Nazwali się „Tea Party” i pomstowali na wielki biznes, choć sponsorowali ich miliarderzy. Dziś nie wierzą, że Biden uczciwie wygrał wybory, i wyznają najróżniejsze teorie spiskowe. Za kilka dni radykalna prawica najpewniej przejmie amerykański Kongres.
Zacznijmy od koniecznego banału: tzw. midterms, czyli wybory połówkowe przypadające w połowie czteroletniej kadencji prezydenckiej w USA, tradycyjnie od połowy XX wieku przegrywa partia urzędującego prezydenta, czyli w tym wypadku demokratów. Ostatnio ta reguła potwierdziła się w 2010 roku, dwa lata po tym, gdy urzędowanie rozpoczął demokrata Barack Obama, kiedy po raz pierwszy do Kongresu weszli w dużej liczbie reprezentanci populistycznej prawicy, nazywającej samą siebie Tea Party.
Dwanaście lat później większość republikanów podziela radykalizm tamtego ruchu: przekonanie, że lewicowe elity weszły w diabelski pakt przeciwko Ameryce i że poprzedni prezydent, republikanin Donald Trump, w istocie wygrał wybory prezydenckie 2020.
Patriotyzm ekonomiczny i inkluzywny populizm pomogą odebrać Trumpowi klasę ludową?
czytaj także
Innymi słowy – ledwo trzymający Kongres demokraci (przewaga ośmiu mandatów w liczącej 435 miejsc Izbie Reprezentantów oraz remis w stuosobowym Senacie) pod wodzą mało popularnego prezydenta (według agencji sondażowej FiveThirtyEight Joe Bidena popiera tylko 42,4 proc. Amerykanów) powinni zostać zmieceni w obu izbach Kongresu.
Szansa na to, że republikanie przejmują Izbę Reprezentantów, rzeczywiście jest duża. Przewaga obozu opozycji nie powinna jednak być przygniatająca i raczej nie mówi wiele o nastrojach wyborców. Na tym etapie zarówno demokraci, jak i republikanie spodziewają się, że ci drudzy przejmą kontrolę nad niższą izbą Kongresu. Jest jednak spora szansa, że najważniejszą informację o tym, kto przez najbliższe dwa lata będzie kontrolował Senat, otrzymamy dopiero w grudniu – a to dzięki spodziewanej dogrywce w Georgii między urzędującym demokratycznym senatorem Raphaelem Warnockiem a być może najbardziej kontrowersyjną postacią wyborczego sezonu, jaką jest jego republikański rywal – były gwiazdor futbolu Herschel Walker.
Zanim zagłębimy się w najciekawsze starcia sezonu, powiedzmy sobie szczerze, że obie partie są w opłakanej kondycji i żadna nie ma nic ciekawego do zaoferowania amerykańskiemu wyborcy, straszonemu na zmianę aborcją i inflacją. Przywództwo Bidena nad własną partią jest żadne, skoro nawet przychylne demokratom media wydają się preferować innego kandydata w wyborach prezydenckich, które odbędą się za dwa lata. Partia republikańska wciąż najwyraźniej należy do Trumpa, z rysującą się coraz wyraźniej pokoleniową rywalizacją między byłym prezydentem a gubernatorem Florydy, postrzeganym jako młodsza, łagodniejsza wersja Trumpa – Ronem DeSantisem.
Mściwy, bystry, potworny buc. „Florida man” na miarę amerykańskiej prezydentury
czytaj także
Na dwa dni przed wyborami Trump ma się pokazać na wiecu w Miami, jako poplecznik swojego niegdysiejszego rywala, republikańskiego senatora Marco Rubio (który zapewne utrzyma senatorski fotel w starciu z demokratką Val Demings). DeSantis, potwierdziły media, nie został zaproszony. Mimo to DeSantis ma się dobrze i chociaż jego gubernatorski fotel też figuruje w tym roku na karcie wyborczej, sondaże wskazują, że jego demokratyczny oponent, Charlie Crist, nie ma właściwie szans go pokonać.
Jak nisko upadł republikański wyborca, świadczy atak na dom Nancy Pelosi w San Francisco, gdzie młody biały mężczyzna David DePape rzucił się z młotkiem na 82-letniego męża spikerki Izby Reprezentantów, który w rezultacie doznał uszkodzenia czaszki. Jak nisko upadła partia demokratyczna, niech zaświadczy fakt, że demokraci wydali kampanijne pieniądze na promowanie najgorszych, najbardziej radykalnych republikańskich kandydatów w prawyborczej części kampanii, żeby ułatwić sobie pokonanie ich w finałowej rozgrywce.
Republikanom nie pomogła zapewne kwestia aborcji. W czerwcu 2022 konserwatywny Sąd Najwyższy zniósł prawo Amerykanek do aborcji na poziomie federalnym, zostawiając tę kwestię poszczególnym stanom. Ta decyzja może zmobilizować demokratyczny elektorat do większej niż kiedykolwiek partycypacji w wyborach połówkowych, które część wyborców tradycyjnie ignoruje, oddając głos jedynie w latach wyborów prezydenckich. Pytanie brzmi również, czy antyaborcyjna ortodoksja nie przełoży się na brak entuzjazmu wyborczego po stronie wyborczyń Partii Republikańskiej.
Obok gospodarki i inflacji aborcja jest ważnym tematem dla wyborców po obu stronach. W tym kontekście Herschel Walker, konserwatywny kandydat, który zetrze się z obecnym demokratycznym senatorem Georgii, zasłynął w ostatnich tygodniach jako typowy konserwatywny hipokryta. Jak się okazało, przeciwny prawu kobiet do aborcji Walker w przeszłości zapłacił za aborcję kobiety, która zaszła z nim w ciążę. Przeciw Walkerowi wystąpił nawet jego rodzony, lecz opuszczony syn. Christian Walker opowiedział o życiu bez ojca, który maluje się na dobrego republikanina. W tym samym czasie kontrkandydat Raphael Warnock boryka się z oskarżeniami o użycie pieniędzy z kampanii senatorskiej na koszty prawne związane z poprzednim zatrudnieniem, więc i u demokratów nie jest idealnie.
W ostatnich latach Georgia stała się terenem zaciętej walki między demokratami a republikanami. Oprócz wyścigu senatorskiego za parę dni dojdzie tu również do starcia między obecnym republikańskim gubernatorem Brianem Kempem a wielką faworytką demokratów, Stacey Abrams. Kemp i Abrams to dwie najważniejsze postacie sporu o głosy w Georgii. Abrams oskarża Kempa i jego administrację o wykreślanie wyborców z systemu bez powodu lub pod błahym pozorem, co ma dysproporcjonalnie uderzać w afroamerykański elektorat Florydy.
Nie mamy pana na liście i co nam pan zrobi? Jak się odbiera prawo wyborcze w USA
czytaj także
Aż do wyborów 2022 Kemp był faworytem Trumpa, jednak nie dał się przeciągnąć na stronę wyznawców „wielkiego kłamstwa” i uznał, że Biden uczciwie wygrał wybory. Jednocześnie gwiazda Abrams wydaje się słabnąć; podobno nie jest w stanie przyciągnąć młodych czarnych mężczyzn, którzy wierzą, że to republikanie mają właściwą odpowiedź na rosnącą inflację.
Warto też wspomnieć o rosnącym poparciu Latynosów, zwłaszcza latynoskich mężczyzn, w stosunku do partii republikańskiej – również głównie z ekonomicznych powodów. Odczuwane wszędzie, zaangażowanie Latynosów na prawicy widać zwłaszcza na południu Florydy i na południu Teksasu.
Położona nieco wyżej Nevada daje republikanom największą szansę na odebranie demokratom Senatu. Obecnie urzędująca demokratyczna senatorka Catherine Cortez Masto, pierwsza latynoska senatorka w historii USA, zmierzy się tu z republikaninem Adamem Laxaltem, który wyprzedza ją nieco w sondażach i „jedzie” na imigracji i chaosie na południowej granicy.
Czarni, Latynosi, Chińczycy i kobiety. Dlaczego oni wszyscy głosowali na Trumpa?
czytaj także
Beznadziejnie wygląda starcie między Mehmetem Ozem, republikańskim kandydatem z Pensylwanii, a demokratą Johnem Fettermanem. Pierwszy z nich to oskarżony o uprawianie pseudonauki doktor-celebryta, a drugi niedawno przeszedł udar. Debata między tymi dwoma zdemoralizowała wszystkich nielicznych oglądających.
Arizona – kolejny stan, o który walczą obie partie – ma własny problem, któremu na imię Kari Lake, najprawdopodobniej przyszła gubernatorka stanu, znacznie mocniej wielbiąca Trumpa niż dotychczasowy republikański gubernator Dough Ducey. Obecna sekretarz stanu demokratka Katie Hobbs, która zetrze się z Lake, raczej nie ma szans. Lake ma nad nią przewagę nie tylko w tym sensie, że wśród wyborców w Arizonie nie brakuje zwolenników radykalnej prawicy, ale również dlatego, że zanim stała się polityczką, przez lata była prezenterką telewizyjną w Phoenix. W noc wyborczą 2020, gdy Lake powiedziała w lokalnej stacji Fox 10, że nie ogłosi zwycięstwa Joe Bidena, mimo że centrala w Fox News już potwierdziła wyniki, skończyła się jej kariera dziennikarska, a zaczęła polityczna.
W Ohio zetrą się demokrata Tim Ryan z republikaninem J.D. Vance’em, kolejną fascynującą figurą ostatnich lat. Zaledwie 38-letni Vance jest autorem książki-pamiętnika Hillbilly Elegy, wydanej w 2016 roku i okrzykniętej wytłumaczeniem fenomenu Trumpa. (W Polsce książka ukazała się pod tytułem Elegia dla bidoków, Wydawnictwo Marginesy, 2018). Teoretycznie, Vance jest zainteresowany przede wszystkim fiskalną odpowiedzialnością i dobrem białej klasy robotniczej.
Stanley: Bardziej niż ustroje faszystowskie interesuje mnie faszystowska kultura
czytaj także
Vance nie posuwa się tak daleko jak np. republikańska posłanka i wyznawczyni teorii spiskowych Marjorie Taylor Greene, niemniej utrzymuje, że wybory 2020 zostały Trumpowi „ukradzione”, a w przeszłości sugerował, że być może wyznawcy QAnon mają rację, gdy mówią, że wielu celebrytów i polityków to pedofile. Vance, początkowo umiarkowany republikanin, zwrócił się ku Trumpowi, dopiero gdy zdecydował się na karierę polityczną i wielki powrót do rodzinnego Ohio z wielkiego, do cna zepsutego miasta – w tym wypadku z San Francisco.
W Michigan obecna gubernatorka, demokratka Gretchen Whitmer, może przegrać z republikańską rywalką Tudor Dixon. Dixon jest reprezentantką ruchu zatroskanych republikańskich rodziców, którzy od czasu pandemii coraz mocniej angażują się w szkolne życie swoich pociech, popisując się oratorsko na zebraniach rad szkolnych. Najważniejszym problemem dla tego ruchu jest „ideologia” LGBTQ w książkach dla dzieci i młodzieży oraz nauczanie tzw. critical race theory – teorii, która zdaniem konserwatystów bezzasadnie krytykuje białą rasę i dominację kultury Zachodu. Whitmer zaś to gubernatorka, którą w 2020 roku próbowano porwać. 13 mężczyzn z lokalnych organizacji paramilitarnych odpowiedzialnych za tę napaść odbywa obecnie wyroki w więzieniu.
czytaj także
Na niecały tydzień przed wyborami istnieje 80 procent szans, że republikanie przejmą Izbę Reprezentantów. Z kolei kontrola nad Senatem – tak jak wybory prezydenckie 2024 – to obecnie rzut monetą w maksymalnie spolaryzowanych warunkach.