Świat

Nie mamy pana na liście i co nam pan zrobi? Jak się odbiera prawo wyborcze w USA

Długo trwała walka o powszechne prawo głosu w USA. Ale i dziś jest niemało sposobów, by wielu wyborcom, którzy zwykle głosują na demokratów, uniemożliwić udział w wyborach.

Już 8 listopada Amerykanie ruszą do urn, żeby wybrać swoich przedstawicieli w Kongresie. W głęboko spolaryzowanym amerykańskim społeczeństwie również procedury wyborcze są przedmiotem sporu ideologicznego. Jest to zatem dobry moment na przyjrzenie się niektórym osobliwościom wyborczym w kraju Wuja Sama.

Kto może głosować?

Amerykańska konstytucja z 1787 roku nie precyzowała, kto ma prawo głosu. Decyzję tę pozostawiono poszczególnym stanom.

Przez dekady prawo głosu w większości stanów przysługiwało białym mężczyznom posiadającym jakiś majątek. Był od tego ciekawy wyjątek: pierwsza konstytucja stanowa New Jersey (z 1776 roku) nie określała płci ani rasy obywateli uprawnionych do głosowania – wymogami była pełnoletniość, majątek i przebywanie w kraju przynajmniej dwanaście miesięcy przed wyborami. Nie było to niedopatrzenie, lecz radykalne – w porównaniu do innych stanów – wdrożenie demokratycznych ideałów. Przez dekadę niezamężne mieszkanki New Jersey (mężatki nie mogły posiadać osobistego majątku) jako jedyne kobiety w Stanach miały prawo głosu i z zapałem z niego korzystały, stanowiąc dużą, często decydującą część elektoratu.

Prawo to odebrano kobietom i mniejszościom rasowym w wyniku partyjnych przepychanek: jedna z frakcji Partii Demokratyczno-Republikańskiej chciała odmówić prawa głosu cudzoziemcom i osobom niepłacącym podatków. Liberalna frakcja wewnątrz partii ustąpiła w tej kwestii, ale odebrała też głos kobietom, które miały tendencję do głosowania na politycznych przeciwników – partię federalistów. Oficjalnie argumentowano to walką z oszustwami wyborczymi – rzekomo zbyt wiele zamężnych kobiet usiłowało oddać głos, a niektórzy mężczyźni przebierali się za kobiety, żeby głosować kilka razy. Tym samym mieszkanki New Jersey utraciły prawa wyborcze i odzyskały je dopiero po ponad stu latach w wyniku walki sufrażystek.

Stany Podzielonej Ameryki

Po zakończeniu wojny secesyjnej uchwalono 15. poprawkę do konstytucji, na mocy której „ani Stany Zjednoczone, ani żaden stan nie mogą pozbawić ani ograniczać praw wyborczych obywateli Stanów Zjednoczonych ze względu na rasę, kolor skóry lub poprzednie niewolnictwo”. Było to nie w smak dawnym stanom konfederackim, w których wyzwoleni czarni obywatele stanowili dużą część populacji. W obawie przed ich dominacją południowe stany zaczęły wprowadzać regulacje skutecznie ograniczające czarnym wyborcom możliwość korzystania z ich praw.

W wielu stanach wymagano zdania egzaminu z czytania i pisania lub znajomości prawa i historii, co dla wielu przeciętnych obywateli stawiało poprzeczkę zbyt wysoko. „Jeśli ustawa jest uchwalona przez Kongres, a prezydent odmawia jej podpisania i nie odsyła jej do Kongresu w określonym czasie, to czy ta ustawa jest odrzucona, czy staje się prawem?” – brzmiało jedno z pytań testowych w Alabamie.

„Co prawda nie musimy już zgadywać liczby galaretek w słoiku, aby oddać głos, lecz niektórzy nadal robią wszystko, by zniechęcić ludzi do głosowania” – mówił Obama na pogrzebie kongresmena Johna Lewisa. Ile galaretek jest w słoiku, ile bąbelków jest w kostce mydła – tak absurdalne pytania bywały również częścią egzaminów. Uznanie odpowiedzi za poprawną leżało w gestii urzędnika.

Egzaminy często okazywały się nie do przejścia również dla białych obywateli, ale dla nich przygotowano furtkę: zwolnieni byli z nich na przykład właściciele nieruchomości. Siedem stanów uchwaliło prawo, które uprawniało mężczyzn do głosowania, jeżeli mogli głosować przed przyznaniem praw wyborczych Afroamerykanom lub jeśli byli potomkami wyborców w linii prostej. Klauzula ta została uznana przez Sąd Najwyższy za niekonstytucyjną w 1915. Testy pozostały dozwolone; sąd był zaniepokojony zuchwałą próbą podważenia przez stany przepisów konstytucji, a nie samą dyskryminacją wyborców.

Powszechny był również wyborczy podatek pogłówny. W niektórych stanach należało uiścić sumę wszystkich niezapłaconych podatków pogłównych z lat poprzednich, a w niektórych wymagano pokwitowań z płacenia tego podatku od kilku lat. Urzędnicy wyborczy mieli prawo wymagać pokwitowania według własnego widzimisię, zwalniając z tego obowiązku głównie białych wyborców.

Niektórzy uważali, że podatek to tylko sposób na zwiększenie dochodów, inni bywali bardziej bezpośredni. W 1939 roku dziennik „Tuscaloosa News” w Alabamie śmiało oświadczał: „Ta gazeta wierzy w supremację białych i uważa, że podatek wyborczy jest jednym z podstawowych warunków jej utrzymania”.

Podatek pogłówny został oficjalnie zakazany w 1964 roku przez 24. poprawkę do konstytucji.

Prawybory potwierdzają: republikanie nie mogą uwolnić się od Trumpa

Czarnych wyborców zastraszano też bezpośrednio – uzbrojone grupy paramilitarne, członkowie klubów strzeleckich i Ku Klux Klanu gromadzili się przed lokalami wyborczymi i terroryzowały czarnych mężczyzn.

Wysiłki te przyniosły efekty: frekwencja wyborcza w południowych stanach drastycznie spadła. Na przykład w Luizjanie liczba zarejestrowanych czarnych wyborców spadła z 130 tysięcy do 1342 w 1904 roku. W Karolinie Północnej między 1896 a 1904 rokiem czarni wyborcy zostali całkowicie wyeliminowani z list wyborczych.

W latach 50. XX wieku jednym z głównych postulatów Ruchu Praw Obywatelskich stała się ochrona praw wyborczych czarnych obywateli. Częścią kampanii były marsze protestacyjne z Selmy do Montgomery w Alabamie, które stanowi funkcjonariusze próbowali rozgonić za pomocą pałek i gazu łzawiącego. Przemoc wobec protestujących wywołała ogólnokrajowe oburzenie. Pod naciskiem opinii publicznej prezydent Lyndon Johnson zobowiązał się zapewnić protestującym ochronę federalnej Gwardii Narodowej i przyspieszyć pracę nad ustawą o prawach wyborczych.

USA: Demokraci mają sponsorów. Po co im wyborcy?

Przełomowa ustawa Voting Rights Act została uchwalona w sierpniu 1965 roku. Zakazywała dyskryminacji rasowej w kontekście udziału w wyborach i zdelegalizowała testy umiejętności czytania i pisania. Sekcja 2. ustawy wprowadziła ogólnokrajowy zakaz odmowy lub ograniczenia prawa do głosowania ze względu na rasę lub kolor skóry, a sekcja 5. wymagała, aby objęte nią jurysdykcje – stany z historią dyskryminacji rasowej – uzyskały wstępną zgodę od Sądu Okręgowego dla Dystryktu Kolumbii lub Prokuratora Generalnego Stanów Zjednoczonych na wszelkie proponowane zmiany w stanowym prawie wyborczym.

W 2013 roku przepis sekcji 5 został uznany za niekonstytucyjny przez Sąd Najwyższy w sprawie Shelby County vs. Holder, jako godzący w niezależność stanów oraz oparty na nieaktualnej już historii dyskryminacji.

Testy i podatek pogłówny są już pieśnią przeszłości, ale niejednolite procedury wyborcze są nadal wykorzystywane przez polityków do manipulowania procesem wyborczym.

Gerrymandering

Co dziesięć lat granice okręgów wyborczych są uaktualniane na podstawie spisu ludności. Powinny one jak najwierniej odzwierciedlać strukturę populacji stanu. Nie zawsze tak się dzieje – ustawodawcy z partii, która akurat jest u władzy, mogą manipulować przebiegiem granic okręgów wyborczych w celu uzyskania korzystnego wyniku. Ta machinacja to gerrymandering. Termin powstał na początku XIX wieku przez połączenie nazwiska polityka Elbridge’a Gerry’ego ze słowem „salamandra”, bo wyrysowany przez niego okręg wyborczy miał dziwaczny kształt przypominający właśnie tego płaza.

Sposób, w jaki gerrymandering może wpłynąć na wyniki wyborów, świetnie pokazuje grafika opublikowana w „The Washington Post”:

Jak mówi porzekadło, przy gerrymanderingu to nie wyborcy wybierają polityków, ale politycy wybierają wyborców. Gerrymandering, który manipuluje pulą wyborców według ich sympatii politycznych, jest zazwyczaj dopuszczalny. Natomiast manipulowanie granicami okręgów ze względu na rasę wyborców może naruszać Voting Rights Act. Właśnie tej kwestii dotyczy jedna ze spraw rozpatrywanych przez Sąd Najwyższy w bieżącej kadencji.

W centrum debaty są nowe mapy okręgów w Alabamie. Ponad jedna czwarta ludności stanu to Afroamerykanie, lecz stanowią oni większość tylko w jednym z siedmiu okręgów. Powodowie twierdzą, że mapa rozwadnia siłę głosu czarnych wyborców i narusza wspomnianą ustawę. Sąd federalny orzekł, że Alabama powinna stworzyć dodatkowy okręg wyborczy. Stan odwołał się, argumentując, że mapy okręgów nie powinny brać pod uwagę rasy obywateli. Sprawa znajdzie rozstrzygnięcie w Sądzie Najwyższym.

Dowód poproszę

W Stanach nie ma jednolitego, wydawanego przez władze dowodu tożsamości. Amerykanie najczęściej legitymują się prawem jazdy lub paszportem, lecz nadal miliony z nich nie posiadają dokumentu ze zdjęciem potwierdzającym ich tożsamość. Przedmiotem sporu stał się zatem sposób legitymowania wyborców.

Niektóre stany wymagają okazania dokumentu bez zdjęcia, takiego jak rachunek za usługi komunalne, wyciąg z banku lub czek z wypłatą. W części stanów wyborcy mogą oddać głos bez okazywania dokumentu, ale muszą podpisać stosowne oświadczenie lub wpisać swoje dane do specjalnej książki. Kilka stanów wymaga dokumentu ze zdjęciem.

Jak fałszuje się wybory w USA

Ustalanie sposobu legitymowania wyborców również daje pole do popisu legislatorom pragnącym pomóc swojej partii. W Teksasie zdominowana przez republikanów legislatura stanowa uznała, że licencje na broń są akceptowalną formą identyfikacji podczas głosowania, ale legitymacje studenckie, nawet te wydane przez stanowe uniwersytety, już nie. Jest to prawdopodobnie motywowane faktem, że studenci są częściej wyborcami demokratów.

Czystki na listach

W Stanach Zjednoczonych nie ma obowiązkowej rejestracji wyborców w scentralizowanym systemie. W rezultacie stany muszą okresowo aktualizować swoje listy wyborców. Urzędnicy wyborczy mają obowiązek dbać o aktualność rejestrów, usuwając z nich osoby, które zmarły lub przeniosły się do innego stanu.

Tu również powstaje pole do nadużyć – jednym z nich jest voter purging, czyli usuwanie wyborców z list z błahych powodów. Obywatele są wykreślani z list tylko dlatego, że nie głosowali w kilku kolejnych elekcjach lub nie odpowiedzieli na list z prośbą o potwierdzenie miejsca zamieszkania. Wielu wyborców dopiero w lokalu wyborczym odkrywa, że nie są już wpisani na listę uprawnionych do głosowania. Krytycy doszukują się w tych czystkach prób ustawienia list wyborczych: brak regularnego głosowania koreluje z niższym statusem społeczno-ekonomicznym, a w niektórych miejscach z przynależnością do mniejszości rasowej.

Wyborcom będzie trudniej, miliarderom łatwiej, czyli dzień jak co dzień w Kongresie USA

Republikanie uzasadniają surowsze regulacje chęcią zapobiegania oszustwom wyborczym. Jednak badania wykazują, że oszustwa są bardzo rzadkie, podszywanie się pod wyborców praktycznie nie istnieje, a wiele przypadków domniemanych oszustw to w rzeczywistości błędy wyborców lub urzędników.

Skąd więc ta republikańska gorliwość w zaostrzaniu przepisów wyborczych? Kluczem jest frekwencja: im mniejsza pula wyborców, tym lepiej dla republikanów; im większa, tym lepiej dla demokratów.

Połówkowe, ale decydujące

8 listopada odbędą się w USA wybory połówkowe (midterms), czyli wybory powszechne do Kongresu, przeprowadzane mniej więcej w połowie czteroletniej kadencji prezydenta.

Przedmiotem rywalizacji będzie wszystkie 435 miejsc w Izbie Reprezentantów i 35 ze 100 miejsc w Senacie. Wyborcy wyłonią także 39 stanowych i terytorialnych gubernatorów, a przy okazji odbędzie się wiele innych elekcji stanowych i lokalnych. Będą to pierwsze wybory, na które wpłynie zmiana podziału na okręgi wyborcze po spisie powszechnym z 2020 roku.

Przez ostatnie kilka miesięcy w Stanach trwały prawybory, czyli proces wyłaniania wśród członków partii kandydatów, którzy zmierzą się z oponentem z przeciwnej partii w wyborach stanowych.

Niektóre stany organizują prawybory otwarte – na kandydata do Senatu i Izby Reprezentantów mogą głosować wszyscy uprawnieni obywatele. W prawyborach zamkniętych głosują tylko zarejestrowani wyborcy danej partii. W prawyborach zamkniętych częściej wygrywają kandydaci skrajni, umizgujący się do radykalnej bazy wyborców swojej partii. Jest im jednak później trudniej w wyborach ogólnych, gdyż są zbyt szaleni dla umiarkowanych wyborców. Niedawno ubolewał nad tym Mitch McConnell, przyznając, że republikanom będzie trudniej przejąć Senat z powodu kiepskiej jakości kandydatów. W zamkniętych prawyborach w Pensylwanii wygrał na przykład Mehmet Oz, popierany przez Trumpa telewizyjny lekarz-celebryta, zarabiający na wciskaniu ludziom cudownych kuracji oczyszczających.

Nie jest to jednak reguła: w otwartych prawyborach republikańskich w Georgii zwyciężył Herschel Walker, były zawodnik futbolu amerykańskiego, postać żywcem wyjęta ze słynnego filmu Idiokracja. „Skoro człowiek pochodzi od małpy, dlaczego nadal istnieją małpy?” – pytał z powagą kandydat. Ponadto groził śmiercią swojej partnerce oraz kłamliwie twierdził, że był policjantem, agentem FBI i zarządzał sześcioma szpitalami.

Walker opowiada się też za całkowitym zakazem aborcji. Kilka dni temu jego była partnerka pokazała rachunek z kliniki – Walker zapłacił kiedyś za jej aborcję i nie omieszkał wysłać kobiecie kartki z życzeniami powrotu do formy. Jego własny syn, zapytany o kandydaturę ojca, żachnął się: „Wartości rodzinne? Ma czworo dzieci z czterema różnymi kobietami i nie wychował żadnego”.

Walker wygrał w otwartych prawyborach i od tej pory niektórzy republikanie domagają się zamknięcia procesu. Podejrzewają, że to wyborcy Partii Demokratycznej celowo przepchnęli Walkera w prawyborach, by potem łatwo przegrał z umiarkowanym demokratą w wyborach powszechnych.

Próbował przelicytować Trumpa, ale po prostu przegiął

Obecnie w Senacie zasiada 50 republikanów, 48 demokratów i dwóch senatorów niezależnych, którzy głosują z demokratami. W przypadku remisu decydujący głos ma wiceprezydentka Kamala Harris, co daje demokratom faktyczną większość 51 głosów. W Izbie Reprezentantów zasiada 220 demokratów, 212 republikanów i dwóch reprezentantów niezależnych.

Zazwyczaj w wyborach połówkowych partia prezydenta traci miejsca w Kongresie – i tym razem również sondaże wskazują, że republikanie mogą odzyskać Izbę Reprezentantów, gdy kraj boryka się z inflacją i wzrostem przestępczości. Na korzyść demokratów działa postępująca radykalizacja kandydatów republikańskich, powszechna wśród członków partii lojalność wobec Trumpa, a przede wszystkim czerwcowa decyzja Sądu Najwyższego, która utrudniła, a często odebrała kobietom dostęp do legalnej aborcjiEfekt mobilizacji wyborców poznamy 9 listopada.

__
Przeczytany do końca tekst jest bezcenny. Ale nie powstaje za darmo. Niezależność Krytyki Politycznej jest możliwa tylko dzięki stałej hojności osób takich jak Ty. Potrzebujemy Twojej energii. Wesprzyj nas teraz.

Magdalena Bazylewicz
Magdalena Bazylewicz
Filolożka angielska
Magdalena Bazylewicz – filolożka angielska, obecnie doktorantka literaturoznawstwa na uniwersytecie SWPS zgłębia amerykańską powieść zaangażowaną społecznie. Baczna obserwatorka amerykańskiej rzeczywistości.
Zamknij