Moskwa i Pekin pozostaną w dość bliskim kontakcie, na Indo-Pacyfiku powstanie największa strefa wolnego handlu na świecie, a USA grozi stopniowa utrata znaczenia. Krzysztof Marcin Zalewski o tym, co przyniesie nowy rok na Dalekim Wschodzie.
Do proroctw noworocznych autorzy powinni podchodzić ze świadomością widzów Nie patrz w górę: z obrazu pełnego katastrofalnych proroctw wychodzi zwykle coś między niewydarzonym dramatem a nieśmieszną komedią. Z pokorą spróbujmy więc zastanowić się, co może nas czekać w nadchodzącym roku, biorąc pod uwagę zapowiedzi i trendy z lat ubiegłych.
Wbrew sugestiom filmu Adama McKaya nie wszystkie klucze do przyszłości Ziemi znajdują się w Waszyngtonie.
Małe ziemniaczki, czyli dlaczego „Nie patrz w górę” należy jednak docenić
czytaj także
Uwaga na impotencję, czyli szczepionkowe fake newsy w Indiach
Dzięki wysiłkowi inicjatyw międzynarodowych, jak COVAX, wielu rządów i firm prywatnych w 2022 roku szczepionki na COVID-19 będą już prawdopodobnie fizycznie dostępne dla znakomitej większości mieszkańców globu.
Może jednak być tak, że wkrótce globalnie będzie więcej dawek niż chętnych na ich przyjęcie. Zdecydują o tym różne względy, począwszy od praktycznych ograniczeń (trzeba pracować, by jeść, a reakcja na szczepionkę może spowodować parę dni przymusowego urlopu), poprzez konkretne obawy o osobiste zdrowie i bezpieczeństwo, aż po wiarę w różne teorie spiskowe.
Te ostatnie w wielu państwach światowego Południa rozprzestrzeniały się znacznie szybciej niż same szczepionki. Dla przykładu w Indiach, jednym z najlepiej wyszczepionych krajów rozwijających się, z bogatą tradycją produkcji własnych preparatów, krążą informacje o tym, że szczepionki powodują impotencję i sprawiają, że zaszczepieni promieniują.
Z dostępnością szczepionek może więc być tak jak z informacją w internecie: niby jest, ale potrzeba wiedzy i umiejętności, by z niej skorzystać. Bo jeśli z moich znajomych i rodziny nie szczepi się prawie nikt, w mojej bańce jest dostępna niemal wyłącznie dezinformacja na temat szczepionek i wirusa, a państwo, do którego generalnie nie mam zaufania, zmusza mnie do przyjęcia preparatu, to czy szczepionka jest dla mnie rzeczywiście dostępna?
Wielkim zadaniem na 2022 roku będzie więc zapewnienie zaszczepienia dużej większości ludzkości, przy problemach z fizyczną i społeczną dostępnością preparatów. Globalna akcja szczepień to ciągle nasza najlepsza szansa na powstrzymanie pandemii i jej niszczących skutków dla społeczeństw i gospodarek.
Szczepionki jako narzędzie wpływu
Dalszym ograniczeniem społecznej dostępności szczepionek może być konkurencja między światowymi graczami. Obecnie globalne możliwości dystrybucji preparatów mają firmy z pięciu państw: USA, Wielkiej Brytanii, Indii, Rosji i Chin. Jeśli doliczyć międzynarodowy wkład w szczepionkę Pfizera i AstraZeneki, można ją rozszerzyć odpowiednio o Niemcy i Szwecję. Ponadto fabryki amerykańskich koncernów farmaceutycznych znajdują się w wielu państwach Europy, głównie zachodniej.
W sprawie szczepionek odtwarza się więc mechanizm znany z innych dziedzin. Niewielka liczba graczy kontroluje zasoby, które w idealnej sytuacji powinny być międzynarodowym dobrem publicznym.
czytaj także
Z globalnego punktu widzenia bowiem ważne jest, by szczepionki trafiły do grup ryzyka i służb medycznych na całym świecie. Dopiero potem należałoby próbować osiągać odporność zbiorową w reszcie populacji, zgodnie z powtarzanymi zaleceniami Światowej Organizacji Zdrowia (WHO). Taka polityka byłaby z pewnością sprawiedliwsza, ale także skuteczniejsza z punktu widzenia walki ze światową z definicji pandemią.
Więcej wskazuje jednak na to, że szczepionki, ich zakup i dystrybucja będą silnie podporządkowane interesom najbogatszych i najsilniejszych państw. Mocarstwa zaś będą starać się wykorzystywać „dyplomację szczepionkową” do zdobywania wpływów w biedniejszych państwach globu.
Nie jest tu jednak wskazany symetryzm. Warto obserwować, które ze światowych potęg widzą w szczepionkach bardziej dobro wspólne, a które raczej narzędzie polityki imperialnej. Jeśli chodzi o udostępnianie preparatów, przynajmniej w rejonie Indo-Pacyfiku, na razie najważniejszym graczem stały się Stany Zjednoczone.
Konkurencja ideologiczna: demokracja liberalna, populizm i autorytaryzm
W 2022 roku zaostrzy się prawdopodobnie ideologiczna konkurencja między liberalnymi demokracjami a rządami autorytarnymi. Stabilność systemów przedstawicielskich podmywać będą w dalszym ciągu ruchy populistyczne, które łączy niechęć do ograniczeń władzy wykonawczej i hamulców stawianych woli parlamentarnych większości. Z tego punktu widzenia w Europie naszą uwagę przyciągną kwietniowe wybory prezydenckie we Francji oraz parlamentarne na Węgrzech, ale podobne dylematy staną między innymi przed wyborcami w Indiach.
W państwie tym silnie zaznaczają się w ostatnich latach tendencje autorytarne, przejawiające się w politykach mających na celu ograniczenie praw niehinduistycznych mniejszości religijnych, większej kontroli rządu w sferze cyfrowej i wypychanie międzynarodowych organizacji pozarządowych z kraju.
W kontekście tych trendów bardzo ważne są wybory stanowe w Pendżabie i Uttar Pradeś, 220-milionowym stanie indyjskim rządzonym obecnie przez radykalnego hinduistycznego mnicha Yogi Adityanatha. Szczególnie te ostatnie odczytane będą jako test dla Partii Ludowej Narendry Modiego, efektów jej zarządzania kryzysowego podczas pandemii i zdolności mobilizacji nastrojów wyborców.
Wybory stanowe z drugiej strony będą egzaminem dla głównej partii opozycyjnej, Indyjskiego Kongresu Narodowego, i jego umiejętności budowy koalicji przedwyborczych dających szansę na większość.
Chiny: Xi złamie starą zasadę
Jesień przyniesie prawdopodobnie kulminacyjny punkt ideologicznej konkurencji między chińską autokracją a amerykańską demokracją.
Dwa systemy zmierzą się w widowiskowym slalomie niemal równoległym. Szczególnie Chiny będą starały się zestawić chaos demokracji wyłaniającej niekompetentnych przywódców z „merytoryczną selekcją” dokonywaną przez partię na jej październikowym zjeździe. Na nim przyjęte zostaną dokumenty programowe na najbliższe lata i wyłonione nowe władze, w tym 25-osobowe politbiuro.
Scenariusze są różne, choć niemal na pewno Xi Jinping pozostanie przywódcą na kolejne lata, łamiąc mającą kilka dekad zasadę zmian personalnych na szczytach władzy po dwóch pięcioletnich kadencjach.
Przed kongresem usłyszymy o bezwzględnej walce z korupcją, wyjściu wielu milionów ludzi z biedy oraz reformie wojska, czyli osiągnięciach ery Xi. Jeśli kryzys na rynku deweloperów nie pogrąży reszty gospodarki, zarządzanie nim także będzie prezentowane jako dowód kunsztu obecnej ekipy.
Krytycy chińskiego systemu słusznie wskazywać będą na trwającą presję na zwiększanie kontroli partii. Nad obywatelami i przedsiębiorcami poprzez System Zaufania Społecznego.
Big Brother spotyka Big Data. Oto najbardziej totalna technologia władzy w historii ludzkości
czytaj także
Nad wielkim biznesem poprzez daleko idące i nagłe regulacje chińskich Big Techów i przejmowanie nad nimi coraz bardziej bezpośredniej pieczy. Czy wreszcie nad mniejszościami etnicznymi i religijnymi, czego najbardziej brutalnym przykładem jest system obozów pracy i reedukacji stworzony w ciągu ostatnich pięciu lat w Sinciangu. Osadzonych jest w nim ponad milion ludzi.
Walka o wejście do ścisłego kierownictwa partii będzie zapewne zajadła, ale jest wątpliwe, by jej szczegóły przedarły się przez fasadę jednomyślności i harmonii w KPCh. Zmiany personalne prawdopodobnie nie spowodują zmiany polityki.
Chińskie media będą zestawiać porządek panujący w Pekinie z chaotyczną i zapewne brutalną kampanią w USA przed tegorocznymi wyborami do Kongresu. Na podstawie danych historycznych nakazujących przewidywać klęskę partii urzędującego prezydenta i ze względu na sprzyjające republikanom faktyczne ograniczanie prawa wyborczego w wielu stanach, można przewidywać, że partia Donalda Trumpa przejmie kontrolę nad Izbą Reprezentantów i Senatem. Zmusi to prezydenta do rządzenia za pomocą dekretów i sprowadzi jego szanse na wprowadzenie przełomowych reform do zera. Paraliż USA – zwłaszcza po wyborach, których wyniki mogą podważać obie strony – będzie dla Chin czy Rosji zapewne dowodem na słabość demokracji.
Świat w 2022 roku: czas wielu zagrożeń i nielicznych nadziei
czytaj także
W tych ideologicznych zmaganiach pewną rolę odegra zimowa olimpiada w Pekinie, zaplanowana na luty 2022 roku. Już wkrótce okaże się, czy Europa przyłączy się do anglosaskiej polityki dyplomatycznego bojkotu olimpiady motywowanego naruszeniami praw człowieka. Japonia wydaje się wybierać drogę środka. Oficjalnego bojkotu nie ogłosi, ale wysokich rangą dyplomatów także nie wyśle.
Dwa końce Eurazji, czyli Tajwan i Ukraina
Ważnym elementem konkurencji między USA i jego sojusznikami i partnerami z jednej strony, a Chinami i Rosją z drugiej, będzie rywalizacja w dziedzinie bezpieczeństwa, a więc klasyczna geopolityka.
Od 17 grudnia, kiedy Rosja w ultymatywnej formie wystosowała żądanie wobec NATO i Stanów Zjednoczonych zawarcia traktatów jednostronnie ograniczających rolę USA właściwie w całej Eurazji i uniemożliwiające Sojuszowi przyjmowanie nowych członków, stawką nie jest już tylko przyszłość samej Ukrainy.
Jak zauważyła Françoise Thom, rosyjska presja na USA związana jest z przekonaniem, że „Zachód się skończył”, brakuje mu motywacji i woli walki. Ostatecznym tego dowodem miał być styczniowy szturm tłumu na Kapitol i wrześniowy chaos ewakuacji sił sojuszniczych z Kabulu. Kolejne kryzysy wokół Ukrainy będą się prawdopodobnie powtarzać, potencjalnie doprowadzając do otwartego konfliktu zbrojnego. Moskwa jest przy tym lepiej przygotowana do wchodzenia na kolejne szczeble w drabinie jego eskalacji.
W rosyjskim myśleniu ważne jest zestawienie Ukrainy, którą jako część imperium Moskwa chciałaby odzyskać, z Tajwanem, nieodmiennie uznawanym przez Pekin za zbuntowaną prowincję. W wypowiedziach rosyjskich polityków i ekspertów do spraw bezpieczeństwa powraca myśl, by działania swoje w Europie Wschodniej mocniej skoordynować z polityką Państwa Środka na Morzu Południowochińskim. Stojąca za tym idea jest następująca: słabnące mocarstwo, czyli Ameryka, nie będzie w stanie prowadzić wojen o Tajwan i Ukrainę jednocześnie. W determinację amerykańskich sojuszników w Europie i Azji władze na Kremlu nie wydają się wierzyć.
Niejasna jest możliwa odpowiedź Chin na taką eskalację. Moskwa i Pekin pozostają w dość bliskim kontakcie, a ich współpraca strategiczna się zacieśnia. Jest jednak wątpliwe, by w nadchodzącym roku ChRL podjęła ryzyko otwartej wojny, będąc znacznie bardziej zintegrowaną z systemem światowej gospodarki niż Rosja, budująca swoją na poły autarkiczną ekonomiczną fortecę.
Pekin prawdopodobnie w dalszym ciągu będzie prowadził działania wobec Tajpej poniżej progu otwartego konfliktu, testując wyspiarskie systemy bezpieczeństwa zwiększoną obecnością floty i lotnictwa wokół Tajwanu. Ryzyko wojny także tam znacząco rośnie, a konkurencja militarna między Waszyngtonem a Pekinem zaostrza się, o czym ostatnio ostrzegł raport towarzyszący publikacji Asia Power Index 2021 przez Instytut Lowy’ego, lewicowy australijski think tank.
Konkurencja systemowa w cyberprzestrzeni
Konkurencja systemowa w coraz większym stopniu dotyczy gospodarki cyfrowej i nowych technologii. W Chinach internet znajduje się od początku za Wielkim Cyfrowym Murem, ograniczającym kontakt chińskich internautów z resztą świata. Wewnątrz państwa działa silna cenzura, pozwalająca automatycznie blokować niechciane frazy i zdejmować posty w ciągu kilkudziesięciu minut od publikacji.
W zeszłym roku Pekin posunął się dalej. Ograniczył potęgę chińskich Big Techów, takich jak Tencent czy Alibaba, poprzez nowe regulacje, wytyczne związane z posługiwaniem się algorytmami czy też zasady rządzące platformami e-commerce. W niektórych wypadkach władze wymuszały posłuszeństwo, blokując oferty publiczne spółek na giełdach czy wprost nakazując dzielić podmioty, które zdaniem chińskiego centrum stały się zbyt potężne.
Władze twierdzą, że ich działania mają uporządkować cyberprzestrzeń, zapewnić równe warunki konkurencji i zwiększyć kontrolę użytkowników sieci nad ich danymi. Krytycy polityki Pekinu widzą w tym raczej dryf państwa, które było autorytarne, w stronę cyfrowego totalitaryzmu.
Te zdecydowane działania łatwo zestawić z bardzo powolnymi zmianami legislacyjnymi w Europie i USA dotyczącymi demonopolizacji rynku cyfrowego. Od ponad dekady trwają też dyskusje nad sprawiedliwym opodatkowaniem koncernów z amerykańskiej wielkiej piątki, zwiększeniem ich odpowiedzialności za publikowane za pośrednictwem mediów społecznościowych treści czy wreszcie powiększeniem przejrzystości w używaniu przez nie algorytmów.
Brak odczuwalnych działań na tym polu w dalszym ciągu będzie sprzyjał narracji o chińskiej skuteczności. Coraz trudniejsze będzie zaś sprawdzanie rzeczywistych konsekwencji chińskich polityk, ponieważ dostęp do Państwa Środka staje się coraz bardziej ograniczony.
Indo-Pacyfik: rusza największa strefa wolnego handlu
W nadchodzącym roku będziemy się też przyglądać handlowi światowemu, którego ciężar szybko przesuwa się znad wybrzeży Atlantyku na makroregion coraz częściej zwany Indo-Pacyfikiem.
1 stycznia weszło w życie Regionalne Wszechstronne Partnerstwo Ekonomiczne (RCEP), podpisane w 2020 roku przez osoby reprezentujące dziesięciu członków organizacji państw Azji Południowo-Wschodniej (ASEAN) oraz pięciu ich największych azjatyckich partnerów handlowych. Dotychczas proces ratyfikacji zakończyła Australia, Brunei, Chiny, Japonia, Kambodża, Laos, Nowa Zelandia, Tajlandia, Singapur i Wietnam. Pięć państw, w tym Filipiny, Indonezja, Korea Południowa, Malezja i Birma (ofic. Mjanma), z różnych powodów jeszcze nie przyjęły wymaganych dokumentów.
Docelowo układ handlowy będzie zrzeszał państwa zamieszkane przez jedną trzecią ludzkości, których wymiana handlowa odpowiada za 30 proc. światowego handlu.
Do drugiego ważnego porozumienia handlowego, transpacyficznego CPTPP (Comprehensive and Progressive Agreement for Trans-Pacific Partnership), w którym główną rolę odgrywają Australia, Kanada i Japonia, ustawia się kolejka. Członkami tego układu znacznie bardziej zaawansowanego niż RCEP chcą zostać Korea Południowa, Wielka Brytania, Tajwan i same Chiny. Dane w 2022 roku pokażą, jak dalece wprowadzenie tych porozumień zdynamizowało handel między państwami w nich uczestniczącymi.
W tych układach nie ma Unii Europejskiej. UE jeszcze kilka lat temu miała ambicję stania się globalnym czempionem wolnego handlu. Choć Wspólnota ma pogłębione umowy handlowe z Singapurem, Wietnamem, Japonią i Koreą, zawieranie nowych staje się niesłychanie trudne. Finalizacja w tym roku negocjowanych porozumień nawet z Australią i Nową Zelandią byłaby dużym sukcesem.
Na przeszkodzie stają klauzule ochrony środowiska, rynków pracy, ale też perspektywa wprowadzenia w UE granicznej opłaty węglowej dla towarów z krajów, gdzie nie ma systemu handlu emisjami. Wypada trzymać kciuki za powodzenie rozmów, bo od nich zależy nie tylko to, czy w dłuższej perspektywie państwa europejskie pozostaną liczącymi się partnerami handlowymi dla regionu Indo-Pacyfiku. Gra toczy się także o rozpowszechnienie zasad, które rządzą międzynarodowym handlem, w tym na przykład uwzględnianie zapisów środowiskowych czy społecznych.
Stany Zjednoczone z powodów wewnętrznych nie przystępują do żadnego z porozumień handlowych na Indo-Pacyfiku. Przy tym idea porozumienia transatlantyckiego z czasów administracji Baracka Obamy też wydaje się martwa. Mocarstwu grozi stopniowa utrata znaczenia w handlu światowym.
Brontoroc, czyli pocieszenie
Rytm wydarzeń w ciągu następnego roku będzie wyznaczała nieprzewidywalna pandemia oraz równie trudna w zarządzaniu, bo wielopłaszczyznowa, rywalizacja mocarstw i systemów władzy.
Na to nałożą się prawdopodobnie fale migracyjne zdesperowanych ludzi poszukujących wyjścia z pułapki, jaką zakłada na nich skumulowany efekt zmian klimatycznych, pandemii, rosnących nierówności społecznych i regionalnych konfliktów.
Nieodmiennie towarzyszyć nam będzie niepokój. Miejmy nadzieję, że skłoni on nas do zaangażowania się w poszukiwanie globalnych rozwiązań, a nie do pogrążenia się w apatii.
Słabym pocieszeniem jest to, że zapewne nie skończymy jak prezydentka Janie Orlean, grana przez Meryl Streep. Prawdopodobnie nie zostaniemy zjedzeni przez Brontoroca. Przynajmniej jeszcze nie w 2022 roku.
**
Krzysztof M. Zalewski – wiceprezes Instytutu Boyma. Pisze o tych zmianach w Azji, które mają największy wpływ na Polskę i Europę.