Kraj

Filantropia w oktagonie? Zrzutka na drona? Miłe gesty, co świata nie zmienią

Czasem można odnieść złudne wrażenie, że pomoc charytatywna załatwi każdy problem. Służba zdrowia jest w kryzysie? Raz w roku wpłacę coś na WOŚP. U naszego sąsiada trwa wojna? Dorzucę się na drona. Ofiary przemocy nie otrzymują pomocy? Wywalczę dla nich trochę kasy na patogali.

Głośno zrobiło się ostatnio o Mai Staśko, która weźmie udział w celebryckiej walce MMA. Jak sama pisze, jej celem jest zapewnienie pomocy potrzebującym, którzy nie mogą liczyć na wsparcie państwa.

Z honorarium po 20 tysięcy złotych trafi do Fundacji Fortior i Centrum Praw Kobiet, czyli organizacji pomagających ofiarom przemocy. Kolejne pieniądze trafią do małżeństwa, któremu odebrano dziecko przez brak toalety w domu.

Intencje są więc bez wątpienia szczytne, chociaż wciąż można mieć sporo wątpliwości co do uczestnictwa w patogali. Nie zamierzam dołączać do chóru głosów osądzających decyzję Staśko i wydających na nią wyroki. Bardziej interesuje mnie sama dyskusja, ponieważ wydaje mi się ona jałowa i omijająca sedno problemu.

Komentatorzy w zdecydowanej większości rozprawiają o moralności (lub jej braku) Mai Staśko. Dla jednych jest ona hipokrytką i zdrajczynią ideałów, która zareklamuje w dodatku galę osoby oskarżanej o powiązania z reżimem Kadyrowa. Inni widzą w niej bohaterkę i z ironią pytają krytyków, czy oni dadzą więcej pieniędzy potrzebującym. Zwłaszcza to ostatnie pytanie jest absurdalne z lewicowej perspektywy.

Staśko: Będę się bić w MMA, żeby pomóc ofiarom przemocy

Ślepy zaułek filantropii

Niby powinna to być oczywistość dla każdego lewicowca: pomocą charytatywną nie rozwiąże się żadnego problemu społecznego. A jednak w kłótniach wokół Staśko pojawiają się argumenty, których nie powstydziliby się najbardziej zatwardziali liberałowie, broniący miliarderów i ich majątków.

Ktoś właśnie przeznaczył miliony na filantropię, a lewaki co, tylko krytykować potrafią? Niech lepiej sami założą firmy i potem ze swoich pieniędzy oddadzą więcej, skoro tacy mądrzy są. Albo niech samo pójdą do oktagonu, żeby wywalczyć przynajmniej kilkadziesiąt tysięcy.

Już ani słowa o filantropii. Czas zacząć mówić o podatkach. Reszta to bullshit

Przypomnijmy więc, że filantropia nie jest narzędziem redystrybucji i tylko utrwala nierówności społeczne, oddalając rozwiązania systemowe. Żaden wjazd zbawcy na białym koniu nie przyniesie trwałych zmian – nieważne, czy mowa o „wolonturystyce”, czy o nałożeniu rękawic bokserskich przez znaną osobę z dobrymi intencjami.

Domyślam się, że Maja Staśko nie uważa inaczej. Lewicowa aktywistka tłumaczy, że zamierza wypromować organizacje antyprzemocowe. Czy wybrała skuteczną metodę i rzeczywiście patogala zareklamuje szczytne inicjatywy, a nie na odwrót? Nie wiem, ale mówiąc o jej udziale w gali MMA, powinniśmy skupiać się właśnie na tym.

Zamiast tego trwają bezsensowne spory na temat moralności Staśko i tego, czy jest ona hipokrytką, czy altruistką. Widzę w tym element szerszego problemu, jakim jest indywidualizacja problemów społecznych.

Łatwiej jest ocenić pojedynczy czyn oraz wydać wyrok na osobę za niego odpowiedzialną niż zastanowić się nad systemowym rozwiązaniem danej sprawy. Naturalnie, nie ma też nic prostszego niż uspokojenie sumienia własną wpłatą na dobry cel.

Indywidualizacja winy za katastrofę klimatu – jeszcze większe świństwo, niż myślisz

Od WOŚP-u po Bayraktara – kultura zbiórkowa

Ogromna popularność serwisów zajmujących się zbiórkami pieniędzy to kwestia ostatnich lat, ale największą inicjatywą tego typu pozostaje Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, która w tym roku miała swoją trzydziestą edycję. Przy tej okazji pobito kolejny rekord, zebrawszy 224 miliony złotych.

Wiele szpitali korzysta ze sprzętu zakupionego przez WOŚP, bez wątpienia liczni pacjenci zawdzięczają mu zdrowie lub życie. Więc gdzie jest problem? Otóż zebrana kwota to wciąż jedynie mały ułamek rocznego budżetu NFZ i zarazem kropla w morzu potrzeb zaniedbanego systemu opieki zdrowotnej w Polsce. Mimo dużych zasług, WOŚP można porównać do naklejania plastra na amputowaną kończynę. Intencja dobra, gest też, lecz daleko niewystarczający.

Świeższym przykładem głośnej zbiórki jest natomiast ta zorganizowana z myślą o kupnie drona bojowego dla Ukrainy. Osiągnęła ona swój cel, dzięki wielkiej kampanii zebrano dwadzieścia kilka milionów złotych. Ta liczba brzmi imponująco, ale pod warunkiem, że nie zestawimy jej z innymi – np. wartość pomocy wojskowej udzielonej Ukrainie przez Polskę szacuje się na blisko dwa miliardy euro w okresie od lutego do czerwca.

W tym kontekście raczej niepotrzebne wydają się rozważania, na ile turecki dron wpłynie na przebieg wojny, choćby w mikroskali. Krytycy zbiórki twierdzili, że zakup Bayraktara może doprowadzić do śmierci cywilów. Jej zwolennicy dowodzili natomiast, że to brak zakupu przyniesie straty cywilne. Obie te postawy łączy to, że winą za ludzką śmierć obarczają wpłacających lub niewpłacających, przyznając im tym samym nadmierną sprawczość.

Zasadne jest pytanie, czy zwykli obywatele powinni brać na siebie współodpowiedzialność za zbrojenia i działania wojenne? Jeśli odpowiemy przecząco, to zyskamy argument przeciwko zbiórce, ale dla mnie istnieje inny i ważniejszy – od takich rzeczy jest po prostu państwo, które w imieniu obywateli może zbroić Ukrainę skuteczniej i na nieporównywalnie większą skalę.

Czemu w takim razie kolejne zbiórki pojawiają się jak grzyby na deszczu, a całe zjawisko zyskuje na znaczeniu? W dużej mierze (np. w przypadku WOŚP) jest to efekt zaniedbań ze strony rządzących i niedziałającego państwa opiekuńczego. Nieoczywistym jest, że obie rzeczy napędzają się wzajemnie.

Wpłaty na cele charytatywne dają poczucie sprawczości, poprawiają samopoczucie i wzmacniają indywidualistyczne podejście do problemów społecznych. Jest to na rękę zwłaszcza elitom, bo kultura zbiórkowa i powszechne poczucie jednostkowej odpowiedzialności dają elitom coś w zamian – powstrzymują radykalne zmiany strukturalne w państwie, np. w obszarze opodatkowania.

Takim elitom pasuje Jurek Owsiak – zbierający co roku pieniądze na upadającą opiekę zdrowotną, a następnie protestujący przeciwko podwyższeniu podatków (idącym właśnie na publiczną opiekę zdrowotną). Mniej zadowolone byłyby z ruchu społecznego, który rzeczywiście podważyłby status quo i postawił żądania politykom.

Owsiak stracił tysiaka, ochrona zdrowia zyskała 7 mld zł (nie z WOŚP)

Co zamiast filantropii?

Wielu czytając ten tekst na pewno pomyśli, że przyszedł pan maruda, który tylko narzeka, a sam nic nie zaproponuje. Zaznaczę więc od razu, że masowa pomoc na rzecz Ukrainy, uczestnictwo w zbiórkach, udostępnianie własnych domów uchodźcom i wszystkie inne tego typu inicjatywy są wspaniałymi przykładami oddolnej organizacji, którą należy chwalić i w miarę możliwości się do niej przyłączać. To jednak nie wystarczy, a świadomość tego jest kluczowa.

Naturalnie nie twierdzę, że powinniśmy siedzieć z założonymi rękami i czekać, aż państwo rozwiąże wszystkie nasze problemy – samo z siebie tego nie zrobi. Aby działało prawidłowo, niezbędna jest ciągła i silna presja ze strony społeczeństwa.

Sławomir Sierakowski mówił, jak wiele pracy on i inne osoby włożyły w organizację zbiórki na Bayraktara. Z kolei WOŚP co roku wspierają ponad sto tysięcy wolontariuszy i potężna machina medialna. Taki wysiłek jest godny szacunku, ale z podobnym zaangażowaniem trzeba walczyć o trwałe zmiany systemowe, chociażby o dofinansowanie i reformę systemu opieki zdrowotnej.

Więcej dobrego niż wrzucenie kilku złotych do puszki zrobi zagłosowanie na partię popierającą darmową i jakościową opiekę zdrowotną, dołączenie do związku zawodowego lub wspólne działanie w ramach innej grupy oddolnego nacisku. Jeśli filantropia ma być czymś więcej niż narzędziem podtrzymującym społeczną bierność, to konieczne jest porzucenie sposobu myślenia najczęściej jej towarzyszącemu.

Walka Mai Staśko sama w sobie różni się od wymienionych zbiórek, jednak dyskusję wokół niej kształtuje w dużej mierze podobna logika. Niektórzy zastanawiają się, czy pieniędzy przeznaczonych przez Maję na cele charytatywne będzie dość dużo, aby wybaczyć (ich zdaniem) wątpliwą etycznie decyzję. Okazało się również, że zdaniem niektórych prawo do krytyki zależy od tego, ile sami wyłożyliśmy z portfela na filantropię.

Znacznie rzadziej dyskutuje się o tym, co zrobić dla wyeliminowania konieczności zbierania datków. Jakie rozwiązania systemowe zagwarantują np. rozwiązanie problemu przemocy domowej? Rozmawiajmy zatem o tym – chcę wierzyć, że taki jest w końcu sens rzeczonego starcia w oktagonie Mai Staśko, ważniejszy od doraźnej zdobyczy pieniężnej. A kwestie moralne zostawmy samej zainteresowanej.

**
W pierwotnej wersji błędnie tekstu napisaliśmy, że Maja Staśko współpracuje z federacją FAME MMA. Staśko nie będzie walczyła na gali organizowanej przez tę federację.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Artur Troost
Artur Troost
Doktorant UW, publicysta Krytyki Politycznej
Doktorant na Uniwersytecie Warszawskim, publicysta Krytyki Politycznej.
Zamknij