Kraj

Policja murem za Jaszczurem? O obojętności wobec przestępstw z nienawiści

Kampania wyborcza z 2015 roku opierała się na rozbudzeniu strachu i niechęci do uchodźców, którzy wtedy uciekali do Europy z Syrii. Pamiętamy publicznie wypowiadane słowa o bakteriach, muzułmanach utożsamianych z terrorystami i gwałcicielami. Czy w roku wyborczym, z pogłębioną wiedzą na temat stojących za tymi zjawiskami procesów, możemy uniknąć powtórki?

Skąd wiemy, że w Polsce dochodzi do przestępstw z nienawiści? Oficjalnie ich nie ma, w policyjnych statystykach są niemal niezauważalne. Nie zostały nawet zdefiniowane w Kodeksie karnym, dlatego organy państwa widzą w nich najczęściej zwykłe pobicie czy agresję słowną, nie dostrzegając, że ich motywacją jest nienawiść.

Jakie skutki przynosi niewiedza na ten temat? Mówi o tym raport Wyjść z cienia. Wsparcie pokrzywdzonych z nienawiści, przygotowany przez stowarzyszenia Nomada i Homo Faber oraz Stowarzyszenie Interwencji Prawnej.

Raport podaje przykłady grup najczęściej narażonych na wielopoziomową dyskryminację i wykluczenie. Po 24 lutego 2022 roku byli to Białorusini i Rosjanie oraz uchodzący z Ukrainy Romowie, a od lata 2021 roku – osoby migrujące na granicy polsko-białoruskiej.

Opowieść o Romach w czasach wojny i nie tylko

czytaj także

Opowieść o Romach w czasach wojny i nie tylko

Magdalena Krysińska-Kałużna

Według twórców to właśnie te grupy są „w cieniu” i wiemy o nich najmniej. Białorusinom i Rosjanom od inwazji Rosji na Ukrainę towarzyszy powszechna niechęć, niezależnie od ich osobistych poglądów i postaw. Historia dyskryminacji Romów jest w osiadłych społeczeństwach zakodowana głęboko i widoczna choćby w języku. Osoby migrujące na granicy polsko-białoruskiej są też ofiarami niejasnego statusu i propagandy, towarzyszącej kryzysowi migracyjnemu oraz humanitarnemu. Pamiętamy krowę Kamińskiego, akcję „murem za mundurem” i cały zestaw krzywdzących stereotypów, bazujących na rasistowskich i antymuzułmańskich narracjach.

Już kampania wyborcza z 2015 roku opierała się na rozbudzeniu strachu i niechęci do uchodźców, którzy wtedy uciekali do Europy z Syrii. Pamiętamy publicznie wypowiadane słowa o bakteriach, muzułmanach utożsamianych z terrorystami i gwałcicielami. Czy w roku wyborczym, z pogłębioną wiedzą na temat stojących za tymi zjawiskami procesów, możemy uniknąć powtórki?

Nocny las, latarki tną ciemność. Oto świąteczny klimat według straży granicznej

Od słów do czynów

Stygmatyzacja i przedstawianie wybranych grup i osób jako zagrażających społeczeństwu są formą przemocy systemowej, choć jak piszą twórcy raportu Wyjść z cienia, najmniej namacalną. Uzasadniają one jednak w oczach opinii publicznej dalsze, całkiem materialne formy przemocy. Przemoc systemowa, czytamy w raporcie, „nie jest zbiorem indywidualnych zachowań, ale stanowi kontinuum aktów odmawiania określonym kategoriom osób prawa do bezpieczeństwa. […] Jest nie tylko łamaniem praw i procedur, ale może posługiwać się prawem jako swoim narzędziem”.

To właśnie widzimy od półtora roku na granicy polsko-białoruskiej. Na dziesięć miesięcy wyłączono przestrzeń, gdzie kilkadziesiąt tysięcy funkcjonariuszy realizowało (i nadal realizuje) niezgodne z prawem polskim i międzynarodowym zarządzenie, godzące w podstawowe prawa człowieka. Państwo pokazało, że można nie udzielać pomocy potrzebującym, zachować się nieludzko nawet wobec chorych, starszych, dzieci, narażać ich na strach i przemoc. Ofiary wymyślonej przez PiS wojny są całkowicie prawdziwe.

Zachowania funkcjonariuszy i komentarze, które można znaleźć w sieci, pokazują, że rzekoma „obrona granic” staje się źródłem nie tylko obojętności i znieczulicy, ale i nienawiści. Całkiem niedawno widzieliśmy funkcjonariuszy wyśmiewających człowieka wiszącego głową w dół na ponad pięciometrowym płocie czy bezduszność strażników, którzy spokojnie patrzyli na zamarzającą dziewczynę i jej zrozpaczonego ojca, proszącego choćby o zapałki. Zdarza się, że osobom migrującym niszczy się telefony, że są wyśmiewane, straszone i poniżane.

Rasizm w Polsce nie jest domeną środowisk skrajnych

Nadużywanie prawa i policyjną przemoc widzieliśmy też wobec osób LGBT+, kiedy nagonka – najpierw słowna – stała się paliwem kampanii wyborczej w 2019 roku. Za mową nienawiści padającą z ust polityków i przedstawicieli Kościoła szła przemoc zarówno ze strony podpuszczonych przez księży przeciwników parad równości, jak i ze strony policji, przetrzymującej protestujących na komisariatach. Potem okazało się, że bezprawnie przetrzymywane były protestujące kobiety i młodzież.

Ta sytuacja obciąża nie tylko bezpośrednie ofiary, ale nas wszystkich. Osoby w mundurach uczą się, że można poniżać, używać przemocy, a mundur gwarantuje bezkarność.

Statystyki są ważne

Osoby pokrzywdzone często nie mają przekonania, że ich los kogoś zainteresuje, że okażą się istotne dla służb. Obawiają się ich również ze względu na doświadczenia z krajów pochodzenia, nie mają świadomości, że takie czyny są karalne.

Z kolei kiedy już postanowią zdarzenie zgłosić, napotykają barierę językową – bo w instytucjach brakuje tłumaczy, chociaż nasze państwo staje się wyraźnie państwem imigracyjnym – a także niechęć albo niezrozumienie funkcjonariuszy. Raport przytacza relację osoby z Ukrainy, która zgłosiła napaść i mowę nienawiści, bo sprawca nazwał poszkodowanego „banderowcem”, ale funkcjonariuszka odpowiedziała: „Banderowiec? Przecież tak się mówi na Ukraińców”.

Polska, kraj imigrancki. Jak przystosować cały system?

W ramach projektu przeanalizowano 43 zdarzenia motywowane nienawiścią, spośród których 25 zostało zgłoszone policji. W czterech przypadkach policja zgłoszenia nie przyjęła. W jednym odmówiono osobie pokrzywdzonej z uwagi na fakt, że była pod wpływem alkoholu i nie władała w wystarczającym stopniu językiem polskim. Innym argumentem za odrzuceniem zgłoszenia było to, że osoba go dokonująca nie jest przedstawicielem znieważanej grupy etnicznej lub że obrażenia odniesione przez osobę pokrzywdzoną nie wystarczają do przyjęcia, iż dopuszczono się popełnienia przestępstwa. W pozostałych 21 sprawach zgłoszenie wprawdzie przyjęto, ale jedynie w pięciu przypadkach wykryto sprawców zdarzenia − czytamy w raporcie.

W 13 sprawach osoby pokrzywdzone jeszcze nie zgłosiły zdarzenia, ale planują to zrobić w przyszłości. W przypadku czterech osoby pokrzywdzone zgłoszenia nie planują, w jednym przypadku twórcy raportu nie mają informacji, czy zdarzenie zostało zgłoszone.

Istnienie ciemnej liczby (czyli niezgłoszonych) przestępstw powoduje, że brak nam świadomości, jaka jest skala zjawiska. To, że nie są odnotowane w statystykach, sprawia, że trudniej opracować sposób przeciwdziałania. Co więcej, jak podkreślają twórcy raportu, z niewiedzy wynika błędne przekonanie społeczne, że przestępstwa z nienawiści występują marginalnie, a ich społeczna szkodliwość jest niska.

Jak przekonywał w czasie konferencji wokół raportu Jacek Mazurczak z Fundacji Instytut Bezpieczeństwa Społecznego, ujawnianie przestępstw z nienawiści i budowanie baz danych pozwala monitorować nastroje społeczne, rozpoznać powiązania między sprawcami, zobaczyć, jak debata publiczna przekłada się na przemoc w internecie i poza nim, wreszcie domagać się reform prawa karnego. A także po prostu zaoszczędzić, bo jeśli monitoruje się przemoc z nienawiści, można nie dopuścić do rozwoju grup przestępczych oraz przemocy na większą skalę.

Syndrom oblężonej rasy, czyli o co chodzi z wielkim zastąpieniem

Mazurczak przypomniał przy tym sprawę legionowską: w 1995 roku nastoletni działacze Legionu Młodych po wakacyjnym obozie szkoleniowym Polskiego Frontu Narodowego zabrali się do „oczyszczania” ulic miasta z „niepożądanego elementu”. Pobito około 30 osób, głównie osoby bezdomne, dwie z nich zginęły. Żadna z poszkodowanych osób nie zgłosiła przestępstwa na policję. Były to osoby nieuprzywilejowane, bez kapitału społecznego, za którymi nie ujęła się żadna instytucja. Do sprawców dotarto później, po kolejnym pobiciu, tym razem na tle rasistowskim.

Druga sprawa to podpalenia mieszkań w Białymstoku w 2013 roku, poprzedzone klimatem pobłażania przestępstwom z nienawiści. Zanim minister Sienkiewicz powiedział swoje słynne „idziemy po was”, statystyki pokazywały, że z art. 256 prowadzono sześć postępowań. W kolejnym roku było ich już 85. Według eksperta pokazuje to, że wola polityczna ma ogromne znaczenie.

Mazurczak zwraca też uwagę na ciemną liczbę przestępstw grup, do których udało się dotrzeć, ale późno i wykorzystując znaczne środki, na przykład przez wprowadzanie do grup funkcjonariuszy pod przykryciem.

Co robią miasta?

O konieczności przeciwdziałania przestępstwom z nienawiści wiedzą samorządy, zwłaszcza w dużych miastach, które zdają sobie sprawę z obecnych trendów migracyjnych i ryzyka, jakie niesie przymykanie oka na przemoc.

Wrocław, o czym opowiedział Bartłomiej Ciążyński, pełnomocnik ds. tolerancji i przeciwdziałania ksenofobii prezydenta miasta, już dwadzieścia lat temu przyjął slogan: „miasto spotkań” i chciał uchodzić za miasto otwarte i przyjazne. Spalenie kukły Żyda 11 listopada 2015 roku i niewielka reakcja ze strony władz gminy okazały się sygnałem alarmowym. Kiedy w 2018 roku przyszedł nowy prezydent i pojawiła się wola polityczna, skorzystano z istniejącego prawa i delegat burmistrza monitorował zgromadzenia publiczne, rozwiązując te, na których dochodziło do nawoływania do nienawiści. Tak zdarzyło się kilkukrotnie, a sądy potwierdziły zgodność tych decyzji z prawem.

Wrocław – udzielne księstwo facebookowego satrapy

Powstało też Wrocławskie Centrum Sprawiedliwości Naprawczej, które skupia kilka organów: urząd miejski, kuratorów zawodowych, straż miejską i przede wszystkim mieszkańców i mieszkanki. Przez formularz można zgłosić mowę nienawiści czy nienawistny napis na murach: wystarczy przesłać zdjęcie i zgłosić adres. Po szybkiej weryfikacji osoby, które zostały ukarane pracami publicznymi, przystępują do usunięcia takiego napisu. W pierwszym roku działania projektu, 2017, było 50 zgłoszeń, dziś około 3 tysięcy, co pokazuje, że ludzie nauczyli się reagować i wiedzą, że miasto odpowie. Wrocław został za to doceniony, jest jednym z dziesięciu miast sprawiedliwości społecznej na świecie.

Z kolei Warszawa, jak opowiadała Karolina Zdrodowska, pełnomocniczka ds. równego traktowania prezydenta miasta, przyjęła dwa dokumenty. Pierwszym, przyjętym w kwietniu 2022 roku, była Polityka różnorodności społecznej. Opiera się ona na określeniu wartości – takich jak otwartość, włączanie, solidarność, zrozumienie perspektyw innych niż własna – oraz zasadzie, że miasto reaguje wszędzie tam, gdzie łamane jest prawo, gdzie ktoś czuje się zagrożony, dochodzi do dyskryminacji lub ma miejsce zaprzeczanie wiedzy naukowej.

Drugi dokument, przyjęty miesiąc później, to Karta różnorodności. Tu miasto jest postrzegane jako największy pracodawca w regionie, dla którego różnorodność to potencjał i który może promować różnorodne zespoły czy inkluzywne miejsca pracy.

Po ataku na ciemnoskórą dziewczynkę miasto zadbało też o program edukacyjny: Szkoła przyjazna prawom człowieka, skierowany zarówno do kadry, jak i do uczniów, uczennic i rodziców. Ten program się rozrasta, w tej chwili obejmuje już 100 szkół. Po pilotażowej Ochocie dołączają kolejne dzielnice Warszawy: Wawer, Wola, Wilanów. Celem programu jest ograniczenie przejawów dyskryminacji, przemocy, wykluczenia i budowanie przyjaznych relacji.

Wszystkich wyprzedził Gdańsk, który już w 2016 roku przyjął spójną strategię integracji.

„Strefy zakazane”, gdzie nie ma już białych? Oto prawda o francuskich przedmieściach

Za mało, za krótko

Dokumenty przyjęte na poziomach miast to wciąż za mało. Działają organizacje pozarządowe, które asystują przy składaniu zawiadomień; podejmują się też tłumaczenia, obsługi prawnej, reprezentacji, działań wspierających, pomocowych czy asystenckich. Stowarzyszenie Nomada przygotowało interaktywny formularz ułatwiający zgłoszenie nienawistnego czynu. Jednak ich problemem jest krótki horyzont działań, wynikający z systemu grantowego. Potrzeba ciągłości, by wyszkolić pracowników, wspierać na długiej drodze dochodzenia do sprawiedliwości przed sądami.

Do walki z przestępczością wynikającą z nienawiści potrzebna jest współpraca instytucji. Problemy z identyfikacją nienawiści ma jednak nie tylko policja. Niechętne wyłapywaniu przestępstw z nienawiści są też, jak przekonuje Jacek Mazurczak, sądy i prokuratura. Nie chcą szukać przyczyn, kontekstu. W ten sposób nienawiść, będąca powodem przestępstw, znika ze statystyk, a odpowiedzialni za jej podsycanie unikają odpowiedzialności. Wyraźnie podnosi się też poziom tolerancji nienawistnych haseł.

„Moją raną jest Kalisz bez Żydów”

czytaj także

Przykład współpracy instytucji, ale zupełnie nie taki, jak trzeba, jest zupełnie świeży. 3 stycznia tego roku Prokuratura Okręgowa w Sieradzu umorzyła śledztwo w sprawie niedopełnienia obowiązków przez policjantów i urzędników z Kalisza, którzy 11 listopada 2021 roku nie przerwali antysemickiego zgromadzenia. Organizujący go patostreamer Wojciech O. „Jaszczur” publicznie nawoływał tam do nienawiści i spalił kopię statutu kaliskiego, pierwszego w Polsce dokumentu nadającego prawa Żydom.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Katarzyna Przyborska
Katarzyna Przyborska
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka KrytykaPolityczna.pl, antropolożka kultury, absolwentka The Graduate School for Social Research IFiS PAN; mama. Była redaktorką w Ośrodku KARTA i w „Newsweeku Historia”. Współredaktorka książki „Salon. Niezależni w »świetlicy« Anny Erdman i Tadeusza Walendowskiego 1976-79”. Autorka książki „Żaba”, wydanej przez Krytykę Polityczną.
Zamknij