Bohaterki Jackiewiczowej uprawiają seks jakby zażywały pigułki najnowszej generacji – to znaczy nic a nic nie obawiają się ciąży, która przecież w ich sytuacji życiowej byłaby katastrofą. Niechciana ciąża i aborcja to znów coś, co się przytrafia bohaterce dalszego planu.
Anda przeniesiona do 2014 roku mogłaby się poczuć bardziej jak w 1880 niż jak u siebie. Im dłużej czytam peerelowskie powieści dla dziewcząt, tym silniejsze mam wrażenie, że żyjemy w czasach cywilizacyjnego regresu.
Komunikat wizualny jest jasny – ambicja, zwłaszcza aktorska, wystawia dziewczynę na seksualną przemoc. Ma szczęście, jeśli skończy się „tylko” upokorzeniem.
W PRL-owskich powieściach dla dziewcząt wiele jest nowoczesnych, wyemancypowanych, zajętych własnym życiem matek. Jak w „Słonecznikach” Haliny Snopkiewicz.
W hierarchii gatunków stworzonej przez białych martwych mężczyzn literatura dla dzieci i młodzieży, a zwłaszcza dla dziewcząt, jest literaturą drugorzędną.