Kraj

Co możemy poświęcić, by ratować dzieci takie jak Kamil

Na ile jesteśmy gotowi, by nasze dzieci przy każdym zadrapaniu szły do psychologa, a przy kilku zadrapaniach z rzędu do naszego domu trafiała z kontrolą opieka społeczna?

Po każdej głośnej zbrodni, gdy już odbierze nam mowę i w szoku nie będziemy mogli wydukać słowa, pojawiają się oni. Oni, którzy wiedzą, kto winny. Oni, którzy – hoho! – wszystkim pokażą.

Tym razem znów jest to Ziobro, który zmieniać chce kwalifikację prawną czynu i wzdycha do kary śmierci, jakby ta miała odstraszać kogokolwiek. Znów jest to Czarnek, który uważa, że za przypalanie ośmiolatka „odpowiadają ataki na rodzinę”, chociaż to przypalanie miało miejsce właśnie w rodzinie. Pewnie obejrzeli na TVN film o gejach i to zadecydowało. Tomasz Lis wini Kaczyńskiego, bo on zawsze wini Kaczyńskiego, a Krzysztof Stanowski o sprawcy pisze: „po co takie coś żyje”.

Dzieci widzą, że nikt nie chce ich zrozumieć [rozmowa]

Gdy więc oni ciągle powtarzają, co, kto i dlaczego, my powinniśmy na chwilę się zatrzymać i zapytać samych siebie: na ile jesteśmy gotowi zgodzić się, aby wreszcie coś w sprawie przemocy domowej zrobiono? Nie przez karę śmierci, obrzucanie Kaczyńskiego czy przeciwników rodziny, tylko naszym kosztem. A konkretnie: kosztem naszego komfortu.

Wszelkim niebezpieczeństwom można zapobiegać przed ich dokonaniem, wykrywać je w trakcie czy też tuż po. Jest jednak oczywiste, że nie zawsze da się zapobiec przemocy w rodzinie w tym sensie, że jeśli zdegenerowany rodzić chce zrobić krzywdę dziecku, to ją niestety zrobi. Można (i trzeba) edukować, ale jak ktoś chce się na ciebie rzucić z nożem, wsiąść do auta po pijanemu czy maltretować dziecko, które ma pod opieką, to zapobiegnięcie temu jest praktycznie niemożliwe.

Da się jednak, może nie w stu procentach, ale na stosunkowo wysokim poziomie wykrywać przemoc fizyczną ex post, bo zostawia ona widoczne ślady. Zwykle nie jest jednorazowa – podbite oko, złamana ręka – to się powtarza. I może, acz nie musi, być dowodem na to, że coś jest nie tak. Gdy ma się taki dowód, należy go sprawdzić, a to może wyglądać różnie. Może to być zwykła ankieta z czynnikami ryzyka (np. dwa siniaki w krótkim czasie), która uruchamia obowiązkową wizytę w domu, wywiad do psychologa, wniosek do sądu.

Ale o ile takie ankiety są od dawna stworzone, o tyle powstaje podstawowe pytanie: czy jesteśmy – jako społeczeństwo, jako rodzice – gotowi na to, by nas tak sprawdzano? Na ile jesteśmy gotowi, by nasze dzieci przy każdym zadrapaniu szły do psychologa, a przy kilku zadrapaniach z rzędu do naszego domu trafiała z kontrolą opieka społeczna? Czy damy urzędnikom (bo to są urzędnicy) większą swobodę decyzji, a więc dopuścimy do sytuacji, gdy nam nie wierzą, a my musimy potem przed sądem dowodzić, że dobrze zajmujemy się naszym dzieckiem?

Czy w Polsce bije się dzieci? Jeszcze jak! Najwyższy czas to zmienić [rozmowa]

Nie da się jednocześnie mieć ciastka i zjeść ciastko. Albo mamy system, gdzie wizyta opieki społecznej czy ograniczanie praw rodzicielskich są absolutnie wyjątkowe, co chroni przed pomyłką urzędniczą i sądową, ale bardziej naraża bite dzieci na przeoczenie przez system (bo urzędnik to zło, sędzia się nie zna, a mój ojciec mnie regularnie bił pasem i wyrosłem na ludzi). Albo odwrotnie: urzędnicy wtrącają w nasze życie, sądy ograniczają prawa rodzicielskie, a dzieci mogą liczyć na dodatkową opiekę ze strony państwa.

Przez całe lata jesteśmy karmieni propagandą o państwach Zachodu, zwłaszcza Skandynawii, gdzie za byle co odbiera się dzieci, ale w tych państwach stwierdzono, że dzieci nie są jednak własnością rodziców, którym można stawiać poprzeczkę coraz wyżej. A krzyki za ścianą są dla sąsiadów dostatecznym powodem, by zadzwonić po policję, która ewentualnie mogłaby wezwać pomoc społeczną.

Próbuję powiększyć sobie łeb [rozmowa z Anną Golus]

Czy jesteśmy gotowi na zmianę modelu, w którym rodzic jest już panem i władcą, a urzędnik nie interesuje się tym, jak dana osoba wychowuje swoje dziecko? A gdy już nawet dziecko się na czas postępowania sądowego odbierze, to czy jesteśmy gotowi nie drzeć się, że to skandal za każdym razem, gdy słyszymy o takim przypadku? Czy jesteśmy gotowi dać urzędnikom i sądom prawo do pomyłki, złego osądu, gdzie dla dobra dziecka lepiej na kilka miesięcy dziecko odseparować od podejrzanych rodziców, nawet jeśli podejrzenia te później okażą się jednak niesłuszne?

Nie, myślę, że nie jesteśmy.

A ty widzisz w dziecku człowieka?

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij