Kraj

Wiemy, skąd wziąć pieniądze na bezpłatne posiłki w szkołach

Dla liberałów obniżki podatków zawsze są racjonalne – można prywatyzować majątek publiczny na podstawie nieudanych wycen, wyprzedawać mieszkania komunalne jak leci, ale postulat bezpłatnych posiłków dla dzieci musi być już podparty dokładnymi danymi, szeroko zakrojonymi konsultacjami społecznymi, wizjami lokalnymi i długimi debatami.

Wydawałoby się, że postulat bezpłatnych obiadów w szkołach nie jest przesadnie kontrowersyjny. Chyba każdy się zgodzi, że złe odżywianie raczej przeszkadza w rozwoju, a zapewnienie pełnego brzucha wszystkim dzieciom to podstawa równych szans. A jednak projekt wprowadzenia bezpłatnych posiłków dla uczniów wywołał jedną z dziwniejszych dyskusji na Twitterze w ostatnich miesiącach, a przecież konkurencja była spora.

Odświeżono w niej wiele paleoliberalnych argumentów i pomysłów, które wydawały się już raczej zapomniane – takich jak polityka społeczna finansowana ze zrzutek. Ludzie bez skrępowania chwalili się swoim egoizmem, jakby ktoś odpalił konkurs na najbardziej samolubnego użytkownika internetu.

Tradycyjnie pojawiły się też bardzo nieśmieszne żarty, a przeciw pomysłowi wystąpił pewien związkowiec grupy zawodowej sektora budżetowego. Nie zabrakło również porównań do komunizmu, a nawet Lenina. Ten ostatni zapewne byłby zadowolony, że wciąż rozpala wyobraźnię Polaków żyjących sto lat po nim, w gospodarce na wskroś kapitalistycznej.

Cięcie podatków z miejsca, posiłki trzeba przedyskutować

„– Mamo, kiedy obiad? – Za piętnaście minut. Ale dla ciebie nie ma, bo jadłeś w szkole. Trzymaj się, proszę, zasad właściwego odżywiania. Nalej sobie szklankę wody, siadaj z nami przy stole i patrz, jak wcinamy z tatą” – trudno powiedzieć, co właściwie miał na myśli Patryk Wachowiec, ekspert FOR i autor tego niezbyt zabawnego dialogu. Czy chodzi o to, że przez bezpłatne posiłki w szkołach rodzice będą chcieli zaoszczędzić na dzieciach w domu, skąpiąc im obiadu? No cóż, jeśli tacy faktycznie istnieją, to tylko argument za tym, żeby te bezpłatne obiady jednak wprowadzić.

Krajobraz po Szpili: Pozwólmy ludziom pracować (plus kilka pomysłów na poprawę losu)

Przeciw bezpłatnym posiłkom w szkołach nieoczekiwanie wystąpił też Łukasz Zboralski, jeden z najsensowniejszych dziennikarzy w Polsce zajmujących się ruchem drogowym. Jak widać, można mieć postępowe poglądy w jednej sprawie, zachowując paleoliberalizm w pozostałych.

Według Zboralskiego zwolennicy bezpłatnych obiadów to radykałowie tacy jak zachęcająca do ciężkiej pracy Grażyna Kulczyk, tylko że stojący po przeciwnej – czyli zapewne komunistycznej – stronie. Redaktor brd24.pl potem się zmitygował i próbował doprecyzować swój sprzeciw. Jednym z jego argumentów jest brak dokładnych danych na temat niedojadających uczniów. Póki ich nie zidentyfikujemy co do jednego, nie ma sensu wprowadzać bezpłatnych posiłków.

Dlaczego liberałowie zawsze domagają się dokładnych wyliczeń tylko przy postulatach socjalnych, za to liberalnym przyklaskują w ciemno? Obniżki podatków zawsze są racjonalne, można rzucać pomysłami w stylu 3×16 proc. bez podpierania się nawet jedną liczbą, prywatyzować majątek publiczny na podstawie nieudanych wycen i bez szacowania skutków społecznych, a także wyprzedawać mieszkania komunalne jak leci. Tymczasem postulat bezpłatnych posiłków dla dzieci musi być podparty dokładnymi danymi, szeroko zakrojonymi konsultacjami społecznymi, wizjami lokalnymi i długimi debatami, żebyśmy przypadkiem nie wydali kilkuset złotych na darmo.

To nie jest rocket science

Wracając do argumentu Łukasza Zboralskiego. Mamy różne dane, które mogą zobrazować skalę problemu. Według GUS aż 45 proc. dzieci i młodzieży poniżej 18. roku życia żyje poniżej tak zwanej sfery niedostatku, czyli w gospodarstwach domowych, których poziom wydatków był niższy od minimum socjalnego. Mówimy więc o prawie 3,2 mln młodych osób, wobec których istnieje ryzyko nieodpowiedniego wyżywienia.

Healthism z klasą, czyli żeby być zdrowym, wystarczy chcieć (i dobrze zarabiać)

Równocześnie funkcjonuje program „Posiłek w szkole i domu”, który finansuje posiłki dla niezamożnych dzieci lub zapewnia ich rodzicom zasiłek na ten konkretny cel. Według tegorocznej kontroli NIK z programu tego w 2021 roku łącznie skorzystało 1,2 mln osób – 350 tys. otrzymało posiłek, a 820 tys. zasiłek celowy – przy czym jakaś część z nich to seniorzy, również objęci programem.

Nieobjęte zostały nim za to co najmniej 2 miliony niezamożnych osób poniżej 18. roku życia. Oczywiście nie oznacza to jeszcze, że są one źle odżywione – pewnie wiele niezamożnych rodzin potrafi mimo wszystko zapewnić w miarę przyzwoite wyżywienie. Ale pełnowartościowy posiłek w szkole ich dzieciom bez wątpienia nie zaszkodzi, a przy okazji nieco odciąży finansowo rodziców.

Marek Tatała z Fundacji Wolności Gospodarczej pytał natomiast o „koszty i źródła finansowania”. Koszt propozycji Lewicy jest mniej więcej znany – wynosi 6,6 mld złotych. Zakładając, że równocześnie zniesiony lub okrojony zostanie program „Posiłek w szkole i domu”, można odjąć od tego ok. 600 mln złotych. Zostaje więc 6 miliardów.

Skąd je wziąć? Wystarczy zlikwidować przywileje podatkowe najzamożniejszych – czyli podatek liniowy i preferencyjne składki. Przypomnijmy, że z powodu wprowadzenia obniżonej składki zdrowotnej dla najlepiej zarabiających samozatrudnionych (4,9 proc. na liniowym PIT zamiast 9 proc.) finanse publiczne otrzymają o ok. 5 mld złotych mniej, niż miały otrzymać w pierwotnej wersji Polskiego Ładu. No i proszę, już mamy źródło finansowania.

Marek Tatała drążył jednak dalej i pytał, „czy posiłki będą uwzględniać wszystkie diety dzieci?”. No cóż, takie problemy dało się rozwiązywać nawet za zacofanej komuny i rozwiązuje się je na szczeblu szkoły. Jeśli dziecko ma na przykład alergię pokarmową, skazę białkową itd., to zgłasza się ten fakt podmiotowi prowadzącemu stołówkę. W XXI wieku nie stanowi problemu przygotowanie posiłków dla kilkuset osób, które byłyby przyswajalne przez wszystkich.

Ten sam problem występuje w przypadku płatnych obiadów – przecież obecnie w stołówkach również nie ma do wyboru nieskończonej ilości wariantów dań. Szkoły w Szwecji jakoś mogą serwować bezpłatne posiłki uczniom, chociaż jest to kraj bez porównania bardziej zróżnicowany niż Polska. Dlaczego więc w Polsce miałoby się to nie udać? Program „Posiłek w szkole i domu” już funkcjonuje w miarę sprawnie, a chodzi o poszerzenie grona beneficjentów. Chociażby po to, żeby dzieci otrzymujące posiłek bezpłatnie nie czuły się stygmatyzowane i nie rezygnowały z obiadu.

Zamożnym też się przyda

6 miliardów złotych na bezpłatne posiłki w szkołach to akurat taki wydatek, którego sensowność trudno podważać. Dzięki bezpłatnym posiłkom w szkolnych stołówkach spadają nierówności w zdrowiu. Według jednego z norweskich badań już po roku objęcia bezpłatnymi posiłkami dzieciom z rodzin o niskim statusie socjoekonomicznym poprawiła się jakość żywienia oraz wskaźnik BMI. Funkcjonujące w USA dwa programy bezpłatnych posiłków (National School Breakfast i School Lunch Program) zapewniają dzieciom z rodzin o niskim statusie ekonomicznym nawet przeszło połowę spożywanych w ciągu dnia kalorii.

Na bezpłatnych posiłkach mogą skorzystać jednak nie tylko uczniowie z biednych domów. Według badania przeprowadzonego w USA dieta dzieci spożywających obiady w szkole przeciętnie ma wyższą jakość od diety dzieci jedzących obiady w domu. Nawet zamożni rodzice niekoniecznie odpowiednio żywią swoje potomstwo – często nie mają na to czasu albo wiedzy. Te nierówności w żywieniu przekładają się potem na rozwój ucznia, jego wyniki w szkole, ale też na nawyki żywieniowe w dorosłości. Ciągną się więc przez lata.

Rozwiązania dobre dla uczniów w spektrum czy z ADHD będą dobre dla wszystkich

Od 1 września tego roku wszystkie podstawówki mają obowiązek zapewnić uczniom możliwość zjedzenia jednego ciepłego posiłku dziennie w czasie pobytu w szkole. Oczywiście odpłatnie i dobrowolnie. Infrastruktura powinna zatem już istnieć. Kolejnym krokiem może być objęcie wszystkich uczniów prawem do bezpłatnego obiadu w szkole podstawowej – i nie ma w tym niczego kontrowersyjnego. Powszechne bezpłatne posiłki w szkołach funkcjonują w państwach nordyckich i jakoś dzieci nie umierają tam na alergie pokarmowe, a szkoły nie rozsypały się z powodu wyzwań organizacyjnych.

Złe odżywianie dotyka nie tylko uczniów z dolnych warstw społecznych, ale też tych z całkiem zamożnych domów, w których zarobieni rodzice nie mają czasu nawet zrobić dziecku śniadania. Z nierównościami zdrowotnymi najlepiej walczyć od najmłodszych lat, gdy człowiek nabywa dopiero nawyki dotyczące higieny, żywienia i dbania o zdrowie. Oduczenie kogoś spożywania na obiad hamburgera i coli jest znacznie trudniejsze niż nauczenie go zdrowego odżywiania się od podstaw.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Piotr Wójcik
Piotr Wójcik
Publicysta ekonomiczny
Publicysta ekonomiczny. Komentator i współpracownik Krytyki Politycznej. Stale współpracuje z „Nowym Obywatelem”, „Przewodnikiem Katolickim” i REO.pl. Publikuje lub publikował m. in. w „Tygodniku Powszechnym”, magazynie „Dziennika Gazety Prawnej”, dziale opinii Gazety.pl i „Gazecie Polskiej Codziennie”.
Zamknij