Kinga Dunin czyta

Życie bywa piękne

trevor-noah-nielegalny

Jeśli książka traktuje o Indianach – i nie jest to Winnetou – to możemy się spodziewać całej listy grzechów, jakie wobec rdzennych mieszkańców popełnili Amerykanie. O tym jednak raczej nie słyszeliście. Kinga Dunin czyta „Nielegalnego” Trevora Noah, „Czas krwawego księżyca” Davida Granna i „Trudne światło” Tomása Gonzáleza.

Trevor Noah, Nielegalny. Moje dzieciństwo w RPA, przeł. Łukasz Witczak, W.A.B. 2018

nielegalny-moje-dziecinstwo-w-rpaGeniusz apartheidu polegał na tym, że zwracał przeciwko sobie ludzi stanowiących ogromną większość społeczeństwa.

Okładka polskiego wydania jest taka sama jak w Stanach Zjednoczonych. Tam ma to wymiar reklamowy – autor jest znanym komikiem prowadzącym codzienny show w Comedy Central. W Polsce raczej nie jest powszechnie znany.

Jego profesja nie jest bez znaczenia. Opowiedziana przez niego historia, choć zakończona happy endem, jest niełatwa, czasem dramatyczna, toczy się jednak od anegdoty do anegdoty – trzeba przyznać, że bardzo dobrze się to czyta. Ma też znaczenie kolor skóry.

Trevor urodził się w 1984 roku w RPA – jego matka była czarna, ojciec biały, był więc dzieckiem „nielegalnym”, ze związku, za który groziła kilkuletnia kara więzienia. Widywał czasem ojca, ale w tajemnicy. Wychowywał się albo z matką, która ukrywała się w zarezerwowanej dla białych dzielnicy Johannesburga, albo u jej rodziny w Soweto – tam też musiał się ukrywać, bo nie był czarny.

Kiedy skończył się apartheid – Mandela wyszedł na wolność w 1990 roku – nie skończyły się jego rasowe problemy. Czuł się czarny, dla czarnych był biały, wyglądał na kolorowego, ale kolorowi rozpoznawali go jako obcego. Jego dzieciństwo – pod pewnymi względami nie najgorsze, bo matka była pracownicą biurową, chodził do dobrych szkół – przypada na czasy przełomu, ale także ogromnej przemocy rasowej i plemiennej.

Jagielski: Sposób, w jaki Mandela odnosił się do przeciwników, był jego najskuteczniejszą bronią

Jako odmieniec na własnej skórze odczuwał nie tylko absurd apartheidu i dyskryminację, ale także wszystkie złożone konflikty i relacje rasowe, które nie sprowadzały się tylko do podziału na białych i czarnych. W wieku nastoletnim był typowym chłopakiem z czarnej „dzielni” – handlował nielegalnymi płytami, trochę zajmował się paserką, a trochę lichwą, raczej na drobną skalę, nie był żadnym gangsterem. Wszyscy tak żyli. Na krótko trafia do aresztu, gdzie znowu podział rasowy okazuje się zasadniczy, a kolorowi są najbardziej niebezpieczna grupą.

Wychowywany był za pomocą pasa i biblii. Jego matka była osobą głęboko religijną i gorliwie, może nawet nadgorliwie, praktykującą. Niedziele spędzali więc w świątyniach różnych wyznań chrześcijańskich, które zapewniały cały wachlarz przeżyć religijnych – od intelektualnej medytacji do wspólnych śpiewów. Matka biła, jak wszystkie matki, i robiła to oczywiście z miłości, poza tym dbała o syna, także o jego rozwój intelektualny, nawet jeśli czasem brakowało jedzenia. (Natomiast rodzina matki nigdy go nie biła, ponieważ był biały, a białych bić nie wolno).

Gorsze czasy zaczęły się, kiedy wyszła za mąż i w domu pojawił się ojczym. Okazał się mężczyzną, który w niespodziewanych momentach sięga po przemoc większego kalibru. Tu autorowi już nie starcza poczucia humoru. Zgłaszane na policję skargi na domową przemoc są bagatelizowane, a w końcu ojczym próbuje zamordować matkę strzałem w głowę, jednak Jezus ją ratuje i kula omija mózg.

Nie wygląda to wszystko na opis radosnego dorastania, ale Noah jest komikiem, a nie tragikiem. Dziś każdy ma jakąś traumę, jak nie swoją, to odziedziczoną. I wyobrażam sobie tę samą opowieść, która zaczynałaby się nie od słów „geniusz apartheidu”, ale np. „okrucieństwo apartheidu”.

Dziedzictwo

czytaj także

***
David Grann, Czas krwawego księżyca. Zabójstwa Indian Osagów i narodziny FBI, przeł. Piotr Grzegorzewski, W.A.B. 2018

czas-krwawego-ksiezycaW kwietniu porośnięte dębami wzgórza i rozległe prerie terytorium Indian Osagów w Oklahomie pokrywają się milionem kwiatów: fiołków, klajtonii i houstonii błękitnych.

Jeśli książka traktuje o Indianach – i nie jest to Winnetou – to możemy się spodziewać całej listy grzechów, jakie wobec rdzennych mieszkańców popełnili Amerykanie. O tym jednak raczej nie słyszeliście. Plemię Osagów, jak wiele innych, zostało zepchnięte do niewielkiego i ubogiego rezerwatu, zostało ich dwa-trzy tysiące. Jednak w na początku XX wieku odkryto na ich terenach ropę naftową, ziemia należała do nich, więc jej dzierżawa zaczęła przynosić ogromne zyski. Osagowie stali się bajecznie bogaci. Nędzne mieściny zamieniły się w kwitnące miasta, po których jeździły luksusowe limuzyny. Najczęściej jednak nie mieli prawa do zarządzania swoimi majątkami, w ich imieniu robili to biali opiekunowie prawni, co oczywiście stanowiło ogromne pole do nadużyć. Miejsce to przyciągało też wszelkiego rodzaju awanturników, złodziei i oszustów.

Tego jednak było mało – coraz więcej Osagów ginęło zamordowanych, otrutych, zastrzelonych. Ginęły również osoby, które próbowały im pomóc, a śledztwo miejscowych szeryfów nie przynosiło rezultatów. Wtedy do akcji wkracza nowo powstały urząd państwowy – Biuro Śledcze, później przemianowane na FBI, którego dyrektorem był młody i całkiem wówczas przystojny Edgar Hoover. Rozbudował biurokrację, ubrał kowbojów w ciemne garnitury, zaczęto stosować badania daktyloskopijne, stworzono bazy danych – tak powstała najsłynniejsza służba bezpieczeństwa świata, a Hoover przetrwał kadencje ośmiu prezydentów.

Jednym z pierwszych zakończonych sukcesem śledztw była właśnie sprawa dotycząca morderstw Osagów. Przed sądem stanął zleceniodawca – miejscowy bogacz i jego pomocnicy. I ta część tej kryminalnej historii kończy się w latach 20. Po kilkudziesięciu latach autor kontynuuje śledztwo – i odkrywa, że zabójstw mogło być więcej niż dwadzieścia kilka objętych dochodzeniem. Znajduje także dowody na udział kolejnych sprawców – prawników, lekarzy. Bywali to też małżonkowie ofiar.

A co z bogactwem Osagów? Skończyło się wraz z ropą naftową, miasta znowu się wyludniły. W tej chwili źródłem dochodów rezerwatu są kasyna gry.

Książka jest ilustrowana licznymi zdjęciami i jest to naprawdę kawał dobrej literatury faktu.

Łupki, Indianie i zdrada

czytaj także

Łupki, Indianie i zdrada

Magdalena Krysińska-Kałużna

***
Tomás González, Trudne światło, przeł. Marta Szafrańska-Brandt, Znak 2018

Gonzales_Trudne-swiatloTej nocy długo nie mogłem zasnąć. Obok mnie Sara nie spała również.

Bezsenna noc poprzedza dzień, na który została zaplanowana śmierć ich syna – na siódmą rano czasu Portland, dziesiątą wieczór w Nowym Jorku. Jak to zaplanowana? Nie czeka on na wykonanie wyroku śmierci, sam podjął taką decyzję, ale nigdzie w powieści nie pada słowo eutanazja. Napomknienie o „zaplanowanej śmierci” pojawia się na samym początku, lecz tajemnica odkrywa się przed nami powoli. Może jest to więc niepotrzebny spoiler, jednak napięcie budowane w powieści nie wynika z tej wiedzy, tylko oczekiwania.

Do Portland, gdzie, jak rozumiemy, może się to, choć nie całkiem legalnie, odbyć, zawozi syna jeden z braci. Reszta rodziny i przyjaciół czeka w domu w Nowym Jorku na ten moment albo zmianę decyzji. Chociaż ani o jednym, ani o drugim właściwie nikt wprost nie mówi. Autorowi udaje się mistrzowsko zbudować sytuację, która jest pełna napięcia, ale bez ostentacji, unikając przy tym wszelkiej deklaratywności.

Historię tego dnia opowiada już po latach ojciec, równolegle z opowieścią o swoim aktualnym życiu. Owdowiał, na starość zamieszkał w Kolumbii, jest znanym malarzem, który traci wzrok. Ale – wbrew pozorom – nie jest to opowieść smutna, a życie jednak jest piękne.

Po Gonzálesa sięgnęłam, bo jest pisarzem kolumbijskim urodzonym w 1950 roku, miałam więc nadzieję na coś w rodzaju Márqueza czy, ogólniej, prozę kojarzącą się z literaturą iberoamerykańską z dawniejszych lat, z czasów, kiedy wszyscy ją czytali – nie tylko Márquez, jeszcze Cortázar, Llosa, Sábato… Tego tam nie ma, ale warto dać szansę tej niezbyt długiej powieści.

Chańska: Tęsknota za „naturalną” śmiercią

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Kinga Dunin
Kinga Dunin
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka
Socjolożka, publicystka, pisarka, krytyczka literacka. Od 1977 roku współpracowniczka KOR oraz Niezależnej Oficyny Wydawniczej. Po roku 1989 współpracowała z ruchem feministycznym. Współzałożycielka partii Zielonych. Autorka licznych publikacji (m.in. „Tao gospodyni domowej”, „Karoca z dyni” – finalistka Nagrody Literackiej Nike w 2001) i opracowań naukowych (m.in. współautorka i współredaktorka pracy socjologicznej "Cudze problemy. O ważności tego, co nieważne”). Autorka książek "Czytając Polskę. Literatura polska po roku 1989 wobec dylematów nowoczesności", "Zadyma", "Kochaj i rób".
Zamknij