Czy jesteśmy gotowi na to, żeby spojrzeć na zwierzęta inaczej? O wystawie „Ecce Animalia” w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku.
Czym są dla nas zwierzęta? A może raczej należałoby zapytać „kim”, jeżeli weźmiemy pod uwagę fakt, że w Indiach delfiny zostały uznane za osoby niebędące ludźmi, a zasadność antropocentrycznego paradygmatu jest szeroko kontestowana, nie tylko na akademii i nie tylko przez „zieloną” koalicję? Czy warto utrzymywać ten podział, gdy widzimy, że nie dotyczy on wyłącznie „nieludzkiego” traktowania zwierząt, co raczej rzeczywistości opartej na „nieludzkim” traktowaniu wszystkiego dookoła? Z tymi pytaniami mierzyła się wystawa Ecce Animalia w Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku, towarzysząca konferencji „Zwierzęta i ich ludzie”.
Wiemy, że zwierzęce truchło było historycznie warunkiem i miarą dobrobytu, że podstawowa komórka społeczna, jaką jest rodzina – gdy jeszcze wierzono w „podstawowe komórki społeczne” – po prostu nie wyobrażała sobie funkcjonowania bez niego. Zachwycaliśmy się pięknymi futrami i skórą, wmasowując w swoje twarze kremy testowane na zwierzętach, klepiąc czasem po głowie przywiązanego do łańcucha psa, który pilnował posesji. – Jedz mięso, będziesz mieć siłę – mówili rodzice. – Ziemniaków nie musisz kończyć, ale kurczaka tak – dodawali, wskazując na cenne białko w formie panierowanego fileta.
Prawie wszyscy z mojego urodzonego w latach dziewięćdziesiątych pokolenia i generacji przed nami grzecznie jedli mięso, bo tak było „najrozsądniej” i „najzdrowiej”. Tak się kalkulowało, a mięso bywało luksusem, z którego po prostu nie wypadało rezygnować. Po latach, gdy wraz z wiekiem zaczęło wzrastać prawo do samodzielnych decyzji, niektórzy postanowili wyzwolić się z potrzeby wykorzystywania i zabijania zwierząt.
Dorośliśmy – społeczeństwo, a może tylko my, roczniki posttransformacyjne, kupujące etyczne rozterki wraz z całym pakietem identyfikacji do wyboru – do przekonania, że zwierzętom należy się coś innego. Ale co?
Raczej wciąż niepełne oswobodzenie, wciąż chyba trzyma nas w ryzach miesożercza i antropocentryczna wyobraźnia. Ciągle zastanawia mnie zasadność istnienia takich produktów jak wegański smalec, wegańskie flaki i wegański pasztet – roślinne zamienniki typowo mięsnych potraw zdają się pokazywać, że nawet weganom brakuje choćby ułamka smaku padliny, którą ze względu na swój światopogląd zastępują kiełkami lucerny i fasolą. Etyczny wybór najwidoczniej nie równa się całkowitemu unieważnieniu tęsknoty za poznanym wcześniej smakiem zwierzęcia poddanego i zabitego.
Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku rozwiązało ten dylemat skutecznie: po poświęconej zwierzętom wystawie Ecce Animalia po prostu nie zaserwowano uśmierzającego tęsknotę ersatzu – zabrakło flaków z boczniaka, sojowych wędlin i smalcu z jabłek. Tamtejsza wegańska kolacja była zupełnie „czysta”. Tak samo czyste były w większości przypadków intencje artystów tworzących wystawę Ecce Animalia. W wielu zgromadzonych na niej dziełach zwierzę nie zostało zredukowane do symbolu czy metafory, oznaczało jedynie samo siebie. Kuratorka ekspozycji Dorota Łagodzka napisała we wprowadzeniu, że artyści coraz częściej dziś podejmują nową problematykę związaną ze zwierzęcą podmiotowością i indywidualnością. Czy to znaczy, że nasze uniezależnienie się od padliny nareszcie przestaje być jednostkowym manifestem, tylko odciska się w innych porządkach, także w sztuce?
Najwyraźniej tak. Trudno obecnie szukać dzieł przedstawiających inne gatunki wyłącznie jako skrawek szynki w martwej naturze bądź uroczą, szczekającą ozdobę na kolanach przykrytych jedwabną suknią. Minęły czasy, w których zwierzę musiało nieść na swoim ciele wojownika lub być martwe, by jego wizerunek mógł zaistnieć na wielkoformatowym obrazie. Mimo to znane ze sztuki poprzednich wieków poniżenie pozostałych gatunków oraz zmuszenie ich do funkcjonowania pod człowiekiem (niejednokrotnie dosłownie) to wciąż mocno utarty w naszej świadomości schemat, który wystawa w Orońsku stara się nie tyle odwrócić, co wyrównać. Zwierzę obrazowane w znajdujących się na niej dziełach nie jest ani gorsze, ani lepsze od człowieka, stanowi równorzędny podmiot, nie przedmiot.
Najmocniej zwierzęca podmiotowość, a także zdolność twórcza, została pokazana w pracy autorstwa kolektywu Czekalska+Golec, pod tytułem Homo anobium st. Francis 100% sculpture. Podobnie jak w przypadku obrazów stworzonych przez malujące trąbą słonie i artystycznie uzdolnione małpy, tutaj, z pomocą artystów, korniki stworzyły własną, niepowtarzalną rzeźbę, mocno nadgryzając drewniane wizerunki świętego Franciszka. Oryginalne dzieło powstałe w wyniku ich „pracy twórczej” pokazuje, że zwierzęta są obecnie nie tylko autonomicznym motywem w sztuce, ale i zaczynają wspomagać artystów, partycypując przez to w dziedzinie typowo ludzkiej, będącej niegdyś podstawowym gwarantem wyższości człowieka nad światem zwierząt.
W kolejnej pracy, czyli filmie Kathy High Lilly Does Derrida: A Dog’s Video Essay, oglądamy jednooką sukę, Lily, która komentuje męskim głosem relacje pomiędzy ludźmi a pozostałymi gatunkami zwierząt, zastanawiając się, w jaki sposób wzajemnie się rozumieją i czy w ogóle. Osobista narracja i sposób konstruowania opowieści wychodzą z przeświadczenia, że Lily ma duszę. Natomiast leżące ze spokojem na posadzce rzeźby – Piesek Adama Prockiego (z 1965 roku), Wyżeł Czesława Makowskiego (z 1919 roku) i Pies Antoniego Janusza Pastwy (z 2005 roku) obrazują zwierze w sposób jak najbardziej neutralny. Wykorzystanie jego wizerunku nie ma niczego symbolizować, gloryfikować ani potępiać. Pretekstem do ukazania zwierząt była najzwyczajniejsza w świecie chęć utrwalenia ich sylwetek w kamieniu. Tak samo stało się w przypadku obrazów Tomasza Tatarczyka i Gheto Castellano – pies jest w nich autonomicznym, pełnym motywem. Mimo kompletnie różnych technik plastycznych i nieco odmiennych spojrzeń wszystkie wyżej wymienione prace pokazują zwierze myślące, odczuwające, definitywnie niebędące jedynie zbitką mięśni i materiałem na kotlet bądź pasztet. A skoro pies nim nie jest, to dlaczego taki los miałby spotykać świnię?
„Jedno zwierze kochasz, drugie zjadasz” – grzmiał plakat ze zdjęciem psa i świni powieszony pewnego dnia na drzwiach wejściowych do mojej steinerowskiej podstawówki. Po powrocie ze szkoły żaden z domowników nie umiał mi wyjaśnić, dlaczego nasze psy odwozimy do specjalnego fryzjera za miastem, a trupy innych zwierząt smażymy w panierce.
Ta dziwaczna, a jakże powszechna hipokryzja jest poddana krytyce na wystawie Ecce Animalia. Kilka tamtejszych dzieł przeznaczonych jest specjalnie dla tych, którzy łkają, widząc w telewizji smutne oczy psa za kratami przepełnionego boksu w schronisku, ale swój ból zagryzają kanapką z szynką. Wspomniane prace ukazują słabość zwierzęcia, jednak nie po to, aby odebrać mu podmiotowość. Zabiegi te zostały podjęte w celu wywołania u oglądających protestu wobec takiego traktowania innych gatunków, lecz nie jawiły się one jako ostentacyjne i kontrowersyjne. Daleko było im do przyprowadzenia na zlecenie Jannisa Kounellisa stada koni do galerii w 1969 roku lub skazania przez Guillerma Habacuca Vargasa psa na śmierć z głodu, lecz i tak dobitnie obrazowały zniewolenie zwierząt, któremu widz ma się sprzeciwić. Działo się tak chociażby w pracy Dwanaście strzyków. Z Biblioteki Przysposobienia Rolniczego Kuby Bąkowskiego lub Zabijanie Świni Jarosława Modzelewskiego.
Do ogromnych emocji podczas oglądania wystawy zmusiło mnie także niewyraźne zdjęcie grupy kotów na masce samochodu, pod którym widniał rozczulający podpis: „Specjalne podziękowania dla anonimowego autora fotografii z internetu”. Krążące po sieci zdjęcie wykonane telefonem komórkowym, które mógł zrobić właściwie każdy z nas, znalazło się w sali Centrum Rzeźby Polskiej obok monumentalnych realizacji rzeźbiarskich, co było spowodowane albo nieco nieudaną próbą wciągnięcia się w pęd ku nowoczesności, albo dziwną chęcią zapełnienia pustki ściany.
Żeby była jasność – lubię zdjęcia kotów w internecie, a czasami lubię je nawet w galerii. Kilka miesięcy temu rozmawiałam o tym z Michałem Torzeckim, tuż przed otwarciem jego wystawy MeMe, na którą stworzył serię monochromatycznych, olejnych obrazów, przedstawiających w nieco gorzkim wydaniu sympatyczne kotki z sieci. Zwierzęta Torzeckiego zawisły na ostatnim piętrze alternatywnego centrum handlowego Mysia 3. Na wernisaż przyszło kilku celebrytów, a każdego z nich otoczył wianuszek paparazzich, którzy starając się uchwycić uśmiechy sław, przypadkowo robili zdjęcia także obrazom i dzięki temu trafiły one na Pudelka. Internet zjadł własny ogon, a konwencja się wybroniła. Czego niestety nie można powiedzieć o rozmazanym zdjęciu kotków z Centrum Rzeźby Polskiej, które pojawiło się tam zdecydowanie za wcześnie.
Z drugiej strony widzowi może nasunąć się pytanie, czy sama tematyka wystawy nie jest zbyt szybkim rozbiegiem w stronę nowego, gdy wegetarianizm przez sporą część społeczeństwa jest nazywany fanaberią, a weganizm uznaje się za sektę ześwirowanych cierpiętników?
Czy jesteśmy gotowi na to, żeby spojrzeć na zwierzęta inaczej i całkowicie wyzwolić je spod swojego jarzma? I przede wszystkim, czy gdy do tego dojdzie – poradzimy sobie bez nich?
W kontekście tych pytań należałoby też rozważyć kontynuację prób takich jak ta z Orońska. Bo debaty nie rozstrzygnie tylko kwestia zgody lub niezgody na wegański lub całkiem niewegański smalec.
Wystawę „Ecce Animalia” w Muzeum Rzeźby Współczesnej, Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku można oglądać do 15 czerwca.
Artyści:
Magdalena Abakanowicz, Steve Baker, Basia Bańda, Kuba Bąkowski, Jan Antoni Biernacki, Mary Britton Clouse, Cheto Castellano, Beata Czapska, Tatiana Czekalska & Leszek Golec, Józef Gott, Wiktor Górka, Justyna Górowska, Małgorzata Gurowska, Kathy High, Antoni Kenar, Piotr Kurka, Czesław Makowski, Artur Malewski, Jarosław Modzelewski, Stanisław Kazimierz Ostrowski, Antoni Janusz Pastwa, Adam Procki, Józef Robakowski, Zygmunt Rytka, Filip Sadowski, Angela Singer, Tomasz Skórka, Andrzej Szarek, Marek Targoński, Tomasz Tatarczyk, Jerzy Truszkowski