Jaś Kapela

Dlaczego w Puszczy ciągle trwa wycinka, a Straż Leśna bije aktywistów?

Wygląda na to, że aby drzewo przestało być niebezpieczne, musi trafić do tartaku, gdzie dopiero zostanie rozbrojone i przestanie zagrażać obywatelom oraz ustrojowi i suwerenności państwa.

Setki puszczańskich drzew znikają codziennie – wycinane i wywożone z ostatniego naturalnego lasu Europy. W samym Nadleśnictwie Browsk, jednym z trzech puszczańskich nadleśnictw, od połowy lipca 2017 roku wycina się około 1500 drzew tygodniowo (pięć razy więcej, niż wycinano w 2014). Choć 27 lipca Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej zastosował środek tymczasowy, czyli nakazał zatrzymanie wycinki do czasu wydania wyroku, to rozsądny wyjątek od tej decyzji stanowią sytuacje związane z bezpieczeństwem publicznym.

Trybunał Sprawiedliwości zakazał wycinki w Puszczy Białowieskiej

Najwyraźniej zdaniem Lasów Państwowych i Ministerstwa Środowiska tysiące drzew w Polsce zagraża bezpieczeństwu publicznemu, bo wycinka wciąż jest kontynuowana. Harwestery i forwardery pracują w ponad stuletnich drzewostanach, wycina się też drzewa znajdujące się w odległości kilkudziesięciu metrów od dróg. Z powodu braku mówiących o tym przepisów leśnicy uznali, że wycinka ze względu na bezpieczeństwo może być prowadzona w odległości dwukrotności wysokości wycinanych drzew. Czyli jeśli drzewo ma 50 metrów, można je wyciąć nawet, jeśli znajduje się 100 metrów od drogi, żeby nie zaatakowało jakiegoś przypadkowego przechodnia.

Aby ochronić Polaków przed drzewami, Lasy Państwowe ściągnęły do puszczy Straż Leśną z całej Polski. Strażnicy pilnują harwesterów, aby dalej mogły dewastować las, oraz brutalnie atakują aktywistów próbujących puszczy bronić. W czasie ostatniej blokady strażnicy wykręcali ludziom ręce i nogi, uderzali podczas wynoszenia z miejsca blokady, podcinali sznury, co mogło powodować upadek z dużej wysokości, stosowali przemoc słowną i fizyczną. A wszystko po to, żeby ludzie w lesie mogli czuć się bezpiecznie! Najwyraźniej aktywiści i ekolodzy nie są prawdziwymi Polakami, o których bezpieczeństwo należałoby dbać.

29 sierpnia 2017. Fot. Rafał Wojczal

Wygląda na to, że bezpieczeństwu publicznemu zagrażają również martwe drzewa, które wywozi się z lasu, pomimo zakazującej tego decyzji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Co prawda Andrzej Konieczny, podsekretarz stanu w Ministerstwie Środowiska, odpowiadając na poselskie zapytanie dotyczące liczby wypadków spowodowanych przez przewracające się drzewa w związku z rekreacyjnym wykorzystaniem lasów w latach 2005-2016, poinformował, że zarówno Minister Środowiska, jak i Dyrekcja Generalna Lasów Państwowych nie prowadzi takiej ewidencji, jednak nie przeszkadza to obu tym instytucjom bronić Polaków przed zagrożeniem, jakie stanowią dla nich drzewa. Wygląda na to, że aby drzewo przestało być niebezpiecznie, musi trafić do tartaku, gdzie dopiero zostanie rozbrojone i przestanie zagrażać obywatelom oraz ustrojowi i suwerenności państwa. Tymczasem już dziś możemy powiedzieć, że polskim obywatelom bardziej zagrażają pracownicy Lasów Państwowych i bierność policji niż drzewa.

Mimo łamania unijnego prawa Ministerstwo Środowiska w oficjalnym komunikacie cieszy się, że sprawa trafi do Trybunału, bo dzięki temu cały świat będzie mógł zobaczyć, jak wspaniałe są działania polskich leśników, a minister Szyszko przekonuje, że „unijni specjaliści nie potrafią odróżnić kornika od żaby” oraz „uważają, że skoro krowa i stół mają po cztery nogi, to jest to samo”. Nie wiem, skąd minister czerpie tę wiedzą, wiem jednak, że mylą mu się hektary z arami, a jego ministerstwo w oficjalnych komunikatach skierowanych do naukowców i aktywistów nie potrafi napisać bez błędów ortograficznych nazw ptaków, których siedliska obiecuje chronić. Ministerstwo może oczywiście rżnąć głupa i twierdzić, że bije aktywistów, żeby chronić bezpieczeństwo ludzi w puszczy, ale sędziego, który by w to uwierzył, musiałby chyba wybrać Zbigniew Ziobro. Tymczasem Unia nie ma powodu, żeby dawać robić z siebie debilkę.

29 sierpnia 2017. Fot. Rafał Wojczal

Jednak nie tylko unijni specjaliści sprzeciwiają się zwiększonej wycince. Listy protestacyjne napisali również rektorzy uniwersytetów Warszawskiego, Jagiellońskiego i Politechniki Warszawskiej oraz prezes PAN, a także dziekani wydziałów przyrodniczych największych polskich uniwersytetów. Wycince sprzeciwia się też UNESCO (choć Beata Szydło o tym nie słyszała), większość polskiego środowiska naukowego, a także zajmujący się puszczą naukowcy z zagranicy. Czy oni wszyscy też nie potrafią odróżnić kornika od żaby? Tego nie wiem, wiem za to, że zgodnie twierdzą, że wycinka w Puszczy Białowieskiej bezpowrotnie zniszczy jej bioróżnorodność i niekoniecznie zahamuje gradację (czyli inwazję) kornika drukarza.

Puszcza umiera!

czytaj także

Puszcza umiera!

Simona Kossak

Choć minister Szyszko w swoich publicznych wypowiedziach chętnie zaprasza unijnych ekspertów do badania działań w puszczy, to jednocześnie Straż Leśna zatrzymuje i wyrzuca z lasu polskich naukowców. Czyżby się obawiano, że jeśli naukowcy zrobią badania w nieodpowiednich miejscach, to się okaże, że harwestery wycinają nie tylko drzewa zarażone kornikiem, ale również te całkiem zdrowe, a także rozjeżdżają żaby, tudzież inne gatunki chronione, których się nie da przerobić na stoły? Eksperci Lasów Państwowych pytani przez pisarza i aktywistę Michała Książka, czy wiedzą, jakie mikroorganizmy wywożą z lasu razem z martwym drzewem, nie potrafili udzielić odpowiedzi. Z kolej minister Szyszko zapytany, co się dzieje z wycinanym drzewem, odpowiada zdawkowo: „Dobre pytanie do Lasów Państwowych. Takie drzewo zarażone kornikiem musi być wywiezione i zniszczone” i że byłoby nierozsądne robić z nim coś innego. To bardzo ciekawe, że minister na co dzień tak blisko współpracujący z leśnikami, nie ma wiedzy o tym, że drewno z puszczy jest sprzedawane komercyjnie. Śpieszę więc wyjaśnić, że nie trzeba nawet pytać Lasów Państwowych, gdyż całkiem niedawno portal oko.press, z pomocą czytelników, opublikował listę 128 tegorocznych odbiorców drewna z Nadleśnictwa Białowieża. Skoro jeśli wierzyć ministrowi Szyszce, nie odbierają oni drzewa zakażonego kornikiem, tylko zdrowe drzewa wycinane, gdy zagrażają bezpieczeństwu publicznemu, najwyraźniej strasznie dużo musi być tych niebezpiecznych drzew.

Blokada nielegalnej wycinki drzew w Puszczy Białowieskiej, 29 sierpnia 2017. Fot. Grzegorz Broniatowski

Skoro zakażone drzewa są palone, a nie sprzedawane do tartaków i innych firm produkcyjnych, to dlaczego Zakład Transportu i Spedycji Lasów Państwowych wysyła blokującym wycinki aktywistom wezwania do zapłaty po 10 tysięcy złotych, a jego dyrektor przekonuje, że wezwania dostaną wszyscy obecni w miejscu blokad? Według wyceny Lasów Państwowych ekolodzy uratowali już drzewa warte ponad trzysta tysięcy złotych, ale jeszcze nie wszyscy aktywiści dostali wezwania do zapłaty (ja dostałem dopiero dwa dni temu, Zakład Transportu i Spedycji Lasów Państwowych wycenił naszą blokadę na skromne 3073 złote), a kolejne blokady wciąż mają miejsce.

Od początku roku w trzech puszczańskich nadleśnictwach: Browsk, Hajnówka i Białowieża pozyskano 111 993 metry sześcienne drewna, czyli wycięto około 93 tysiące drzew. Choć Lasy Państwowe oczywiście nie informują, jaka część z tych drzew była zarażona kornikiem, a ile było po prostu niebezpiecznych dla turystów, a pewnie nawet nie prowadzą takiej ewidencji, to najwyraźniej tych drugich musiało być całkiem sporo, bo, pomimo tylu dotychczasowych odbiorców, drewno z puszczańskich nadleśnictw ciągle można kupować. 16 sierpnia aktywiści zablokowali nielegalną wywózkę drzewa z puszczy, drzewa zakupionego przez firmę TRAK-DREW (podobno zakupiła ponad 50 TIR-ów). Najwyraźniej niebezpieczna drzewa przystąpiły do frontalnego ataku na polskich obywateli i polską państwowość, bo tylko do sierpnia wycięto dwa razy więcej drzewa niż w całym 2016 roku.

W 2016 roku na sprzedaży drewna trzy puszczańskie nadleśnictwa zarobiły 14 451 000 złotych. Choć wydaję się to pokaźną sumą, to jednak koszty całkowite poniesione przez nadleśnictwa Białowieża, Browsk i Hajnówka wyniosły 30 559 500 złotych, więc Lasy Państwowe wsparły je z funduszu leśnego kwotą 22 945 400 złotych, czyli połowa pieniędzy wpłaconych do funduszu leśnego przez Lasy Państwowe w zeszłym roku poszła na wsparcie wycinki w trzech puszczańskich nadleśnictwach. Puszczańskie nadleśnictwa chyba od zawsze są deficytowe, bo fundusz leśny od 2005 roku co roku dopłaca do nich od kilku do ponad 20 milionów złotych. Wzrastająca dotacja wynika w dużej mierze z szybko rosnących pensji leśników. Średnia pensja leśniczego we wspominanych nadleśnictwach w 2005 roku wynosiła jeszcze niedawno niecałe 5 tys. złotych, aby w 2016 osiągnąć przyzwoity poziom ponad 9 tysięcy złotych. Pensja nadleśniczych w tym czasie wzrosła z niecałych 9 do ponad 16 tysięcy złotych. Dzięki zwiększonej wycince w całym kraju tylko w zeszłym roku Lasy Państwowe osiągnęły przychód rzędu 8,4 mld złotych, w tym 404 miliony czystego zysku.

W tym kontekście wyjątkowo cynicznie brzmią słowa Krzysztofa Trębskiego z zespołu do spraw mediów w Dyrekcji Generalnej Lasów Państwowych: „Lasy są przedsiębiorstwem. Ale innym niż pozostałe. Działamy w oparciu o ustawę o lasach, a nie o działalności gospodarczej. Przed wojną Lasy Państwowe były firmą, która miała po prostu przynosić państwu zysk ze sprzedaży drewna. Potem to się zmieniło. Nie jesteśmy nastawieni na zysk. Jesteśmy przedsiębiorstwem, które ma się samofinansować. Zarabiamy na sprzedaży drewna, ale mamy przy tym dbać o rozwój lasów, przyrodę, ekologię”. A przede wszystkim o własne pensje.

29 sierpnia 2017. Fot. Rafał Wojczal

Czy rzeczywiście leśnicy, którzy dbają o polską przyrodę, rozjeżdżając harwesterami i forwarderami ostatni nizinny las naturalny w Europie, powinni zarabiać ponad dwukrotność średniej krajowej? W trzech puszczańskich nadleśnictwach zatrudnionych jest 151 osób i to wyłącznie one, a nie polska przyroda, są beneficjentami obecnej sytuacji. Warto przypomnieć, że gdy pod patronatem Lecha Kaczyńskiego przygotowano projekt zakładający objęcie całej puszczy parkiem narodowym, sprzeciwili mu się właśnie przedstawiciele Lasów Państwowych, a minister Szyszko schował go do szuflady. Choć projekt zakładał, że wszyscy leśnicy zostaną zatrudnieni w poszerzonym parku narodowym, to nie zarabialiby już tam ponad dwukrotności średniej krajowej, a wręcz przeciwnie. Przeciętne wynagrodzenie pracownika parku narodowego w 2015 wynosiło 2400 zł brutto i pozostawało bez zmian od 2008 roku. Czy za taką pensję można dbać o rozwój przyrody? Z pewnością, bo w parkach pracuje mnóstwo świetnie wykształconych przyrodników, tylko po co, skoro dbać o przyrodę można w bardziej gospodarczy sposób, np. zarabiając na jej wycince.

29 sierpnia 2017. Fot. Grzegorz Broniatowski

Lasy Państwowe rzeczywiście są wyjątkowym przedsiębiorstwem, bo choć teoretycznie są instytucją państwową, to dopiero od 2016 roku mają zasilać budżet kwotą równą 2% przychodów. Zapewne zresztą mogłyby płacić jeszcze więcej. W 2015 roku NIK zwrócił uwagę na znaczny wzrost produkcji drewna, która przekłada się głównie na wzrost wynagrodzeń oraz wzrost wydatków na nieruchomości, przy stosunkowo niewielkim udziale wydatków na ochronę lasów oraz licznych wydatkach pozostających bez związku z misją Lasów Państwowych, jak na przykład rozbudowa ośrodków wypoczynkowych czy sal konferencyjnych. Ale w końcu Stanisław Michalkiewicz musi gdzieś wygłaszać swoje antysemickie wykłady. Podobnie ksiądz Tadeusz Guz musi mieć odpowiednie warunki, żeby dla przedstawicieli Ministerstwa Środowiska oraz kilku tysięcy pracowników Lasów Państwowych opowiadać o zielonej odmianie nazizmu, nihilistycznym neokomunizmie i ekologistach, którzy „występują totalnie i frontalnie przeciw nauce Kościoła katolickiego i przeciwko chrześcijaństwu”. Po konieczności wysłuchiwania takich bzdur niewątpliwie należy się solidny wypoczynek, więc nic dziwnego, że niezbędna jest rozbudowa odpowiednich do tego ośrodków rekreacji.

29 sierpnia 2017. Fot. Grzegorz Broniatowski

Czy coś można z tym wszystkim zrobić, zważywszy, że dyrektor generalny Lasów Państwowych Konrad Tomaszewski jest kuzynem Kaczyńskiego, leśnicy na kontrdemonstracjach przeciwko ekologom występują z transparentem „Popieramy dyrektora generalnego Lasów Państwowych Konrada Tomaszewskiego” i niepytani zapewniają, że przyjechali tu z własnej woli, a jakby tego było mało, Jan Szyszko jest protegowanym ojca Rydzyka? Nie wiem, ale wiem, że pomimo nachalnej rządowej propagandy wciąż większość Polaków jest przeciwko wycince.

Na pewno warto wspierać Obóz dla Puszczy, który walczy o to, by cała Puszcza została parkiem narodowym. Tym bardziej, że aktywiści są coraz bardziej agresywnie atakowani. Lasy Państwowe sprowadziły do Puszczy strażników leśnych z całego kraju, żeby stali na straży nielegalnej wycinki. 18 sierpnia do obozu wkroczyła policja w kominiarkach, poszukująca nielegalnych substancji odurzających, bo ktoś doniósł, że takowe mogą się tam znajdować. Policja nie wykazała jakoś podobnej aktywności, gdy o zapachu marihuany na schodach w siedzibie TVP Info donosili na twitterze sami pracownicy stacji.

29 sierpnia rozpoczęła się kolejna blokada. Aktywiści informują o wykręcanych rękach, przemocy fizycznej i słownej, a nawet uderzaniu blokujących przez strażników leśnych. Do miejsca blokady nie dopuszczani są dziennikarze, a policja nie interweniuje.

Minister Jan Szyszko twierdzi, że nie będzie płacił unijnych kar, które z pewnością nas czekają za ignorowanie decyzji Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, i pewnie ma rację. To my, wszyscy Polacy, będziemy płacić za arogancję obecnej władzy i Lasów Państwowych. Choć Beata Szydło twierdzi, że Polska jest krajem praworządnym, to polskie władze są pierwszym w historii UE rządem, który zignorował postanowienie Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, dlatego tylko w naszych rękach pozostaje, ile drzew i bioróżnorodności w Puszczy uda się uratować. Świadomi tego aktywiści będą organizować kolejne blokady i warto ich wspierać. Jeśli sami nie możecie pojechać do puszczy, możecie wesprzeć blokujących rzeczowo, finansowo albo organizując inne formy wsparcia. Nikt inny tego za nas tego nie zrobi.
**
Pomagać można tu.
Na Facebook o Puszczy czytajcie tu.
Kochampuszcze.pl

Nie rzucim puszczy skąd nasz ród

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Jaś Kapela
Jaś Kapela
Pisarz, poeta, felietonista
Pisarz, poeta, felietonista, aktywista. Autor tomików z wierszami („Reklama”, „Życie na gorąco”, „Modlitwy dla opornych”), powieści („Stosunek seksualny nie istnieje”, „Janusz Hrystus”, „Dobry troll”) i książek non-fiction („Jak odebrałem dzieci Terlikowskiemu”, „Polskie mięso”, „Warszawa wciąga”) oraz współautor, razem z Hanną Marią Zagulską, książki dla młodzieży „Odwaga”. Należy do zespołu redakcji Wydawnictwa Krytyki Politycznej. Opiekun serii z morświnem. Zwyciężył pierwszą polską edycję slamu i kilka kolejnych. W 2015 brał udział w międzynarodowym projekcie Weather Stations, który stawiał literaturę i narrację w centrum dyskusji o zmianach klimatycznych. W 2020 roku w trakcie Obozu dla klimatu uczestniczył w zatrzymaniu działania kopalni odkrywkowej węgla brunatnego Drzewce.
Zamknij