Kraj

Półrocze gorsze niż koszmar pesymisty, czyli Tusk w trzewikach Kaczyńskiego

Jedynym skutkiem niesprawiedliwych wakacji od ZUS będzie obniżenie już i tak zaniżonych składek i dalsze zachęcanie do przechodzenia z etatu na fikcyjną firmę. A przecież w odwodzie mamy jeszcze plany obniżenia składki zdrowotnej przedsiębiorców oraz wprowadzenie kwoty wolnej w podatku Belki.

Już w okolicach 2014 roku zdawałem sobie sprawę, że rząd stworzony pod przewodnictwem Platformy Obywatelskiej nie może być dobry. W październiku 2023 roku można było mieć jednak nadzieję, że będzie przynajmniej lepszy od koszmarnej drugiej kadencji PiS. Poprzeczka nie była ustawiona zbyt wysoko, właściwie wystarczyło lekko podnieść nogę, żeby jej nawet nie trącić.

Po niespełna pół roku można już stwierdzić, że poczynania rządu liberałów z przystawkami przerosły najśmielsze oczekiwania pesymistów. Gdybym pod koniec zeszłego roku pisał opowiadanie politcal fiction o pierwszych miesiącach nowego rządu PO, to wiele wydarzeń z pierwszej połowy 2024 roku nawet nie przyszłoby mi do głowy. A nawet jeśli, to wyleciałyby z niego jako zbyt daleko idące. Dobre opowiadanie w tym gatunku powinno jednak nie tylko zaskakiwać, ale być też choć trochę wiarygodne. Rzeczywistość takiego obowiązku już nie ma, bo nie da się jej odłożyć na półkę. Niestety.

Oto najbardziej toksyczne elementy nadwiślańskiej rywalizacji politycznej

Dla poprawy humoru – głównie własnego – postanowiłem więc podsumować dotychczasowe osiągnięcia obecnej koalicji rządzącej, wyszczególniając jej wiodące cechy.

Skoro bieda jest zła, to biedni chyba też

Zamiast walczyć z biedą, polski rząd postanowił walczyć z biednymi. Jeśli zlikwiduje się biednych, to bieda powinna sama zniknąć – w sumie to nawet logiczne, dlatego w zgodzie z tym schematem rządzący zabrali się do pracy.

Najpierw postanowili przywrócić 5 proc. VAT na podstawowe artykuły żywnościowe, co walnie ułatwili im poprzednicy, którzy przedłużyli rozporządzeniem obowiązywanie stawki 0 proc. Gdy PiS miał jeszcze większość, nie palił się do uregulowania tej kwestii na dłużej za pomocą ustawy, gdyż sam zamierzał przywrócić w tym roku 5 proc. VAT na żywność. Gwoli ścisłości, żeby nikt mi nie zarzucił, że jestem ślepy na jedno oko.

Nie zmienia to faktu, że nie było realnej potrzeby przywrócenia VAT na kluczowe produkty żywnościowe. Tłumaczono to potrzebą zdobycia środków budżetowych na czekające nas wydatki – głównie na zbrojenia. Każdy, kto choć trochę zna się na podatkach, z marszu wymyśliłby kilka znacznie lepszych sposobów na zdobycie tych ok. 10 miliardów złotych niż podnoszenie podatków pośrednich – i to jeszcze na jedzenie.

Najnowszy pomysł rządu to stopniowe odchodzenia od osłon związanych z kosztami energii. Rzekomo kryzys energetyczny właśnie się skończył, więc i potrzeba wspierania gospodarstw domowych w pokrywaniu rachunków samoistnie wygasła. Od lipca taryfy wciąż będą jeszcze częściowo zamrożone, chociaż mniej, a osoby zagrożone ubóstwem energetycznym otrzymają specjalne bony.

„Zdrajcy” Sierakowskiego to powtórka z pisowskiego repertuaru

Niestety, jak wyliczył Jakub Sokołowski z Instytutu Badań Strukturalnych, bony wystarczą na pokrycie połowy wzrostu cen. W przyszłym roku czeka nas już pełne urynkowienie stawek, chociaż niedługo budynki mieszkalne zostaną objęte unijnym systemem uprawnień do emisji dwutlenku węgla, co odczują szczególnie mieszkańcy budynków niepodpiętych do centralnego ogrzewania – czyli głównie mniej zamożni.

To przedsiębiorcy budują dobrobyt

Równocześnie obserwujemy kompletnie nieuzasadnione ukłony w stronę osób fizycznych prowadzących działalność gospodarczą. Sejm właśnie uchwalił ustawę o wakacjach od składek ZUS dla przedsiębiorców, co będzie kosztować budżet niecałe 2 miliardy złotych w skali roku. Koszt niby nieduży, tyle to działanie obliczone wyłącznie na dopieszczenie swojego elektoratu.

Przedsiębiorcy już teraz płacą znacznie niższe składki od pracowników, a statystycznie są najlepiej uposażoną grupą społeczną w Polsce. Owszem, są też przedsiębiorcy w trudnej sytuacji, ale miesięczne zwolnienie ze składek w niczym im nie pomoże – pomogłoby im powiązanie składek z dochodem, ale na to się nie zgodzą pozostali, którzy musieliby płacić więcej.

Zacznijmy od elementarza: nie jesteśmy przedsiębiorcami

Jedynym skutkiem tego niesprawiedliwego przywileju będzie obniżenie już i tak zaniżonych składek o 8 proc. w skali roku. I dalsze zachęcanie do przechodzenia z etatu na fikcyjną firmę. A przecież w odwodzie mamy jeszcze plany obniżenia składki zdrowotnej przedsiębiorców oraz wprowadzenie kwoty wolnej w podatku Belki, czyli kolejny ukłon w stronę oszczędzającej klasy średniej.

Postęp tak, ale od czasu do czasu

Każdy jest trochę hipokrytą, gdyż nikt nie jest tak fajny, za jakiego próbuje uchodzić. Dlatego też jesteśmy całkiem tolerancyjni wobec hipokryzji własnej oraz innych. Problem powstaje wtedy, gdy człowiek kompletnie przestaje zwracać uwagę, czy jego działania są chociaż minimalnie kompatybilne z wygłaszanymi poglądami. Niestety, nasza elita władzy może zmieniać zdanie z tygodnia na tydzień i nie traci z tego powodu znakomitego samopoczucia.

Najlepszym przykładem jest oczywiście Zielony Ład, który w czasach rządów PiS był wynoszony na piedestał, a obecnie jest już do całkowitej zmiany. Polska 2050 była tak eko, że jeszcze w jesienią planowała budować wiatraki zaraz pod płotem, a teraz właśnie załatwiła wykreślenie podatku od samochodów spalinowych z polskiego KPO, czym jeszcze się chwali.

Wystarczyło trochę protestów rolników, by także unijna polityka rolna przestała się podobać. Nagle niemal wszystkie opcje polityczne zaczęły przekonywać, że właściwie od zawsze były przeciw polityce klimatycznej, a jej obecny kształt to wina tych drugich.

Błazenada w tym stylu nie może mieć happy endu

Niezwykłą woltę widać także w kwestii granicy polsko-białoruskiej. „Pisowski płot” został uznany za przejaw czystego zła, teraz mówi się raczej o jego modernizacji. Będąc w opozycji, liberałowie oburzali się na pushbacki, obecnie chwalą się uszczelnieniem granicy z Białorusią. Na tapet trafiło nawet jej zaminowanie, żeby nie prześlizgnął się nawet najbardziej zwinny i odważny imigrant.

Do jesieni była opozycja miała też na sztandarach prawa kobiet – w tym roku problematyczne stało się nawet przeprowadzenie głosowania nad przepuszczeniem ustaw liberalizujących prawo aborcyjne do prac w komisji.

Uczmy się od najgorszych

To w ogóle zadziwiające, jak szybko i sprawnie nowa władza wskoczyła w buty tej starej. Okazało się, że trzewiki Kaczyńskiego pasują na Tuska jak ulał. Kwestia granicy polsko-białoruskiej to najbardziej efektowny przykład, ale w innych można przecież wybierać. Naginanie prawa i procedur, by odbić instytucje z rąk wroga, traktowanie mediów publicznych jak własnych, cyniczne zarządzanie nastrojami społecznymi z podpinaniem się pod protesty przeciw polityce (własnego) rządu włącznie, spychanie winy na poprzedników i przywłaszczanie sobie ich dokonań, nawet jeśli wcześniej się je krytykowało – dowiedzieliśmy się przecież między innymi, że 800+ to zasługa Koalicji Obywatelskiej.

Nie należy też zapominać o cynicznym wykorzystywaniu polityki zagranicznej do celów polityki krajowej. Kwestia pieniędzy z KPO została rozegrana w stylu druzgocącym dla zaufania społecznego względem UE – zresztą z walną pomocą Komisji Europejskiej. Pieniądze popłynęły nad Wisłę bez osiągnięcia żadnego kamienia milowego, dzięki czemu prawica zdobyła koronny dowód na to, że Bruksela grała na zmianę władzy w Polsce. Natomiast wahający się mogli się przekonać, że Komisja Europejska nie jest żadnym bezstronnym urzędem ujednolicającym przepisy w krajach członkowskich, tylko platformą wspierania interesów najsilniejszych opcji politycznych w Europie.

Można się domyślać, jak długofalowo wpłynie to na poparcie Polek i Polaków dla dalszej integracji, polityki klimatycznej i na zaufanie do instytucji unijnych nad Wisłą. Ale kto by się tym teraz przejmował.

Kompleks peryferyjności

Politycy PiS są znani ze swojej megalomanii i przeświadczenia o wielkości Polski. Liberałowie odwrotnie – cechuje ich mikromania i kompletny brak wiary w sprawczość polskiego państwa. Elektrownie jądrowe mogą mieć poważne kraje, takie jak Francja albo Słowacja, ale w Polsce to się nie uda. Centralny Port Komunikacyjny jest za drogi, niepotrzebny, za duży, poza tym będzie przy nim mnóstwo roboty. Skupmy się na chodnikach, ewentualnie drogach, może to nam wyjdzie.

7 reform z KPO, dzięki którym Polska będzie troszkę lepsza

Ten kompleks peryferyjności doskonale zaprezentowali również czterej ministrowie, którzy po niespełna pół roku od zaprzysiężenia postanowili ewakuować się do Parlamentu Europejskiego. Tu nie chodzi tylko pazerność na pieniądze, chociaż o nią niewątpliwie też. Po prostu dla tych ludzi pozostawienie kluczowych stanowisk w polskim rządzie na rzecz zostania szeregowym posłem w PE to decyzja całkowicie naturalna, nie widzą w tym niczego dziwnego, dla nich to jest jak awans społeczny.

Nasz elektorat to wyłącznie twardy elektorat

Jedną z najgorszych cech pisowskiej władzy było nieustanne podgrzewanie twardego elektoratu za pomocą prostych jak cep, ale za to brutalnych zagrywek. Ciągłe przekonywanie, że Tusk to Niemiec wykonujący zadania dla Kremla, a Platforma to właściwie przedsionek piekła, nie tylko zdemolowało poziom debaty publicznej w Polsce, ale też prowadziło do realnych tragedii – takich jak samobójstwo syna posłanki Filiks.

Nowa władza niemal z marszu zaczęła również dopieszczać swój najtwardszy elektorat, marnotrawiąc zasoby ludzkie, czas oraz uwagę społeczną na odpalenie w tym samym czasie trzech komisji śledczych, chociaż od początku było wiadomo, że sensowna jest najwyżej jedna, pegasusowska. Członkowie rządu marnują cały swój czas antenowy na walenie w przeciwników, w związku z czym podczas kampanii przed wyborami w ogóle nie rozmawialiśmy o problemach samorządu – a przed bardzo ważnymi wyborami europejskimi w ogóle nie rozmawiamy o sprawach europejskich.

Czego nie da ci skruszony liberał

Taka polityka związała rządowi ręce w kwestii reformowania kraju, gdyż automatycznie zrobiła z prezydenta jednoznacznego wroga, więc w rezultacie trudno liczyć na jego podpis w jakiejkolwiek bardziej kontrowersyjnej sprawie. Z wszystkimi głębszymi reformami trzeba czekać przynajmniej do połowy 2025 roku, chyba że znów wygra kandydat PiS, to wtedy będzie można w ogóle o nich zapomnieć. Ale przecież nie wygra, PiS jest już skończony, więc możemy rządzić, jakby go nie było. Genialny ruch, polityka godna najlepszych strategów.

Chociaż może to nawet i dobrze. Skoro rządzący jak na razie mają tylko pomysły tak dobre jak Kredyt 0 proc. albo obniżenie składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, to faktycznie niech lepiej ich nie wprowadzają.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij