Kary więzienia dla dyrektorów szkół, kuratorzy zwalniający ich w błyskawicznym tempie, koniec z dodatkowymi zajęciami dla uczniów. Z takimi perspektywami zaczyna się nowy rok szkolny.
Uroczyste akademie na rozpoczęcie roku szkolnego będą się odbywać w atmosferze niebywałego napięcia. Zapowiadana na jesień czwarta fala pandemii będzie zapewne oznaczać tymczasowy powrót do zdalnego nauczania. Nauczyciele skarżą się, że jeśli do tego dojdzie, to w trzecim z kolei lockdownie będą się borykać z tymi samymi problemami: przeładowanym programem, sypiącym się (często prywatnym) sprzętem, wykluczeniem cyfrowym uczniów i brakiem pomocy psychologicznej dla podopiecznych.
Jednak u progu nowego roku szkolnego od zaniechań rządu więcej strachu budzą jego działania. Jeszcze we wrześniu do Sejmu trafi projekt nowelizacji prawa oświatowego, tzw. lex Czarnek, który jeszcze bardziej podporządkuje nauczanie kuratorom oświaty i Ministerstwu Edukacji.
Luka w straszeniu
Wtedy też posłowie będą dyskutowali o tym, czy w ustawie o prawie oświatowym znajdzie się punkt o karaniu dyrektorów więzieniem. Autorem projektu, który Rządowe Centrum Legislacji opublikowało w czerwcu, jest Ministerstwo Sprawiedliwości. Proponuje ono, żeby do ustawy trafił następujący zapis: „Kto, kierując [edukacyjną] jednostką organizacyjną […], przekracza swoje uprawnienia lub nie dopełnia obowiązków w zakresie opieki lub nadzoru nad małoletnim, czym działa na szkodę tego małoletniego, podlega karze pozbawienia wolności do lat 3”. To nie wszystko: autorzy nowelizacji postulują do pięciu lat więzienia za doprowadzenie do uszczerbku na zdrowiu małoletniego bądź spowodowanie jego śmierci.
W uzasadnieniu projektu czytamy, że celem nowelizacji jest „wypełnienie luki prawnej”, przez którą dyrektorzy działający na szkodę nieletnich pozostają bezkarni.
W opinii Związku Nauczycielstwa Polskiego takie uzasadnienie nosi znamiona „potwarzy, zniesławienia i naruszenia godności zawodu nauczyciela”. Związkowcy zauważają, że w polskim prawie nie ma żadnej luki, bo zarówno nauczyciele, jak i dyrektorzy podlegają przecież odpowiedzialności karnej na podstawie istniejących przepisów Kodeksu karnego. A zgodnie z zasadami prawidłowej legislacji ustawa nie może powtarzać przepisów zamieszczonych w innych ustawach, ponieważ powoduje to bałagan prawny.
czytaj także
Skąd zatem tyle zachodu ze strony rządu? – Celem jest zastraszanie dyrektorów oraz wywieranie na nich nacisku w ramach podejmowanych przez nich działań – komentuje Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP. I dodaje, że kontrowersje dodatkowo podsyca to, że nie wiadomo, za co dyrektorzy będą pociągani do odpowiedzialności karnej. Z projektu dowiadujemy się jedynie, że chodzi o przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków. – Ale ani jedno, ani drugie nie zostało sprecyzowane. Nie ma żadnego katalogu przewin, który by to wyjaśniał. A to sprzyja dowolności interpretacji – mówi Kaszulanis.
Rządowy projekt krytykuje też biuro Rzecznika Praw Obywatelskich. Jak czytamy na stronie RPO, projektowany przepis ma stanowić „dodatkowe narzędzie do dyscyplinowania dyrektorów szkół i placówek oświatowych, mimo że ci już w obecnym stanie prawnym mogą ponieść odpowiedzialność karną”.
Kurator dzieli i rządzi
RPO pisze o „dodatkowym narzędziu” do dyscyplinowania, bo to niejedyne działanie, które ma podporządkować wszystkie szkoły (publiczne i prywatne) zamysłom rządzącej koalicji. W lipcu jeszcze większe oburzenie wzbudził projekt Ministerstwa Edukacji i Nauki, prędko ochrzczony „lex Czarnek”, który zakłada zwiększenie uprawnień kuratorów oświaty.
Kuratorium będzie manifestowało swoją siłę już na etapie wyboru dyrektora szkoły. W komisji konkursowej jego przedstawiciele dostaną aż pięć głosów zamiast dotychczasowych trzech – i to niezależnie od tego, ilu reprezentantów organu stawi się na głosowaniu. Bez zmian pozostaje podział reszty głosów pomiędzy organ prowadzący (zazwyczaj jest nim samorząd), radę pedagogiczną, radę rodziców i przedstawicieli związków zawodowych.
Poza zwiększonym wpływem na wybór dyrektorów kuratorzy mają zyskać też prawo do ich odwoływania. Jeśli dyrektor nie wykona zaleceń pokontrolnych kuratora, to ten będzie mógł zwrócić się o jego odwołanie do organu prowadzącego. Zdanie samorządu nie będzie miało żadnego znaczenia, bo jeśli przez dwa tygodnie nie odwoła on dyrektora, to będzie mógł to zrobić sam kurator. Dodatkowo, „w sprawach niecierpiących zwłoki związanych z zagrożeniem bezpieczeństwa uczniów” kurator będzie mógł wystąpić o zawieszenie dyrektora bez żadnego trybu. A samorząd, jako organ prowadzący, nie będzie mógł się odwołać od takiego wniosku, bo nowelizacja nie przewiduje możliwości kwestionowania decyzji kuratora.
Pracodawcą dla dyrektora jest organ prowadzący szkołę. W przypadku dyrektora szkoły podstawowej jest nim np. gmina lub miasto. – Ale nowelizacja przepisów sprawi, że dyrektora niemal w dowolnym momencie będzie mógł zwolnić kurator, i to bez wypowiedzenia. Samorząd nie będzie mógł powiedzieć: my pracę tego dyrektora oceniamy dobrze i pozostawiamy go na stanowisku. Samorządowcom pozostanie tylko dostosować się do decyzji urzędnika administracji rządowej – tłumaczy Kaszulanis.
Nadrodzic z rządowego nadania
Rzeczniczka dodaje, że przyznanie kuratorom tak szerokich uprawnień w powoływaniu i odwoływaniu dyrektorów narusza ustrojowe kompetencje samorządów. Jednocześnie wykracza poza rolę, jaką prawo oświatowe przyznało kuratorom. – Takie rozwiązanie jest sprzeczne z ustrojem systemu oświaty, który przyjęliśmy w latach 90. i który polega na decentralizacji roli państwa. To, co obserwujemy teraz, to zamach na autonomię szkół i próba powrotu do systemu centralnego – mówi przedstawicielka związkowców.
Broniarz: Minister Czarnek nie dba o potrzeby uczniów. Chce wychować nowych, posłusznych obywateli
czytaj także
Reforma edukacji z końca lat 90. zakładała prowadzenie szkół przez lokalne społeczności. Idei tej zaprzecza wzmocnienie roli kuratora – organu administracji rządowej powoływanego i odwoływanego przez ministra na wniosek wojewody. Jak zauważa RPO, „odpowiadając za nadzór pedagogiczny w województwie, nie jest on w stanie w pełni angażować się w życie każdej placówki oświatowej”. Autonomię szkół może zmniejszyć kolejny zapis proponowany przez Ministerstwo Edukacji, odnoszący się do zajęć pozalekcyjnych prowadzonych przez organizacje pozarządowe. Zgodnie z nowelizacją dyrektorzy mieliby obowiązek uzyskania zgody kuratora na przeprowadzenie takich zajęć. Żeby taką zgodę uzyskać, dyrektor będzie musiał przekazać kuratorium oświaty program zajęć oraz wszelkie materiały wykorzystywane do ich realizacji, i to na dwa miesiące przed ich rozpoczęciem. Sam kurator będzie miał miesiąc na rozpatrzenie wniosku, a dopiero po tym, jak się zgodzi, sprawę będą mogli rozpatrzeć rodzice.
Dlaczego to kuratorzy mają decydować o tym, co uczniowie będą robili w szkole po lekcjach? Dla Magdaleny Kaszulanis sprawa jest oczywista: – Kurator jest urzędnikiem administracji państwowej, a przyznanie mu dodatkowych uprawnień ma jeden cel: realizowanie programu partii rządzącej w szkołach. Tego obawiają się dyrektorzy.
Już dziś można się spodziewać, że ostrze zmian będzie skierowane w stronę edukacji seksualnej, zajęć antydyskryminacyjnych, obywatelskich i klimatycznych. Jednak rykoszetem oberwie się wszelkim innym inicjatywom. – Organizacji każdych zajęć będzie towarzyszyło uruchamianie gigantycznej machiny biurokratycznej. W efekcie doprowadzi to do paraliżu proceduralnego i uniemożliwi działanie w szkole jakichkolwiek organizacji i stowarzyszeń – komentuje Kaszulanis.
czytaj także
Już samo dwumiesięczne wyprzedzenie sprawi, że wiele inicjatyw nigdy nie dojdzie do skutku, bo pewne zajęcia odbywają się w reakcji na bieżące wydarzenia albo odpowiadają określonej pilnej potrzebie uczniów. Dodatkowo kurator wchodzi między szkołę i uczniów a rodziców. To ci ostatni decydują obecnie o tym, w jakich zajęciach nieobowiązkowych uczestniczą ich dzieci. Tymczasem rządzący chcą, żeby orzekał o tym ich urzędnik, który często nie ma pojęcia o specyfice konkretnej szkoły. – A to rodzice i nauczyciele wiedzą najlepiej o tym, czego potrzebują dzieci. Ten zapis odbiera głos i jednym i drugim – mówi Kaszulanis.
Nie da się pracować w strachu
Mimo że do przyjęcia nowelizacji jeszcze daleka droga, to już zbiera ona żniwo wśród kadry. – Dyrektorzy mówią o strachu, który ogarnia ich środowisko i który tylko się pogłębi, jeśli nowe przepisy wejdą w życie. Obawiają się, że jeden donos do kuratorium przekreśli ich całą karierę, a pracodawca nie będzie mógł nawet interweniować – mówi Kaszulanis. W opinii rzeczniczki ingerencja kuratora oświaty w relacje między szkołą a samorządem burzy zaufanie do szkoły. – Rząd wysyła opinii publicznej jasny sygnał: w szkole dzieje się źle, musimy wysłać tam kuratora, który tym się zajmie.
czytaj także
Na samym końcu są uczniowie, i to oni stracą najwięcej. Oferta edukacyjna zostanie uszczuplona, a nauczanie ograniczy się do przeładowanej podstawy programowej. Uczniowie nie będą mogli uczestniczyć w szeregu zajęć, które służą ich rozwojowi i zdobywaniu wiedzy. W warunkach odgórnego zastraszania nauczyciele i dyrektorzy mogą rezygnować z dodatkowych inicjatyw. Zawsze wymagały one więcej pracy, ale teraz angażowanie się w takie zajęcia ściągnie na dyrektorów ryzyko, że wylecą z pracy – nie wiedząc za co i nie mogąc liczyć na jakiekolwiek wsparcie ze strony samorządu.
Efektem mogą być jeszcze większe braki kadrowe. Kaszulani podsumowuje: – Dotychczas nauczyciele odchodzili głównie przez niskie pensje. Teraz coraz więcej z nich rezygnuje z zawodu, bo przy takich zarobkach nie chcą pracować w miejscu, w którym panuje atmosfera podejrzliwości i jeszcze można być ukaranym.