Wyciągnięcie niewinnych ludzi z łap tak zwanych stróżów prawa to sprawa honoru.
Paweł Pieniążek: Występowałeś razem z Sobakamy w Kosmosie na kijowskim Majdanie. Co sądzisz o ukraińskich protestach?
Serhij Żadan: Na razie patrzę na nie optymistycznie. Na Ukrainie dzieją się bardzo ważne rzeczy i dobrze, że ludzie wychodzą na ulice i nie zamierzają z nich zejść. Te wydarzenia są kardynalnie różne od tych z 2004 roku. Różnica polega na tym, że społeczeństwo jest nastawione na znacznie poważniejszą walkę. Wszyscy świetnie zdają sobie sprawę, że niebezpieczeństwo jest znacznie większe. Wariant siłowy stał się bardziej realny.
Co masz na myśli, mówiąc o niebezpieczeństwie?
Chociażby specjalne oddziały milicji Berkut. W 2004 roku nie było pobić, nie było krwi. W tym roku władza ma na sumieniu krew i musi za to odpowiedzieć. W tej chwili odejście z Majdanu oznacza nie tylko zdradę samego siebie, ale także tych ludzi, którzy siedzą w aresztach, zostali pobici i tych, którzy zniknęli i nikt nie wie, gdzie się znajdują. Nie chodzi więc tu już o jakiś polityczny wybór ani ideologię, tu chodzi o kwestie związane z moralnością i etyką. Wydaje mi się, że prawda jest po naszej stronie. Nie ma innej możliwości niż obrona swoich praw.
Oczywiście w 2004 też nie było łatwo. Było wiele prowokacji, jakieś pobicia w przededniu wyborów, ale nie było takiego ostrego sprzeciwu i reakcji władzy. Władza była nastawiona na kontakt, negocjacje, jakiś kompromis. Tym razem uparcie stwarza pozory, że jest silna i ma wszystko pod kontrolą, chociaż im dalej, tym widać większy chaos i wszystko jest coraz mniej przekonujące. W ich oświadczeniach widać narastającą histerię.
Władza się pogubiła?
Śledzę, co robią ci politycy, i nie widzę zbyt wiele logiki w ich działaniach. Na przykład nie rozumiem, czego chce prezydent Wiktor Janukowycz. Gdzie on jest, co robi i czemu chciał lecieć na Maltę, gdy w stolicy kraju zaczęła się rewolucja? Bo to nie jest dyskoteka – to prawdziwa rewolucja. Oni to rozumieją; mogą to nazywać, jak chcą, mogą wylewać na nas wiadra pomyj, ale wszyscy wiedzą, o co chodzi. A chodzi o to, że społeczeństwo powstało i po prostu wyszło na ulice protestować przeciwko tej władzy. Przywrócić tych ludzi do dawnego porządku będzie trudno.
Tu już więc nie chodzi w ogóle o Europę?
Eurointegracja to tylko pretekst. Ona sama nie wywołałaby takiej fali protestów. Ten kraj potrzebuje zmian i resetu, dlatego że w takiej postaci i formacie on po prostu nie działa. Skorumpowany-nieuczciwy-oligarchiczny twór, którego cała działalność polega na ograniczaniu twojej wolności, możliwości i normalnego funkcjonowania. Większość ludzi to rozumie. Oczywiście ta władza ma jakieś poparcie, ale wśród jej zwolenników znajdzie się wiele osób, które w zasadzie zgodziłyby się ze mną.
A nie jest tak, że tę siłę i determinację dała protestującym właśnie władza, rozganiając Euromajdan 30 listopada?
Właśnie rozmawiałem ze znajomymi o tym, że największym problemem pierwszych dni Majdanu był brak konkretnego planu, oświadczeń i działań. Paradoksalnie to wszystko sformułowała za nas władza. Po rozgonieniu Euromajdanu w zeszłym tygodniu, aresztach, prowokacjach pojawiły się konkretne cele. Przede wszystkim bronić aresztowanych ludzi i doprowadzić do ich uwolnienia, bo zatrzymano ich bez podstaw i niesprawiedliwie. Sam tutaj byłeś i widziałeś, że aresztowano nie tych, którzy prowokowali. Złapano po prostu niewinnych ludzi i grożą im teraz poważne wyroki. Wyciągnięcie ich z łap tak zwanych stróżów prawa to sprawa honoru – i konkretny plan, którego nie było jeszcze kilka dni temu. Podobnie jak żądania wcześniejszych wyborów, dymisji rządu i prezydenta. Jeszcze tydzień temu to była pewna abstrakcja.
Określasz się jako anarchista. Jak czujesz się w ruchu, w którym tak aktywni są nacjonaliści?
Wydaje mi się, że te wydarzenia w znacznym stopniu niwelują ideologiczne różnice między politycznymi grupami na Majdanie. Dzisiaj nie jest tak ważne, czy jesteś anarchosyndykalistą, czy ukraińskim nacjonalistą. Wszyscy mamy dzisiaj wspólnego wroga: to ta bandycka, skorumpowana, oligarchiczna władza, której trzeba pozbyć się jak najszybciej. Jeśli tak się stanie, to będziemy się zastanawiać, kto z nas bardziej kocha Ukrainę i będzie można toczyć jakieś dyskusje. Mamy wspólnego wroga i plany, to nas łączy. Trzeba na jakiś czas zapomnieć o ideologicznych różnicach.
Ale lewicowcy na Majdanie spotykają się z dużą agresją. Ostatnio doszło do pobicia; jeden z demonstrantów ma złamany nos, inny żebro.
Z prawicą trzeba porozmawiać. Jeśli nie myślą tylko o sobie i to dla nich naprawdę ważna akcja, a nie okazja do prężenia muskułów, to powinni ograniczyć swoją agresję. W Charkowie na przykład nie ma żadnych konfliktów między lewicą a prawicą.
À propos Charkowa, gdzie mieszkasz na co dzień: jak tam wyglądają protesty?
Świetnie, chociaż oczywiście nie ma tam tylu ludzi co w Kijowie. Mimo wszystko jak na Charków, gdzie jest trochę inna sytuacja i nie ma takiej tradycji protestowania, zbiera się bardzo dużo osób.
Tam też stoi miasteczko namiotowe?
Nie, ale zbieramy się każdego dnia koło pomnika Tarasa Szewczenki. Przychodzi dużo osób, nie ma partyjnej symboliki, bo robią to aktywiści społeczni, którzy mają różne poglądy. W następną niedzielę robimy festiwal Lewobrzeżny Rock, przyjadą zespoły ze wschodnich części Ukrainy. Myślę, że będzie to ważna i ciekawa akcja.
Serhij Żadan – poeta, prozaik, eseista, tłumacz, aktywista społeczny. Autor wielu książek. W Polsce ostatnio ukazał się „Woroszyłowgrad” (Wydawnictwo Czarne 2013).