Miasto

Nikogo nie można wyrzucać z domu!

Uczestnicy debaty nie tylko mówili innymi językami, ale także fizycznie umiejscowili się po dwóch stronach sali - urzędników i aktywistów rozdzielał Roman Kurkiewicz.

W sobotę, 13 września, uczestniczyłem w debacie zorganizowanej przez Krytykę Polityczną w Trójmieście. Spotkanie pod tytułem Jakiej integracji potrzebujemy? Romowie w Polsce – lokatorzy, turyści, imigranci? było pokłosiem wydarzeń z początku sierpnia, kiedy decyzją lokalnych władz rodzina rumuńskich Romów, mieszkająca w Jelitkowie, została wyrzucona ze swojego domu zlokalizowanego na terenie dawnych ogródków działkowych. Sprawa była wielokrotnie opisywana, nie będę więc przybliżał samego zdarzenia.

Nie chcę również odnosić się do wszystkich kwestii poruszanych przez uczestników debaty, tym bardziej, że dyskusja moderowana przez Romana Kurkiewicza była żywa i obrodziła wieloma ważnymi wypowiedziami. Chcę za to powiedzieć o ogólnym wrażeniu – o dwugłosie, który był wyraźnie słyszalny. Dwugłos ulokowany był biegunowo. Z jednej strony dobiegało wołanie zaangażowane, mocne, bo wsparte doświadczeniami pracy z ludźmi będącymi w podobnej sytuacji jak Romowie z Gdańska – o świetnych przykładach takich praktyk opowiadały przedstawicielki instytucji pozarządowych z Poznania i Wrocławia (Katarzyna Czarnota – Wielkopolskie Stowarzyszenie Lokatorów i Agata Ferenc – Stowarzyszenie Nomada). Po drugiej stronie lokował się głos “urzędników” (upraszczam nieco – zaproszeni “urzędnicy” mieli różny status i różne doświadczenia związane z rozwiązywaniem “problemu” Romów w Gdańsku – inna sprawa, że na debatę przybył ich drugi garnitur; zabrakło choćby wiceprezydenta Lisickiego). Uczestnicy debaty nie tylko mówili innymi językami (na marginesie – organizatorzy zapewnili tłumaczenie obecnym podczas dyskusji Romom), ale także fizycznie umiejscowili się po dwóch stronach sali – urzędników i aktywistów rozdzielał Roman Kurkiewicz.

Dla osób, które interesowały się sprawą przymusowego wysiedlenia Romów opisywany tutaj dwugłos nie jest zaskoczeniem. Urzędnicy tłumaczą decyzję o usunięciu niechcianych mieszkańców Gdańska literą prawa, choć oczywistym jest, że rodziny nie zostały prawidłowo poinformowane o wysiedleniu. Mieszkańcom dano godzinę na spakowanie rzeczy i opuszczenie terenu, nie przedstawiono im również żadnych dokumentów stanowiących podstawę działań. Zgodnie z obowiązującym prawem międzynarodowym każda osoba mająca być wysiedlona musi otrzymać zawiadomienie, ma ona też prawo odwołać się od tej decyzji oraz otrzymać zadośćuczynienie za poniesione szkody i straty (pamiętajmy, że domy-altanki Romów zniszczono doszczętnie).

Skutkiem wysiedlenia nie może być też bezdomność, tym samym władze muszą zaproponować alternatywne miejsce zamieszkania, jeśli wysiedlane osoby nie są w stanie same go sobie zapewnić.

Zdaniem urzędników, o prawomocności wysiedlania świadczy fakt, iż działki zamieszkiwane były przez Romów nielegalnie. Warto więc w tym miejscu przypomnieć wyrok Europejskiego Trybunału Praw Człowieka z 2012 roku, w sprawie Yordanova i inni przeciwko Bułgarii. Trybunał w uzasadnieniu wyroku podkreślił, że na to, czy dane miejsce można traktować jako mieszkanie, nie ma wpływu legalność jego powstania i zamieszkiwania w nim. Dodać należy, że Romowie mieszkali w Jelitkowie 2,5 roku.

Co się więc dzieje takiego, że na argumenty o bezprawnym wyrzucaniu ludzi z domu urzędnicy reagują “ucieczką do przodu”, plotąc bzdury o “pomocy rzeczowej” dla Romów, których przed chwilą pozostawili bez dachu nad głową? Stawiam tezę, ze problem tkwi w empatii, a właściwie w jej braku. Nie sposób bowiem przejść do porządku dziennego nad sytuacją pozostawienia kogokolwiek bez domu, kiedy – choćby – próbuje się współodczuwać.

Na zakończenie. 24 lipca 2014 roku odbyła się w Gdańsku konferencja naukowa (finansowana ze środków Miasta Gdańsk) pod szumnym, i jak za chwilę się przekonamy NIC nieznaczącym tytułem Wspólny Pokój Gdańsk. Ku miejskim modi co-vivendi. Organizatorzy konferencji pisali wtedy: “Tak pomyślana konferencja może być znaczącym społecznie wyrazem gdańskiego namysłu nad modus co-vivendi miasta, stanowiącego przestrzeń niełatwej pamięci, wielorakich tożsamości ludzi i miejsc. Obrady będą zarówno tradycyjnym, jak artystycznie pomyślanym, angażującym licznych uczestników konferowaniem. Będą realnym współtworzeniem Gdańska, jako miasta bliskiego sercu, które stanowią jego mieszkańcy i użytkownicy; miasta dającego przestrzeń wolności i będącego jej realną przestrzenią”. Para w gwizdek.

Damian Muszyński – pedagog mediów, medioznawca, nauczyciel akademicki, badacz, poeta. Autor bloga poświęconego edukacji, szczególnie medialnej.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij