Ostatni wybuch złości Kaczyńskiego był reakcją na przypomnienie przez Tuska, co jego brat mówił o Jacku Kurskim, a zarazem przejawem frustracji i tęsknoty za życiem, które się skończyło.
Pragnienie luksusu jest wpisane w naturę ludzką i być może to właśnie błyskawiczna adaptacja do niego wpędza nas w życie na kredyt czy konsumpcjonizm. A także nie pozwala lewicy na polityczne zwycięstwa, bo ta ciągle namawia do poświęceń. Jak z utratą luksusu poradzi sobie Zjednoczona Prawica? Przez osiem lat żyli jak pączki w maśle.
Pierwsze objawy końca ery luksusu na prawicy już widać w Sejmie. Kaczyński spóźnia się na śpiewanie hymnu, bo nowy marszałek nie czeka. Kaczyński musi, jak inni, przebijać się przez tłum dziennikarzy, których nie można już po prostu zatrzymać na korytarzu. Nie może wchodzić na mównicę, kiedy chce, chociaż w poniedziałek akurat wrócił i zwyzywał premiera Donalda Tuska od niemieckich agentów.
Ten wybuch złości był reakcją na przypomnienie przez Tuska, co Lech Kaczyński mówił o Jacku Kurskim, a zarazem przejawem frustracji i tęsknoty za życiem, które się skończyło.
czytaj także
Polscy politycy uwielbiają nie tylko pławić się w przywilejach, ale też się z nimi obnosić. PiS był w tym wyjątkowo ostentacyjny. Wystarczy wspomnieć, że przez całe osiem lat własną rządową limuzynę z kierowcą miał Antoni Macierewicz, bo po prostu nie chciał jej oddać. Albo jak Joanna Emilewicz złamała szereg zasad, gdy chciała, by dzieci pojeździły na nartach w czasie pandemii. Czy jak mąż marszałkini Witek, mimo wegetatywnego stanu, był trzymany na OIOM-ie, bo rzekomo nie można było go przenieść nigdzie indziej. Akurat przed wyborami – co za niespodzianka – udało się znaleźć inne miejsce.
Prawdziwym luksusem jest nie tylko codzienne życie władzy czy kwestia bezpieczeństwa i komfortu, dzięki którym Kaczyński mógł się chować za stoma policyjnymi sukami, gdy podczas miesięcznic smoleńskich ludzie byli szarpani i wleczeni po ziemi. To możliwość oddzielenia się od społeczeństwa i życia w bańce, w której wszędzie można dojechać na sygnale, wszędzie wchodzić bez kolejki i w której wszyscy urzędnicy stoją na baczność. Znamienne było zdziwienie Jarosława Kaczyńskiego, gdy w kolejce do głosowania nikt go nie chciał przepuścić. Luksus władzy to coś więcej niż szofer i karta służbowa z obiadami u Sowy.
Spoiwem koalicji Tuska nie jest błyskawica, ale letnia praworządność
czytaj także
To również prowadzenie polityki z ogromną przewagą finansową (i nie tylko) nad opozycją. Nie można będzie już za państwowe pieniądze robić dokładnych analiz socjologicznych, które co chwila lądowały na biurku na Nowogrodzkiej. Nie można będzie uruchamiać nagonek na wybrane grupy społeczne w mediach publicznych, bo się je utraci. Ani nielegalnie podsłuchiwać opozycji Pegasusem. Mało tego – nie będzie można wiosną prowadzić kampanii, rozdając środki z budżetu targowanym grupom wyborców. Fundusz sprawiedliwości będzie zamknięty i już nikt z Solidarnej Polski nie rozda lodówek kołom gospodyń wiejskich.
Wreszcie – luksus władzy to bycie słuchanym i sprawczym. Słowo ministra nagle będzie znaczyć o wiele więcej niż słowo prezesa Kaczyńskiego. Inaczej słuchany i odbierany jest polityk, który może nie tylko złożyć obietnicę, ale za chwilę ją spełnić. Przez najbliższe lata pisowcy niczego nie będą w stanie zrealizować. Ich obietnice stracą na powabie. Sto złotych obiecane przez Tuska ważyć będzie więcej niż pięć razy tyle oferowane przez PiS.
Zdolności adaptacyjne ludzkiej psychiki sprawiają, że bardzo szybko przyzwyczaja się do luksusu, ale z czasem przywyknie i do jego przymusowego braku. Pytanie, ile będzie trwał okres przejściowy. Na dziś nic nie wskazuje, że PiS przestawił się z trybu „nam się należy” na nieco bardziej pokorny. Że porzucił styl uprawiania polityki pomawiania i znieważania, bo „władza zawsze może więcej”.
czytaj także
Tymczasem wybory samorządowe za pasem. Czy PiS nadal będzie na spotkania z wyborcami wpuszczał tylko klakierów z lokalnych struktur partii? Być może Kaczyński zechce używać Trybunału i prezydenta, żeby luksus decydowania sobie jeszcze na moment zostawić. Ale będzie to tylko odłożenie nieuniknionego, czyli zrozumienia, że władzę odzyskać można, tylko przyjmując do wiadomości, że nie jest się już uprzywilejowanym. I że trzeba zakasać rękawy i zacząć uprawiać politykę z użyciem zupełnie innych narzędzi, bo błyskotki właśnie zostały zabrane.