O tytuł najgłupszego pomysłu gospodarczego Konfederacji walczyło wiele propozycji, a konkurencja była zażarta. Wszystkie poniższe propozycje są naprawdę głupie, a niektóre wydają się żywcem wyrwane z jakiegoś dystopijnego komiksu. Mimo wszystko król mógł być tylko jeden.
Stworzony już kilka lat temu mit, według którego polska skrajna prawica jest co prawda dosyć nieokrzesana, ale przynajmniej ma „ciekawe pomysły gospodarcze”, wciąż trzyma się mocno. Wystarczyło schować Korwina i Brauna oraz przywdziać maskę technokratów, żeby Konfederacja stała się zjadliwa dla niemałej części wyborców, w tym także całkiem zamożnych i nieźle wykształconych młodych mężczyzn. Wzbudziło to zdziwienie w liberalno-lewicowym komentariacie – jak to, ludzie zdobyli kapitał społeczny i kulturowy, a mimo to chcą oddać głos na barbarzyńców? To w jaki sposób należy ich cywilizować, skoro nawet uniwersytety nie dają rady?
W gruncie rzeczy nie powinno to być jednak specjalnym zaskoczeniem. Opowieści o „likwidacji PIT, CIT i ZUS” to miód na uszy młodych i nieźle zarabiających mężczyzn, szczególnie jeśli nie mają dzieci. Jeżdżą własnymi samochodami, więc uwiera ich akcyza na paliwo, a nie brak autobusu. Szkoły już pokończyli, więc bezpłatna edukacja nie jest im do niczego potrzebna. Nie zaczęli jeszcze poważnie chorować, w związku z czym traktują składki zdrowotne jako bezsensownie stracone, a właściwie odebrane pod przymusem pieniądze.
Gdyby tylko Konfederacja zmieniła swoje podejście do aborcji, to łaskawym okiem spojrzałaby na nie pewnie też część młodych i nieźle zarabiających Polek. Ich zadowolenie szybko by jednak zniknęło, gdyby partia faktycznie przejęła władzę. Raczej mało kto z jej wyborców chciałby się przenieść do Chile z czasów Pinocheta – czy też przenieść ówczesne Chile nad Wisłę.
Wolnorynkowa popideologia świetnie wygląda na grafikach i w memach, można też ją przedstawiać w niezwykle efektowny sposób podczas debat telewizyjnych. Konserwatywny libertarianizm to maszyna do produkcji bon motów, wpadających w ucho zwrotów retorycznych czy prześmiewczych anegdot. Nieprzypadkowo South Park stworzyli właśnie libertarianie. Ideologia, która świetnie sprawdza się w kreskówkach, niekoniecznie sprawdziłaby się jednak jako fundament znośnego miejsca do życia, czego dowodem może być poniższa lista dziesięciu najgłupszych teorii i pomysłów gospodarczych Konfederacji.
Filozofia kapitulującego państwa. PO w kampanii oferuje mniej niż PiS w 2015 roku
czytaj także
10. Pistolety są bezpieczniejsze niż samochody
Konfederaci są miłośnikami samochodów osobowych, o których zwykle złego słowa nie powiedzą. Chyba że zaczynają mówić o swojej jeszcze większej miłości – czyli broni palnej, która w ich hierarchii wartości stoi nieco wyżej.
„Samochody są znacznie niebezpieczniejsze od broni palnej. Jeżeli zgodziliśmy się na zabranie nam broni, to tym bardziej zgodzimy się na zabranie prawa do prowadzenia samochodu” – napisał Sławomir Mentzen w 2016 roku na Facebooku.
Nigdy nie przypuszczałem, że będą musiał bronić samochodów przed skrajną prawicą. Skąd w ogóle Mentzen wpadł na tak idiotyczną teorię? Zapewne uzasadniałby ją tym, że w wypadkach drogowych ginie więcej osób niż w strzelaninach. Ten rzekomo doskonały ekonomista i właściciel kancelarii doradztwa podatkowego wykazał tutaj spore luki w wiedzy o statystyce.
Ludzie w państwach rozwiniętych zdecydowanie rzadziej używają broni palnej niż samochodu. Użycie samochodu, w przeciwieństwie do użycia broni, w przytłaczającej większości przypadków jest niegroźne. Samochód jest stworzony do przemieszczania się, a broń palna do robienia innym krzywdy. Gdybyśmy zbadali procentowe ryzyko dla zdrowia i życia w przypadku użycia samochodu oraz broni palnej, to ten pierwszy okazałby się bez porównania bezpieczniejszy. To oczywiste dla ucznia liceum.
czytaj także
Warto pamiętać, że Konfederacja ma w swoim aktualnym programie liberalizację posiadania broni. „Dorosły obywatel może być pozbawiony prawa do posiadania broni jedynie wyrokiem sądu” – czytamy w jej ostatnim programie. Czyli domyślnie prawo to przysługiwałoby każdemu. W jakim celu liberalizować dostęp do broni w tak bezpiecznym wewnętrznie państwie jak Polska? Chodzi o „podniesienie zdolności militarnych” obywateli w dobie „końca pacyfizmu”. Inaczej mówiąc, według Konfederacji wyposażeni w pistolety Polacy mogliby odeprzeć kindżały i iskandery wystrzelone przez Rosję.
A może jest w tym jednak trochę racji? Przecież gdybyśmy zamienili nasze wschodnie województwa w coś na kształt pogranicza meksykańsko-amerykańskiego, to mało kto chciałby się tam pakować ze swoją armią. Mieszkańcy Białegostoku zapewne jednak by się zmartwili, że ceną za to jest transformacja ich miasta w Ciudad Juarez.
czytaj także
9. Miasto 15-minutowe zbudowali już naziści w Auschwitz
Miasto 15-minutowe to koncepcja, według której każdy mieszkaniec powinien móc dojść w kwadrans do każdej potrzebnej placówki usługowej lub detalicznej. Dzięki temu mógłby znacznie ograniczyć korzystanie z transportu samochodowego, który w większości przypadków stałby się niepraktyczny.
Brzmi to dosyć sympatycznie, jednak Grzegorz Braun 7 marca tego roku w polskim sejmie wyraził wątpliwości niebagatelnego kalibru. „Przypomnę, że w Polsce mieliśmy już taki eksperyment. Pierwsze 15-minutowe miasto nazywało się Oświęcim i tam rzeczywiście w 15 minut od wejścia do wyjścia można było załatwić różne rzeczy” – stwierdził poseł Konfederacji.
Braunem powinien więc się zająć Ośrodek Monitorowania Antypolonizmu Mateckiego albo jakaś inna Reduta Dobrego Imienia Świrskiego. Przecież Braun stwierdził, że obóz w Auschwitz to był polski eksperyment. Prawica tropi każdy przypadek nazwania Auschwitz „polskim obozem”, nawet w jakichś drugorzędnych gazetach zagranicznych, tymczasem polski poseł w polskim sejmie przekonywał, że to był jakiś nasz nowatorski projekt, który po prostu okazał się nietrafiony.
czytaj także
Według Konfederacji łatwy dostęp do kluczowych usług i placówek jest więc wstępem do zniewolenia. Ludziom będzie tak dobrze, że nawet nie będzie im się chciało wsiadać do auta. Będą więc uwięzieni jak Żydzi, Polacy i Cyganie w obozie koncentracyjnym. Co prawda nie będą pokonywać kilometrów autem, bo po prostu nie będzie takiej potrzeby – ale to już tylko niuans. Prawdziwa wolność jest wtedy, gdy człowiek musi jechać 50 kilometrów do lekarza i 20 kilometrów do sklepu.
8. Czas skończyć z dyskryminacją mężczyzn
Według Sławomira Mentzena mamy w Polsce problem z dyskryminacją płciową. Zaskoczone? Spokojnie, wszystko jest na swoim miejscu – toruńskiemu doradcy podatkowemu chodziło o mężczyzn. „Oczywiście, że mężczyźni są przez prawo dyskryminowani” – stwierdził jeden z liderów Konfederacji, przywołując ich wyższy wiek emerytalny oraz „powołanie do wojska”, którego oczywiście już nie ma.
Mentzena nie interesuje więc fakt, że kobiety przeciętnie zarabiają o kilkanaście procent mniej na miesiąc niż mężczyźni. Nie widzi także problemu w tym, że wykonują dwa razy więcej bezpłatnej pracy w domu. Mentzena nie zajmuje taka drobnostka, że mężczyźni dominują w zarządach spółek oraz polskiej polityce. Przypomnijmy, że jeszcze niedawno w polskim rządzie była dokładnie jedna kobieta, a obecnie są trzy, czyli jest on znacznie mniej sfeminizowany niż rząd muzułmańskiego Maroka (sześć kobiet). Szef partii Nowa Nadzieja jest zmartwiony późniejszym wiekiem emerytalnym kobiet, chociaż płacą one za to znacznie niższymi świadczeniami.
Można więc przypuszczać, że Konfederacja przy władzy zajęłaby się także innymi, podobnymi przypadkami „dyskryminacji mężczyzn” – na przykład zlikwidowałaby prawo matek karmiących piersią do wychodzenia z pracy godzinę wcześniej.
7. Polityka społeczna w całości do kosza
Konfederacja chciałaby także zlikwidować obciążenia nakładane na dochody z aktywności zawodowej. „Oznacza to, że likwidujemy PIT, CIT, ZUS, NFZ, FP i FGŚP” – pisał Mentzen w 2016 roku. Żeby to zrobić, Mentzen proponuje między innymi zlikwidowanie dokładnie wszystkich wydatków socjalnych – czyli między innymi 500+, wydatków na zasiłki dla bezrobotnych oraz całej pomocy społecznej.
Polska stałaby się więc krajem, w którym każda porażka zawodowa groziłaby trafieniem na dno. Przykładowo po utracie pracy nikt nie miałby nawet tego marnego zasiłku dla bezrobotnych. W rezultacie w Polsce powstałaby spora grupa osób bez środków do życia, która podzieliłaby się na tradycyjnych biedaków oraz przestępców.
Mielibyśmy więc falę przestępczości oraz mnóstwo bezdomnych na ulicach. W takim kraju faktycznie lepiej mieć broń. Co więcej, Polska stałaby się jeszcze mniej innowacyjna niż obecnie, gdyż innowacje wymagają podejmowania ryzyka. A w kraju, w którym nie ma żadnego wsparcia socjalnego, mało kto chce ryzykować.
6. Dług publiczny to szatan w czystej postaci
Krzysztof Bosak podczas kampanii prezydenckiej w 2020 roku zaprezentował pakiet programowy Nowy Porządek. Postuluje w nim między innymi zakaz uchwalania budżetu z deficytem. Państwo mogłoby zanotować deficyt tylko w sytuacji poważnej recesji, stanu wyjątkowego lub zgody Sejmu kwalifikowaną większością głosów (czyli na przykład dwóch trzecich).
W takiej sytuacji Polska nie mogłaby korzystać z funduszy unijnych, które płynęły do nas po 2004 roku, gdyż wymagały one wkładu własnego, finansowanego zwykle długiem. Obecnie nie moglibyśmy sfinansować zbrojeń w związku z agresywną polityką Rosji ani programów osłonowych w związku z kryzysem energetycznym – bo przecież nie zaliczyliśmy recesji.
Polskie państwo byłoby bezbronne w obliczu nieoczekiwanych kryzysów międzynarodowych, gdyż jako jedyne w regionie nie mogłoby korzystać z zupełnie normalnego instrumentu finansowania, jakim jest dług publiczny. Bosak chciałby więc osłabić możliwości Polski na arenie międzynarodowej – byle tylko budżet wychodził na zero.
5. Emerytura tylko dla chętnych
Dobrowolny ZUS dla przedsiębiorców to sztandarowy pomysł Konfederacji. Pojawił się w „Piątce Bosaka” w 2020 roku i w propozycjach Mentzena w 2016 roku. „Dziś jestem bardziej radykalny: w ogóle należy zlikwidować obowiązek odprowadzania składek na ZUS” – stwierdził szef Nowej Nadziei w epickim wywiadzie przeprowadzonym przez Patryka Słowika w Wirtualnej Polsce sprzed kilku dni.
Młodzi faceci nie mogą znaleźć wzorca męskości, więc szukają opiekuna. Przytula ich Konfederacja
czytaj także
Doradca podatkowy postuluje więc, żeby prowadzący działalność gospodarczą płacili składki na ZUS tylko wtedy, gdy sami chcą. Można założyć, że większość by z tego zrezygnowała – szczerze mówiąc, sam bym się chyba zastanawiał. Mając 30–40 lat, człowiek nie myśli o emeryturze, tylko o swoich obecnych potrzebach. W przyszłości jakoś to będzie.
Dzięki tej propozycji ZUS zostałby pozbawiony składek około 2 milionów jednoosobowych działalności gospodarczych, miałby więc problem z wypłacaniem świadczeń obecnym emerytom, którzy sami składki już wcześniej zapłacili – wierząc, że przyszłe pokolenia będą równie odpowiedzialne. Natomiast za kilkadziesiąt lat w Polsce pojawiłaby się spora grupa nieszczęśników, którzy nie mają ani oszczędności, ani prawa do emerytury. Nie mieliby też prawa do zasiłków z MOPS.
4. Nie potrzebujemy srebrników z Brukseli
W swoim aktualnym programie Konfederacja zaleca rezygnację z wdrażania reform zawartych w Krajowym Planie Odbudowy, który miałby „trafić do kosza”. „Cały program nakłada na Polskę mnóstwo obowiązków, a o przeznaczeniu pożyczonych Polsce pieniędzy w praktyce decyduje Komisja Europejska, a nie polski rząd” – czytamy w dokumencie. Co prawda obowiązki te są efektem negocjacji rządu z Brukselą, a zdecydowana większość z nich została wpisana przez polską stronę, ale i tak są one dla Bosaka, Mentzena i spółki podejrzane.
Konfederacja postuluje więc rezygnację z około 100 miliardów złotych dotacji i połowy tej kwoty w formie tanich pożyczek. Dodatkowo jeszcze Polska nie zrealizowałaby tych wszystkich reform oraz inwestycji zawartych w naszym KPO, które wydatnie poprawią jakość życia obywateli.
Brak pieniędzy z KPO to ekonomiczna zdrada stanu. Policzyliśmy, ile Polska traci przez PiS
czytaj także
Z powodu nieudolności oraz awanturnictwa PiS wciąż nie zobaczyliśmy tych pieniędzy, ale partia Kaczyńskiego przynajmniej zamierza realizować sam program. Niektóre ustawy – na przykład wiatrakowa – są już spóźnione, ale zawierane są umowy na realizację poszczególnych zadań. Konfederacja nie chciałaby ani pieniędzy, ani modernizacji. Warto przecież wypróbować głośny i sprawdzony model rozwoju Państwa Islamskiego.
3. Absolwent z dyplomem i długiem
Konfederaci są zapatrzeni w najgorsze cechy modelu amerykańskiego i chętnie zaimportowaliby stamtąd kilka rozwiązań. Chodzi nie tylko o posiadanie broni, ale też płatne studia.
Żeby sfinansować likwidację PIT, CIT, ZUS i NFZ, Mentzen proponował między innymi wykasowanie wszystkich wydatków na naukę i szkolnictwo wyższe. Przyszli studenci musieliby więc płacić bardzo wysokie kwoty za możliwość pobierania nauki na polskich uczelniach. Te kilkadziesiąt miliardów złotych, które „zaoszczędzilibyśmy” w podatkach, zostałyby przecież po prostu przeniesione na studentów i ich rodziców.
Studenci musieliby więc zaciągać kredyt na naukę. Pamiętajmy, że pułapka studenckiego długu to jeden z największych problemów trapiących obecnie USA. Absolwenci opuszczaliby więc mury uczelni z dyplomem i sporym długiem. W ten sposób właściwie nie mieliby jak kupić mieszkania, bo ich zdolność kredytowa byłaby mizerna – a przy obecnych stopach w ogóle zerowa. Łapaliby się czego popadnie, żeby móc zacząć zrzucać z siebie ten ciężar finansowy. Nikt nie myślałby też o zakładaniu rodziny czy dzieciach. Nasz wskaźnik dzietności szybko spadłby w okolice Korei Południowej.
Na studia decydowałyby się głównie dzieci zamożnych rodziców, a niższa klasa średnia oraz ludowa od takiego awansu społecznego byłaby odcięta – wszak studia to nie tylko dyplom, ale też zdobywanie kapitału kulturowego i społecznego. Propozycja Mentzena to koniec równości szans w Polsce i zabetonowanie polskiej struktury społecznej. Urodziłeś się jako syn robotnika, to będziesz robotnikiem – jak chłopi w feudalizmie.
2. Wolnoć Tomku w swojej firemce
Krzysztof Bosak w swoim Nowym Porządku proponował umożliwienie przedsiębiorcom swobodnego dyskryminowania pracowników i klientów. „Należy wprowadzić zasadę, że przedsiębiorca ma pełną swobodę w doborze współpracowników, kontrahentów, pracowników i klientów – według własnych, suwerennych kryteriów” – czytamy w dokumencie. W ten sposób do kosza trafiłyby wszystkie przepisy antydyskryminacyjne z Kodeksu pracy. Kobiety podczas rozmów kwalifikacyjnych mogłyby być pytane o plany reprodukcyjne, a w niektórych przypadkach nawet o gotowość do świadczenia usług seksualnych – przecież mówimy o pełnej swobodzie. Dyrektor chce mieć pewność, że jego asystentka zgodzi się pójść z nim do łóżka podczas wyjazdu integracyjnego.
Polscy pracownicy musieliby się więc stać oportunistami i zrezygnować z własnych przekonań czy opinii. Wypowiedzenie można by przecież dostać nawet za nieodpowiednie sympatie partyjne albo popieranie jakiegoś rozwiązania, któremu zdecydowanie sprzeciwia się właściciel lub szef. Stalibyśmy się narodem zaszczutych osób, które boją się szczerze odezwać, żeby przypadkiem nie podpaść komuś wyżej.
Problemy pojawiałyby się nawet podczas codziennych zakupów. Osoba LGBT do piekarni nie brałaby swojej tęczowej torby, bo za ladą mógłby stać jakiś homofob i nici ze świeżych bułeczek. Prawicowiec za to musiałby zrezygnować z koszulki „Red is Bad” podczas wizyty w punkcie serwisowym urządzeń z Apple’a albo w sklepie z egzotycznymi herbatami. Konsumenci krążyliby po całym mieście, by dojechać do punktu odpowiedniego dla ich światopoglądu. Mielibyśmy konserwatywne sklepy mięsne, piekarnie tylko dla katolików, kawiarnie tylko dla liberałów i kluby muzyczne, do których wstęp mieliby jedynie zadeklarowani lewacy. Stąd już tylko krok do wojny domowej, opisanej przez Chucka Palahniuka w Dniu prawdy.
czytaj także
1. Czy się stoi, czy się leży, 250 się należy
O tytuł najgłupszego pomysłu gospodarczego Konfederacji walczyło wiele propozycji, a konkurencja była zażarta. Powyższe propozycje są przecież naprawdę głupie, a niektóre wydają się żywcem wyrwane z jakiegoś dystopijnego komiksu. Mimo wszystko król mógł być tylko jeden.
To podatek pogłówny zaproponowany przez Mentzena w 2016 roku, jako zastępstwo dla obecnego PIT. Pomysł wprost przeniesiony ze średniowiecza, którego państwa cywilizowane nie stosują już od setek lat. Jeśli ktoś w XXI wieku chciałby się skompromitować intelektualnie, to powinien zaproponować na przykład podatek pogłówny. Doradca podatkowy z Torunia dokładnie więc to zrobił.
„Pozostałe 155 mld proponuję znaleźć w podatkach. Pierwszym byłby podatek pogłówny w wysokości 250 zł miesięcznie od dorosłego Polaka. Taki podatek dałby 100 mld zł rocznie” – napisał szef Nowej Nadziej u progu drugiego roku rządów PiS.
Oczywiście obecnie ten podatek musiałby być odpowiednio większy. Mógłby wynosić, powiedzmy, 400 złotych. Płaciłby go zarówno student dorabiający na zleceniu w kawiarni z pensją 1,2 tys. złotych, który musiałby jeszcze opłacić z tego pokój lub akademik (no i czesne za studia – pamiętajmy), jak i Janusz Filipiak, właściciel Comarchu. Aktorzy i piłkarze płaciliby dokładnie tyle samo podatku osobistego, co samotne matki wychowujące niepełnosprawne dziecko. Gdyby to dziecko skończyło 18 lat, to ich matki płaciłyby łącznie 800 złotych, nie mogąc liczyć na żadne wsparcie socjalne. W dolnych warstwach społecznych popularne stałoby się rozszerzone samobójstwo, a pracownicy ONZ przylatywaliby do Polski zapewniać bezpłatną eutanazję i zabierać zwłoki, żeby nie gniły (w końcu Mentzen chce też likwidacji zasiłku pogrzebowego).
Po wdrożeniu tych wszystkich zmian Polska stałaby się skansenem Europy, do którego Czesi i Litwini przyjeżdżaliby na nekroturystyczne wczasy, obejmujące wycieczki pojazdem opancerzonym po polskich dzielnicach biedy. Nasz kraj stałby się ważną destynacją turystyczną i byłoby o nim naprawdę głośno. A to chyba lepsze niż bycie kolejnym, zwyczajnym i nudnym państwem członkowskim UE, jak 26 innych krajów, prawda? Prawda?