Kanada ma nowego, progresywnego Trudeau, który wie, jak bez wywoływania ciar żenady posługiwać się TikTokiem, skąd wziąć pieniądze na darmowego dentystę i psychiatrę dla każdego obywatela, a także co zrobić z trującymi planetę nafciarzami (spoiler alert: trzymać ich krótko i ignorować). Poznajcie Jagmeeta Singha.
Zarządzone przez Justina Trudeau przedterminowe wybory miały zapewnić mu reelekcję, a Liberalnej Partii Kanady utworzenie rządu większościowego. Jednak prawie trzy czwarte obywateli uważa organizację głosowania w czasie czwartej fali pandemii za – niespodzianka – co najmniej zły pomysł. To plus radykalizacja politycznych nastrojów w kraju, symptomatyczna obecnie nie tylko dla Ameryki Północnej, przekłada się na sondaże, w których przywódcę liberałów zaczął wyprzedzać kandydat konserwatystów Erin O’Toole.
Agenda obecnego rządu, o której przyszłości Kanadyjki i Kanadyjczycy zdecydują przy urnach już 20 września, nie zadowala także drugiej, lewicowej strony, a tam – jak wieszczą polityczni komentatorzy – wschodzi nowa, powoli zagrażająca pozycji obecnego premiera gwiazda.
czytaj także
Lepsze jest możliwe
Jaghmeet Singh, o którym mowa, z zawodu jest adwokatem specjalizującym się w prawie karnym i ochronie praw człowieka, od 2017 roku stoi na czele Nowej Partii Demokratycznej, a od 2019 roku zasiada w Izbie Gmin. Trudno więc nazwać go nowicjuszem w polityce, ale największą karierę ma prawdopodobnie wciąż przed sobą, dlatego warto zapamiętać to nazwisko.
Z charakterystyki zamieszczonej w „Guardianie” można wywnioskować, że Singh to po prostu Trudeau w nowym wcieleniu: „Jest najbardziej lubianym liderem politycznym w kraju, który nosi dobrze skrojone garnitury, wystąpił w modowym magazynie dla mężczyzn, ma rzesze fanów w mediach społecznościowych”.
Brytyjski dziennik to zresztą niejedyne medium, które dostrzega masę podobieństw pomiędzy politykami. CBC News przypomina, że nawet hasło wyborcze lidera socjaldemokratów – „Better is possible” brzmi podobnie do przesłania, które w 2015 roku wyniosło obecnego premiera na szczyty.
Przypomnijmy, że Trudeau – opowiadający się za rozdziałem Kościoła od państwa katolik i dostrzegający zalety państwa opiekuńczego liberał – uchodził za zdecydowanie bardziej progresywnego polityka niż jego koledzy z partii. Jako ten, który proponował m.in. zwiększenie podatków dla bogaczy, powtarzał niczym mantrę feministyczne i równościowe hasła, z pewnością w 2015 roku wydawał się zapowiedzią odważnych, czy wręcz rewolucyjnych zmian społecznych, których obiecał dokonać tu i teraz. Ba, miał nawet bardziej lewicowy program od ówczesnego lidera NDP, Toma Mulcaira.
Zdjęcia polityka w różowej koszulce na paradzie równości czy te z młodości, na których trzyma jointa, miały tylko utwierdzać wszystkich w przekonaniu, że tak postępowo myślącego, a do tego przystojnego przywódcy kraj klonowego liścia jeszcze w swojej historii nie miał. To w sumie prawda, bo na fladze Kanady spokojnie mógłby widnieć liść zalegalizowanej w 2018 roku przez Trudeau marihuany.
czytaj także
„Jestem inny”
Jednak dziś to również uważany za atrakcyjnego mężczyznę Jagmeet Singh w różowym turbanie na głowie wyznacza kierunek innowacyjnego myślenia, wytykając starszemu od siebie o osiem lat szefowi rządu, że spora część jego przedwyborczych deklaracji, np. te o zwalczaniu rasizmu, zapewnieniu rdzennym społecznościom z odległej północy dostępu do wody pitnej, zielonej transformacji czy ostatecznym zażegnaniu kryzysu mieszkaniowego, okazały się pustosłowiem.
@thejagmeetsingh Better is possible, but you have to vote for it. Check out howyouvote.ca and make your plan to vote #NDP
I podkreśla: „Nie jestem Justinem Trudeau. Nie jestem taki jak on. Żyłem innym życiem. Rozumiem ból bycia niedocenianym, nic niewartym. Rdzenni mieszkańcy długo czuli się w ten sam sposób. Obiecuję wam więc, że będę inny” – zapewnił socjaldemokrata, który jest pierwszym niebiałym liderem dużej partii politycznej w dziejach Kanady i pierwszym sikhem wybranym do parlamentu w Ontario.
„Dorastanie z brązową skórą, długimi włosami i zabawnie brzmiącym imieniem oznaczało, że musiałem stawić czoła pewnym wyzwaniom. Wielokrotnie byłem zatrzymywany przez policję tylko z powodu koloru mojej skóry” – mówił na jednym ze spotkań ze swoimi zwolennikami, nie po raz pierwszy dzieląc się publicznie historią o wielu przeciwnościach losu, których doświadczył nie tylko z powodu swoich pendżabskich korzeni, ale i alkoholizmu ojca.
W jego postulatach bardzo ważną rolę odgrywa więc niwelowanie nierówności na tle rasowym oraz wsparcie dla mniejszości etnicznych i Pierwszych Narodów, którym obiecał m.in. modernizację już istniejącej lub zbudowanie nowej infrastruktury wodno-kanalizacyjnej.
Fakt, że w bogatym zachodnim państwie żyją ludzie bez czystej wody, uznał za skandal i wstyd. Tak samo jak brak dostępu olbrzymiej grupy obywateli do niezwykle drogiej opieki stomatologicznej i – co oczywiste dla dorosłego dziecka alkoholika – psychiatrycznej. Singh chce sprawić, by koszty tych usług oraz leków wydawanych na receptę pokrywało państwo, i nie zamierza oszczędzać na zdrowiu Kanadyjczyków. Planuje wydać na nie 68 miliardów dol.
Oprócz świadczeń medycznych w programie polityka znalazło się także podniesienie federalnej płacy minimalnej do 15 dolarów za godzinę, dekryminalizacja posiadania wszystkich narkotyków na własny użytek i likwidacja ulg podatkowych dla najbogatszych. Ci ostatni mają zasilać budżet państwa, płacąc wyższy podatek dochodowy. Singh zamierza podnieść najwyższą stawkę do 35 proc., a także wprowadzić obowiązkową nową daninę – dodatkowy 1 proc. zapłacą rodziny, których majątek netto opiewa na sumę powyżej 10 milionów dolarów. Wzrosnąć miałyby także podatki od przedsiębiorstw.
W jeszcze dalszej przyszłości Singh widzi Kanadę jako kraj, który zapewnia obywatelom edukację pomaturalną w ramach usług publicznych, a także dostęp do gwarantowanego dochodu podstawowego.
Polityk zamierza ponadto podwyższyć cele klimatyczne kraju w taki sposób, by ograniczyć emisje CO2 o 50 proc. (względem poziomu z 2005 roku) do końca bieżącej dekady. „Zamierzamy walczyć z wielkimi trucicielami. A jeśli się wkurzą? Nie obchodzi nas to” – przekonuje Singh w social mediach i dodaje, że podwoi tzw. Fundusz Budowy Społeczności Kanady (dawniej Federalny Fundusz Podatkowy od Gazu), który zapewnia prowincjom m.in. 2,2 miliarda dolarów na tranzyt. Te pieniądze mają posłużyć centralnym i lokalnym władzom przede wszystkim do rozwinięcia transportu publiczny i jego elektryfikacji.
@thejagmeetsingh We’re going to take on the big polluters and if they get upset #wedonotcare
To dopiero początek
No dobrze, ale w zasadzie Trudeau też mógłby się pod tym wszystkim podpisać. W czym tkwi w takim razie różnica? Jak pisze dziennikarz CBC News, polega ona na tym, że Singh postrzega progresywną politykę znacznie szerzej niż obecny premier. „Cokolwiek zrobili lub obiecują zrobić liberałowie, NDP zamierza iść dalej i osiągnąć to szybciej” – głosi jeden z artykułów. Słowem – socjaldemokraci przebijają liczby i cele liberałów jak na licytacji.
W innym tekście z kolei czytamy, że w badaniach przeprowadzonych wśród 300 tys. Kanadyjczyków Singh został wskazany jako polityk cieszący się największym zaufaniem opinii publicznej i uważany za najbardziej kompetentnego partyjnego przywódcę w kraju. Niestety za uznaniem dla szefa nie idzie popularność jego ugrupowania, które wciąż nie może przebić duopolu centrystów i prawicy.
Niemniej jednak niezależnie od wyniku wyborów NDP ma zagwarantowany udział w tworzeniu rządu. Do tego będzie ich bowiem potrzebował zarówno Trudeau, jak i konserwatyści. Prognozy pokazują, że nikomu nie uda się zdobyć większości. A sam Singh nie wyklucza współpracy z prawicą.
Nawet jeśli lider lewicy nie ma szans na pokonanie Trudeau w najbliższych wyborach, może to zrobić z Erinem O’Toolem. Przede wszystkim jednak dla polityka to dobra okazja na zbicie politycznego kapitału, który może zagwarantować mu tekę pierwszego ministra za parę lat.
Czy Trudeau ukarze bogatych za sukces i spryt? Trzymamy kciuki!
czytaj także
Twitter jest dla dziadersów
Poza tym reprezentant lewicy bije na głowę swoich rywali popularnością w social mediach, udowadniając, że politykę można robić nawet na TikToku i nie wywoływać przy tym ciar żenady lub ziewania. Trudno powiedzieć, jak taka strategia przełoży się na głosy. Czy uprawnieni do udziału w wyborach Kanadyjczycy w ogóle oglądają filmiki na chińskiej aplikacji?
Wyprzedzającej oglądalnością YouTube’a aplikacji podobno wciąż nie rozumieją nie tylko boomersi, ale także spora grupa milenialsów. Wydawałoby się więc, że na TikToku zdominowanym przez maksymalnie 24-letnich użytkowników (grupa poniżej tej granicy wiekowej stanowi 69 proc. wszystkich odbiorców) niespecjalnie zabiega się o obecność polityków.
Kwitnie tu raczej aktywizm z dużym politycznym potencjałem, którego zasięg znacząco wzmocniło zaangażowanie młodych ludzi w ochronę klimatu, a także ubiegłoroczna amerykańska kampania prezydencka, i o którym „Financial Times” pisał wówczas tak: „Aplikacja nie była postrzegana jako ważny kanał dla wyborców. W rezultacie znalazło się miejsce dla młodych influencerów, którzy mogą kształtować debatę publiczną”.
Cytowany przez ten magazyn Juan Carlos Medina Serrano, analityk danych z Uniwersytetu Technicznego w Monachium, stwierdził z kolei, że owszem, ambicją tiktokerów jest zmiana rzeczywistości, ale to oni chcą być jej architektami. Nie interesują ich dyskusje z decydentami, które toczą się na uwielbianym przez dziadersów Twitterze. „Użytkownicy TikTok nie chcą tylko rozmawiać z politykami – chcą być gwiazdami polityki” – czytamy w artykule „FN”.
Ale politycy coraz śmielej instalują TikToka, by przyciągnąć do siebie młodych wyborców i rodziców tych, którzy jeszcze głosować nie mogą. Efekt do tej pory był raczej mało spektakularny, a na pewno nie sprawdził się w Polsce, bo opowiadający o grach prezydent RP zniknął z medium prawie tak szybko, jak się pojawił. Z kolei Jarosław Kaczyński, który promował na profilu młodzieżówki PiS ustawę futerkową, wciąż nie założył tam sobie konta. Nie nalegamy, by któryś z polityków zmienił zdanie.
Możemy się jednak spodziewać, że w przyszłości nagrywanie trwających nie dłużej niż minutę filmików stanie się stałym punktem w programie kampanii wyborczych. Jagmeet Singh i jego tiktokowe konto są tego najlepszym przykładem. Polityk potrafi żonglować powagą i dowcipem, nie odżegnuje się od roastowania swojego rywala, ma bardzo pożądane w tym medium poczucie rytmu i charyzmę, która z jednej strony pokazuje jego zdolności liderskie, a z drugiej to, że jest blisko ludzi. Poza tym niech pierwszy rzuci smartfonem ten, kto nie chciałby mieć premiera śmigającego ulicami na longboardzie.
@thejagmeetsingh West coast vibing (testing out my new Canadian made @landyachtzofficial longboard) (camera credit @gurkirankaur_ )