Kraj

Kto tu jest prezesem, czyli o co chodzi w farsie z Porozumieniem

Oto partia z prezydium nieuznawanym przez sąd koleżeński i sądem koleżeńskim nieuznawanym przez prezydium. Z prezesem, którego mandat kwestionuje p.o. prezesa usunięty z partii przez jej zarząd. Jakie mogą być polityczne konsekwencje obecnego puczu w Porozumieniu i o co właściwie w nim chodzi? Wyjaśnia w komentarzu Jakub Majmurek.

W pierwszej czterolatce PiS Porozumienie Jarosława Gowina było tym grzecznym, nudnym i pozbawionym większej sprawczości skrzydłem Zjednoczonej Prawicy. Gowinowcy próbowali bez większych sukcesów nadać pisowskiej rewolucji cywilizowaną, mieszczańską twarz i utrzymać resztki kontaktu z polityczną centroprawicą. A jak przychodziło co do czego, to „głosowali, ale się nie cieszyli”.

Zmieniło się to po wyborach w 2019 roku. Porozumienie zaczęło coraz śmielej poczynać sobie w koalicji rządzącej. Kulminacją było zablokowanie przez Jarosława Gowina wyborów pocztowych w maju zeszłego roku. Lider Porozumienia musiał na chwilę opuścić rząd – gdzie jako przedstawicielka Porozumienia zastąpiła go Jadwiga Emilewicz – PiS wyraźnie próbował rozmontować mu partię.

Gowin jednak ustał tę próbę i wrócił do rządu jako wicepremier, minister rozwoju, pracy i technologii. Nie cieszył się jednak zbyt długo tym stanowiskiem w spokoju – w Porozumieniu wybuchł bowiem pucz, i to taki, jakiego na polskiej prawicy nie oglądaliśmy już jakiś czas.

Opozycja o dymisji Gowina: „Rząd zakiwał się przez głupi upór”

Wieczny powrót AWS-u

Przypomnijmy pokrótce, co się stało. Najpierw sąd koleżeński, zdominowany przez zwolenników Adama Bielana, zawiesił w prawach członków Porozumienia dwóch stronników Jarosława Gowina z partyjnych władz. Prezydium partii, zdominowane przez gowinowców, jest jednak zdania, że sąd koleżeński w takim trybie i składzie nie miał prawa do zawieszenia nikogo. Sam za to przytłaczającą większością głosów podjął decyzję o zawieszeniu w prawach członka, a następnie usunięciu samego Bielana, a zaraz potem jego głównego stronnika, posła Kamila Bortniczuka.

Bielan z kolei – i zdominowany przez jego ludzi sąd koleżeński – twierdzi, że prezydium nie tylko nie miało prawa podjąć takiej decyzji, ale też, że Jarosław Gowin… od 2018 nie jest faktycznie prezesem Porozumienia. Wtedy bowiem skończyła się kadencja Gowina, a na drugą – jak twierdzą bielanowcy – nie został wybrany prawidłowo. W tej sytuacji pełniącym obowiązki prezesa jest Szef Konwencji Krajowej. Tym zaś – tak się akurat przypadkiem złożyło – jest nie kto inny, tylko Adam Bielan.

Mamy więc partię z prezydium nieuznawanym przez sąd koleżeński i sądem koleżeńskim nieuznawanym przez prezydium. Z prezesem, którego mandat kwestionuje p.o. prezesa usunięty z partii przez jej zarząd. By dopełnić obraz, jak podają media, w siedzibie Porozumienia zmieniono zamki – nie wiadomo, czy po to, by chronić ją przed stronnikami Bielana, czy Gowina.

Koneserom kuriozów z politycznej historii III RP wszystko to przypomina burzliwe lata 90. Czasy, gdy jedna frakcja Konfederacji Polski Niepodległej nasyłała na drugą bojówkę uzbrojoną w kije i kastety. Gdy Janusz Korwin-Mikke przez dwa dni trwał w swoim gabinecie prezesa UPR, oblegany przez zwolenników skłóconej z nim grupy, dążącej do przejęcia władzy w partii. Korwin-Mikke miał – choć relacje są sprzeczne – wytrwać tę próbę, załatwiając potrzeby fizjologiczne do kwiatków doniczkowych.

Jak widać, jakich formuł nie próbowano na polskiej prawicy, zawsze wychodził chaos, który swój najbardziej bujny wyraz znalazł w agonii Akcji Wyborczej Solidarność. Ta prawicowa koalicja w swoich ostatnich miesiącach istnienia przeżywała spektakularną serię rozpadów, frond i zmian sojuszów. Partie rozpadały się i łączyły, powstawały nowe, zmieniały się lojalności i alianse. W pewnym momencie nawet osoby zawodowo zajmujące się polityką gubiły się w kolejnych powstających na ciele AWS strukturach i w tym, kto z kim trzyma, kto kogo skąd wyrzucił i o co w tym wszystkim chodzi.

Ostatecznie z Akcji wyłoniły się dwie nowe, znacznie sprawniejsze i lepiej zorganizowane siły – PO i PiS – a samo AWS nie przekroczyło progu w wyborach 2001. Marian Krzaklewski, lider „Solidarności” i całego przedsięwzięcia, o którym po 1997 roku pisano, jak dziś pisze się o Kaczyńskim, zszedł z politycznej scenie i nikt poza zawodowcami o nim specjalnie nie pamięta.

Wrogie przejęcie na zlecenie Kaczyńskiego?

Rozpad AWS miał głównie farsowy charakter – koalicja weszła w fazę schyłkową, było oczywiste, że w zbliżających się wyborach utraci władzę na rzecz SLD. Zamieszanie w Porozumieniu, jak obiektywnie zabawne by nie było, nie jest wyłącznie farsą, dotyczy przyszłości większości rządowej – i to rządu nieporównanie bardziej rewolucyjnego i szkodliwego niż ten profesora Buzka.

Jakie mogą być polityczne konsekwencje obecnego puczu w Porozumieniu? O co, z punktu widzenia dynamiki Zjednoczonej Prawicy, w nim chodzi?

Komentatorzy spekulują, że pucz Bielan organizuje za zgodą, jeśli nie po prostu na zlecenie, Kaczyńskiego. Ten miał bowiem nigdy nie wybaczyć Gowinowi „zdrady” w sprawie majowych wyborów. Od dawna słyszy się anonimowe wypowiedzi polityków, że na Gowina zapadł już wyrok Kaczyńskiego, że prędzej czy później nastąpi egzekucja, że lider Porozumienia jest jak renesansowa księżniczka, dla której uwarzono truciznę po tym, jak znów nie dostarczyła księciu następcy tronu.

Być może akcja Bielana to wykonanie wyroku za zablokowanie wyborów kopertowych w maju 2020 i kolejna próba rozmontowania Gowinowi partii.

Z drugiej strony, sam Bielan wprost mówi w mediach, że Gowin faktycznie zdradził Zjednoczoną Prawicę, knując przeciw niej z PSL i Hołownią. Lider Porozumienia miał grać na odwrócenie większości parlamentarnej i obsadzenie siebie w roli nowego premiera rządu technicznego. Co biorąc pod uwagę fakt, jak trudna byłaby koalicja od Bosaka do Zandberga z Gowinem na czele – nawet wspierająca tylko przejściowy rząd techniczny – nie wydaje się szczególnie prawdopodobnym scenariuszem.

Jak dalej potoczy się ten spór? Obie strony zapowiadają walkę w sądach o swoje. Gowin o wyrzucenie Bielana i utrzymanie prezesury, Bielan o unieważnienie prezesury Gowina. Efektem będzie osłabienie Porozumienia i samego Gowina w układzie władzy Zjednoczonej Prawicy – gdy pali ci się w twojej własnej partii, nie masz szczególnie mocnej pozycji negocjacyjnej w koalicji.

Spokojnie z tekstami o końcu PiS-u

Jak wiemy, polityczny chaos to środowisko, w którym Jarosław Kaczyński kwitnie. Prezes uwielbia zarządzać przez kryzys, a polityczna pacyfikacja Gowina byłaby dla niego tyleż wypełnieniem pisowskiej racji stanu, co jak można sądzić, osobistą przyjemnością. Kaczyński nie musi nawet przejmować Porozumienia przy użyciu Bielana, by zrealizować swoje cele – wystarczy mu, że Gowin będzie miał partię sparaliżowaną sporem.

Czasy się zmieniają, a Gowin zawsze jest ministrem

Patrząc jeszcze inaczej, cała operacja łatwo może rozpaść się Kaczyńskiemu w rękach. Większość Zjednoczonej Prawicy w Sejmie to pięciu posłów. Jeśli konflikt wygra Bielan, to Gowin nie będzie mógł zostać w Porozumieniu. Gdyby za nim odeszło choć czterech posłów Porozumienia – a tylu może się zebrać – PiS będzie w poważnych kłopotach.

Gowin nie będzie miał wtedy żadnego powodu, by faktycznie nie próbować się dogadywać z opozycją. Można się spodziewać, że w najbliższych dniach Kaczyński będzie szukał dodatkowych szabel, czy to wśród ewentualnych konserwatywnych rozłamowców z PO, przerażonych perspektywą Platformy pro-choice, czy posłów Kukiz’15. PiS zaczął już mówić o „sędziach pokoju” – obok JOW-ów drugim głównym projekcie populistycznego rockmana.

Raz jeszcze widzimy, że stabilność Zjednoczonej Prawicy i kontrola Kaczyńskiego nad całym tym projektem wcale nie jest tak totalna, jak by się mogło wydawać wielu komentatorom zachwyconym rzekomą wszechwładzą „genialnego stratega”. Jednocześnie nie ma się co przesadnie cieszyć i ogłaszać końca PiS-u. Kaczyński ciągle ma potężne rezerwy, a i sama sytuacja w Porozumieniu może się mu jeszcze wygodnie ułożyć – z maksymalnie osłabionym, ale pozostającym jeszcze jakiś czas w koalicji Gowinem. Bo że Gowin w następnych wyborów nie zostanie wzięty na listy PiS i musi myśleć, co dalej, jest dziś niemal pewne.

Oczywiście, ktoś naiwny mógłby spytać, czy w sytuacji pandemii i kryzysu rząd, klasa polityczna i komentatorzy powinni żyć niuansami interpretacji statusu partii z samodzielnym poparciem w granicach błędu statystycznego. Niestety, ciągle łapiący prawicę wirus AWS sprawia, że tak właśnie wygląda w Polsce polityka.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jakub Majmurek
Jakub Majmurek
Publicysta, krytyk filmowy
Filmoznawca, eseista, publicysta. Aktywny jako krytyk filmowy, pisuje także o literaturze i sztukach wizualnych. Absolwent krakowskiego filmoznawstwa, Instytutu Studiów Politycznych i Międzynarodowych UJ, studiował też w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN w Warszawie. Publikuje m.in. w „Tygodniku Powszechnym”, „Gazecie Wyborczej”, Oko.press, „Aspen Review”. Współautor i redaktor wielu książek filmowych, ostatnio (wspólnie z Łukaszem Rondudą) „Kino-sztuka. Zwrot kinematograficzny w polskiej sztuce współczesnej”.
Zamknij