Kraj, Sławomir Sierakowski

Obalmy rządy radykalnej mniejszości

Sławomir Sierakowski

Deptane są prawa mniejszości, kobiet i konstytucja, niszczona jest nasza pozycja w Unii Europejskiej, bo rządzi nami radykalna mniejszość i nie będzie inaczej, jeśli dyscypliną nie odpowiemy na dyscyplinę.

Dla części lewicy wybór między Andrzejem Dudą i Rafałem Trzaskowskim będzie łatwy, ale nieprzyjemny jak zawsze, gdy trzeba wybierać między dwoma prawicowymi kandydatami. Dla innej części lewicy będzie prosty i bezproblemowy, bo z kandydatów prawicy Trzaskowski jest najmniej prawicowy. Są też tacy, co się uchylą, bo uznali już, że obaj kandydaci są nie do zaakceptowania.

W Krytyce Politycznej i w innych miejscach ukazało się kilka głosów rozczarowanych Trzaskowskim wyborców i polityków Lewicy, którzy nie chcą na niego głosować. Dwie wypowiedzi Rafała Trzaskowskiego wywołały kontrowersje. Od razu powiem, że jednej z nich nie umiem potraktować poważnie, czyli tej, że Trzaskowski i Konfederacja mają w większości te same poglądy na gospodarkę. Nie sądzę, żeby prezydent Warszawy wiedział, jaki naprawdę odlot na punkcie wolnego rynku mają libertarianie z Konfederacji.

Jak Konfederacja rozumie wolność gospodarczą? Sprawdziliśmy to

Możecie to uznać za naiwność, która pojawia się szczególnie wtedy, gdy w coś woli się nie wierzyć. Ale Trzaskowski nie wybierałby sobie budowy infrastruktury opiekuńczej w Warszawie, a teraz w całej Polsce, na najważniejszą częścią programu i nie realizowałby tego w praktyce, gdyby podzielał choćby część poglądów Konfederacji.

Libertarianizm to jest dziś folklor

Prawie nikt poważny w głównym nurcie nie wierzy już w takie bzdury po kryzysie finansowym z 2008, a tym bardziej po pandemii, która zweryfikowała negatywnie możliwości obdartego z usług publicznych współczesnego państwa, nawet najbardziej zachodniego.

Pamiętam, jak przed 2008 rokiem wyrywaliśmy się do ludzi z Krugmanem albo Stiglitzem i najbardziej oświecone tygodniki oraz dzienniki nazywały to jaskiniowym socjalizmem. Stały zarzut wobec lewicy był taki, że nie ma nic do powiedzenia o gospodarce, więc wydaje książki o wszystkim, tylko nie o tym. Dziś o takich kontrowersjach możemy sobie już tylko pomarzyć jako wydawcy naszej serii ekonomicznej.

Zresztą, nie za bardzo przypominam sobie nawet, żeby sam kandydat Konfederacji Krzysztof Bosak w debatach wyborczych nadużywał frazy „wolny rynek”. Z pewnością z nią nie przesadzał. Zostawił to pociesznemu Pawłowi Tanajno, bo libertarianizm to jest dziś folklor.

Trzaskowski, nawet jakby chciał i się bardzo uparł, niewiele by dziś zdziałał z poglądami na gospodarkę Konfederatów, bo to jest już boczna sala muzeum.

Adopcja bez małżeństw?

Kontrowersje na lewicy wywołał też sprzeciw kandydata KO wobec zapisu przyznającego małżeństwom homoseksualnym prawa do przysposobienia dzieci. Podzielam to rozczarowanie.

Adopcja dzieci przez pary homoseksualne jest oczywistością i zwykłym standardem w wielu demokratycznych krajach Zachodu. W takich sprawach panuje tam już ponadpartyjny konsensus między lewicą i prawicą. Polska nie jest jednak dziś takim krajem. Nie ma tu małżeństw homoseksualnych, nie ma nawet związków partnerskich. Ba, nawet edukacji seksualnej w szkołach nie ma i żaden rząd, ani PO, ani PiS, ani SLD, tego nie zmienił.

Nie możemy tego akceptować, ale droga do zmiany tej sytuacji nie polega na skreślaniu jak leci wszystkich, którzy mają oszczędniejszy plan polityczny. Trzaskowski i Duda to bowiem bardzo różni politycy, a wybór każdego z nich przyniesie bardzo odmienne polityczne i społeczne konsekwencje w kraju.

Zwracałbym także uwagę na motywację. Trzaskowski mówi wyraźnie, że jego sprzeciw wobec adopcji dzieci przez pary homoseksualne jest powodowany względami pragmatycznymi, a nie ideologicznymi. Nie opowiada bzdur o tym, że pary jednopłciowe jakoś inaczej będą wychowywać dzieci. Mówi o tym, że te dzieci mogą być inaczej traktowane przez homofobiczne otoczenie.

Homofobia w Polsce rośnie, a nie maleje. I skreślenie obu kandydatów w tych wyborach ten proces tylko przyspieszy, nie zatrzyma.

Diabeł tkwi w proporcjach

Jest jeszcze drugi – oczywisty – pragmatyczny powód, którym kieruje się Trzaskowski, czyli konieczność kompromisu, żeby nie przekreślić na starcie swoich szans wyborczych. Kandydat Lewicy, który prezentował światopogląd lewicowy, skończył, jak skończył, więc nie wskazał drogi, kiedy można mieć jedno i drugie: realizację spójnego programu lewicowego i zwycięstwo w wyborach. Skoro wszystkiego mieć dziś nie można, coś trzeba wybrać. Lewicy pozostaje kierowanie się proporcjami.

Jeśli żaden z kandydatów nie akceptuje adopcji przez pary jednopłciowe, to jeszcze znaczenie powinno mieć, kto akceptuje małżeństwa, kto chce walczyć z dyskryminacją, kto chce edukacji seksualnej w szkołach, kto chce pełnej równości kobiet i mężczyzn, kto chce przeciwdziałać negatywnym skutkom zmian klimatycznych, kto chce prawdziwej integracji z Europą Zachodnią… Tak można wyliczać na trzy kolejne strony.

Różnic między oboma kandydatami nigdy po 1989 roku nie było więcej niż dziś. Trzeba wziąć naprawdę głęboki zamach, żeby mimo to za jednym razem przekreślić obu.

Między dżumą, cholerą a niedźwiedziem

 

Skreślamy obu i co dalej?

Dlaczego żaden/żadna z tych ludzi lewicy, którzy publicznie zapowiedzieli, że nie zagłosują na Trzaskowskiego, nie powiedział/a, jaki ma długofalowy plan?

Za odmową wyboru w drugiej turze stoi domyślne założenie, że Lewica dostanie kolejne szanse na zwycięstwa, więc nie ma się teraz co pchać między dwie prawice. Jeśli spojrzeć na trzy lata monopolu władzy Jarosława Kaczyńskiego przez pryzmat czterech lat, kiedy Kaczyński dopiero ten monopol musiał budować, nie ma podstaw do zakładania, że nadejdzie więcej wyborczych okazji na równych prawach.

Już te wybory nie są równe, bo tylko jeden kandydat ma za sobą budżet i maszynę propagandową całego państwa, spółek skarbowych, rządowe media dofinansowane miliardami i podróżujący po Polsce cały rząd wręczający milionowe czeki lokalnym społecznościom. Mimo to sondaże pokazują, że różnica między nim a Trzaskowskim jest minimalna.

W niedzielę zagłosujmy za „strefą wolną od ideologii PiS”

Wynik Roberta Biedronia tłumaczyłbym nie deficytami samego kandydata, ale takim, a nie innym wyczuciem sytuacji przez wyborców Lewicy. To jest elektorat najbardziej zainteresowany polityką, najbogatszy w kapitał kulturowy, więc najlepiej zdający sobie sprawę z konsekwencji tego, co się może wydarzyć w najbliższych latach.

Jeśli mamy ocalić jakiś sens kampanii Roberta Biedronia, to potraktujmy ją jako walenie głową w mur, dzięki któremu ściana powoli przesuwa się w lewo. Rzadko się zdarza, żeby wyborcy byli bardziej pragmatyczni od swojej reprezentacji politycznej. 85 proc. z nich postanowiło od razu zagłosować na Trzaskowskiego. W niedzielę chce zrobić podobnie, według różnych badań, aż 95 proc. Nie bez powodu Robert Biedroń jako jedyny z kandydatów opozycji nie krygował się, nie narzekał, nie wydziwiał jak Szymon Hołownia, tylko bez przeszkód poparł Trzaskowskiego.

Prezydent Robert Biedroń – co poszło nie tak? Odpowiada Włodzimierz Czarzasty

W drugiej turze ważny będzie każdy głos. Nie tylko sondaże, ale dokładniejsze badania społeczne pokazują niemal idealnie równy podział poparcia. A i to mało, żeby coś przewidzieć, bo mobilizację wyborców jeszcze trudniej zbadać niż ich poglądy. Dlatego każdy głos może być decydujący. Większość radykalnych ruchów PiS i Dudy wynika właśnie z potrzeby mobilizacji: może być mniejszość, byle cała poszła głosować. Tak właśnie PiS zwycięża nad nami od 2015 roku.

Deptane są prawa mniejszości i kobiet, łamana jest konstytucja, niszczona jest pozycja Polski w Unii Europejskiej. Rządzi nami radykalna mniejszość i nie będzie inaczej, jeśli dyscypliną nie odpowiemy na dyscyplinę.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij