Mniej więcej rok temu – a był to czas wybuchu demonstracji Oburzonych w Hiszpanii – zaprosiło mnie Katalońskie Centrum Kultury na dyskusję, jakich wiele. Poznałem tam Michaela Kazina, amerykańskiego historyka, szczególnie jednak zapamiętałem rozmowę z jego żoną podczas wspólnej kolacji. Amerykanie, jak mówi stereotyp, słabo znają świat poza własnym krajem. Zarazem każdy niesie poprzez swoje imigranckie rodziny jakąś część pamięci o miejscu, z którego pochodzi. Beth podobnie jak Michael pochodzą z żydowskich rodzin, które dawno dawno temu wyemigrowały z Polski. Z bardzo negatywnym stosunkiem do naszego kraju i przekonaniem o powszechnym antysemityzmie. Ani Beth, ani Michael nigdy w Polsce nie byli. W pewnym momencie Beth powiedziała żartem: „Matka chyba by mnie wyklęła, gdyby dowiedziała się, że pojechałam do Polski”.
Z okazji dziesiątych urodzin „Krytyki Politycznej” wymyśliliśmy, że zaprosimy redakcję „Dissent” w osobach jej najwybitniejszych przedstawicieli: Michaela Walzera, Marshalla Bermana i Michaela Kazina. Zdążyliśmy z wydaniem ich książek, zaprosiliśmy ciekawych gości z polskiej strony i przygotowaliśmy serię trzynastu debat w dużych miastach w Polsce, na Ukrainie i w Rosji.
To przypadek, że wszyscy nasi goście są Żydami z rodzin pochodzących z Polski. I nigdy dotąd w Polsce nie byli. Nie jest natomiast przypadkiem, że miałem nadzieję na pewną satysfakcję: przyjadą i zobaczą, że nie jest ta Polska taka jak ją w stereotypach namalowano.
Dziś wyjechał ostatni z gości.
Newsem dnia jest film BBC, który pokazał Polskę futbolową jako siedlisko przemocy i antysemityzmu, co wywołało u nas powszechne oburzenie. „Nawet jeśli wybrane fakty są prawdziwe, to przecież są tylko marginalne!” – powtarzano.
Newsem jutra będzie zapewne wypowiedź prezydenta USA podczas wręczenia Medalu Wolności dla Jana Karskiego w ręce Adama Rotfelda. Użył on sformułowania o „polskich obozach śmierci”. MSZ od dawna prowadzi kampanię, aby wyeliminować to sformułowanie z debaty publicznej. Nie sądzę, żeby Obama nie wiedział, kto zorganizował obozy śmierci. Szczerze mówiąc, nie sądzę, żeby ktokolwiek mówiąc o polskich obozach śmierci, uważał, że zorganizowali je Polacy. Nie sądzę też, żeby ktokolwiek z powodu takich sformułowań dał się wprowadzić w błąd. Gdyby tak było, MSZ powinien zająć się najpierw polskimi lekturami szkolnymi. Otwieram swoje siedemnaste wydanie w nakładzie 200.000 egzemplarzy „Medalionów” Nałkowskiej i czytam: „Nie dziesiątki tysięcy i nie setki tysięcy, ale miliony istnień człowieczych uległy przeróbce na surowiec i towar w polskich obozach śmierci. Oprócz szeroko znanych miejscowości, jak Majdanek, Oświęcim, Brzezinka, Treblinka, raz po raz odkrywamy nowe, mniej głośne.” Czyżby Nałkowska już wówczas uległa wrogim, antypolskim stereotypom?
Podczas dwóch debat – gdańskiej z udziałem Kazina i łódzkiej z udziałem Walzera – na salę wtargnęły grupy polskich nacjonalistów wykrzykujących agresywne hasła. W jednej z naszych siedzib zniszczono zamek, inną oblano farbą, wszędzie próbowano zastraszyć uczestników. Myśmy pewnie już przywykli, natomiast dla Walzera, Kazina i ich żon, które siadając w ostatnich rzędach, miały nieszczęście znaleźć się w bezpośrednim otoczeniu krzyczących osiłków, było to nowe przeżycie. Marginalne oczywiście, bo poza tym wszystko było super.