Fundusze z budżetu Unii miały pomagać krajom Europy Środkowej odejść od zależności od węgla, ale Polska najwyraźniej odmawia pójścia tą drogą.
Szczyt klimatyczny ONZ w Limie zakończył się powstaniem apelu o zintensyfikowanie działań na rzecz klimatu (Lima Call for Climate Action) – ostatniego spośród podpisanych na przestrzeni ubiegłych miesięcy, które wywołały rozczarowanie i sceptycyzm co do tego, czy opracowanie konkretnego i wykonalnego planu w tej dziedzinie okaże się możliwe przed szczytem w Paryżu w 2015 roku.
Jednak podczas przygotowań do negocjacji w Limie panowała atmosfera optymizmu. W listopadzie USA i Chiny podpisały porozumienie w sprawie redukcji emisji gazów cieplarnianych, a niedługo później USA zadeklarowały przekazać 3 mld dolarów na pomoc biedniejszym krajom w walce ze zmianami klimatu. Optymizm jednak znikł w czasie negocjacji, gdy okazało się, że mimo dobrych intencji i pozytywnych sygnałów większość państw nie wykazuje większej chęci podjęcia działań na rzecz zapewnienia przyszłym pokoleniem życia w nadającym się do normalnego funkcjonowania środowisku.
Dokąd dąży Europa Wschodnia?
W Europie również trwają niekończące się negocjacje, w których przewijają się kwestie wielkich pieniędzy, zorientowanych na środowisko aspiracji i, co najgorsze, ciągłej niechęci rządów do wykorzystywania potencjału tkwiącego w miliardach pochodzących z unijnego budżetu.
Planowanie wydatkowania biliona euro przeznaczonego z budżetu Unii na lata 2014-2020 to długi i skomplikowany proces trwający prawie trzy lata, który wciąż nie dobiegł końca. W Europie Środkowej i Wschodniej ponad 150 mld euro przekazanych dziesięciu państwom członkowskim na niezbędne inwestycje leży odłogiem.
W czasach, gdy panuje ekonomiczna stagnacja, nie wspominając już o wyzwaniach związanych ze zmianami klimatycznymi, Komisja Europejska podjęła działania mające na celu uniezależnienie gospodarki Europy od paliw kopalnych, a fundusze przekazywane na realizację tego przedsięwzięcia zorientowane są, w dłuższej perspektywie, na zmiany w kierunku zrównoważonych modeli gospodarki, wywierających realny wpływ na życie ludzi i środowisko. Część pieniędzy Komisja przeznacza na redukcję emisji gazów cieplarnianych związaną z przemysłem. W przypadku Polski kwota ta wynosi 9 mld euro.
Według przeprowadzonej przez Bankwatch analizy planów wydatków ośmiu krajów Europy Środkowej i Wschodniej (Chorwacja, Czechy, Estonia, Węgry, Łotwa, Litwa, Polska i Słowacja) państwa te chcą przeznaczyć na inwestycje powodujące zanieczyszczenia spore sumy z budżetu Unii, w tym również z funduszy przeznaczonych na redukcję zanieczyszczeń. Fundusze w wysokości 146 mld euro (suma z budżetu UE przekazana tym państwom) mają napędzać dążenie ku nowoczesnej gospodarce, ale dzieje się inaczej.
Mimo że zarówno rządy, jak i Komisja Europejska deklarowały „zielone wydatki” na okres 2014-2020, kwoty przeznaczane na działalność związaną z paliwami kopalnymi wciąż są wysoko na liście w państwach Europy Środkowej i Wschodniej, szczególnie jeśli chodzi o gaz i procesy kogeneracji z wykorzystaniem węgla. Na przykład w Polsce i Estonii ponad 20 proc. infrastruktury energetycznej, która ma być finansowana z budżetu UE, oparte będzie na paliwach kopalnych.
Polska, czyli najgorszy przykład
Przyzwyczailiśmy się już do tego, że Polska najmniej szanuje kwestie klimatu, a plany Warszawy na zagospodarowanie pieniędzy z budżetu UE są na to kolejnym dowodem.
Według informacji uzyskanych przez Bankwatch ze źródeł związanych z negocjacjami pomiędzy Brukselą a Komisją polskie władze planują wydać kwotę 9 mld euro przeznaczoną na redukcję zanieczyszczeń na inwestycje w przemysł górniczy. Tym samym całkowita kwota pozyskana wskutek różnych dotacji i ulg przez polski rząd na produkcję energii z węgla w latach 1990-2012 sięgnie 40 mld euro.
Wygląda na to, że fundusze unijne na redukcję emisji wspomogą cztery największe polskie przedsiębiorstwa energetyczne – PGE, Tauron, Eneę i Energę. Chodzi tu o kwotę około 1,7 mld euro. Co więcej, polski rząd planuje sfinansowanie z unijnych pieniędzy procesów pozyskiwania ciepła i energii z węgla.
Fundusze z budżetu Unii miały pomagać krajom Europy Wschodniej i Środkowej odejść od zależności od węgla, ale Polska najwyraźniej odmawia pójścia tą drogą.
Co dzieje się w innych sektorach?
Według szacunków Bankwatch wbrew oczekiwaniom na projekty związane z odnawialnymi źródłami energii przeznacza się mniej pieniędzy niż w latach 2007-2013. W Czechach inwestycje w tym sektorze spadły do zera, podczas gdy w krajach nadbałtyckich do kategorii „odnawialne” należy tylko biomasa. Brzy braku rygorystycznych kryteriów określających, na czym polega wykorzystanie biomasy w zrównoważony sposób, powstaje zagrożenie, że unijne pieniądze pójdą z dymem wraz ze znacznymi obszarami lasów. Takie niebezpieczeństwo istnieje też w Polsce.
Lepiej przedstawia się kwestia inwestycji w środki zwiększania wydajności energetycznej. Mimo że część pieniędzy trafi w ręce przedstawicieli przemysłu generującego zanieczyszczenia, jak w przypadku Polski, da się też dostrzec pozytywy. W Czechach i w Polsce inwestycje w wydajność energetyczną zwiększyły się blisko czterokrotnie. Jednak regulacje dotyczące wspierania gospodarstw domowych dotkniętych biedą energetyczną znacznie różnią się między krajami. W Polsce, gdzie jedna na pięć osób nie może sobie pozwolić na dostateczne ogrzanie domu w zimie, dla funduszy, które mogły zostać przeznaczone na zmniejszenie rachunków za energię, wyznaczono inne cele priorytetowe.
Jest to stan rzeczy typowy również dla innych kluczowych dla regionu sektorów gospodarki. Według raportu Bankwatch państwa planują wydanie połowy pieniędzy przeznaczonych na transport na budowę dróg, w bardzo niewielkim stopniu inwestując w infrastrukturę transportu publicznego. W sektorze gospodarki odpadami spalanie i składowanie na wysypiskach znajdują się na szczycie planu wydatkowania i przeznacza się na nie ponad połowę dostępnych funduszy, podczas gdy zaniedbane są takie praktyki zrównoważonego rozwoju, jak recykling, ponowne wykorzystanie czy redukcja ilości odpadów.
Dominujący brak ambicji i upór w pozostawaniu przy przestarzałych projektach i modelach planowania inwestycji w Europie Środkowej i Wschodniej byłyby zabawne, gdyby nie fakt, że są tragiczne. Należy mieć na uwadze, że plany te są konstruowane w odpowiedzi na ogłoszenie przez przewodniczącego Komisji Jean-Claude’a Junckera nowego pakietu inwestycji. Lista projektów związanych z węglem, energią nuklearną i spalaniem została przedstawiona w Brukseli przez kraje Europy Wschodniej i Środkowej jako desperacka oferta mająca na celu dążenie ku „zrównoważonemu” wzrostowi gospodarczemu.
Sama Polska chciałaby pozyskać od Junckera pieniądze na finansowanie kopalni w Gubinie, Łaziskach, Blachowni i Kozienicach, rozwój górnictwa w Gubinie i na nową elektrownię jądrową.
Znany ekonomista Lord Stern, komentując porozumienie z Limy, zwrócił uwagę na ogromne sumy (ok. 4 bilionów dolarów, według jego szacunków) przeznaczone na inwestycje infrastrukturalne, takie jak budowa dróg czy budynków w krajach rozwijających się na przestrzeni ostatnich 15 lat, i ostrzegł: „To te inwestycje powinny ulec przemianom. Poskutkowałoby to wzrostem gospodarczym, zapewniając zdrowy rozwój, redukcję zanieczyszczeń, większą efektywność i bioróżnorodność. Byłby to rozwój zrównoważony, co stanowi atrakcyjną wizję”.
Kwestia ta nie powinna podlegać dyskusji. Najwyraźniej jednak Polska i inne kraje Europy Środkowej i Wschodniej tego nie rozumieją. Ewa Kopacz trwa w przekonaniu, że dobrze sobie radzi w Brukseli, walcząc o większe możliwości zanieczyszczania kraju, a część obywateli jej wierzy. Jednak w rzeczywistości zwycięstwa Tuska i Kopacz są samobójcze.
przeł. Dominika Dymińska
Markus Trilling jest koordynatorem ds. funduszy UE w Bankwatch. Bankwatch to organizacja pozarządowa monitorująca finanse publiczne w Europie Środkowej i Wschodniej, w tym w Polsce.
Czytaj także:
Wojciech Kość, Co jest stawką negocjacji klimatycznych?