Henryk Sienkiewicz i prymas Wyszyński przyczynili się do tego, że w sanktuarium (i w narodowej wspólnocie) nie ma miejsca nie tylko na komunistów, ale na kogokolwiek, kto nie padnie plackiem przed cudownym obrazem.
Sporo się w ostatnich dniach mówi o Jasnej Górze. Kandydat na prezydenta Karol Nawrocki spotkał się w klasztorze z uczestnikami pielgrzymki kibiców. Po mszy w auli ojca Kordeckiego skandowano hasło „Raz sierpem, raz młotem czerwoną hołotę”. Czy Jasna Góra jest stosownym miejscem do wykrzykiwania podobnych haseł, czy też nie? Oto jest pytanie!
Spory dotyczące tego rodzaju zdarzeń przebiegają w Polsce wedle powtarzalnego i przewidywalnego schematu: dyskutanci deklarują patriotyzm oraz przywiązanie do tradycji, stwierdzają jednak, że takie czy inne zachowania – dajmy na to: kibiców – to jednak przesada i że nie sposób pogodzić ekscesów ze szczytnymi ideami naszego Narodu.
Dzieci Wyszyńskiego i Gomułki. Od 1980 roku robimy wszystko, by umacniać ich wersję mitu narodowego
czytaj także
Właśnie tak zachował się w TVP Info minister sportu Sławomir Nitras, który najpierw przyznał się do „kłopotów z Kościołem”, następnie stwierdził, że jest religijny i mimo wszystko się modli, żeby w końcu powiedzieć o tym, jak ważne są dla Polaków symbole takie jak Jasna Góra. „Buchnęło, zawrzało i zgasło”. Wszystkie te burze w szklance wody można zbyć wzruszeniem ramion, ale może jednak warto się zatrzymać i zapytać, co to takiego ta Jasna Góra.
Potop
Mit Jasnej Góry stworzył Sienkiewicz. Dopiero po publikacji Potopu i dzięki niezwykłemu sukcesowi Trylogii klasztor stał się tym, czym dzisiaj jest, to znaczy mitem i symbolem.
Mit ten umocnił się w PRL-u, a dokładnie w epoce Gomułki. Najpierw za sprawą Wielkiej Nowenny, którą za chwilę się zajmiemy, ale nie tylko. Także Polska Ludowa zaczęła lubić Sienkiewicza. W 1960 roku wszedł na ekrany film Krzyżacy w reżyserii Aleksandra Forda, największy jak dotąd sukces kasowy polskiego kina. W czasie obchodów Tysiąclecia Państwa Polskiego, na zlocie młodzieży na polach grunwaldzkich egzemplarz Krzyżaków służył za bilet wstępu. Wkrótce Jerzy Hoffman nakręcił Pana Wołodyjowskiego (1969), a już za Gierka Potop w fantastycznej obsadzie z Danielem Olbrychskim, Tadeuszem Łomnickim i Małgorzatą Braunek. To były hity, które ogląda się do dzisiaj. Sienkiewicz trafił pod strzechy wraz ze sposobem myślenia o Polsce, Polakach oraz świecie naokoło.
Obrona Jasnej Góry jest w Potopie miejscem, gdzie zbiegają się te wszystkie wątki. Wojna ze Szwedami okazuje się wojną o tożsamość. Rzeczpospolita, wcześniej rozbita i skłócona, jednoczy się wokół tego, co najważniejsze, czyli wokół katolicyzmu, samego centrum polskości.
Karol Gustaw ze swoim wojskiem to w tej opowieści ktoś znacznie więcej niż wróg państwa. Jest obcym przez wielkie „O”, jako protestant zagraża najważniejszym zbiorowym świętościom. Wiele razy pojawia się u Sienkiewicza obawa, czy Szwedzi uszanują klasztor i cudowną ikonę. Poddanie Jasnej Góry byłoby czymś znacznie więcej niż przegraną bitwą. Oznaczałoby sprzeniewierzenie się najważniejszym dla wspólnoty wartościom.
Właśnie z takim zagrożeniem – znacznie poważniejszym niż klęska militarna czy polityczna – mamy do czynienia w Potopie. Nic też dziwnego, że obrona częstochowskiego klasztoru staje się punktem zwrotnym. Jednoczy podzielonych jak dotąd Polaków wokół tego, co najważniejsze. Kmicic przechodzi tę samą drogę, zmienia się tak jak cała społeczność.
Świat Sienkiewicza jest dość prosty: mamy „szczerych Polaków”, takich jak Kmicic, i zdrajców. Obrona Częstochowy to moment, w którym znikają wątpliwości, kto jest kim. Dochodzi też do charakterystycznej konfrontacji między jednymi a drugimi.
Papieska mitologia. Jak katolicyzm stał się kluczem do polskości
czytaj także
Mam na myśli epizod z pułkownikiem Kuklinowskim. Sienkiewicz tak charakteryzuje jego samego i jego żołnierzy: „Ojczyzna, wiara, słowem, wszystkie świętości, były im zupełnie obojętne. Wyznawali jedną tylko żołnierkę, szukali w niej uciech, rozpusty, korzyści i zapomnienia życia”. Kmicic za to przedstawia się jako „wolontariusz w służbie Najświętszej Marii Panny”. Kiedy odprowadza Kuklinowskiego do bramy klasztornej, ten proponuje mu przejście na stronę Szwedów. Kmicic odpowiada: „To waść mówisz jako prywatny? […] I mogę ci jako prywatnemu odpowiedzieć? […] Tedy słuchajże mnie, panie Kuklinowski […], jesteś szelma, zdrajca, łotr, rakarz i arcypies! Masz dosyć, czyli mam ci jeszcze w oczy plunąć?”, po czym policzkuje go i zrzuca z wałów.
Najlepsza jest w tym wszystkim reakcja księdza Kordeckiego: „Z poczciwościś to uczynił, wiem!”. A kibice w auli Kordeckiego? Przecież też tylko z poczciwości!
Co zrobić z obcym?
Kuklinowski spotyka się z Kmicicem jeszcze raz, tym razem ostatni. Po zniszczeniu kolubryny postanawia się zemścić: „Ejże, sławny pułkowniczek pan Kmicic, a Kuklinowski ma go w ręku i Kuklinowski mu boczków przypiecze…”. W odpowiedzi słyszy tylko: „Rakarz!”. Uwielbiam tę scenę, nic na to nie poradzę… Jak to w książkach bywa, myśliwy staje się zwierzyną. Kiemlicze ratują Kmicica, a ten – zamiast uciekać – zabiera się za Kuklinowskiego. „Poznajże Kmicica!” Po stodole zaczął się rozchodzić „swąd spalonego ciała”, bo „wojny zatwardziły serce pana Andrzeja i nie było w nim litości, zwłaszcza dla zdrajców”. Rano Szwedzi znajdują Kuklinowskiego martwego.
Tak się traktuje zdrajców, a nie Polaków? Tu warto wspomnieć historię Akbah-Ułana i „ordyńców”, czyli Tatarów przysłanych przez chana na pomoc polskiemu królowi. Pan Andrzej w taki oto sposób obejmuje nad nimi dowództwo: „całą dłonią porwał Tatara za rzadką brodę i zadarłszy mu głowę do góry, tak jak gdyby mu coś na pułapie chciał pokazać, począł mówić przez zaciśnięte zęby: – Słuchaj, kozi synu! Wolałbyś nikogo nad sobą nie mieć, by palić, rabować, wycinać!… Przewodnikiem chcesz mnie mieć! Ot, masz przewodnika! […] I przyparłszy go do ściany, począł tłuc głowę jego o zrąb. […] Kmicic, idąc za popędem swej gorącej krwi, odkrył mimo woli najlepszy sposób przekonywania ludzi wschodnich, do niewolnictwa przywykłych”.
W obu przypadkach sposobem na innego jest pokazanie wyższości i to w możliwie spektakularny i brutalny sposób. Sienkiewicz nie ma wątpliwości: „podwładni tyle właśnie czuli dla Kmicica miłości, ile i strachu”.
Może warto przytoczyć tu jeszcze jeden cytat, tym razem z Pana Wołodyjowskiego: „Konie ruszyły: wyprężone sznury pociągnęły za nogi Azji. Ciało jego sunęło się przez mgnienie oka po ziemi i trafiło na zadzierżyste ostrze. Wówczas ostrze poczęło się w nim pogrążać i jęło się dziać coś strasznego, coś przeciwnego naturze i człowieczym uczuciom! Kości nieszczęśnika rozstępowały się, ciało darło się na dwie strony; ból niewypowiedziany, tak straszny, że graniczący niemal z potworną rozkoszą, przeniknął jego jestestwo. Pal pogrążał się głębiej i głębiej”.
Czy szef IPN zjednoczy naród? Karol Nawrocki i polityczne paliwo antykomunizmu
czytaj także
To wyjątkowo perwersyjna scena, w której aż kłębi się od sadystycznych i ksenofobicznych fantazmatów. Podobałaby się zapewne kibicom, bo przedstawia to samo, co w ich świecie nazywa się „cwelowaniem”, czyli okazywaniem władzy przez podporządkowujący gwałt. Miłość, którą odczuwali „ordyńcy” wobec Kmicica, tu zamienia się wręcz w rozkosz. Nie jest ona niczym innym jak samouwielbieniem. W domniemanej przyjemności wbijanego na pal Azji Tuhaj-Bojowicza możemy oglądać polską męskość i podziwiać jej wspaniałość.
Zawsze dziwiłem się, że Trylogią zachwycali się ludzie, którzy nawet w Gumisiach dopatrywali się homoseksualnej propagandy. Ale w jednym trzeba im przyznać rację: Sienkiewicz jest bezcenny, jeśli chodzi o wychowanie patriotyczne, i zasłużył sobie jak nikt na miejsce wśród lektur szkolnych.
Wielka Nowenna
Wielka Nowenna rozpoczęta z inicjatywy kardynała Stefana Wyszyńskiego w 1957 roku czerpała z tych samych mitów. Wszystko kręciło się wokół klasztoru w Częstochowie i cudownego obrazu. Jasnogórskie Śluby Narodu były powtórzeniem gestu Jana Kazimierza i pośrednio przywołaniem Sienkiewicza. Tym razem zagrożeniem nie byli protestanci, ale innego rodzaju obcy: komuniści. To ich inwazja miała się rozbić o mury klasztoru jak trzysta lat wcześniej „fale potopu szwedzkiego”.
Obchody milenium chrztu Polski, których częścią była Wielka Nowenna, nie były tylko przedsięwzięciem religijnym. Główną treścią tej szeroko zakrojonej akcji propagandowej był nacjonalizm. Kościół okazywał się tak ważny ze względu na tożsamość i historię narodu. Tak jak u Sienkiewicza Jasna Góra była znakiem tego, co dla polskości najważniejsze.
Warto przytoczyć fragment Jasnogórskich Ślubów Narodu, żeby posmakować chwilę i stylu, i treści: „Oto my, dzieci Narodu polskiego i Twoje [apostrofa do NMP – T.Ż.] dzieci, krew z krwi Przodków naszych, stajemy znów przed Tobą, pełni tych samych uczuć miłości i nadziei, jakie ożywiały ongiś Ojców naszych. […] Przynosimy do stóp Twoich niepokalanych całe wieki naszej wierności Bogu i Kościołowi Chrystusowemu – wieki wierności szczytnemu posłannictwu Narodu, omytego w wodach Chrztu świętego. […] Wzywamy pokornie pomocy i miłosierdzia w walce o dochowanie wierności Bogu, Krzyżowi i Ewangelii, Kościołowi świętemu i jego Pasterzom, Ojczyźnie naszej świętej, chrześcijańskiej przedniej straży, poświęconej Twojemu Sercu Niepokalanemu i Sercu Syna Twego. Pomnij, Matko Dziewico, przed obliczem Boga, na oddany Tobie Naród, który pragnie nadal pozostać Królestwem Twoim, pod opieką najlepszego Ojca wszystkich narodów ziemi”.
Brudne morderczynie: przemyślenia Wyszyńskiego o kobietach i aborcji
czytaj także
Na stwierdzenie prymasa: „Nadal będziemy […] zaświadczać o naszej obecności w świecie chrześcijańskim jako «przedmurze chrześcijaństwa» i «Polska zawsze wierna»” ówczesny I sekretarz KC odpowiedział: „Co to jest przedmurze? […] Co jest za tym murem? Za murem jest Związek Radziecki, za murem – jak by powiedział kardynał Wyszyński – jest bezbożny ateizm i komunizm”.
Trudno odmówić mu racji, bo nie ma tu miejsca nie tylko na komunistów, ale na kogokolwiek, kto nie padnie plackiem przed cudownym obrazem. Ktoś taki zasługuje, żeby potraktować go jak Kuklinowskiego albo wręcz jak Akbah-Ułana i „ordyńców”.
Wygląda na to, że kibice trafnie zinterpretowali tradycję i bardzo dobrze widzą, do czego są przywiązani. W przeciwieństwie do ministra sportu, który wie, że dzwonią, ale nie za bardzo orientuje się, w którym kościele.