Kraj

Mur, wywózki i dodatki dla „naszych chłopców na granicy”

Sejm poparł budowę zapory na naszej wschodniej granicy. Zanim jednak mur zostanie wybudowany, na granicy będzie można usypać wał z ciał zmarłych z zimna uchodźców. I to ten wał będzie symbolem naszych europejskich czy chrześcijańskich wartości.

7 października w Białymstoku odbyła się konferencja wiceministra do spraw bezpieczeństwa Jarosława Kaczyńskiego. Ogłosił na niej, iż podjęta została decyzja o budowie „bardzo poważnej zapory”, że już został wybrany jej model, a także przedsiębiorstwa, które się tym zajmą.

Mur błyskawiczny

Projekt budowy zapory już we wtorek 12 października został przyjęty przez rząd, w środę poparły go komisje sejmowe, w czwartek został przegłosowany. Projekt poparło 274 posłów, przeciw było 174 z KO i Lewicy.

Zapora ma kosztować 1,615 mld zł, z czego sam mur to 1,5 mld, a urządzenia techniczne 115 mln.

W środę wieczorem w Sejmie projekt był dyskutowany. Nie wzięli w tym udziału posłowie PiS, było tylko dwóch posłów Solidarnej Polski.

Największe wątpliwości wzbudza tryb wydania tak olbrzymich pieniędzy poza społeczną i parlamentarną kontrolą, bez formalnego przetargu zarówno na projekt, jak i wykonawców. Kontrolować inwestycję ma wedle projektu CBA, nie będą do niej stosowane przepisy odrębne, w tym prawa budowlanego, prawa wodnego czy ochrony środowiska. Nie będzie też stosowane prawo zamówień publicznych.

Hanna Gill-Piątek z ruchu Polska 2050 nie dowierza w rzetelność rządu i domaga się parlamentarnej kontroli i przejrzystego sposobu wykonywania tej inwestycji.

Joanna Kluzik-Rostkowska podejrzewa, że: „Będzie z tym murem dokładnie tak samo jak z respiratorami, z maseczkami, z Ostrołęką”.

Maciej Gdula pytał: „Co takiego rząd zrobił, żeby zapewnić bezpieczeństwo? […] Codzienne cztery samoloty ze Stambułu lecą do Mińska. Minister Rau był w Turcji i co zrobił? Nic, samoloty jak leciały, tak lecą. Teraz chcecie zrobić symboliczny mur”. Podkreślał, że mur to wielki błąd w polityce międzynarodowej, bo symbolicznie stawiamy mur między Białorusią a Europą, tak jakbyśmy nie chcieli, żeby Białoruś była w Europie.

O procedury pytał też poseł Krzysztof Tuduj z Ruchu Narodowego. „Podzielam obawy, kto to zrobi. Rozumiem pominięcie konkursu, ale mam obawy, czy to będą krewni i znajomi królika”. A Michał Urbaniak z Konfederacji domagał się też zabezpieczenia granicy z Ukrainą.

Magdalena Biejat mówiła: „Mury nie działają. […] Mur ma służyć temu, że przepalając ciężkie pieniądze, próbujecie ukryć fakt, że nie dajecie sobie rady, że nie potraficie wykorzystać zasobów, którymi polskie państwo dysponuje, żeby utrzymać bezpieczeństwo granicy, nie doprowadzając przy tym do tego, by na tej granicy nie ginęli niewinni ludzie”.

Maciej Konieczny mówił, że mur ma być kolejnym pomnikiem dla rządzących. Deklarował, że chciałby, żeby państwo było silne i sprawne. Jednak „silnego i sprawnego państwa nie doprowadza do paniki parę tysięcy uchodźców”. Tymczasem państwo, zamiast zgodnie z prawem przyjmować i rozpatrywać wnioski uchodźców, zamiast wspierać swoje instytucje, odgrywa spektakl, który ma zasłonić chaos i fakt, że na teren Polski dostaje się wiele osób, o których nic nie wiemy. Mówił też, że te „1,6 mld to 10 razy więcej niż roczny budżet urzędu do spraw cudzoziemców”.

Straż graniczna podaje, że koszt utrzymania uchodźcy w ośrodku dla uchodźców wynosi 60 zł dziennie. Ale rząd woli wydać pieniądze na budowę zapory, całkowicie lekceważąc katastrofę humanitarną, która na granicy ma miejsce.

Magdalena Sroka z Porozumienia dziękowała straży granicznej: „To ludzie, którzy nie pozostają obojętni na tragedię cudzoziemców. Wobec cudzoziemców powinny być stosowane procedury azylowe. Tak się nie dzieje” − mówiła. Jednak zamiast zaproponować, żeby procedury były stosowane, zaproponowała dodatki finansowe „za trud”.

Gra w propagandę

Niewątpliwie dla wielu pracowników służb wciąganie słabych ludzi na samochody i przepędzanie ich na granicę musi być trudne, bo jest działaniem wbrew ludzkiemu odruchowi udzielenia pomocy. Być może woleliby zawieźć ich do ośrodka i przyjąć wnioski o azyl, niż odwozić półżywych ludzi do lasu.

Zimnego lasu. Bo ludzie w przygranicznych lasach umierają z wychłodzenia, tak jak umierali uchodźcy w Morzu Śródziemnym. Zimne lasy, zimne morze, zimne serca. I taki przekaz, zgodnie zresztą z wolą Łukaszenki, idzie w świat: Europa w nosie ma prawa człowieka, w nosie ma własne prawa nakazujące uchodźców przyjąć i rozpatrzyć ich wnioski, a do tego czasu zabezpieczyć przed zimnem i głodem.

Konieczny: Rząd tańczy tak, jak mu zagra Łukaszenka

W czasie konferencji w Białymstoku Jarosław Kaczyński brnął zdecydowanie w narrację wojenną, użył nawet sformułowania „stan wojenny” zamiast stan wyjątkowy, mówił: „Mamy akcję obrony, mamy atak”. Nie padło wiele konkretów dotyczących sytuacji na granicy, oprócz tego, że „my mamy pewne informacje, przedstawiciele innych służb mają pewne informacje”. Powiedział to, co wszyscy wiemy, że ludzie są przywożeni pod granicę przez służby białoruskie w ramach operacji Śluza. To, co podkreślał, to jednak nie fakt, że zostali przez Łukaszenkę zmanipulowani, ale że żadni z nich uchodźcy, że to migranci ekonomiczni, wpuszczani do strefy granicznej, żeby „biwakować”. Że owszem, są specjalnie osłabiani przez służby białoruskie, no i „nie najlepiej znoszą tę temperaturę, bo są z innej strefy klimatycznej, tam nie ma mrozów. To nie jest temperatura jakoś bardzo niska dla mieszkańców Polski − mówił Kaczyński − dla nas to nie jest nic nadzwyczajnego czy jakiegoś groźnego, ale w tym wypadku jest inaczej. Obok używania dzieci to jest ta druga metoda, która ma nas, Polskę, zmusić do ich przyjmowania. Wszystko jest cyniczną i brutalną akcją służby i prezydenta Łukaszenki”. Zły stan zdrowia, obecność dzieci to jednak nie są argumenty za tym, żeby udzielić im humanitarnej pomocy, jeśli już znajdą się po polskiej stronie.

To wpis jednej z aktywistek, niosącej pomoc tym, którzy utknęli na polsko-białoruskiej granicy:

„Miał na imię Turki i był z Jemenu. Kiedy napisał po raz pierwszy, we wrześniu, był po kolejnej swojej wywózce. […] Pisał, że […] jedzą liście z drzew i piją wodę z rowu. Że jest ich już tylko 16 i że umierają. Przysłał pinezkę. Byli tuż poza zoną. W zagajniku otoczonym gospodarstwami. Na ratunek − z rzeczami, wodą i jedzeniem ruszyła grupa łódzka z Grupy Granica. Za nimi − trzymając spory dystans − amerykańska telewizja. Jeśli była dla tych Jemeńczyków jakakolwiek szansa na to, by zmusić straż graniczną do rozpoczęcia procedury azylowej i uratowanie im życia − to jest nim albo obecność RPO, albo wielkich mediów. […] Dwóch jego kolegów wykorzystało szansę na swój ratunek i po wezwaniu SG, przy wsparciu silnych świateł amerykańskiej TV − złożyło ustnie swoje wnioski o azyl na terenie Polski. […] On się na to nie zdecydował. Mówił, że tam, po drugiej stronie umierają jego przyjaciele, brat. Że nie może ich zostawić. Wolontariusze zapakowali mu do plecaka tyle jedzenia, ile tylko mógł unieść. […] Czekaliśmy, ale się nie odezwał. Przestał odczytywać nasze wiadomości. Następnego dnia też. I następnego. Nie wszystkim się udaje”.

 

Senat zaryzykował i nie ugrał

8 października Senat przyjął nowelizację ustawy o udzielaniu ochrony cudzoziemcom z dnia 12 października 1990 roku i o ochronie granicy 2003 roku. Zmiany pozwalają na pozostawienie wniosku złożonego przez cudzoziemca zatrzymanego niezwłocznie po przekroczeniu granicy bez rozpoznania. Z wyjątkiem osób, które przybywają bezpośrednio z terytorium, na którym jego czy jej życiu i wolności zagraża niebezpieczeństwo − w ten sposób o ochronę mogą ubiegać się obywatele Białorusi uciekający przed prześladowaniem ze strony reżimu Łukaszenki, ale już nie zmanipulowani przez niego obywatele krajów trzecich. Ci, zgodnie z nowymi przepisami, choćby prosili Polskę o azyl, mogą zostać z granicy zawróceni, bez względu na to, co czeka ich po tamtej stronie.

Gdzie są dzieci spod Narewki?

czytaj także

Gabriela Morawska-Stanecka, przedstawiając zdanie mniejszości komisji, która nowelizację odrzuciła, wypunktowała nieścisłości w uzasadnieniu przyjęcia wniosku. Zwróciła uwagę, że „masowy napływ migrantów, z których wielu to zradykalizowani przedstawiciele wielu kultur, religii, a nawet ekstremiści”, jak stoi w uzasadnieniu, nie ma pokrycia w rzeczywistości, chyba że za rzeczywistość przyjmiemy parodię konferencji, w czasie której minister Kamiński pokazał krowę. Zauważyła też, że uzasadnienie nie zawiera żadnych konkretnych informacji, z których można by wyciągnąć wniosek, że cudzoziemcy ubiegający się o ochronę stwarzają rzeczywiście zagrożenie.

Podnosiła, że bez względu na zachowanie Łukaszenki Polska jest zobowiązana przestrzegać przepisów prawa, dlatego wniosek należy ocenić pod kątem jego zgodności z przepisami konstytucji, Unii Europejskiej, Rady Europy, konwencji genewskiej oraz zobowiązań OBWE. Nowelizacja zaś tej weryfikacji nie przechodzi pomyślnie. Do tego, podkreśliła, Białoruś nie posiada skutecznego systemu azylowego, a doniesienia, że białoruskie służby zmuszają cudzoziemców do przekroczenia granicy z Polską i uniemożliwiają powrót, świadczą o tym, że Białoruś nie może być uznana za kraj bezpieczny.

Senator PiS Michał Seweryński stwierdził za to, że kwestia przestrzegania prawa jest jednak rzeczą względną: „Jest dla mnie rzeczą oczywistą, że nie można oczekiwać od nas stuprocentowo legalnego postępowania wobec takiego cudzoziemca, który nielegalnie do nas wkroczył. On pierwszy popełnił bezprawie, więc nie może liczyć na to, żebyśmy my wobec niego stosowali takie same reguły jak wobec jego kolegi, który przyszedł tam, gdzie trzeba, na przejście graniczne, złożył oświadczenie”.

Senator, zdaje się, nie wziął pod uwagę, że od lat od osób zgłaszających się na przejścia graniczne wnioski również nie są przyjmowane.

#Terespol, czyli reżim z tektury

Ostatecznie nowela została przyjęta z poprawką złożoną przez Marka Borowskiego, nakazującą przyjęcie i rozpatrzenie wniosków składanych przez rodziny z dziećmi.

Za 50 głosów, przeciw 45, wstrzymało się pięciu senatorów.

Za przyjęciem nowelizacji głosował opozycyjny senator z KO Jerzy Fedorowicz. Wstrzymało się trzech senatorów PSL: Ryszard Bober, Jan Filip Libicki i Kazimierz Michał Ujazdowski oraz senatorowie KO Marek Borowski i Tomasz Grodzki.

W reakcji na głosy oburzenia, podnoszące, że nowelizacja łamie postanowienia konwencji genewskiej z 1951 roku, przepisy karty praw podstawowych UE i jest wbrew orzecznictwu Trybunału Sprawiedliwości UE, Tomasz Grodzki napisał na Twitterze, że się pomylił. Że nie zgadza się z niehumanitarnym traktowaniem uchodźców, ale reasumpcji nie proponował.

 

Marek Borowski przekazał tymczasem, że decyzję o wstrzymaniu się podjął, chcąc otworzyć furtkę, dzięki której nieludzka procedura pushbacków, czyli łapanek i wywózek, bez rozpatrzenia wniosków nie będzie możliwa w stosunku do rodzin z dziećmi. Senator Borowski chce minimalizować zło, wiedząc, że jeśli Senat odrzuci ustawę w całości, większość rządząca i tak przepchnie ją w Sejmie, a poprawka dotycząca dzieci ma szanse w Sejmie zdobyć poparcie. Sam ostatecznie wstrzymał się, dając do zrozumienia, że ustawa mu się nie podoba.

To zgoda na mniejsze zło. Ale czy takie manipulacyjne podejście do prawa jest właściwe? Czy Senat nie powinien, w sytuacji, kiedy obowiązujące przepisy są wciąż i nagminnie łamane przez straż graniczną, twardo opowiedzieć się po stronie ich przestrzegania? Czy poprawka nie stanie się listkiem figowym dla rządzącej koalicji, która pokazywać go będzie w rządowych mediach jako dowód humanitaryzmu? Bo wydaje się, że nawet zwolennicy PiS mają wątpliwości, czy należy zostawiać chore dzieci w zimnym lesie na noc.

Poza tym, jaką mamy pewność, że przepis będzie stosowany? Wciąż obowiązuje stan wyjątkowy, dziennikarze nie mają szansy patrzeć władzy na ręce. Mikołaj Pawlak, rzecznik do spraw dziecka nie dopatrzył się w działaniach straży niczego złego. Zaprzeczył temu, że dzieci odsyłane są z powrotem do lasu, że te same osoby są wielokrotnie i w coraz gorszym stanie łapane przez straż graniczną i dostarczane na granicę.

Przyjęcie noweli ze wspomnianym wyjątkiem zrobionym dla wywózek dzieci usankcjonowałoby nieludzkie prawo naruszające przepisy już nas obowiązujące. Oczywiście można było mieć nadzieję, że ta furtka pozwoliłaby uratować przynajmniej niektórych. Innych jednak skazywałaby na całkowitą bezwzględność.

Ale te dywagacje i tak są już bez znaczenia. Oto właśnie, we czwartek wieczorem 14 października Sejm, głosami PiS, Konfederacji i Kukiz’15 przyjął nowelę o wywózkach, odrzucając senacką poprawkę dotyczącą wyłączenia z nieludzkiej procedury rodzin z dziećmi. Senatowi tym samym nie udało się pozostawienie furtki dla najsłabszych. Stracił też tytuł moralnego autorytetu, bezwzględnie stojącego po stronie prawa.

Wiadomo, co należałoby zrobić: udzielić humanitarnej pomocy, przestrzegać obowiązujących procedur, wpuścić dziennikarzy, żeby ochronić się przed tym, że przekaz z granicy będzie pochodził nie z naszych mediów, budować zapory, ale w sposób przejrzysty, bo zanim mur zostanie wybudowany, na granicy będzie można usypać wał z ciał zmarłych z zimna uchodźców. I za tym wałem chronić nasze europejskie bądź chrześcijańskie wartości.

Pozostaje apelować do prezydenta Andrzeja Dudy, żeby nie podpisywał tej ustawy. I nieważne, komu na przekór, czy Unii Europejskiej, czy Kaczyńskiemu, czy Łukaszence.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij