jedynie waloryzacja tego samego świadczenia – ale pod warunkiem, że znów na nas zagłosujecie.

Wbrew opinii głupawych elit co piąta rodzina w Polsce cierpi biedę nie z lenistwa, tylko z powodu niskich zarobków. Zwykle ludzie ci pracują o wiele ciężej niż ci lepiej uposażeni. Bo im stawka godzinowa niższa, tym więcej godzin trzeba wyrobić, żeby się utrzymać. Poza tym ludzie o niskich kwalifikacjach są łatwi do zastąpienia, więc łatwiej ich zmusić do pracy ponad siły pod groźbą zwolnienia. I to właśnie robią pracodawcy.

Lewica może i powinna krytykować 800+

Na samym dole drabiny płacowej są na przykład ochroniarze i ochroniarki, którzy pracują po 400 i więcej godzin miesięcznie. Bardzo często zresztą pracodawcy łamią prawo i wypłacają im nie należne 19 zł za godzinę, tylko o wiele mniej.

Wiadomo, że ci najbiedniejsi i ciężko zapracowani nie mają czasu ani siły na zaangażowanie społeczne czy polityczne. Mogą co najwyżej zagłosować na jedną z partii, które mają ich gdzieś. To mało kusząca perspektywa, dlatego frekwencja wyborcza wśród najuboższych warstw społeczeństwa jest stosunkowo niska. Choć w moim przekonaniu, nawet gdyby była wyższa, nie miałoby to żadnego wpływu na poprawę ich losu.

Brak własnej organizacji politycznej ludzi znajdujących się na skraju wykluczenia społecznego jest też rezultatem ideologicznego zniewolenia. Ludzie ci patrzą na siebie i swoją sytuację oczami elit i za swój marny los winią siebie, a nie system. Życie od wypłaty do wypłaty, pod finansową presją zadłużeń i niezapłaconych rachunków nie pozwala ani na planowanie, ani na widzenie świata w szerszej perspektywie. To też powoduje obniżenie aspiracji tej części naszego społeczeństwa – stąd fenomen ankiet, z których wynika, że prawie wszyscy w naszym kraju są zadowoleni ze swego losu. O obniżeniu aspiracji świadczy badanie opinii publicznej: większość z nas uważa, że 30 metrów kwadratowych to wystarczająca powierzchnia mieszkania dla rodziny z dziećmi.

To prawda, że większość „jakoś” sobie radzi. Ale to radzenie sobie odbywa się poziomie zwykłego przetrwania, bez perspektyw na poprawę i bez elementarnego poczucia bezpieczeństwa. Poczucie to może dać państwo socjalne, które w razie potknięć zapewnia ochronę przed stoczeniem się w nędzę – ale takiego państwa w Polsce nie ma.

Nie na darmo mówi się, że nawet szczęśliwcy, którzy spłacają własne mieszkania, zawsze są o dwie raty od bezdomności. Jedyną formą zapewnienia pewności jutra są więc oszczędności. Tyle że jedna czwarta społeczeństwa oszczędności nie posiada żadnych, a jedynie co piąta rodzina ma oszczędności większe niż 10 tysięcy zł.

Biedni się nie buntują. Dlaczego kapitaliści muszą zwalczać demokrację

To oznacza, że zdecydowana większość polskiego społeczeństwa żyje „na styk”. Propagandyści kontrolujący debatę publiczną w imieniu tych, którzy oszczędności mają pokaźne, tłumaczą, że to normalne w kraju „na dorobku”. Sęk w tym, że z danych o PKB na głowę mieszkańca wynika, że myśmy się już dorobili. Ten dochód w Warszawie jest wyższy niż w Madrycie, Wiedniu czy Helsinkach. Jak to wyjaśnić?

To proste: mamy najwyższe w Unii Europejskiej rozwarstwienie. Struktura społeczna Polski bardziej przypomina kraj globalnego Południa niż Unii Europejskiej. W tej bogatej Warszawie mieszkańcy dzielnicy Praga żyją kilkanaście lat krócej niż mieszkańcy Wilanowa. A różnica w długowieczności między „pierwszym” a „trzecim” światem to przeciętnie 10 lat.

Jesteśmy jednym z bardziej pracowitych narodów w Europie. Wytwarzamy coraz większy dochód, który wciąż jest bardzo niesprawiedliwie dzielony, bo podział dochodu narodowego odbywa się pod dyktando głównych beneficjentów systemu. Bogatych.

Ikonowicz: Bogaty kraj biednych ludzi

Co ciekawe, ponieważ to „oni” dyktują agendę medialną, dowiadujemy się o nich bardzo mało. Wiemy, jakimi jeżdżą samochodami, w jakich mieszkają rezydencjach i gdzie wypoczywają, ale stosunkowo niewiele wiemy o tym, jak doszli do swego majątku. Ogólny komunikat jest taki, że skoro są bogaci, widocznie na to zasłużyli. Że bardziej się starali, byli pracowici i zapobiegliwi.

Nie ma jednak w prasie, telewizji, radiu programów o tym, jak dochodzi się w RP do bycia miliarderem. Aż dziwne, bo przecież wielu niezamożnych Polaków chętnie by taki sukces spróbowało powtórzyć. Nie ma książek o tym, jak ci z pierwszej setki najbogatszych uzyskali swoją pozycję. Sądzę, że tak jest dlatego, że z niewielkimi wyjątkami bogaci nie mają się czym chwalić. Że ci, którzy dziś brylują na szczycie, szli po trupach, często łamiąc lub naginając prawo i wiedząc, że zwycięzców nikt nie sądzi.

Prawica i liberałowie umieją w walkę klas. Dlaczego lewica nie umie?

Największe fortuny nie powstały dlatego, że ktoś miał genialny pomysł na biznes, tylko z tego, że ktoś miał dojście do decydentów i wziął udział w rozdrapywaniu majątku narodowego zwanym prywatyzacją, a później reprywatyzacją. Na szczeblu samorządowym były to intratne kontrakty pozwalające przepompowywać pieniądze publiczne do prywatnych kieszeni. To przecież żadna tajemnica, że tzw. przetargi wygrywają zwykle wciąż ci sami „krewni i znajomi królika”.

Jak słusznie twierdził Marks, „państwo jest komitetem wykonawczym interesów burżuazji”. Niczego nowego tu zatem nie odkrywam. Najbogatsi Polacy zrobili sobie z Rzeczpospolitej maszynkę do robienia pieniędzy. Jak to jest możliwe w demokracji? Ano dzięki medialnej kontroli umysłów. Ilekroć jestem w jakimś programie telewizyjnym i zaczynam o tym mówić, prowadzący pogram natychmiast robi wszystko, żeby mi przerwać. Pewne słowa nie mają prawa paść w przestrzeni publicznej.

System jest szczelny, nie potrzebuje nawet represji. Wystarczą procesy o zniesławienie, które uczciwym ludziom wytaczają złodzieje i zwykle wygrywają. Wystarczy zniewolenie umysłów. Odkąd udało się wmówić większości wyzyskiwanych ludzi pracy, że należą do klasy średniej, gen buntu umarł w polskim społeczeństwie.

Przestańcie udawać, że nie musicie jeść i mieć gdzie mieszkać

Co z tym zrobić? Trzeba, jak w tym tekście, systematycznie demontować mit o sukcesie i o tym, że ci na górze zasłużyli na swoje bogactwo i na decydowanie o losie nas wszystkich. Zrzucić jarzmo.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Ikonowicz
Piotr Ikonowicz
Działacz społeczny, polityk
Działacz społeczny, polityk, dziennikarz, poseł na Sejm II i III kadencji. Przewodniczący Ruchu Sprawiedliwości Społecznej.
Zamknij