Sławomir Sierakowski

Guma do żucia „Bolek”

„Cenckiewicz, miło mi, jestem wałęsologiem” albo „Gontarczyk, bolkolog, dzień dobry”.

Przychodzi Kiszczakowa do IPN. Naiwnością bije Rywina na głowę, talentem szpiegowskim przynosi wstyd mężowi. IPN nie płaci 90 tys. (każdy tabloid dałby cztery razy tyle), ale i tak dostaje własnoręczny podpis Wałęsy, masę donosów (ponad 270 stron) i pokwitowania za odbiór pieniędzy. I tak rozpoczyna się kolejny taniec publicystycznych prokuratorów z adwokatami Wałęsy. Sam taniec jest jednak mało interesujący, więc nie będzie to ani przewidywalny tekst atakujący Wałęsę, ani go broniący od zarzutu współpracy, ani też go oceniający. Autor nie ma w sobie tyle pewności siebie, żeby przyznawać sobie prawo do oceniania zachowania osób z czasów komunistycznej dyktatury.

Wcześniej na Wałęsę było niewiele, same wiadomości z drugiej ręki, poszlaki i sprzeczne wypowiedzi samego Wałęsy. Teraz najprawdopodobniej jest komplet. Tyle że najbardziej poszkodowani wyjdą z tego lustratorzy. A stawka jest wysoka, bo dla niektórych historyków Wałęsa to całe ich życie. „Mój mąż z zawodu jest lustratorem” – wyobrażam sobie takie barejowskie przedstawienie całej grupy historyków, którzy z lustracji, a właściwie z Wałęsy, uczynili profesję. „Cenckiewicz, miło mi, jestem wałęsologiem”. Albo: „Gontarczyk, bolkolog, dzień dobry”.

Dlaczego to oni stracą? To akurat łatwo zgadnąć, ale gdyby ktoś nie zgadł, to ja na końcu powiem, kto zabił lustrację. Na razie wiemy, że wreszcie znalazły się zwłoki. Dowód, bez którego nie da się skazać na najwyższy wymiar kary. W prawie karnym to jest dożywocie, w prawie natury Polaków – zdrada Polski.

Młody Wałęsa z żoną i grupą dzieci współpracował z SB przez kilka lat na początku lat 70. i brał za to pieniądze. Jak poważna jest ta sytuacja?

„Brałem 500 złotych na dziecko, zanim to było modne” – podpowiada Wałęsie linię obrony jeden z moich kolegów redakcyjnych.

A więc żarty czy jednak temat, który połknie naszą debatę publiczną i będzie żuł ją miesiącami, tak jak od lat żuje i robi balony, rozciągając Smoleńsk jak gumę?

Jak wiadomo, są dwa „Smoleński”. Jeden, który się wydarzył w 2010 i był zwykłą katastrofą lotniczą, oraz drugi, który się wydarza, wydarza i wydarzyć nie może. Antoni Macierewicz i inni niewydarzeni politycy czynnie zajmują się tym, żeby się nie wydarzył. Komu najbardziej mogło zależeć na wyjaśnieniu tego, co się wydarzyło w Smoleńsku? Oczywiście Tuskowi, nie musiałby więcej oganiać się od zarzutów o spisek z Putinem i zamach na prezydenta Kaczyńskiego. Komu zależy, żeby tej katastrofy jak najdłużej nie wyjaśniono, a raczej udawano, że nie wyjaśniono, po wyjaśnieniu jej przez ekspertów? Oczywiście Antoniemu Macierewiczowi. Gdyby stracił wiarę w zamach smoleński, straciłby dobrą robotę. Bycie hetmanem smoleńskim to jest absolutny top polityki w naszym kraju.

Czy te wszystkie grube książki Zyzaka, Gontarczyka, Cenckiewicza o Wałęsie, napisane na podstawie chudych dowodów, w ogóle by powstały, gdyby dowody były równie grube? Oczywiście, że nie. Czy powstałyby inne, opisujące wszystkie dokumenty, te właśnie odnalezione? Pewnie tak, ale zajęliby się tym raczej historycy, którzy potrzebują dowodów do wyciągania tez i nie potrzebują dodatkowej podniety, którą daje oskarżanie, produkowanie domysłów i palenie kukieł Bolka.

Ale i tak lustratorzy nie powinni narzekać. Nie mieliby co robić, gdyby Wałęsa nie kluczył, nie przyznawał się i nie odwoływał, raz chciał debaty i zaraz jej nie chciał, a zamiast tego wyszedł w momencie swojej największej popularności związanej z przełomem 1989 roku i powiedział: „Przymuszony przez bezpiekę, w ciężkich warunkach materialnych i przed powstaniem opozycji demokratycznej, dałem się wciągnąć we współpracę. Zastraszony, napisałem dużo i powiedziałem za dużo. Nie sądziłem, że branie pieniędzy może jeszcze pogorszyć moją sytuację. Bałem się. Najszczęśliwszy moment w moim życiu to nie ten, kiedy dostałem Nobla, ale gdy zerwałem się z ubeckiej smyczy. Nigdy później nie popełniłem już tego błędu. Wybaczam moim oprawcom i proszę o wybaczenie moich rodaków”.

Wałęsologów do roboty najął nie kto inny, tylko sam Wałęsa. I właśnie ją stracili. Proszę państwa, 17 lutego skończyła się w Polsce lustracja.

Tekst ukazał się na Wirtualnej Polsce.

 

**Dziennik Opinii nr 50/2016 (1200)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Sławomir Sierakowski
Sławomir Sierakowski
Socjolog, publicysta, współzałożyciel Krytyki Politycznej
Współzałożyciel Krytyki Politycznej. Prezes Stowarzyszenia im. Stanisława Brzozowskiego. Socjolog, publicysta. Ukończył MISH na UW. Pracował pod kierunkiem Ulricha Becka na Uniwersytecie w Monachium. Był stypendystą German Marshall Fund, wiedeńskiego Instytutu Nauk o Człowieku, uniwersytetów Yale, Princeton i Harvarda oraz Robert Bosch Academy w Berlinie. Jest członkiem zespołu „Polityki", stałym felietonistą „Project Syndicate” i autorem w „New York Times”, „Foreign Policy” i „Die Zeit”. Wraz z prof. Przemysławem Sadurą napisał książkę „Społeczeństwo populistów”.
Zamknij