Czy Agrounia na listach KO to naprawdę gamechanger?

Bez względu na to, jak skończy się kandydowanie Kołodziejczaka z list Tuska, jedno wydaje się pewne – nie zaszkodzi to samej Platformie.
Fot. Jakub Szafrański

Po krótkim romansie z próbą narzucania konkretnych obietnic programowych (babciowe, reforma WIBOR) PO wraca do sprawdzonego rozwiązania – bezideowej pulpy, która na pokład bierze każdego, kto może zdobyć jej trochę głosów.

Trudno orzec, czy start Michała Kołodziejczaka i kilku osób z jego Agrounii z list Koalicji Obywatelskiej jest bardziej dowodem na jego cyniczny pragmatyzm, czy na monstrualne, nawet jak na Polskę, karierowiczostwo.

Na pierwszy rzut oka facet, który zaczynał od chwalenia Dudy i datków dla Bąkiewicza, by następnie dawać lewicowym ekonomistom pisać program Agrounii i jednocześnie zaraz potem wchodzić w sojusz z Porozumieniem gowinowców, proponować sojusz z PSL i na koniec wylądować u Tuska – jest raczej mało wiarygodny, i słowo „kariera” powinno być odmieniane przez wszystkie przypadki.

Kto będzie szerował obronę praw obywatelskich „chuliganów ze wsi”?

Z drugiej strony w przypadku partii jednego tematu, jaką jest Agrounia, szukanie jakichkolwiek sojuszników, aby wejść do Sejmu i załatwić konkretne sprawy dla rolników, może też być postrzegane jako pragmatyzm, którego często brakuje ideowcom wiecznie poobrażanym na siebie. W końcu między PiS i PO aż tak wielkich różnic nie ma.

Zostawiając na boku samego Kołodziejczka, kluczowym pytaniem jest jednak, dlaczego Tusk się zgodził na jego wejście na listy i czy alians z Agrounią będzie miał jakikolwiek efekt wyborczy. Owszem, Kołodziejczak ma niskie poparcie i sam pewnie nawet nie potrafiłby zarejestrować list. Ale to poparcie wynika też trochę z syndromu straconego głosu, gdy wyborcy, nawet jeśli kogoś popierają, to nie chcą na niego zagłosować, gdy ten nie przekracza progu. Dopiero więc umieszczenie Kołodziejczaka na biorącym miejscu na liście większego komitetu wyborczego może pokazać jego realną siłę.

Dlaczego więc Tusk się zgodził, skoro Agrounia była chyba ostatnim z mniejszych ruchów politycznych kojarzonych z PO? Przede wszystkim dlatego, co zresztą potwierdza obecna kampania, że lider PO próbuje zmontować na nowo wielki obóz ponad podziałami, swoistą „wspólną listę”. Przecież oprócz Kołodziejczaka na liście znalazła się także kojarzona z lewicą Hanna Gill-Piątek. Socjolog Michał Wróblewski wskazuje nawet, że to powrót PO do czasów postpolityki, gdzie idee i poglądy nie mają znaczenia, liczy się tylko jedna, naczelna narracja „odsunięcia PiS-u do władzy”.

Po krótkim romansie z próbą narzucania konkretnych obietnic programowych (babciowe, reforma WIBOR) PO wraca więc do sprawdzonego rozwiązania bezideowej pulpy, która na pokład bierze każdego, kto może zdobyć jej trochę głosów, nawet jeśli są to tak sprzeczne ze sobą obozy jak Zieloni i Agrounia. Owszem, sam pomysł wyjścia PO poza miasta miałby pewne plus dla partii, ale za tym musiałby iść konkretny program dla wsi, a przecież pisanie programu w partii postpolitycznej mija się z celem.

Komu jednak, jeśli już, Kołodziejczak ma odbierać poparcie? To mimo wszystko wielka zagadka. Sympatycy PO, tradycyjnie wychwalając pod niebiosa Tuska, gorąco wierzą, że Agrounia odbierze głosy rolników PiS-owi. Kaczyński nadal nie potrafi rozwiązać problemów na wsi, a nepotyzm i selekcja negatywna, jakie stoją za każdym wyborem kadrowym PiS, sprawiają, iż każdy problem na wsi staje się nie do przeskoczenia.

Kołodziejczak mógł odbierać głosy PiS, gdy był niezależnym, antysystemowym trybunem ludowym czy w układzie z mniejszą, nawet miejską partią, gdzie role byłyby widocznie podzielone. Tańcząc na platformie z partią systemową, która przecież wciąż ma władzę w wielu samorządach, Kołodziejczak aury antysystemowości się pozbawia. W pewnym sensie staje się trochę takim współczesnym Kukizem, tyle że bez kukizowego etapu samodzielności, gdy ruch byłego muzyka łudził jakąś alternatywą. Tak szybkie przeskoczenie do finalnego etapu każdej „trzeciej drogi” może sprawić, iż dla zbuntowanych rolników Kołodziejczak przestanie być wiarygodny.

Wiarygodny, czy raczej bardziej kuszący, może być dla wyborców PSL. Przy czym owo „może” warunkowane jest chwianiem się sondaży Trzeciej Drogi. Wbrew niektórym komentatorom nie uważam, że jest ono pewne, a spadnięcie Trzeciej Drogi pod próg – przesądzone. Jeśli jednak komitet wyborczy PSL i Hołowni zacznie się chwiać, to przestraszeni wyborcy PSL zaczną uciekać do Tuska.

A co, jeśli Tusk chce wygrać, ale nie chce przejąć władzy?

Bez względu na to, jak skończy się kandydowanie Kołodziejczaka z list Tuska, jedno wydaje się pewne – nie zaszkodzi to samej Platformie, chyba że wyjdą na jaw jakieś kompromitujące wypowiedzi Kołodziejczaka. Pewne jest również to, że Kołodziejczak nie wystartuje już w sojuszu z Lewicą. Przypominam, wiele było nadziei i głosów, że oto partia protestu, jaką jest Agrounia, może spróbować współpracy z Zandbergiem, Czarzastym i Biedroniem.

Dziś wiele osób nie chce o tym pamiętać, ale też ten sojusz, mimo szczerych chęci niektórych lewicowych działaczy, szukających platformy do porozumienia, od początku nie miał sensu. Nie dlatego, że takiej platformy nie było. Po prostu elektorat Lewicy, zwłaszcza jego najgłośniejsza część w mediach społecznościowych, jest najbardziej wybrednym elektoratem. I po tym, jak Kołodziejczak dawał datki na Bąkiewicza, sojuszu z nim nigdy by nie zaakceptowała.

Dlaczego organizujemy Strajk Kryzysowy z rolnikami?

czytaj także

Dlaczego organizujemy Strajk Kryzysowy z rolnikami?

Dominika Lasota, Wiktoria Jędroszkowiak

Tusk może zrobić koalicję jednocześnie z Zielonymi i Agrounią, a zapatrzony w niego elektorat PO tylko przyklaśnie. Lewica musi dziesięć razy oglądać każdego kandydata, a i tak, jeśli okaże się, że nie był dość „lewilny”, będzie awantura w sieci. Nawet sojusz Razem z SLD po czterech latach wciąż boli wielu.

Co nie znaczy, że Kołodziejczak jeszcze nie zrobi awantury w Platformie, ale to pewnie po tym, jak już dostanie swój mandat. W końcu najlepiej interesy wsi zrealizuje przy partii władzy. Na przykład władzy PiS-u i Konfederacji.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Galopujący Major
Galopujący Major
Komentator Krytyki Politycznej
Bloger, komentator życia politycznego, współpracownik Krytyki Politycznej. Autor książki „Pancerna brzoza. Słownik prawicowej polszczyzny”, która ukazała się nakładem Wydawnictwa Krytyki Politycznej.
Zamknij