Sztuki wizualne

Bilewicz: Powrót wypartego chałaciarza

Nawet dla urodzonych w XXI wieku nastolatków Żyd to nadal: pejsy, kapelusz, kiwanie się i handel. To przedwojenny sztetl i jego mieszkańcy.

Sprzedawane na straganach figurki stereotypowo przedstawiające Żydów są od lat osią symbolicznego konfliktu pomiędzy Polakami a Żydami. Polscy nabywcy antysemickiego rękodzieła zwykle nie dostrzegają stereotypów, którymi naszpikowane są postaci Żydów dzierżących wielkie monety, taszczących worek pieniędzy czy – w najlepszym razie – kiwających się na sprężynkach. „Żyd w sieni, pieniądz w kieszeni” – to hasło zrobiło w Polsce furorę, a obrazki Żydów z pieniędzmi umieszczane w przedsionkach polskich domów, sklepów i restauracji są chyba najbardziej bezpośrednią realizacją tego sloganu.

Polscy posiadacze tych obrazków czy figurek traktują dziś Żydów jak dobry omen, przynoszący szczęście domownikom czy właścicielom sklepu. Stąd wiedzie prosta droga do konfliktu z odwiedzającymi Polskę Żydami – z Izraela, Stanów Zjednoczonych czy Europy Zachodniej – dla których podobne przedstawienia Żydów są obelgą rzuconą nie tylko w stronę współczesnej diaspory żydowskiej, lecz – w szczególności – w stronę ofiar Holokaustu, z których oprawcy nieraz starali się wytrząsnąć przed śmiercią „ostatnią monetę”. Nawet dziś niektórzy właściciele figurek i obrazków raz na tydzień rytualnie odwracają swojego Żyda z woreczkiem pieniędzy („A nuż coś nam skapnie!”).

Konflikt ten był wielokrotnie opisywany przez polskich publicystów i antropologów, starających się zrozumieć fenomen antysemityzmu ukrytego pod pozorem fascynacji i podziwu dla żydowskiej zaradności. Świat zna jednak wiele tego typu paradoksów – o czym świadczą choćby badania Susan Fiske nad „życzliwym” seksizmem czy socjologiczne analizy Mary Jackman na temat społecznej „aksamitnej rękawicy”, wymierzającej cios wszelkim grupom dyskryminowanym pod pozorem sympatii i podziwu.

Wystawa Pamiątka, zabawka talizman, której otwarcie nastąpiło w ramach tegorocznego Festiwalu Kultury Żydowskiej w Krakowie, otwiera zupełnie nowy rozdział w naszym rozumieniu konfliktu o figurki „Żyda z monetą”. Droga, którą prowadzi kuratorka wystawy – profesor antropologii Erica Lehrer z kanadyjskiego Uniwersytetu Concordia – rozpoczyna się przed zdjęciem ula w kształcie Żyda, który miał chronić pasiekę przed złem. Pszczoły czasem wylatują i nigdy nie wracają, czasem są atakowane przez szerszenie, rój narażony jest na choroby i pasożyty. Tam, gdzie tracimy możliwość oddziaływania na otoczenie, pojawia się magiczny Żyd. Żyd fascynujący, nieodgadniony – a dzięki temu odgrywający szczególną rolę w polskim społeczeństwie.

Na kolejnych filmach widzimy elokwentnych i zamożnie ubranych mieszkańców Krakowa, którzy co roku przychodzą „upolować sobie Żyda” na odpustach Emaus. Czytamy śpiewnik z pastorałkami (wydany ze środków Fundacji Wolności i Akademii Rozwoju Filantropii!), w którym skrajnie stereotypowy „uparty Żyd” ma przynieść szczęście nowo narodzonemu Jezusowi, w którego oczywiście sam nigdy nie uwierzy… Imponująca kolekcja współczesnych kiczowatych, odpustowych figurek pojawia się jednak już na samym początku ekspozycji. Zaczynamy więc od końca – a wystawa prowadzi nas w dość nietypowy sposób do źródeł tych przestawień, które – co jest wielkim zdumieniem dla zwiedzającego – wcale antysemickie nie są.

Wracając do korzeni ludowych przedstawień Żydów, można zobaczyć, że naiwni artyści przedstawiali Żydów w sposób w miarę wiarygodny. Zderzając filmy przedstawiające międzywojenne społeczności chasydzkie z figurkami ludowymi, chyba każdy dostrzeże wierność przedstawień – przy oczywistej ignorancji co do roli i funkcji elementów żydowskiego ubioru. Co więcej, sposób przedstawienia Żydów w rzeźbach Klary Prillowej i innych utalentowanych artystów naiwnych jest oczywistym źródłem inspiracji dla dzisiejszych twórców stereotypowych figurek żydowskich. Tutaj naprawdę niewiele się zmieniło: polscy sąsiedzi podglądali swoich żydowskich sąsiadów i przedstawiali ich tak, jak potrafili – często zresztą z sympatią, czasem może z fascynacją egzotyką – jednak próbując oddać wiernie szczegóły żydowskiego stroju. To te wyobrażenia ukształtowały wiedzę Polaków o Żydach. Przekonałem się o tym niedawno, gdy spytałem w badaniach dużą próbę warszawskich licealistów i licealistek, z czym kojarzą im się Żydzi. Nawet dla urodzonych w XXI wieku nastolatków Żyd to nadal: pejsy, kapelusz, kiwanie się i handel. To przedwojenny sztetl i jego mieszkańcy.

Wszystko to rzuca zupełnie nowe światło na nasze oburzenie tymi obrazkami. My – polscy Żydzi – podobnie jak diaspora amerykańska czy Izraelczycy, nie chcemy być wtłaczani w stereotypowe ramy. Tak naprawdę jesteśmy jednak „słoikami”, dla których przypomnienie o prowincjonalnych korzeniach jest mocno zagrażające. Chcemy być potomkami Freuda, profesorów uczelni, w najgorszym razie wielkich rabinów czy sefardyjskich przybyszów. Prawie w każdej żydowskiej rodzinie kultywowana jest odległa pamięć o rabinackich przodkach. Do przodka nosiwody, cholewkarza czy kupca bławatnego raczej nikt się nie przyznaje. A tych jest przecież większość w każdym drzewie genealogicznym.

W ostatnich latach Polacy zaczęli przepracowywać swoje chłopskie pochodzenie. Dokonania muzyczne Ruty czy teatralne Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego pokazały, że z pradziadka parobka można być dumnym bardziej niż z gnębiącego go szlachcica-powstańca. „Słoiki” zaczęły mówić własnym głosem, z podniesioną głową, dumni ze swojego pochodzenia. Z Żydami jest jednak zupełnie inaczej. Muzyki klezmerskiej słuchają dziś głównie Niemcy i Polacy. To tu organizuje się największe festiwale współczesnej kultury inspirowanej kulturą żydowskiego miasteczka. W Nowym Jorku czy w Izraelu na koncerty muzyki klezmerskiej (nawet tej najbardziej nowocześnie wykonanej) przychodzi zwykle garstka słuchaczy. Żydowska inteligencja tłumnie stawia się za to na koncertach muzyki poważnej, a żydowska młodzież – woli reggae Matisyahu jako wyraz swojej kulturowej tożsamości. Jedzenie wschodnioeuropejskiego miasteczka jest w Izraelu symbolem obciachu, a głównymi daniami żydowskiej tradycji kulinarnej stają się dla tamtejszej młodzieży arabski humus i falafel.

My, polscy, amerykańscy, izraelscy Żydzi, nadal nie uporaliśmy się z brudnym, nieogolonym, odmiennym cywilizacyjnie chasydem, siedzącym gdzieś w naszych drzewach genealogicznych. Tak naprawdę myślimy o nim to samo, co niegdyś Maria Dąbrowska czy Stefan Żeromski oraz ich żydowscy odpowiednicy: asymilatorzy, wyrafinowani inteligenci, socjaliści czy komuniści. W ich wypowiedziach znajdziemy pogardę, która do dziś kształtuje nasz lęk przed byciem naznaczonymi jako chałaciarze.

W ostatniej sali wystawy Pamiątka, zabawka, talizman wracamy znów do współczesności, otoczeni bardzo ładnymi figurkami stworzonymi w warsztacie Józefa Reguły w Połańcu. Jedna z nich przedstawia parę żydowskich partyzantów. Ten sam wychudzony chasyd w chałacie i czapce z brodą dzierży w dłoni karabin maszynowy. Skandal, pomyślałem. To całkowicie niezgodne z naszymi wyobrażeniami o żydowskich partyzantach i powstańcach. To nie Edelman, Anielewicz, Abba Kowner. Zamiast wspaniałej, dorodnej młodzieży syjonistycznej i zapalonych rewolucjonistów z naganami w ręku – znowu chałaciarze? Czułem, że ktoś obraża naszych dziadków, którzy przecież już w międzywojniu posługiwali się piękną polszczyzną, snuli romantyczne plany o bezklasowym społeczeństwie albo rolniczej idylli w Palestynie. Tylko, że to oni właśnie przeżyli. A chałaciarz zginął w krematorium. Żyd handlarz, z monetą, musiał wyjechać z komunistycznej Polski, w której dla niego nie było miejsca. Dzięki figurkom chałaciarz, handlarz, odzyskuje swoje prawo do obecności w historii. Jego postać wciąż powraca. Przypominają o nim Polacy. Główny wróg nazistowskiej propagandy – Ostjude – nie dał się wymazać z historii. Jeśli my się nie pogodzimy z nim, jeśli nie będziemy z niego dumni i nie dostrzeżemy w nim części naszego żydowskiego dziedzictwa – wówczas nigdy nie zrozumiemy pełnych dobrej woli rzeźbiarzy ludowych. A każde przedstawienie – z monetą czy bez – będzie dla nas kolejnym zagrożeniem i bez specjalnej refleksji zawołamy: „Antysemityzm!”.

Wystawa Pamiątka, zabawka, talizman preentowana jest w Muzeum Etnograficznym im. S.Udzieli w Krakowie do 14 lipca.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Zamknij