Obecność Romów rumuńskich we Wrocławiu to dla mediów i części opinii publicznej już prawie inwazja zombie.
Prolog. Świt żywych trupów
W Świcie żywych trupów George’a Romero jest scena, w której pracownik telewizji Stephen, jego narzeczona Francine i dwaj specjalni funkcjonariusze policji, Roger i Peter, po brawurowym locie śmigłowcem przybywają do opuszczonego centrum handlowego. Sklep ma być bezpiecznym miejscem, w którym przeczekają inwazję nieumarłych. Okazuje się jednak, że zombie już tam są. Policjanci dobywają karabinów. Skołowana Francine pyta Stephena: „Co oni robią? Co ich tutaj sprowadza?”. Na co Stephen odpowiada: „Pewien rodzaj instynktu, pamięć, to co mieli w zwyczaju robić. To miejsce jest ważne dla ich życia”.
Salon jest brudny
We Wrocławiu też trwa inwazja potworów. Policja i straż miejska są już na miejscu, a z nimi – ramię w ramię – „Gazeta Wrocławska”. Łączą siły, jak służby specjalne, FBI i wojsko przygotowane na atak zombie. By utworzyć kordon sanitarny, by zapobiegać, reagować, by „tropić plagi” i walczyć ze „zmorami”. Metaforyka horroru ma się we Wrocławiu świetnie, choć potwory są wyjęte z innej niż Świt żywych trupów opowieści.
To trzymające w dłoniach różowe parasol pracownice klubu ze striptizem były przez pewien czas „największą zmorą rynku”. Zło czai się też pod co tańszymi sklepami z alkoholem. Nocami grasują pijacy, którzy rozlewają urynę po reprezentacyjnym bruku wrocławskiego centrum. Złodzieje doniczek. „Gangi żebraków”.
Ale to jeszcze nic, pomniejsze mary i trole w porównaniu z prawdziwymi zombie Wrocławia. „Cyganie atakują na Rynku” – pisze Marcin Torz. „Zaczepiają wrocławian i turystów na różne sposoby”, dochodzi nawet do tego, że „wciskają zwiędłe kwiatki”. Wrocławianin, z którym rozmawia redaktor, uważa, że „problem Cyganów powinno się jakoś rozwiązać, i to szybko, zanim do Wrocławia przyjadą turyści. Wtedy będzie obciach”. Oprócz nękania ludzi, Romowie palą ogniska późną nocą, śpiewają i zachowują się „karygodnie” – jak donosi w liście do prezydenta miasta Rafała Dutkiewicza radna Wanda Ziembicka-Has. „Przerażona” pyta „z poważaniem i ukłonami” o możliwość zwiększenia kontroli Rynku przez policję i straż miejską.
Straż miejska karze mandatami. Nieumarli wracają. Nie ma srebrnej kuli, jak na wampiry; nie ma napalmu; nie ma szczepionki na wirusa zamieniającego normalnych obywateli w żądne krwi potwory. Znikąd pomocy. Prasa panikuje. „Jak przywrócić Rynkowi blask?” – pyta „Gazeta Wrocławska”. Ostatnią deską ratunku może być szpilkostrada, która ma się pojawić w przyszłym roku, czyli „pas chodnika, który umożliwi spacer w szpilkach po Rynku” – dopowiadają redaktorzy.
A radnej odpowiada Jacek Sutryk, dyrektor Departamentu Spraw Społecznych Urzędu Miasta Wrocławia. W liście pisze, że obecnie trwa proces, który gmina wytoczyła Romom, i zdaniem dyrektora „nie ma uzasadnienia dla ponoszenia wydatków z budżetu Gminy na działania, które w chwili obecnej będa nieskuteczne”. W dalszej części Jacek Sutryk zaznacza, że Gmina złożyła do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych projekt „Romowie rumuńscy”. Ponadto stowarzyszenie Ludzie Ludziom w partnerstwie z Gminą Wrocław (o czym dyrektor Sutryk poinformował kilka tygodni temu przed kamerami na wrocławskim koczowisku) złożyło kolejny projekt „Pojutrze – system wsparcia imigrantów romskich wykluczonych społecznie”, który brał udział w konkursie Funduszu Inicjatyw Obywatelskich.
Być może szpilkostrada jest pomysłem najbardziej konkretnym, bo do tej pory nie jest znana publicznie – przynajmniej mnie, mimo starań, nie udało się uzyskać od miasta i odpowiednich organów administracji informacji – treść wspomnianego projektu gminy, który został złożony w MSW w listopadzie ubiegłego roku. Nie wiadomo też, czy jest on przez gminę realizowany. Tymczasem dwuletni projekt stowarzyszenia Ludzie Ludziom złożony w partnerstwie z Gminą Wrocław został oceniony jako niemerytoryczny. W marcu do władz miasta i województwa trafiła natomiast oddolna „Propozycja powołania zespołu ds. rumuńskich Romów we Wrocławiu” autorstwa stowarzyszenia Nomada. Wojewoda dolnośląski zapowiedział powołanie takiego zespołu. Przedstawiciele Urzędu Miasta Wrocławia zapowiedzieli, że włączą się w jego prace. Póki co nie są jednak znane: data, skład oraz zakres prac zespołu.
„Z troski o obywateli naszego miasta i spokoju, który powinien im być zapewniony”
Metaforyka horroru i doniesienia o przerażonych „atakiem” obywatelkach i obywatelach to jedno. Ale realna praca na rzecz poprawy sytuacji migrantów romskich z Rumunii to coś zupełnie innego. Bo w przeciwieństwie do Świtu żywych trupów tu naprawdę nie trzeba sięgać po broń największego kalibru. A Romowie-zombie wcale nie są intruzami, których należałoby deportować albo zamknąć w ośrodkach detencyjnych, ale przybyszami z kraju, który podobnie jak Polska jest członkiem Unii Europejskiej. I mają takie prawa jak inni obywatele Unii.
W trosce o mieszkańców Wrocławia wystarczyłby niezobowiązujący research. Zamiast umartwiać się paleniem ognisk, śpiewami i zwiędłymi kwiatkami – dziennikarze, radni i wszyscy zainteresowani kwestią Romów mogliby skierować do władz konkretne pytania i zażądać odpowiedzi na realnie istniejące problemy. Gdyby takie pytania padały także na łamach prasy, być może ułatwiłoby to komunikację z przedstawicielami władz, która dziś właściwie nie istnieje. Niełatwo jest dążyć do poprawy sytuacji mieszkańców Wrocławia, jeżeli władze niechętnie informują o podjętych przez siebie działaniach. Lub nie informują wcale. Dziś debata, która pozornie toczy się wokół Romów żyjących na wrocławskich koczowiskach – a tak naprawdę kręci się wokół lęków indukowanych mieszkankom i mieszkańcom Wrocławia – w najmniejszym stopniu dotyczy ich samych. Są traktowani jak filmowi zombie, które zamiast na sklep, napierają na Rynek.
Epilog
Być może teraz kolejne wcielenie Francine pyta gdzieś, w redakcjach wrocławskich gazet, w mieszczańskich wnętrzach lub popijając kawę na Rynku: „Co oni robią. Co ich tutaj sprowadza?”. Odpowiedź, jaka powinna paść tym razem, to: „Zebranie nie jest pewnym rodzajem instynktu, zwyczajowym działaniem. Wynika z biedy. A Rynek zapewne jest dla życia Romów z koczowisk ważnym miejscem. Miejscem spotkań z upokorzeniem”.