Ikonowicz: Niesprawiedliwość społeczna

Premier odwiedził giełdę i zaprosił bogaczy, by zaprojektowali prawo. Z robotnikami premier się nie spotkał.
Piotr Ikonowicz w programie „Wolni od długów”. Fot. Polsat, ed. KP

Prawo w Polsce zostało napisane pod dyktando pracodawców, banków, wierzycieli, lichwiarzy, właścicieli nieruchomości, deweloperów – a przeciwko dłużnikom, pracownikom, lokatorom i tym wszystkim, których na szczytach władzy nikt nie reprezentuje i nie pyta o zdanie.

Sprawiedliwość społeczna, zasada widniejąca w drugim artykule Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej, pozostaje enigmą. Dlaczego? Bo orzecznictwo sądów, prawodawstwo i praktyka życia społeczno-gospodarczego pozostają w oczywistej sprzeczności ze społecznym poczuciem sprawiedliwości.

Sprawiedliwość społeczna to ogólna norma ustrojowa, wyznaczająca w konstytucji cele państwa, podobnie jak występujące w ustawach „zasady współżycia społecznego”. Chodzi o to, by normy prawa nie powodowały powszechnego oburzenia, aby nie godziły w zasady, którymi my – obywatele, członkowie społeczeństwa – jesteśmy skłonni się kierować.

Nie czekajcie na latające samochody. Postęp wygląda inaczej

Zasada sprawiedliwości społecznej mówi, że społeczeństwo i państwo powinny być tak urządzone, aby nie działa się krzywda słabszemu. Powszechne oburzenie wywołują przypadki nieudzielenia pomocy osobie ciężko chorej lub umierającej. A przecież system pomocy zdrowotnej wyklucza osoby nieubezpieczone. Tymczasem wiele osób ubezpieczenia zdrowotnego rzeczywiście nie ma, bo pracodawcy narzucają takie formy zatrudnienia, które wykluczają płacenie składek.

W społeczeństwie sprawiedliwym nie byłoby osób wyrzuconych poza nawias opieki zdrowotnej. Pomoc medyczną otrzymywałby każdy, kto jest w potrzebie.

W społeczeństwie urządzonym myśl zasady sprawiedliwości społecznej nie byłoby form zatrudnienia, które nie dają prawa do zwolnienia chorobowego, płatnego urlopu czy emerytury.

Przychodzi taki dzień, kiedy człowiek nie może już pracować, a wciąż musi jeść. Zgodnie z zasadami współżycia społecznego każdy powinien więc otrzymywać świadczenie emerytalne, tzw. emeryturę obywatelską, pozwalającą na przeżycie i godną starość. W Polsce jest to tym bardziej uzasadnione, że podczas transformacji ustrojowej – a niejednokrotnie aż do dzisiaj – miliony ludzi pracowało na czarno albo na umowach śmieciowych. Tej pracy ZUS nie zalicza jednak do okresów składkowych uprawniających do emerytury.

W sprawiedliwym społeczeństwie istnieje prawo do dachu nad głową. Władza publiczna buduje odpowiednią ilość mieszkań pod wynajem, na które stać ludzi niezamożnych i średnio zamożnych. A rynek prywatny jest domeną tych, którym się wiedzie najlepiej. O prawie do mieszkania Konstytucja RP owszem, mówi, ale państwo polskie tego prawa nie realizuje.

Ikonowicz: Jeśli nie ludowa, to czyja?

Zasada sprawiedliwości społecznej nakazuje, aby w samorządach, w Sejmie i Senacie zasiadali przedstawiciele wszystkich grup społecznych, a nie tylko warstw ekonomicznie uprzywilejowanych. Brak niżej opłacanych grup społecznych w ciałach przedstawicielskich sprawia, że podejmowane tam decyzje są korzystne tylko dla klasy posiadaczy, której przedstawiciele wypełniają te instytucje po brzegi.

Społeczeństwo sprawiedliwe to takie, gdzie dochód narodowy dzielony jest sprawiedliwie. Tymczasem w Polsce 10 proc. najbogatszych przejmuje 41 proc. dochodu narodowego, a do biedniejszych 50 proc. – trafia zaledwie 15 proc. dochodu. Co gorsza, ta przepaść między bogatymi i biednymi wciąż się pogłębia. Zgodnie ze społecznym poczuciem sprawiedliwości większy dochód należy się tym, którzy więcej pracują, więcej z siebie dają. Nie trzeba dodawać, że najbardziej zapracowani są najbiedniejsi, bo pracując za niskie stawki, biorą wiele nadgodzin, a przy niskiej pensji podejmują dodatkowe zajęcia, by związać koniec z końcem.

Niesprawiedliwość przy podziale dochodu jest tak wielka, że dla olbrzymiej części naszego społeczeństwa wzrost PKB nie jest żadną pociechą, bo nie zmienia on na lepsze ich sytuacji materialnej.

PKB: wygodny i zawodny [wyjaśniamy]

Dla ludzi, którzy z różnych przyczyn czują się pokrzywdzeni, konstytucja przewiduje mechanizm dochodzenia sprawiedliwości, czyli sądy. Opinia Polaków o naszym wymiarze sprawiedliwości jest bardzo krytyczna – i była taka, jeszcze zanim wymiar sprawiedliwości stał się areną walki partii przejmujących władzę. Ludzie burzyli się na niesprawiedliwe wyroki, a jako najbardziej dotkliwe problemy wymieniali korupcję i przewlekłość postępowań.

Jednak najważniejszą przyczyną oburzenia ludzi na wymiar sprawiedliwości jest klasowy charakter tak prawodawstwa, jak i sądownictwa. Ustawy zostały napisane pod dyktando pracodawców, banków, wierzycieli, lichwiarzy, właścicieli nieruchomości, deweloperów – czyli właścicieli – a przeciwko dłużnikom, pracownikom, lokatorom, czyli przeciwko tym wszystkim, których na szczytach władzy, gdzie się ustala reguły gry, nikt nie reprezentuje i nie pyta o zdanie.

Obok klasowego prawa mamy jeszcze dobrze uposażonych sędziów, którzy z łatwością znajdują wspólny język z jeszcze lepiej opłacanymi i elegancko ubranymi prawnikami silniejszej strony procesu. W większości procesów cywilnych ta słabsza, uboższa strona występuje bez pełnomocnika. W takim procesie człowiek nieznający prawa, któremu sąd odmówił pełnomocnika z urzędu, chociaż wykazał, że nie stać go na adwokata, jest na z góry straconej pozycji. Zmowa? Korupcja? Nie, po prostu kapitalizm. Prawo silniejszego.

Oczywiście korupcja w sądach i prokuraturach też jest dość powszechna, podobnie jak nepotyzm. Na Podkarpaciu grasuje lichwiarz, który w sposób sprzeczny z prawem masowo przejmuje nieruchomości dłużników. Najprawdopodobniej to jego zamożność sprawia, że władza jest wobec niego bezradna niezależnie od tego, kto aktualnie rządzi w kraju. Osoby proszące nas o pomoc wielokrotnie pokazywały mi posiadłości miejscowych sędziów czy prokuratorów i zadawały retoryczne pytanie: jak można było z ich urzędniczych pensji wybudować takie pałace?

O tym, że nasze państwo nie realizuje konstytucyjnej zasady sprawiedliwości społecznej, świadczy gorsząca scena w gmachu giełdy, gdy to urzędujący premier wezwał miliarderów, żeby się bogacili, a na zachętę oddał im część władzy, czyli prawo zaprojektowania takich zmian w prawie, które pozwolą im bogacić się jeszcze szybciej.

Polityka zaciskania pasa to narzędzie, którym kapitalizm wymusza posłuszeństwo [rozmowa]

W Polsce jest pięć milionów robotników fabrycznych. Część z nich jest zrzeszona w związkach zawodowych, z nimi jednak premier się nie spotkał, nie pozwolił im zaprojektować zmian, które polepszą ich życie. Podobnie nie mają takiego przywileju rolnicy. Bo w kraju niesprawiedliwości społecznej rządzą bogaci.

Sprawiedliwość społeczna to mniejsza nierówność. Mniej miliarderów, więcej klasy średniej i zero biedy, bo nas na to stać. To na początek wystarczy.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Ikonowicz
Piotr Ikonowicz
Działacz społeczny, polityk
Działacz społeczny, polityk, dziennikarz, poseł na Sejm II i III kadencji. Przewodniczący Ruchu Sprawiedliwości Społecznej.
Zamknij