Teatr

Porno w teatrze? Porno nie było, a teatr wygrał

Wygrał, bo zbudował przestrzeń wolności.

Być może skandal wokół premiery spektaklu Śmierć i dziewczyna w Teatrze Polskim we Wrocławiu to tylko akcja marketingowa. Być może, jak sugeruje prof. Adam Chmielewski, prowokacja dziennikarzy „Gazety Wyborczej”, mająca na celu ośmieszenie PiS-owskiego Ministerstwa Kultury. Nie to jest najważniejsze, bo wydaje mi się, że wydarzyło się coś o dużo większym zasięgu – na kanwie Śmierci i dziewczyny powstał drugi spektakl, w którym Minister Kultury Piotr Gliński, szefowa Kancelarii Premiera Rady Ministrów Beata Kempa, bojówki ONR i Krucjata Różańcowa, okazały się mimowolnymi odtwórcami głównych ról. Jeśli nawet Ewelina Marciniak ich nie napisała, to przynajmniej, jak się to mówi, ustawiła improwizację.

Jako kontekst do rozważań o tym, co wydarzyło się przed Teatrem Polskim (i w związku z samym budynkiem Teatru), chciałbym przypomnieć komentarz Slavoja Žižka do lacanowskiej formuły „stosunek seksualny nie istnieje”:

Struktura „rzeczywistego” aktu seksualnego (aktu z partnerem z krwi i kości) jest ze swej natury fantazmatyczna – „rzeczywiste” ciało innego służy tylko jako oparcie dla naszych fantazmatycznych projekcji. Innymi słowy, „wirtualny seks”, w którym rękawica symuluje pobudzenie tego, co widzimy na ekranie itp., nie jest potworną deformacją rzeczywistego seksu. Sprawia po prostu, że widoczna staje się stojąca za nim fantazmatyczna struktura.

Moje rozważania sprowadzają się do określenia, co jest ekranem, co na nim widać i wreszcie – kto i jak bawi się rękawicą.

1. Powstaje spisek

Najpierw musiały być przecieki. O seksie live i dzieciach na scenie. O czeskich aktorach porno. Przecieki, bo sam TP raczej nie dążył do skandalu. Jeśli twórcy spektaklu chcieli przyciągnąć widzów do teatru seksem, to należałoby raczej pójść za przykładem Gaspara Noego, który promując niedawno swój film Love, jeździł po całym świecie obiecując, że zobaczymy ejakulację w 3D. Takiej akcji marketingowej we Wrocławiu nie było. Słynny plakat Śmierci i dziewczyny jest zdecydowanie zbyt subtelny na to, żeby „epatować seksem”, zbyt subtelny na porno (odwołajmy się znów do filmu Love, żeby zauważyć różnicę). Skoro więc nie było gry na skandal teatralny, jak widać wszystko rozegrało się w mediach: jedne na przeciekach zbudowały historię, skonstruowały fakt, inne rozpoczęły wojnę. Brzmi jak spisek? Wszyscy lubimy spiski, tak bardzo pobudzają wyobraźnię.

2. Konfrontacja

Jak było z protestem, wiemy. Gdzie indziej można się dowiedzieć, że żadnej pornografii ostatecznie nie było. Od siebie dodam impresję spod teatru. Ciemno, zimno, godzina 18. Dookoła trochę policji, ale bez przesady.

Obraz 1: schody Teatru Polskiego. Tłum wrocławian (okrzyki, przepychanki). Na peryferiach obrazu rozproszeni posiadacze biletów. Kłębowisko gęstnieje w okolicach drzwi. To tam przytulają się do siebie chłopcy z ONR (jest też jednoosobowa reprezentacja żeńska). Wokół nich stoją policjanci. Zebranych pod drzwiami ściśle otacza wianuszek fotoreporterów, kamerzystów i dźwiękowców, z mojego miejsca mogę to sobie oglądać na małych ekranikach LCD trzymanych w górze, nad samym centrum wydarzeń. Nieopodal Różańcowi Krzyżowcy wciąż przekonują: nierząd i skandal, niech pan tam nie idzie. Chłopcy z ONR mówią tylko chórem, raz: kurwa!, kurwa!, innym razem: Zdrowaś! Mario!, itd. Okazjonalnie skandują: Gestapo! Gestapo!

Obraz 2, kontrapunkt. Chodnik po drugiej stronie ulicy. Tłum wrocławian z różańcami w dłoniach. Po środku samochód, na samochodzie platforma, nagłośnienie. Z platformy, zamiennie: różaniec; odczytywanie listu ministra Piotra Glińskiego do Marszałka Województwa z wezwaniem do zdjęcia spektaklu z afisza; odczytywanie słów poparcia skierowanych do protestujących przez Beatę Kempę; różaniec (zapętlenie). Rejestr emocjonalny: od ubogacającego cierpienia do słownej agresji. Ze sceny padają różne wizje na temat tego, co dzieje się (ma dziać się) w budynku: nierząd, perwersja, pornografia, biedne dzieci patrzą na seks, upadek kultury narodowej, zdrajcy Narodu! (to ONR spod drzwi), bluźnierstwo (dziś, 21.11, w Dzień Ofiarowania Najświętszej Maryi Panny), i tak dalej…

Obraz 3: przerywnik audiowizualny, to obok mnie relacja na żywo TV Trwam, we wszechobecnym hałasie udaje mi się usłyszeć, „pseudo-spektakl… smarowanie się kałem” (nie udało mi się dotrzeć do tego materiału). Im dłużej to trwa, tym bardziej wszystkich rajcuje to porno, tym bardziej rozpala się wyobraźnia. Tymczasem w Teatrze nie dzieje się nic (aktorzy już prawie godzinę czekają na widzów) i, jak wiemy, nic się nie stanie. Seks trzeba sobie będzie dorobić w wyobraźni – obojętnie, czy zajmuje się miejsce na widowni, czy na pikiecie (gdzie seks i porno odmienia się przez wszystkie przypadki).

3. Teatr/ekran

Sytuacja Teatru Polskiego w tym wydarzeniu przypomina mi projekt Opakowany Reichstag Christo i Jean-Claude’a. Artyści zasłonili budynek niemieckiego parlamentu za pomocą srebrnej, propylenowej tkaniny:

fot. txmx 2, licencja Creative Commons, Flickr.com
fot. txmx 2, licencja Creative Commons, Flickr.com

Spośród wielu interpretacji i rozważań, które w odniesieniu do Opakowanego Reichstagu rozwija Lutz Kopenick, chciałbym zwrócić uwagę na jedną: „świecąca, propylenowa „tkanina” Christo […] w sensie dosłownym służyła za srebrny ekran, na którym można projektować różne poglądy, ideologie i taktyki rozrywki”[1] . Biorąc pod uwagę napięcie i skalę emocji, jakie wyzwoliła premiera w Teatrze Polskim, sam budynek Teatru udało się przekształcić w specyficzny obiekt auratyczny – pusty ekran, za którym nic (żadne porno), jak wiemy, się nie chowało. Związani jego magnetycznym działaniem, uczestnicy debaty publicznej myśleli, że mówią o tym, co w środku, a w rzeczywistości rzucali na niego obrazy – zapośredniczone przez media fantazmaty.

W dniu premiery, zebrana wokół protestująca prawica, dokonała całkowitego przejęcia powierzchni murów budynku, na których dokonała projekcji własnych wyobrażeń. Rozumiana jako spektakl, wrocławska premiera była całkiem awangardowym działaniem teatralnym.

Cóż to za fantazmaty i wyobrażenia zostały odegrane 21.11? Przede wszystkim nienawiść do występnej rozkoszy Innego – ten Inny, zamknięty w teatrze, oddaje się zakazanej rozkoszy pornografii, a ja mu to jeszcze sponsoruję („nie będzie pornografii za publiczne pieniądze”). Po drugie, scenariusz siłowy – Śmierć i dziewczyna wyzwoliła po raz kolejny w ostatnich dniach fantazmat dyktatury – oto mąż stanu wprowadza rządy silnej ręki, by ukrócić zepsucie. Jak? Przechodząc na ręczne – pozamerytoryczne i pozaprawne, jak wytknęła Glińskiemu Karolina Lewicka w TVP – sterowanie kulturą. ONR, który tę uznaniową decyzję postanawia siłą wcielić w życie („Minister kultury powiedział, że ten spektakl ma się nie odbyć i my jesteśmy tu po to aby go wstrzymać”), przenosi PiS-owski fantazmat w dużo mroczniejsze rejony paramilitarnych bojówek, dopuszczających się na ulicach przemocy, przy mniej lub bardziej jawnym przyzwoleniu rządzących. Jest wreszcie element, który wszystko spaja: nienawistna konstrukcja Innego. To narastało: „lewactwo”, atakowane w skłotach przy okazji marszów narodowców (we Wrocławiu w 2012, w Warszawie w 2013); spalenie kukły Żyda na wrocławskim Rynku 18.11 w proteście przeciwko uchodźcom przybywającym do Europy (bo przecież nie do Polski), a kilka dni później – kondensacja tej agresji podczas protestu pod Teatrem. Kim nie było to lewactwo, ci degeneraci, którzy przyszli na porno do teatru? Oczywiście, „sodomitami”, jak krzyczeli blokujący, „zboczeńcami, pedałami!”. Dekadentami nurzającymi się w nieczystej, występnej seksualności. Ale to przestaje być kwestia słów: pogróżki, spływające do Teatru następnego dnia po spektaklu; naruszenie prywatności matki Dyrektora Teatru Krzysztofa Mieszkowskiego. Brutalizacja polityki, kwestia do tej pory istniejąca, lecz marginalna, powoli zaczyna stawać się elementem naszej codzienności.

4. Psy wojny

Ciekawe wydaje mi się nie samo skupienie pod Teatrem Polskim fantazmatów, antagonizmów i emocji społecznych (ostatnio możemy je chłonąć codziennie), ale siła tej prowokacji, która, jak mi się wydaje, osiągnęła wymiar teatralny – fantazmaty uruchomione przez spektakl Marciniak, zastąpiły uczestnikom całej sytuacji rzeczywistość. Tak jakby ktoś krzyknął: „mordować! I spuścił psy wojny” (cyt. za: William Shakespeare), a wszyscy wzięli dramat za prawdziwe życie. Zadziwiające jest to, jak politycy, na co dzień schowani z PR-owymi awatarami, radośnie utożsamili się ze swoimi ideologicznymi fantazjami.

Bezspornie pierwszoplanową postacią okazał się minister Gliński, który w domniemanym skandalu wyczuł właśnie ten przełomowy moment, w którym niczym powracający duch Cezara powraca na prawą i sprawiedliwą domową wojnę kulturową. Podział na artystów prawych i nieprawych, poszerzony potem o podział na właściwych i niewłaściwych dziennikarzy, których czas się skończy – to monolog tej postaci, której rola – w świetle rzeczywistego spektaklu Eweliny Marciniak – ostatecznie dowiodła (i dalej dowodzi), że nic tu już nie zostało z tragedii – to tylko spadanie z jednej farsy w drugą. Zamiast bronić kultury narodowej przed pornografią, Minister Kultury został cenzorem, który w dodatku nie bardzo wie, czego chciałby zakazać. Trudno o lepszy dowód braku kompetencji do tego, by zajmować się prowokującą i angażującą kulturą współczesną.

5. Teatr/falanster

Jak pisałem, nie samą prowokacją Śmierć i dziewczyna stoi – jest dokładnie odwrotnie i wątpię, żeby teksty, które, tak jak ten, poruszają polityczne okoliczności premiery, przesłoniły artystyczny wymiar tego przedsięwzięcia (zresztą już zaczęło zbierać bardzo dobre recenzje). Marciniak wygrała podwójnie – bo sama (udana) prowokacja, okazała się jedynie przypisem do tego, co działo się na scenie Teatru Polskiego. Tam, reżyserce udało się zbudować pozytywną przestrzeń refleksji, badania wrażliwości i empatii, która dalece przekroczyła kontekst prowokacji, tworząc krytyczną alternatywę dla toczącej się na zewnątrz wojenki kulturowej – spektaklu nienawiści i wojującego fundamentalizmu.

Teatr wygrał, bo okazało się, że jednocześnie może być angażującą krytyką społeczną, jak i angażującą estetycznie i etycznie sztuką. Pokazał fikcyjny status stanowisk ideologicznych oraz agresję, która je napędza, a obok zbudował przestrzeń wolności.

Biorąc pod uwagę aktualny stan debaty publicznej, takie przestrzenie będą w nadchodzącej przyszłości jak małe, fourierowskie falanstery w przestrzeni publicznej.

***

W tej krótkiej wojnie kulturowej, wróg narodu okazał się projekcją rzuconą na ściany teatralnego budynku. Nieświadoma fikcyjnych ram całej sytuacji prawica, pod przewodnictwem Ministra Kultury, własnoręcznie przykleiła sobie etykietkę histerycznych fundamentalistów, którzy, nie wiedząc, o czym mówią, w rzeczywistości walczą z własnymi urojeniami. Zamierzona czy nie, dla mnie to dobra metafora powyborczej, politycznej codzienności.

[1] „Kwartalnik Filmowy” 64/2008, s. 27.

***

Aleksander Trojanowski jestem doktorantem na Wydziale Filologicznym Uniwersytetu Wrocławskiego

Fotografia Opakowanego Reichstagu wykorzystana na licencji Creative Commons.

Czytaj także:
Krzysztof Mieszkowski: Duchowość nie musi być religijna [rozmowa]

 

**Dziennik Opinii nr 334/2015 (1118)

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij