Znaleźć w Polsce gminę, powiat albo województwo, które nie byłoby beneficjentem unijnego budżetu, graniczy niemal z cudem. Z łatwością można jednak wskazać miejsca – od niedawna również powiat sztumski – w których społecznie i przepisowo wyklucza się osoby LGBT+. Co na to europejskie prawo, które przyznaje dotacje i zabrania dyskryminacji?
Między innymi z takim pytaniem do kilku europejskich organów zamierzają zwrócić się przedstawiciele Lewicy działający w parlamentarnych zespołach ds. miast i równouprawnienia społeczności LGBT+. Politycy odpowiadają w ten sposób na homo- i transfobiczne działania samorządów, które mianują się „strefami wolnymi od ideologii LGBT+” albo wprowadzają karty praw rodzin, stworzone przez radykalnych konserwatystów z Ordo Iuris. A takich gmin, powiatów i województw jest już w Polsce ponad 80.
Sztum idzie na wojnę z LGBT+
Niechlubna lista miejsc, gdzie otwarcie dyskryminuje się osoby homoseksualne czy transpłciowe, cały czas się wydłuża. Niedawno informowaliśmy, że dołączyło do niej województwo łódzkie, a teraz również Pomorze. Jako pierwszy w tym regionie Samorządową Kartę Praw Rodziny przyjął powiat sztumski.
– Na każdą taką wiadomość reagujemy z dużym smutkiem i niepokojem. Jednak fakt, że podobne przepisy wprowadza się na słynącym ze swojej otwartości Pomorzu, głównym obszarze naszych działań, jest szczególnie druzgocący – mówi Danuta Sowińska ze Stowarzyszenia Tolerado, które ma swoją siedzibę Gdańsku. – W tej sprawie skontaktował się z nami jeden ze sztumskich radnych, Leszek Sarnowski, który o przegłosowaniu Karty wypowiada się w podobnym do naszego tonie i mówi wprost, że to „próba nałożenia ideologicznego kagańca”, m.in. na szkoły czy inne podległe samorządowi instytucje, ale przede wszystkim – akt głębokiej nietolerancji i jawnego wykluczenia społecznego nie tylko osób LGBT+, ale także wszystkich, którzy nie reprezentują „tradycyjnego modelu pełnej rodziny”, rozumianego tak przez twórców Karty, czyli Ordo Iuris – mówi nasza rozmówczyni.
❌ Powiat Sztumski jako pierwszy samorząd w województwie pomorskim stał się "Strefą Wolną od LGBT" – przyjął, lobbowaną…
Opublikowany przez Tolerado Środa, 12 lutego 2020
Projekt uchwały przygotowany przez Ordo Iuris na sesji rady powiatu zaprezentował Zbigniew Pędziwilk z PiS-u. Jak twierdzą radni opozycji, głosowanie nad Kartą chciano odłożyć i skonsultować z mieszkańcami oraz mieszkankami Sztumu, jednak członkowie partii rządzącej nie wyrazili na to zgody. „Wszak [PiS – przyp. red.] zna wolę suwerena, więc po co konsultacje. Smutne, kiedy o sprawach moralności decyduje po prostu większość, bez żadnej refleksji czy konsultacji społecznych – napisał na Facebooku Leszek Sarnowski z Obywatelskiego Porozumienia Samorządowego „Powiśle” i jeden z siedmiu przedstawicieli powiatu, którzy nie podnieśli ręki za przyjęciem Karty.
„Samorządność została pokonana przez ideologię, za sprawą rządzącej PiS-owskiej większości. To początek wojny ideologiczno-politycznej, którą wznieca się w samorządach. (…) Przepraszam za powiat sztumski” – dodał samorządowiec.
czytaj także
Karta pełnej rodziny
Inni radni opozycji skarżyli się z kolei na to, że nie mieli wystarczająco dużo czasu na zapoznanie się z proponowanymi przepisami. Przykładowo cytowany przez „Dziennik Bałtycki” Dariusz Browarczyk z Obywatelskiego Porozumienia Samorządowego miał otrzymać dokument drogą elektroniczną na zaledwie dobę przed głosowaniem.
A co się w nim znalazło? Karta wprowadza zapisy o samorządowym „wsparciu i ochronie dla rodziny i małżeństwa (rozumianego jako związek mężczyzny i kobiety)”. W projekcie widnieje także zakaz finansowania projektów, które podważają te wartości i mogą się przyczyniać do „demoralizacji” dzieci. Ponadto dokument wprowadza programy przeciwdziałania przemocy w rodzinie, alkoholizmowi i narkomanii. Realizacja tej pomocy musi być jednak zgodna z „zasadą poszanowania integralności rodziny”.
– Zastanawialiśmy się, po co właściwie wprowadzana jest Karta, która „chroni rodziny i dzieci”. Czy w Sztumie wcześniej nie było takiej ochrony? Zwolennicy projektu Ordo Iuris nie są w stanie odpowiedzieć na to pytanie, lecz twierdzą, że ma być on „obroną przed ideologią LGBT+”. W takim razie należy zapytać, czym jest „ideologia LGBT+”. Dowiedzieliśmy się, że „indoktrynacją”. No cóż, znamy te poglądy prawej strony. Niestety niewiele wnoszą one do rzetelnej dyskusji – mówi przedstawicielka Tolerado, ale jednocześnie wskazuje, że wciąż liczy na dialog. Z tym stowarzyszenie działające na rzecz społeczności LGBT+ chce wyjść do mieszkańców i mieszkanek Sztumu i zapytać ich, co wiedzą na temat Karty oraz – czy się z jej treścią zgadzają.
czytaj także
– Dotarły do nas informacje, że Karta jest, co prawda, uchwalona, ale jeszcze nieprzyjęta. Istnieje więc jeszcze szansa, że uda nam się wpłynąć na dalszy los przepisów. Radni nie zgłosili do Karty ani jednej poprawki, tylko zagłosowali za projektem przygotowanym od początku do końca przez organizację Ordo Iuris. Dziesięciu na siedemnastu z nich było za wprowadzeniem tych przepisów, co pokazuje, że raptem trzy głosy zdecydowały o kształcie polityki społecznej, która uderza przecież w prawa znacznie większej liczby osób. Trzeba to głośno powiedzieć: karty i uchwały anty-LGBT+ godzą w prawa człowieka, prawo krajowe i unijne. Niestety, takie przepisy przepycha zwykle garstka osób, które nie konsultują swoich decyzji ze społeczeństwem – mówi Danuta Sowińska.
czytaj także
Dlatego w opinii Sowińskiej tak ważne jest, by mieszkanki i mieszkańcy danych miejscowości interesowali się tym, co się dzieje w lokalnej polityce. – To daje nam podstawę do budowania dialogu społecznego i działań edukacyjnych. Powtarzam: edukacja, a nie udział w konfliktach politycznych, to najważniejszy cel naszego stowarzyszenia. Dlatego deklarujemy, że pojedziemy do Sztumu i porozmawiamy z jego mieszkańcami oraz mieszkankami. Zapytamy ich na przykład o to, czy wiedzą, że Karta Praw Rodziny stygmatyzuje nie tylko społeczność LGBT+, ale również samotnych ojców i matki, rodziny patchworkowe czy rodziców żyjących w związkach nieformalnych. Jesteśmy ciekawi, czy zdają sobie sprawę, że samorząd „pod ochronę” bierze wyłącznie rodziny pełne. Chcemy wyciągnąć z tej Karty najważniejsze argumenty. Mianowicie – że jej zapisy są dyskryminujące i szkodliwe. Nasz komunikat jest jasny: „Pokazujemy wam, że możecie mieć wpływ na politykę społeczną”. A ta zaczyna się na poziomie samorządowym – dodaje Sowińska.
Młodzież LGBT najczęściej poniżają ich rówieśnicy. Ale to dorośli sankcjonują tę nienawiść
czytaj także
Pieniądze biorą, a prawa nie przestrzegają
Edukacja i nacisk społeczny to jedno, a łamanie prawa drugie. Uchwały i samorządowe karty rodzin są niezgodne z Konstytucją RP, ale także przepisami obowiązującymi w większości krajów europejskich, które korzystają z budżetu UE. Ze względu na całkowity brak reakcji rządu na wprowadzanie w kolejnych regionach „stref wolnych od LGBT+” politycy Lewicy postanowili zwrócić się w tej sprawie do organów międzynarodowych, by te zbadały, czy samorządy dyskryminujące m.in. osoby nieheteroseksualne mogą legalnie wydawać unijne pieniądze.
– Wystąpiliśmy z trzema postulatami. Pierwszy z nich przedstawił Krzysztof Śmiszek, który ogłosił, że zwrócimy się do Rady Europy, Rzecznika Praw Człowieka Rady Europy, szefa Kongresu Władz Lokalnych i Regionalnych, Europejskiego Komitetu Regionów oraz do szefowej międzyfrakcyjnego zespołu ds. LGBT w Parlamencie Europejskim. Będziemy konsultować się nie tyle z samą UE, ile różnymi instytucjami i organami o europejskim, międzynarodowym znaczeniu i skali działania. Chcemy, by wydały opinię, w której wskażą, czy uchwały w Polsce są zgodne z prawem – mówi nam posłanka Hanna Gill-Piątek i od razu wyjaśnia, czego dotyczy drugi z postulatów Lewicy.
czytaj także
Politycy zamierzają zbadać, przy udziale odpowiednich instytucji, już na poziomie krajowym, czy samorządy, deklarując się jako „wolne od ideologii LGBT+”, wzięły dotacje z UE sprzecznie z zasadami przyznawania unijnych pieniędzy.
– Fundusze unijne, przeznaczone np. na budowę mostu, są obłożone tzw. wytycznymi horyzontalnymi. Tak nazywają się zasady przyznawania tych pieniędzy. Jedna z nich to zasada równości szans i niedyskryminacji, która mówi, że każde wydane euro z funduszu zobowiązuje danego beneficjenta do przestrzegania określonych praw i zabrania dyskryminacji, dotyczącej m.in. osób LGBT+. Wyraźna zaś definicja równości szans i niedyskryminacji oznacza, że bez względu na takie czynniki, jak płeć, rasa, niepełnosprawność, ale też orientacja seksualna i tożsamość płciowa, nie można nikogo wykluczać z życia społecznego. Te wytyczne są częścią umowy partnerstwa między nami a Unią, ale wydaje je minister odpowiedzialny za sprawy rozwoju i to on również nakłada na wszelkie fundusze unijne w Polsce, z których korzystają gminy, powiaty i województwa, obowiązek przestrzegania zasad równościowych – wyjaśnia posłanka, dodając, że dotyczy to zarówno samorządów, które zakończyły inwestycje dofinansowane przez UE, jak i te, które o pieniądze ubiegały się i ubiegają w obecnej perspektywie budżetowej.
„Lewica wróciła do parlamentu, a z Lewicą do Sejmu wrócił głos samorządowców”
czytaj także
– Proszę sobie wyobrazić, że kierowca przejeżdżający przez wspomniany wcześniej most, wybudowany dzięki funduszom Unii, jest osobą transpłciową o orientacji homoseksualnej. Czy w takim razie gmina, która przyjęła uchwałę anty-LGBT, chce mu zakazać tego przejazdu? A może powinna ten most teraz zburzyć lub oddać pieniądze UE? Tego wkrótce dowiemy się od organów europejskich. Gdy uzyskamy stosowne opinie, wówczas zapewne wyślemy skargę do Komisji Europejskiej. Ale to jest jeszcze daleka przyszłość. Na razie kwestia funduszy staje pod znakiem zapytania i jest tym poważniejsza, im bardziej uświadomimy sobie skalę korzystania z tych pieniędzy – mówi Gill-Piątek, wskazując, że właściwie wszystkie większe inwestycje w ostatnich latach samorządy realizowały ze środków unijnych. Może więc się okazać, że prawie każdy most, droga czy plac zabaw znajdujący się w „strefie wolnej od LGBT+”, stoi tam bezprawnie.
– Jeszcze nie wiemy, jak zostanie to zinterpretowane. Póki co stawiamy jedno zasadnicze i zasadne pytanie: „Czy można brać pieniądze i zobowiązywać się do pewnych zasad, a z drugiej strony łamać te ostatnie?” – zastanawia się polityczka.
Lewica proponuje jeszcze jedno rozwiązanie w kwestii uchwał anty-LGBT. Jak kilka dni temu zapowiedziała na konferencji prasowej Anna Maria Żukowska, reakcję należy także spróbować wymusić na władzach w kraju. „Apelujemy do wojewodów-nominatów prawicowego obozu rządzącego o uchylenie uchwał dyskryminujących osoby LGBT+: pójdźcie po rozum do głowy. Przestańcie ośmieszać nasz kraj na arenie międzynarodowej! Cała Europa mówi o homofobicznym nastawieniu Polski wobec swoich obywateli” – powiedziała posłanka.
Jak wyjaśnia Hanna Gill-Piątek, Lewica domaga się, by wojewoda jako lokalne ramię rządu oraz organ nadzoru w regionie takie uchwały uchylał, ponieważ są one niezgodne nie tylko z prawem europejskim, ale także z Konstytucją, na co uwagę zwrócił m.in. Rzecznik Praw Obywatelskich Adam Bodnar, skarżąc uchwały w wojewódzkich sądach administracyjnych.
czytaj także
– Wierzę w to, że prawa człowieka potrafią się bronić. I to nie tylko na gruncie europejskim, ale też krajowym. Dlatego wciąż czekamy na reakcję wojewódzkich włodarzy – zapewnia z kolei nasza rozmówczyni. Tymczasem Jakub Szlachetko, prawnik i urbanista z Gdańska, proponuje jeszcze inne rozwiązanie. Próbując na własną rękę walczyć z samorządową dyskryminacją, zachęca on lokalne władze i obywateli do składania tzw. kontruchwał. Gdańszczanin taki dokument przygotował samodzielnie dla wszystkich gmin, powiatów i województw, które protestują przeciwko wykluczaniu osób LGBT+. Projekt ten można bezpłatnie skopiować i przedstawić w wybranym samorządzie jako odpowiedź na już przyjęte Karty Rodziny i uchwały anty-LGBT lub jako ochronę przed wprowadzeniem podobnych przepisów.
***
Materiał powstał dzięki wsparciu ZEIT-Stiftung Ebelin und Gerd Bucerius.