To było najbardziej puste i ponure „pamiętamy” w historii pamiętania

Ostatnie 14 miesięcy w Gazie pokazało, że historia, której elementem jest obóz zagłady w Auschwitz, niewiele nas nauczyła. Obchody 80. rocznicy wyzwolenia obozu są tego najbardziej rażącym przykładem.
Patrycja Wieczorkiewicz

Nie brakuje Żydów i Żydówek, którzy o rzezi w Gazie mówią: nie w naszym imieniu. Te głosy nie wybrzmiały jednak tam, gdzie były szczególnie potrzebne: podczas uroczystości upamiętniających zbrodnie popełniane przez tych, którzy w osobach żydowskiego pochodzenia widzieli to, co dziś izraelskie władze – a w ogromnej mierze także społeczeństwo – widzą w Palestyńczykach.

„Przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść, ale milczenie” – mówił podczas wczorajszej uroczystości z okazji 80. rocznicy wyzwolenia Auschwitz Ronald Lauder, przewodniczący Światowego Kongresu Żydów, cytując amerykańskiego pisarza żydowskiego pochodzenia i laureata Pokojowej Nagrody Nobla, Eliego Wiesela.

A jednak każda osoba, która tego dnia przemawiała w Oświęcimiu, zdecydowała się milczeć.

Usłyszeliśmy o żydowskich dzieciach zamordowanych przez bojowników Hamasu 7 października 2023 roku (nie padła konkretna liczba – 36). Ale ni słowa o tym, że od tamtej pory Izrael zdążył zamordować co najmniej 47 tys. Palestyńczyków i Palestynek, w tym ok. 18 tys. dzieci. Było o żydowskich studentach, których „zastrasza się na uczelniach” – i nic o ponad 3 tysiącach zatrzymanych za propalestyńską działalność na amerykańskich kampusach ani o tym, że pokojowe demonstracje rozganiano pałkami i gazem łzawiącym (jak na Uniwersytecie Kolumbijskim).

Młoda Ameryka nie może uwierzyć, że stara Ameryka jest ślepa

„Na całym świecie odbywają się protesty przeciw Żydom” – mówił Ronald Lauder. W tej narracji „przeciw Żydom” oznacza wszystko, co sugeruje, że Arabowie – czy chociaż palestyńskie dzieci – mają prawo żyć, a do grona antysemickich haseł należy już samo „wolna Palestyna”.

Dowiedzieliśmy się, że „żydowscy wykładowcy tracą pracę”. Ale już nie, że niemal wszyscy ci żydowscy wykładowcy tracą pracę w związku z krytykowaniem Izraela (jak prof. Maura Finkelstein z Muhlenberg College, zwolniona w styczniu 2025 roku po udostępnieniu w mediach społecznościowych wpisu krytykującego syjonizm).

USA: Prawicowa inkwizycja zaczyna czystki na uczelniach

Gdy tak przemawiano, przypominając o ponad milionie zgładzonych w Auschwitz w latach 1940–1945, spośród których przytłaczającą większość stanowili Żydzi, Izraelskie Siły Obronne intensyfikowały działania wojskowe na Zachodnim Brzegu, ośmielone poparciem środowiska Donalda Trumpa dla aneksji tego terenu. W ciągu 10 dni od ogłoszenia zawieszenia broni w Strefie Gazy izraelscy żołnierze zamordowali 117 osób, w tym 32 dzieci (porozumienie zyskało moc w niedzielę 19 stycznia – do końca pilnowali, by zmarnowało się jak najmniej amunicji).

Tak pamiętać, żeby nie widzieć

„Ważne jest, aby prześledzić, jak doszło do Holokaustu, jak został zorganizowany i jak straszne ludzkie cierpienie miało miejsce w gettach, obozach i w samym Auschwitz” – mówił ambasador Niemiec Viktor Elbling. Nie mówił, że w wyniku bombardowań – w 30 proc. sponsorowanych przez jego kraj – będących zwieńczeniem trwającej od ponad siedmiu dekad okupacji, ponad milion dzieci w Gazie cierpi w wyniku głodu, śpiąc w namiotach lub pod gołym niebem, gdyż izraelskie wojsko zrównało z ziemią 75 proc. terenu, w tym połowę szkół i większość szpitali.

„80 lat temu świat ujrzał skalę zła, które rozegrało się za bramami Auschwitz. W Dzień Pamięci o Ofiarach Holokaustu pamiętamy i oddajemy hołd wszystkim ofiarom tej straszliwej zbrodni i bohaterom, którzy mieli odwagę przeciwstawić się złu. Niech pamięć o tej tragedii będzie dla nas przestrogą i zobowiązaniem do budowania świata opartego na szacunku i pokoju” – napisał na X znany z moralnej niezłomności Władysław Kosiniak-Kamysz.

Tymczasem świat na bieżąco ogląda skalę zła, które rozgrywa się w Palestynie. Izraelskie zbrodnie śledziliśmy niemal w czasie rzeczywistym, dzień w dzień przez ponad rok. Widzieliśmy płaczącego mężczyznę trzymającego w rękach akty urodzenia swoich córek, które wraz z matką zginęły w bombardowaniu, gdy wyszedł, by je zarejestrować. Widzieliśmy starszą kobietę, której izraelscy żołnierze oddali syna w plastikowym worku po mrożonkach – choć nie ma pewności, że zmieszane fragmenty gnijącego ciała należały właśnie do niego.

Osobom śledzącym profile dziennikarzy z Gazy – jak Nahed Hajjaj (200 tys. obserwujących na Instagramie) – nieobce są takie obrazy jak ojciec trzymający w objęciach zwłoki zawiniętego w różowy kocyk noworodka, któremu w wyniku eksplozji w sąsiednim budynku stanęło serce. Albo samochód, z którego wypadają odesłane przez Izrael ciała – a raczej kawałki ciał – w tym ubrana w różowe rajstopy noga dziewczynki co najwyżej nastoletniej.

„Nie chcemy, by nasza przeszłość stała się przyszłością naszych dzieci” – to znów Ronald Lauder. W tej definicji „naszych dzieci” nie mieszczą się dzieci palestyńskie, spośród których 96 proc. jeszcze miesiąc temu żyło w przekonaniu, że śmierć czeka na nie za rogiem, 92 proc. „nie akceptowało rzeczywistości”, a prawie połowa deklarowała, że chciałyby umrzeć, byle nie cierpieć – co wydaje się zrozumiałe, biorąc pod uwagę choćby fakt, że w ciągu ostatnich czternastu miesięcy przeprowadzono w Gazie około tysiąca dziecięcych amputacji bez znieczulenia (Izrael blokował pomoc humanitarną, w tym dostawy zaopatrzenia medycznego).

Pamiętacie, jak dziwiliśmy się Rosjanom, że nie protestują? Za najdrobniejszy wyraz sprzeciwu wobec wojny w Ukrainie grozi im śmierć w kolonii karnej. Dzisiaj wzruszamy ramionami, gdy upamiętnienie ofiar jednego ludobójstwa staje się pretekstem do wygłoszenia apoteozy innego, gdy nasz rząd rozkłada czerwony dywan przed człowiekiem oskarżonym przez Międzynarodowy Trybunał Karny o zbrodnie wojenne i zbrodnie przeciwko ludzkości, a wiceminister spraw zagranicznych twierdzi w wywiadzie, że „nie ma czegoś takiego jak Palestyna”, wywołując konsternację w Ambasadzie Państwa Palestyny przy ul. Idzikowskiego 7/9 w Warszawie (Polska uznała Palestyńską Deklarację Niepodległości w 1988 roku i jak dotąd żaden choć odrobinę liczący się polityk nie proponował uchylenia tej decyzji).

Skoro nie zamierzamy aresztować Netanjahu, zaprośmy jeszcze Putina

Wcześniej minister Bartoszewski, zapytany o wpis, w którym MSZ – odnosząc się do nakazu aresztowania Benjamina Netanjahu – potwierdziło, że Polska jest zobowiązana do respektowania wyroków MTK, wił się jak uczeń na dywaniku w katolickim gimnazjum, zarzekając, że stwierdzenie faktu nie oznaczało zamiaru wykonania owych zobowiązań. Zniewaga wobec Izraela jest zniewagą wobec Stanów Zjednoczonych, a tego byśmy przecież nie chcieli. W maju 2024 roku Bartoszewski przekonywał, że „Izrael prowadzi wojnę w sposób bardzo cywilizowany”.

Przeciwieństwem miłości nie jest nienawiść i świat nie czuje do Palestyńczyków nienawiści. Świat patrzy na ich śmierć przez miliony mniejszych i większych ekranów, obojętnie milcząc.

Kto tak naprawdę sprzeciwia się antysemityzmowi?

Jednak to milczenie coraz częściej jest przerywane, także przez część mainstreamowych mediów. Wojna w Gazie, może dzięki tym oglądanym na bieżąco relacjom, to jedna z niewielu spraw, w których społeczeństwo skutecznie opiera się przekazowi politycznych elit. Zbrodniom w Gazie aktywnie i konsekwentnie sprzeciwiają się dwie niewielkie siły w polskim parlamencie – Lewica i Konfederacja – ale decyzję rządu o zagwarantowaniu Netanjahu bezpiecznego pobytu w Polsce krytycznie oceniła nawet większość wyborców Koalicji Obywatelskiej, którzy też woleliby, aby każdy zbrodniarz wojenny był przez nasz kraj traktowany na tych samych warunkach i bez względu na czyjekolwiek interesy partyjne oraz pochodzenie ofiar. Niezbyt przekonujące okazało się tłumaczenie byłego wszechpolaka Romana Giertycha, że „to dla naszego bezpieczeństwa”; ludzie natychmiast przejrzeli plan ugłaskania Donalda Trumpa i jego trzódki technooligarchów, by ci okazali litość w kwestii ewentualnego wpływania na wynik polskich wyborów prezydenckich.

Nie mam złudzeń co do motywacji, jakie stoją za niektórymi osobami, w tym politykami Konfederacji, gdy wyrażają solidarność z Palestyńczykami. Od komentarzy w sieci, takich jak „a jednak Hitler miał rację” (pisanymi już nie tylko przez osiłków ze swastą na karku, a przez sympatycznie wyglądające osoby z dziećmi na zdjęciach profilowych), po gaszenie świec chanukowych, antysemityzm jest na fali wznoszącej.

Ale realną walkę z nim prowadzą nie ci milczący w sprawie zbrodni, kiedy ich sprawcą jest państwo izraelskie i jego zachodni wspólnicy, i z pewnością nie ci, którzy tym zbrodniom przyklaskują. Opór stawiają przede wszystkim Żydzi i Żydówki, którzy mówią: nie w naszym imieniu. Tych głosów w świecie i w samym Izraelu nie brakuje – jednak nie wybrzmiały tam, gdzie były szczególnie potrzebne: podczas uroczystości upamiętniających masowe zbrodnie popełniane przez tych, którzy w ludziach żydowskiego pochodzenia widzieli to, co dziś izraelskie władze – a w ogromnej mierze także izraelskie społeczeństwo – widzą w Palestyńczykach.

Propaganda Izraela przestała działać. Świat wie, co się dzieje w Gazie [rozmowa]

Tymczasem nawet niewinne apele – jak ten o równe standardy w stosowaniu prawa międzynarodowego, skierowany do polskiego rządu, Ministerstwa Spraw Zagranicznych oraz Ministerstwa Sprawiedliwości, pod którym znajduje się także mój podpis – spotykają się z oskarżeniami o antysemityzm. „Opieranie postanowień organizacji, która powinna być wyrocznią światowej cywilizacji, na spreparowanych dowodach, propagandzie terrorystów i antysemickich schematach jest miarą moralnego upadku tej tak przecież potrzebnej instytucji” – napisała w odpowiedzi Gmina Żydowska w Warszawie. W oświadczeniu podkreślono, że „stawianie wygórowanych wymagań etycznych tylko i wyłącznie jednej stronie konfliktu – Izraelowi – jest według międzynarodowo uznanej definicji IHRA antysemityzmem”, i jakoś przy tym „zapomniano”, że te same zarzuty Międzynarodowy Trybunał Karny postawił Mohammedowi Deif’owi, jednemu z przywódców Hamasu, w związku z wydarzeniami z 7 października 2023 roku.

Tusku, nie musisz!

Tusk nie musiał reagować na zaczepkę Andrzeja Dudy, który wraz z PiS już dawno rozpoczął wyścig o serce Trumpa i wie, że wymaga to wpierw zdobycia serca rządu w Izraelu. Gdyby Netanjahu rzeczywiście wybierał się na uroczystości w Oświęcimiu, znaleźlibyśmy się w naprawdę trudnej politycznie i moralnie sytuacji. Aresztowanie premiera Izraela groziłoby bardzo surowymi sankcjami ze strony USA. Taka inicjatywa nigdy jednak nie została przez stronę izraelską podjęta, Netanjahu nie zamierzał pojawić się w Polsce – co nie dziwi, jako że podróż wymagałaby wejścia w strefę powietrzną kilku innych państw, które mogłyby zechcieć wykonać nakaz MTK.

Polski rząd mógł pozwolić sobie na przyzwoitość. Tak jak Belgia, Holandia, Irlandia, Litwa, Słowenia i Hiszpania, które zadeklarowały gotowość zatrzymania Benjamina Netanjahu na swoim terenie (i Stany póki co nie wypowiedziały im z tego powodu wojny). Nie wiemy, czy te kraje zdecydowałyby się na ten krok, stając przed realnym wyborem, jednak ich gest stanowi moralne minimum, poniżej którego naprawdę nie warto schodzić. Nawet jeśli się to opłaca.

Na przyzwoitość mogli pozwolić sobie też ci, którzy przemawiali w poniedziałek w Oświęcimiu. Nie zrobili tego – z przekonania, z oportunizmu, ze zwykłego tchórzostwa – choć jedyne, co im groziło, to posądzenie o antysemityzm. Wystarczyłoby skrytykować izraelskich polityków, którzy wprost mówią o konieczności przeprowadzenia w Gazie eksterminacji, jak minister dziedzictwa narodowego Amichaj Elijahu, który sugerował, by zrzucić tam bombę atomową, czy wiceszef Knesetu Nissim Waturi z rządzącej partii Likud, który pisał na X, że Izraelczycy mają jeden wspólny cel i jest nim „wymazanie Strefy Gazy z powierzchni ziemi”. Ryzykowne byłoby już wytknięcie ministrowi finansów Becalelowi Smotriczowi słów o tym, że „zagłodzenie dwóch milionów Palestyńczyków mogłoby być usprawiedliwione, ale świat na to nie pozwoli”.

Ostatnie 14 miesięcy pokazało, że historia, której elementem jest obóz zagłady w Auschwitz, nauczyła nas znacznie mniej, niż ktokolwiek mógł przypuszczać. Obchody 80. rocznicy wyzwolenia obozu są tego najbardziej rażącym przykładem.

Moja hiszpańska pamięć historyczna

Izrael posiada olbrzymi, międzynarodowy aparat propagandy i potężne organizacje lobbystyczne. Ma bezgranicznie oddanego i hojnego sojusznika w postaci Stanów Zjednoczonych i wpływy, które wraz z kolejnym zwycięstwem Donalda Trumpa tylko się umocniły (wiedzieliście, że Netanjahu nazwał na jego cześć nielegalne osiedle powstające na okupowanych ziemiach palestyńskich?). Ma także czwartą co do wielkości armię świata.

Gaza ma tylko nas. A prawdziwy test dopiero przed nami. Palestyńczycy żyją wśród gruzów, których usunięcie może zająć – według raportu ONZ sprzed ponad pół roku – nawet 15 lat. Prawie 70 proc. mieszkańców straciło domy, niemal każdy stracił choć jedną bliską osobę. W wyniku blokady szerzą się choroby, szpitali brakuje, nie mówiąc o wsparciu psychologicznym. Pokój zaś jest niepewny i zależy od nacisków ze strony USA i Unii Europejskiej.

Oby podczas obchodów 81. rocznicy wyzwolenia Auschwitz „pamiętamy” brzmiało jak moralne zobowiązanie, a nie wyświechtany slogan, którym zamyka się usta opresjonowanym i ich sojusznikom.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Patrycja Wieczorkiewicz
Patrycja Wieczorkiewicz
redaktorka prowadząca KrytykaPolityczna.pl
Dziennikarka, feministka, redaktorka prowadząca w KrytykaPolityczna.pl. Absolwentka dziennikarstwa na Collegium Civitas i Polskiej Szkoły Reportażu. Współautorka książek „Gwałt polski” (z Mają Staśko) oraz „Przegryw. Mężczyźni w pułapce gniewu i samotności” (z Aleksandrą Herzyk).
Zamknij