Sławomir Sierakowski, Świat

Sierakowski z Mińska: Wiec opozycji zakazany, zakaz Łukaszenki ośmieszony

W niedzielę odbędą się wybory w Białorusi. Czwartkowy wiec Swiatłany Cichanouskiej został zakazany, ale tłumy obywateli i tak masowo wyszły na ulice. Władza wyłączyła internet i telefony. Jej prorządowy wiec został za to ośmieszony brawurowym sabotażem dźwiękowców, którzy nagle włączyli hymn opozycji „Chcę zmiany”. Zostali aresztowani. W poniedziałek czeka nas ogłoszenie (fikcyjnych) wyników i konfrontacja opozycji z władzą.

W niedzielę odbędą się wybory w Białorusi. Po 26 latach dyktatury Aleksandra Łukaszenki nikt nie wierzy, że głosy w ogóle zostaną policzone. Łukaszenka nie ma z kolei złudzeń, że zdobyłby większość. Nikt tu nie myśli w ogóle tymi „zachodnimi kategoriami”.

Stawką jest determinacja w utrzymaniu pokojowego protestu na ulicach Mińska i mniejszych miast. Reżim nie przegra wyborów, może tylko upaść albo nie. Moment prawdy nastąpi po ogłoszeniu wyników, czyli zwycięstwa urzędującego dyktatora mniej więcej 75–85 proc. Tak jak było dotąd.

Dotąd aresztowano ponad 1300 osób, w tym głównych opozycjonistów, pozostałych liderów zmuszono do opuszczenia państwa. Władza stosuje wciąż te same, ale już nieskuteczne metody. Łukaszenko żyje wciąż w latach 90. Coraz większa liczba Białorusinów, szczególnie młodego pokolenia – 20 lat później.

„Białoruś nie jest w takiej sytuacji, w jakiej był Krym”

Władza dała się zaskoczyć, gdy zlekceważyła kobiety i pozwoliła na start żonie uwięzionego Siarhieja Cichanouskiego – Swiatłanie. Niemająca dotąd związku z polityką nauczycielka angielskiego szybko stała się symbolem przemian – białoruską Joanną d’Arc – i pociągnęła za sobą setki tysięcy Białorusinów. Wychodzą już na ulice nie tylko Mińska, ale także Słonimia, Wołkowyska czy Grodna. Są to największe zgromadzenia w historii państwa, które w 1991 roku w referendum odmówiło aż 83 proc. wyjścia ze Związku Radzieckiego, a dziś chce demokracji i niezależności.

Opozycja zbiera się mimo zakazu

W czwartek o godzinie 19.00 miał się odbyć największy wiec opozycji na placu Służby Narodów, ale władza postanowiła go uniemożliwić i zorganizowała nigdy dotąd nieobchodzone święto Służby Ochrony Kolei.

Kandydatka dostała zawiadomienie, że nie wolno jej organizować tego dnia wiecu w żadnej z pozostałych lokalizacji w Mińsku, a także w Słucku i Soligorsku. Trzy liderki – obok Cichanouskiej także Weranika Capkała i Maria Kalesnikawa – ogłosiły, że w takim razie będą chciały spotkać się z obywatelami jako zwykłe obywatelki i liczą na to, że władza zgodnie z prawem zapewni wszystkim bezpieczeństwo. Miejsce: plac Kijowski, godzina 17.00.

Choć zapowiedź pojawiła się jedynie z dwugodzinnym wyprzedzeniem, na placu stawiły się nieprzebrane tłumy obywateli, samochody w Mińsku zaczęły trąbić na znak solidarności. Władze zareagowały wyłączeniem internetu i linii telefonicznych w tej części Mińska. Następne wyłączenie, już na szeroką skalę, spodziewane jest w kolejnych dniach.

„Nieoficjalne spotkanie z wyborcami” Sviatłany Cichanouskiej

Opublikowany przez Sławomira Sierakowskiego Czwartek, 6 sierpnia 2020

Władza reaguje tak, bo z opóźnieniem zorientowała się, że monopol informacyjny jest już przeszłością. Znana nam niestety z Polski siermiężna propaganda wciąż leje się z oficjalnych mediów, ale właśnie dlatego obywatele masowo zaczęli czytać niezależne portale, takie jak Nasza Niwa czy Radio Swoboda, a przede wszystkim zaglądać na kanały na YouTubie i Telegramie, bo inaczej nie wiedzieliby, co się dzieje w państwie.

O polityce dyskutuje się dziś wszędzie: w sklepie, na targu, w metrze. Dziennikarze, z którymi rozmawiam, mówią, że na ich oczach dzieje się historia. Przy okazji władza odmówiła akredytacji wszystkim zagranicznym dziennikarzom, więc nie przyjechali do Mińska. Mimo to Białoruś i tak jest na pierwszych stronach gazet. Bardzo aktywna jest białoruska diaspora.

Białoruska rewolucja jest kobietą

czytaj także

A jednak się kręci (koronawirus)

Kolejny błąd Łukaszenki, po utracie monopolu informacyjnego i zlekceważeniu kobiet, polega na tym, że nie docenił wyzwania, jakim okazał się koronawirus. Negowanie go zadziałało jak moralna abdykacja. Obywatele musieli zagrożeniem zająć się sami i zaczęli się łączyć w wysiłkach, składać na finansową pomoc dla chorych i dla lekarzy. I coraz bardziej rozczarowywać się władzą.

Reżim zaczął tracić legitymizację, bo przestał gwarantować elementarne bezpieczeństwo. Dlatego gdy sam Łukaszenka zachorował, zamiast wywoływać współczucie, coraz bardziej się kompromitował. Wirusa przecież miało nie być, skoro – jak mówił – go nie widać. Ostatnie przedwyborcze publiczne przemówienie do sali na 2500 ludzi (bez maseczek, bo prezydent zabrania nosić ich w swojej obecności) niespodziewanie zostało przesunięte z 3 na 4 sierpnia. Wystąpił na nim wyraźnie chory i po półtoragodzinnej mowie musiał opuścić salę, pozostawiając publiczność klaszczącą do pustej mównicy.

I następny błąd: utrata gwarancji rosyjskich. Rosja oczywiście woli Łukaszenkę od opozycji i nie wypuści jej ze swojej strefy wpływów, ale nie zamierza już mu ułatwiać życia. Łukaszenka może mieć satysfakcję, że udawało mu się przez tak długi czas wykorzystywać Moskwę. Dostawał surowce za półdarmo, utrzymując gospodarkę i poziom życia w Białorusi na znacznie lepszym poziomie życia niż na przykład w Ukrainie, ale miał płacić niepodległością. Tymczasem nie dokonała się ani integracja gospodarcza, ani prawna, ani polityczna z Rosją. Miało się w Białorusi płacić rublem rosyjskim, miał działać wspólny system sądownictwa, wspólny parlament, a przemysł państwowy miał trafić w ręce Rosjan. Nic takiego albo się nie stało, albo jest półfikcyjne. Nawet rusyfikacja kulturowa, zamiast się dopełniać, zaczyna się cofać. Niezależne media są dwujęzyczne, białoruska mowa powoli się odradza, wróciła też biało-czerwono-biała flaga. Niewielu już marzy o połączeniu z Rosją.

Łukaszenka przeciw Rosji?

Czara goryczy u Rosjan przelała się w grudniu, gdy fiaskiem zakończyły się rozmowy Łukaszenki i Putina o planach integracji. Nikt więc dziś nie wie, co naprawdę robili w Białorusi złapani niedawno przez służby specjalne bojownicy rosyjscy z grupy Wagnera. Łukaszenka próbuje ich teraz używać do zastraszania obywateli, pokazując, że tylko on potrafi zapanować nad sytuacją w państwie, a „te trzy dziewczynki” mogą doprowadzić tylko do katastrofy.

Ale jednocześnie występuje z otwartą i ostrą krytyką Moskwy. W mediach społecznościowych pojawiają się zdjęcia ciężkiego sprzętu wojskowego. Opozycja wierzy, że armia nie wyjdzie przeciwko obywatelom, ale zdaje sobie sprawę, że milicja i siły specjalne wykonają każdy rozkaz prezydenta.

Choć świat po wojnie w Gruzji i Ukrainie skreślił Białoruś, sami Białorusini zaczęli żądać niepodległości. Liderki nie mówią o integracji z Unią Europejską albo NATO, w ogóle starają się unikać zbyt daleko idących gwarancji. Cel jest jeden: wolność polityczna, czyli prawdziwe demokratyczne wybory i koniec represji. Działa siła ich osobistego doświadczenia. Walczą nie o władzę, tylko o los swoich rodzin. Cichanouska nie chce być prezydentką, tylko chce odzyskać swojego męża, który siedzi w więzieniu i walczy o tę wolność dla innych, a przede wszystkim razem z innymi.

Wiec władzy ośmieszony

Niemożliwe stało się możliwe i trzy sztaby niezarejestrowanych kandydatów się połączyły. Jeśli się chce obalić dyktatora, to nie może być wroga na opozycji (coś nam to mówi?).

Jeśli zwyciężą, to po pół roku mają być zorganizowane wolne wybory i wybrany docelowy prezydent. Wciąż nie wiadomo, co się wydarzy w niedzielę i poniedziałek, poza tym, że władza poda fałszywy wynik i wyłączy internet oraz telefony, żeby utrudnić działanie mediom, a obywatelom zbieranie się. Będzie kontrować protesty represjami.

Czy Białorusini się tego nie obawiają? Podczas zakazanego wiecu dwóch dźwiękowców nagle podniosło ręce i połączyło białą wstążką. Zebrani usłyszeli hymn opozycji Chcę zmiany Wiktora Coja.

Fot. www.tut.by

Stało się to o 19.00, czyli wtedy, gdy powinno się zacząć spotkanie Swiatłany Cichanouskiej z wyborcami. O północy Radio Swoboda doniosło, że zostali aresztowani.

__
Jest to relacja Sławomira Sierakowskiego z protestów w Mińsku. Tekst ukazał się także na portalu Onet.pl. Najnowsze wydarzenia, wywiady i komentarze możecie śledzić na fanpejdżu Sierakowskiego na Facebooku.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij