Choć pucz Prigożyna okazał się groteską, to przypomniał wszystkim, w jak niestabilnym otoczeniu międzynarodowym znajduje się dziś Polska. Taka sytuacja wymaga władzy zdolnej zachować minimum powagi i kontaktu z rzeczywistością. Niestety, Zjednoczona Prawica w Bogatyni pokazała po raz kolejny, że taką władzą nie jest.
Od dawna PiS szuka cudownej wyborczej broni, tematu, który radykalnie spolaryzuje społeczeństwo na jego korzyść. Nie wyszło z obroną papieża, lex Tusk, 800 plus, teraz partia sięga więc po stary, sprawdzony motyw: mobilizację wyborców wokół obrony suwerenności, której sądząc po tym, co mówią politycy rządzącego obozu, zagrażać mają Komisja Europejska, Niemcy, Zachód oraz polska opozycja. Jako symbol tej rzekomo zagrożonej suwerenności obóz władzy wybrał w sobotę kopalnię Turów w Bogatyni.
Festiwal kanapowych liderów
Do dolnośląskiego miasteczka na konwencję, czy raczej wiec partii zjechali się nie tylko działacze PiS, ale też wszystkich mikropartyjek, kanap i kół parlamentarnych, na których opiera się dziś większość gabinetu Morawieckiego.
Swoje przemówienia w Bogatyni wygłosili nie tylko prezes Kaczyński i premier Morawiecki, ale też Zbigniew Ziobro jako lider Suwerennej Polski, lider Republikanów Adam Bielan, Marcin Ociepa reprezentujący stowarzyszenie OdNowa, wreszcie jeszcze całkiem niedawno hucznie występujący z PiS poseł Zbigniew Girzyński, dziś popierający rząd z koła poselskiego Polskie Sprawy.
Dzień dobry, czy są jakieś nowości? Przystawki w wyborczym menu
czytaj także
Ten ostatni porównał w swoim przemówieniu Jarosława Kaczyńskiego do wielkich mężów opatrznościowych, jacy pojawiali się w przełomowych dla Polski momentach: księcia Józefa Poniatowskiego i marszałka Piłsudskiego. Biorąc pod uwagę, że ten drugi pogrzebał międzywojenną demokrację parlamentarną i wprowadził w jej miejsce tyleż miękką, co nieudolną niemal w każdym wymiarze rzemiosła władzy dyktaturę, nie wiem, czy to faktycznie najszczęśliwsze porównanie. Z szeregu popierających rząd Morawieckiego kanapowych liderów zabrakło tylko Pawła Kukiza, ale usprawiedliwił go sam prezes Kaczyński: Kukiz miał w tym samym dniu ślub córki.
Przekaz był jasny: jakie by nas nie dzieliły konflikty, to dziś jesteśmy jedną drużyną, zdeterminowaną, by wspólnie pracować dla Polski. To opozycja wiecznie się kłóci, a my gwarantujemy stabilne rządy.
Problem w tym, że zestaw przemawiających w sobotę w Bogatyni mikro- i nanoliderów wcale nie pokazywał dobrze funkcjonującej maszyny. Fakt, że Kaczyński musi traktować jako podmiotowego koalicjanta nawet nie Ziobrę czy Bielana, ale Girzyńskiego czy nieznanego zupełnie opinii publicznej Ociepę pokazuje, jak bardzo sfragmentaryzowany jest dziś obóz władzy i jak łatwo może utracić sterowność. Co zresztą widzieliśmy w ostatnich miesiącach, gdy spory Ziobry i Morawieckiego uniemożliwiały prowadzenie przez tego ostatniego elementarnie racjonalnej polityki europejskiej.
Kaczyński owinął się we flagę i krzyczy „Niemcy nas biją!”
Wiec w Turowie pokazał, że przynajmniej na razie wewnętrzny spór o politykę europejską wygrał nie premier, ale zbuntowany przeciw niemu minister sprawiedliwości. Ziobro nie tylko przemówił na wiecu PiS, ale cały PiS przemówił Ziobrą. Nie pamiętam, by formacja Kaczyńskiego wystąpiła w kampanii z tak jednoznacznie antyzachodnim, antyeuropejskim, nacjonalistycznym przekazem jak w sobotę.
Kolejni mówcy rozwijali tę samą nacjonalistyczno-paranoiczną narrację. Z jednej strony jest Polska, która pod rządami PiS się rozwija, ludziom żyje się dostatniej. Są jednak wrogie siły, którym to najwyraźniej przeszkadza – jak stwierdziła w otwierającym imprezę wystąpieniu marszałek Witek. Te uwzięły się na Polskę i próbują zatrzymać jej rozwój, zamykając elektrownię w Turowie, zabraniając nam korzystać z naszego węgla, który mógłby być źródłem taniej i pewnej energii, blokując należące się nam unijne środki, zabraniając nam zreformować sądownictwa, a teraz jeszcze na dodatek chcąc nam narzucić nielegalnych migrantów.
PiS jednak, jak komunikował w sobotę obóz władzy, tym wrogim siłom się nie da. Niezależnie od tego, co zadecydują europejskie sądy, będzie bronił polskiego węgla, polskiej energetyki i miejsc pracy w tych sektorach, w tym w takich miejscach jak Turów, i nie wpuści do Polski ani jednego przesiedlonego z Niemiec migranta.
Supernowa solimamdości, czyli najkrótszy sitcom polskiej lewicy
czytaj także
Również opozycja na czele z Tuskiem oraz polskie sądy zostały obsadzone w mowach polityków rządzącego obozu jako siły faktycznie zewnętrzne, dybiące na suwerenność. W jednym z bardziej przerażających momentów sobotniego wiecu, w trakcie przemówienia Ziobry, tłum związkowców z „Solidarności” z Turowa zaczął skandować „zamknąć Tuska!”. Minister sprawiedliwości w odpowiedzi na to zaczął mówić o tym, jak Bruksela uniemożliwia Polsce reformę sądów – poniekąd otwarcie przyznając, że w „reformach” Zjednoczonej Prawicy chodzi o to, by rząd mógł bez problemu zamykać przeciwników politycznych.
To nie jest poważna władza
Wydarzenie PiS, tak jak wszystkie inne partyjne konwencje z soboty, przesłoniły wydarzenia z Rosji. Choć pucz Prigożyna okazał się ostatecznie groteską, to przypomniał wszystkim, w jak niestabilnym i pełnym niebezpieczeństw otoczeniu międzynarodowym znajduje się dziś Polska. Taka sytuacja wymaga władzy zdolnej zachować minimum powagi i kontaktu z rzeczywistością. Niestety, Zjednoczona Prawica w Bogatyni pokazała po raz kolejny, że taką władzą nie jest.
Nie jest bowiem poważne w sytuacji, gdy Wschód jest tak wielkim źródłem niestabilności, owijanie się flagą, wygrażanie naszym sojusznikom pięściami i odgrzewanie antyniemieckich kotletów z czasów, gdy bracia Kaczyński wcielali się w role Jacka i Placka w filmie O dwóch takich, co ukradli księżyc.
Z wystąpień w Bogatyni płynął jasny sygnał, że rząd jako główne zagrożenie postrzega dziś Zachód, a zwłaszcza Niemcy – naszego najważniejszego partnera gospodarczego – i Unię Europejską. Organizację, która pozwoliła nam się w końcu, po wielu dekadach aspiracji, zakorzenić w kolektywnym Zachodzie, dzieląc jego stabilność i dobrobyt – nawet jeśli jako trochę uboższy krewny. To jest fundamentalnie błędna, by nie powiedzieć – obłędna diagnoza.
Fundamentalnie błędne jest też wznoszenie antyunijnych barykad w obronie polskiego węgla i energetyki węglowej. Prędzej czy później konieczne będzie odejście od tych źródeł energii, im bardziej rządy będą tu zaprzeczać rzeczywistości, tym większą potem cenę za to zapłacimy, w tym takie społeczności jak ta w Bogatyni.
czytaj także
Nie trzeba nawet dodawać, że o zagrożeniach dla stabilności Zachodu, jakie stwarza nie tylko sytuacja w Rosji, ale też wszystkie inne koncentrujące się wokół nas kryzysy, obóz rządzący nic w sobotę do powiedzenia nie miał. Poza straszeniem narzuconą przez Unię relokacją migrantów.
Czy to zadziała?
Pytanie, czy to wszystko zadziała w perspektywie wyborczej. Do tej pory mogło się wydawać, że polskie społeczeństwo jest mimo wszystko mocno proeuropejskie i otwarcie antyunijny przekaz nie jest receptą na wyborczy sukces. Z drugiej strony PiS może mieć dobrą intuicję, że gdy chodzi nie o abstrakcyjnie rozumianą suwerenność, ale o miejsca pracy w okolicy, możliwość zakupu taniego samochodu spalinowego czy lęk przed tym, że narzucona przez Brukselę dekarbonizacja zabierze nam wciąż bardzo skromny dobrobyt, którego ledwo co zaznaliśmy, znacznie łatwiej może być wyzwolić emocje niechętne Brukseli i zbić na nich kapitał polityczny. Można nawet zrozumieć pracowników Turowa, czemu trzymają się nadziei, jaką im daje PiS, kierując ich gniew przeciw Europie.
Z drugiej strony antyunijne emocje związane z „zielonym austerity” dość skutecznie zagospodarowała już Konfederacja. Budując kampanię na takim przekazie PiS, może też dawać pole swojemu głównemu konkurentowi z prawej flanki. A niezależnie od kwestii europejskiej dla dużej części konfederackiego elektoratu PiS nie jest atrakcyjną politycznie opcją, głównie ze względu na swoje „rozdawnictwo”.
Czy PiS faktycznie oprze wyborczy przekaz na treściach z Bogatyni, zobaczymy we wrześniu, gdy kampania ruszy na dobre. Wiec w Turowie miał przykryć ostatnie kłopoty PiS, dać sygnał, że następuje nowe otwarcie wyraźnie kulejącej kampanii. Nowy sztab partii wypuścił w ten sposób balon próbny, teraz będzie śledził sondaże i patrzył, czy taka retoryka działa. Po wakacjach może uznać, że postawić chce na jeszcze inną narrację. Pytanie, na ile przy tym poziomie zużycia władzy Zjednoczonej Prawicy kolejne narracje mogą pomóc.