Wsparcie Wspieraj Wydawnictwo Wydawnictwo Dziennik Profil Zaloguj się

W Holandii mieszkania ważniejsze niż migracje. To pomogło uśmiechniętemu centrum

Z europejskiej polityki znikają pojęcia kordonu sanitarnego czy koalicji konstytucyjnej. Bardziej niż powstrzymanie faktycznych radykałów liczy się pokonanie „lewactwa”. Artur Troost komentuje wyniki wyborów w Holandii.

ObserwujObserwujesz
Kontekst

🗳️ W wyborach parlamentarnych w Holandii najwięcej głosów zdobyli Demokraci 66 (D66) i Partia Wolności Geerta Wildersa (PVV). Obie najprawdopodobniej otrzymają 26 mandatów.

🤝 Wynik potwierdza, że żadna partia nie osiągnęła samodzielnej większości, a utworzenie koalicji będzie skomplikowane i czasochłonne.

👶 Premierem prawdopodobnie zostanie sensacja ostatnich debat wyborczych Rob Jetten, który w ten sposób stałby się najmłodszym szefem rządu w historii kraju i pobiłby tym samym rekord należący do Marka Ruttego.

2

Przez ostatnie paręnaście lat Holandia mogła służyć jako barometr dla reszty kontynentu. W 2010 r. skrajnie prawicowa Partia Wolności (PVV) Geerta Wildersa wkroczyła do politycznej pierwszej ligi i przez jakiś czas udzielała zewnętrznego poparcia rządowi konserwatywno-liberalnej Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji (VVD) Marka Ruttego. Niedługo później we Francji umocnił się Front Narodowy, w Niemczech powstała AfD, a podobne partie zaczęły zyskiwać na znaczeniu w wielu państwach. Gdy po latach stagnacji Wilders osiągnął swój największy sukces na jesieni 2023 r., zwiastowało to trwającą ofensywę radykalnej prawicy na poziomie europejskim, także w Polsce.

Dlatego w wielu zakątkach kontynentu z zainteresowaniem śledzono tegoroczną kampanię do przyspieszonych wyborów w Holandii, które wymusił właśnie Wilders swoim odejściem z niestabilnej koalicji rządzącej, złożonej z PVV, VVD, farmerskiego BBB oraz efemerycznej chadeckiej NSC, która była skazana na zniknięcie z parlamentu w tych wyborach – co jest pewnym wyczynem, zważywszy na to, że faktyczny próg wyborczy wynosi w Holandii 0,67 proc. poparcia w skali kraju.

Kluczowym pytaniem było, czy skrajna prawica utrzyma swój stan posiadania, czy też nastąpi kontratak politycznego centrum lub lewicy. Przynajmniej jeden z tych obozów może być zadowolony z wyników wczorajszego głosowania.

Zwycięstwo uśmiechniętego centrum…

Największym zaskoczeniem jest, że to socjalliberalna D66 (Demokraci 66) zdobyła obok PVV najwięcej mandatów – sondaże zapowiadały jej zajęcie raczej piątej, ewentualnie czwartej pozycji. Na korzyść socjalliberałów zadziałała dobra kampania, ale też wpadki rywali. Wilders odmówił uczestnictwa w części debat przedwyborczych, w których udział miało wziąć czterech liderów największych partii. W jego miejsce zapraszano Roba Jettena, młodego lidera centrystów z D66, a ten szansy nie zmarnował i wypadł dobrze we wszystkich starciach.

Sukces socjalliberalnej partii można też zinterpretować jako odrzucenie przez wyborców twardego podziału lewica-prawica, utożsamianego głównie z GL/PvdA po jednej stronie i VVD oraz PVV po drugiej. Jedni skupiali się na atakach na Wildersa, inni za cel obrali Timmermansa, a koniec końców skorzystali centryści dystansujący się od obu, za to prezentujący pod hasłem „to możliwe” ambitny program wyborczy, progresywny obyczajowo i umiarkowanie socjalny.

Czytaj także Wilders silny jak nigdy wcześniej. Skrajna prawica wygrywa w Holandii Artur Troost

Demokraci 66 obiecywali w nim rezygnację z polityki zaciskania pasa, dofinansowanie systemu edukacji, przyspieszenie zielonej transformacji oraz zabezpieczenie praw mniejszości. Stanowi to zaprzeczenie polityki poprzedniego rządu, a zarazem rysuje optymistyczną wizję nowoczesnej, ekologicznej i progresywnej Holandii, wbrew czarnym scenariuszom upadającego pod naporem migracji kraju, w które zdaje się wierzyć prawica.

Do tego D66 zapowiedziała rozwój budownictwa mieszkalnego, obejmujący również założenie dziesięciu nowych miast, z których największe ma powstać na odebranym morzu terenie obok Amsterdamu i pomieścić 125 tysięcy mieszkańców. Ten postulat jest o tyle ważny, że dla holenderskich wyborców kryzys mieszkaniowy stanowi najważniejszy problem polityczny, wyprzedzając m.in. forsowany przez prawicę temat imigracji. Spodziewano się, że ten fakt może postawić w uprzywilejowanej pozycji lewicę, ale ta ostatecznie rozczarowała, co przyniosło rezygnację przywódcy koalicji socjaldemokratów i zielonych.

…oraz powodzenie antylewicowej kampanii

Liderem GL/PvdA, czyli wspólnej listy Zielonej Lewicy oraz Partii Pracy, był dobrze znany w Polsce Frans Timmermans, niegdyś wiceszef Komisji Europejskiej. Tak jak swego czasu był on wrogiem numer jeden rządu Prawa i Sprawiedliwości, tak teraz stanowił zło wcielone dla holenderskiej prawicy, która straszyła wizją Timmermansa na stanowisku premiera, aby zmobilizować swoich wyborców. On sam sobie nie pomagał – w debatach przedwyborczych oceniano go jako jednego z najmniej przekonujących przywódców partyjnych.

Trudno jednak zrzucać klęskę koalicji zielonych i socjaldemokratów wyłącznie na postać jej lidera, zwłaszcza że pomniejsze partie lewicowe także zaliczyły rozczarowujące wyniki. Ogółem partie na lewo od D66 zmniejszyły swój stan posiadania, zdobywszy zaufanie tylko co piątego wyborcy. Z jednej strony można tłumaczyć to faktem, że po latach cięć socjalnych opozycyjne centrum (D66 oraz CDA) przystąpiło do wyborów z programami obiecującymi znaczące dofinansowanie usług publicznych, walkę z kryzysem mieszkaniowym itd., przejmując sporo progresywnych postulatów. Centryści mieli tę przewagę, że mogli je promować bez słuchania na każdym kroku zarzutów o chęć doprowadzenia do ekonomicznego bankructwa Holandii i zatracenia narodowej tożsamości.

Czytaj także Skrajna prawica werbuje technokratów. Jak długo przetrwa holenderski rząd? Artur Troost

Klęska lewicy w dużej mierze wynika bowiem z kampanii negatywnej, prowadzonej wspólnie przez prawicę tradycyjną (VVD) i radykalną (PVV). Miała ona na celu zohydzić lewicę jako taką, zrobić z niej największe zagrożenie dla przyszłości kraju. Dilan Yeşilgöz-Zegerius, liderka VVD stanowczo odżegnywała się od możliwości współrządzenia z Timmermansem, mimo że dopiero co była w koalicji z Wildersem, który dla deklaratywnie proeuropejskiej oraz liberalnej partii powinien być trudniejszym do przetrawienia partnerem. Taka postawa VVD obrazuje niebezpieczny trend, widoczny także w innych krajach Europy.

Wobec sukcesów skrajnej prawicy, partie bardziej umiarkowane coraz częściej przejmują nie tylko jej retorykę w tematach migracji czy „bezpieczeństwa”, ale też sposób patrzenia nacjonalistów na scenę polityczną. Tym samym znikają pojęcia kordonu sanitarnego, frontu republikańskiego (we Francji) czy koalicji konstytucyjnej. Bardziej niż powstrzymanie faktycznych radykałów liczy się pokonanie „lewactwa” (choćby byli to dobrze znani socjaldemokraci), przedstawianego jako siła zagrażająca dalszemu istnieniu państw narodowych lub stabilności ekonomicznej. Na krótką metę może to przynieść sukces tradycyjnej prawicy, ale kosztem normalizacji prawicowych radykałów. To z kolei każe zastanowić się, na ile porażka PVV faktycznie powstrzymuje skrajną prawicę, skoro w tym samym czasie jej światopogląd zyskuje na znaczeniu.

Kontynuacja czy nowy rozdział?

Wynik wyborów praktycznie uniemożliwia dalszy współudział Wildersa w rządach, za to jego koalicjanci powinni pozostać u władzy. Konserwatywno-liberalna VVD od 2010 uczestniczyła w każdym gabinecie, a jej lider Mark Rutte został najdłużej urzędującym holenderskim premierem. W 2023 r. pierwsze miejsce zajęła PVV, ale ich głównym koalicjantem została właśnie VVD i teraz zapewne podobnie będzie z D66, ponieważ trudno sobie wyobrazić stabilną większość bez Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji. Wszystko może się zmienić, ale ta jedna rzecz pozostanie taka sama.

Najbardziej prawdopodobne jest na ten moment porozumienie na linii D66–CDA–GL/PvdA-VVD, co nie stanowi najlepszej wiadomości dla osób liczących na większą korektę w holenderskiej polityce. D66, CDA i lewicę łączy np. przeświadczenie o potrzebie wzmocnienia polityki społecznej i aktywnej walki z kryzysem mieszkaniowym, ale jeśli będą współrządzić z VVD, to nic sensownego w tych kwestiach nie przeforsują, ponieważ będą mieli na pokładzie hamulcowego, przywiązanego do polityki zaciskania pasa. Zresztą sami konserwatyści nie widzą dla siebie miejsca w takim gabinecie i oczekują od D66 sformowania rządu z jeszcze bardziej prawicową partią JA21 w miejsce GL/PvdA. Nie wydaje się to jednak stanowić atrakcyjnej alternatywy dla centrystów.

Formacja rządu może zająć sporo czasu, jak to w Holandii, ale na koniec premierem powinien zostać Rob Jetten, który w ten sposób stałby się najmłodszym szefem rządu w historii kraju i pobiłby tym samym rekord należący do Ruttego. Czy ma szansę na podobne kilkanaście lat dominacji politycznej?

To zależy od dwóch czynników. Po pierwsze, skuteczności w realizacji obietnic wyborczych, po drugie – zdolności do przeciwstawienia się prawicowej narracji, która zdołała pogrążyć GL/PvdA, ale równie dobrze może obrócić się przeciwko progresywnej D66. W obu tych kwestiach główną przeszkodą będą tak naprawdę nie nacjonaliści, lecz koalicjanci z VVD. To problem, z którym zapewne zmierzy się jeszcze wiele centrowych partii w Europie.

Komentarze

Krytyka potrzebuje Twojego głosu. Dołącz do dyskusji. Komentarze mogą być moderowane.

Zaloguj się, aby skomentować
0 komentarzy
Komentarze w treści
Zobacz wszystkie