PiS odcina się od polityki migracyjnej Unii i planuje referendum. A nowy unijny Pakt o Azylu i Migracji rzeczywiście zapowiada się fatalnie – chociaż z zupełnie innych powodów niż te, dla których nie podoba się Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Oburzając się na propozycję Jarosława Kaczyńskiego dotyczącą przeprowadzenia referendum w sprawie relokacji uchodźców, wchodzimy w narzucony nam przez władzę dyskurs i tracimy z oczu szerszy kontekst procedowanych na poziomie unijnym propozycji. Tak zwany „mechanizm solidarnościowy”, który wywołał tyle poruszenia, jest tylko jednym z elementów reformy prawa azylowego, nad którą prace trwają już prawie osiem lat i właśnie zmierzają ku końcowi. Dyskusja powinna raczej dotyczyć założeń tej reformy i kierunku, w jakim podążać będzie Wspólnota Europejska konfrontowana z jednym z największych wyzwań XXI wieku, czyli masowymi przymusowymi migracjami.
Zapowiadane referendum czy też przyjęta kilka dni temu uchwała Sejmu sprzeciwiająca się unijnym propozycjom tylko odwracają naszą uwagę od tych kluczowych kwestii. A przecież są one fundamentem tego, czym jest i będzie jutro Europa, i jaką pozycję przyjmie wobec tych najmniej uprzywilejowanych w dzisiejszym świecie.
Referendum migracyjne: desperacki skok PiS w pogoni za wymykającą się władzą
czytaj także
Dyskusja o referendum przykryła w polskich mediach nawet informację o największej tragedii, do jakiej kiedykolwiek doszło na europejskich granicach, w której mogło stracić życie nawet 600 osób. Tragedii, za którą odpowiedzialna jest europejska polityka, a w tym konkretnym przypadku prawdopodobnie bezpośrednie działania greckiej straży przybrzeżnej, co potwierdzają kolejne ujawniane przez dziennikarzy dowody.
14 czerwca, niedaleko Półwyspu Peloponeskiego, zatonęła łódź rybacka, na której około 750 uchodźców i uchodźczyń płynęło w stronę Grecji. Dotychczas udało się uratować kilkadziesiąt osób, ale setki (w tym około 100 dzieci) wciąż pozostaje zaginionych. Nie wiadomo dokładnie, jak doszło do tego wypadku. Organizacja Alarm Phone, udzielająca pomocy na Morzu Śródziemnym, twierdzi, że kilka godzin przed zatonięciem statku wysłała sygnał SOS do greckich władz, które następnie miały próbować siłą odesłać łódź poza granice UE, co doprowadziło do jej wywrócenia. Władze greckie zaprzeczają tym zarzutom.
Tłumy protestujących wyszły w ostatnich dniach na ulice Aten i innych greckich miast, żądając wzięcia w końcu odpowiedzialności przez polityków i polityczki za tę i wcześniejsze tragedie. Trudno się dziwić narastającej frustracji w kraju, który od lat pozostawiony jest sam sobie z kryzysem humanitarnym na swoich granicach. Podczas gdy unijni oficjele od lat debatują nad reformą prawa azylowego, w drodze do Europy giną kolejni ludzie, a ogromna część świata po prostu płonie.
Dęte referendum
Zapowiadane referendum jest pomysłem dętym nie tylko ze względu na swój populistyczny charakter. Nietrudno rozszyfrować intencje partii rządzącej, liczącej na mobilizację tej części elektoratu, która poddaje się klasycznemu zarządzaniu strachem. Podobne zagrywki polityczne obserwowaliśmy już na Węgrzech, gdzie w 2016 roku w ogólnokrajowym referendum zadano pytanie: „Czy jest pan/pani za tym, by Unia Europejska miała możliwość zobligowania Węgier, bez zgody parlamentu, do obowiązkowego przesiedlenia do kraju osób niebędących obywatelami węgierskimi?”. Pytanie sformułowano oczywiście w sposób skrajnie tendencyjny i podejrzewam, że podobne brzmienie otrzymałoby ono w polskich realiach. Nazywając referendum „dętym”, mam jednak na myśli praktyczne powody, dla których referendum nie ma najmniejszego sensu.
Po pierwsze, wbrew temu, co uparcie powtarza partia rządząca, unijna propozycja nie przewiduje obowiązkowych relokacji, ale tzw. mechanizm solidarnościowy. Ma on być odpowiedzią na nieproporcjonalnie wysokie obciążenie systemów azylowych państw leżących na południowych granicach UE. Zamiast przyjmowania uchodźców i uchodźczyń z Grecji czy Włoch poszczególne rządy mogą wybrać finansowe wspieranie tych państw lub zaoferować im innego rodzaju pomoc, np. w postaci wysłania dodatkowego personelu do rozpoznawania spraw azylowych. Co istotne, w kolejnych latach mechanizm solidarnościowy może polegać na udzielaniu wsparcia państwom leżącym na zewnętrznych granicach Unii (w tym Polsce), kiedy będą się mierzyć z podobną presją migracyjną.
W wywołanej przez PiS dyskusji zabrakło informacji o tym, że Polska, wraz z innymi państwami Europy Środkowo-Wschodniej, wynegocjowała zapis mówiący, że przy ustalaniu wysokości i rodzaju oczekiwanego od danego państwa wsparcia będzie brana pod uwagę m.in. liczba przyjętych przez ten kraj osób z Ukrainy oraz jego sytuacja geopolityczna. UE będzie musiała zatem wziąć pod uwagę nie tylko to, że Polska przyjęła z Ukrainy ponad milion osób, ale także wojnę za naszą wschodnią granicą oraz kryzys humanitarny na polsko-białoruskiej granicy. Prawdopodobnie umożliwi to zwolnienie Polski z mechanizmu solidarnościowego, o czym zresztą przypominają unijni urzędnicy. O tych postanowieniach rząd PiS nie wspomina ani słowem.
Po drugie, przedstawiciele rządu całkowicie pomijają realny wymiar ewentualnego zobowiązania Polski. Gdybyśmy zdecydowali się przystąpić do systemu relokacji, nasz 40-milionowy kraj mógłby być zobowiązany do ewentualnego przyjęcia kilku tysięcy osób. Dla porównania, w 2022 roku do Polski wjechało w celu ubiegania się o ochronę międzynarodową prawie dziesięć tysięcy osób i nie doprowadziło to do wieszczonej przez rząd PiS destabilizacji państwa. Nie wspominam już o tysiącach cudzoziemców i cudzoziemek, którzy przyjechali do Polski na wizach pracowniczych lub w celu połączenia z członkami rodzin, ani o setkach tysięcy uchodźców i uchodźczyń z Ukrainy. Oni również nie doprowadzili do destabilizacji struktur państwowych, choć mówimy o liczbach idących w miliony.
Za rządów PiS do Polski przybyła rekordowa liczba migrantów, ale mamy też złe informacje
czytaj także
Po trzecie wreszcie, relokacje do Polski są mało prawdopodobne jeszcze z innego, prozaicznego powodu. Można śmiało założyć, że wiedząc o wrogiej uchodźcom polityce polskiego rządu, niewiele osób byłoby faktycznie zainteresowanych zamieszkaniem w naszym kraju. Pokazują to już obecne trendy: większość postępowań azylowych kończy się umorzeniem ze względu na wyjazd wnioskodawców z Polski. Polski rząd już od lat nie robi bowiem nic, żeby ułatwić cudzoziemcom i cudzoziemkom aklimatyzację w naszym kraju, a wręcz przeciwnie – zdaje się prowadzić politykę celowego zachęcania określonych grup do wyjazdu z Polski.
Inną sprawą jest to, że jak wynika z ostatnich sondaży, większość Polek i Polaków jest gotowych poprzeć proponowaną relokację pod warunkiem, że pójdą za tym pieniądze z UE. To dowodzi, że dzisiaj mogą już na nas nie zadziałać kampanie nienawiści podobne do tych, które PiS serwował nam w 2015 roku. Uchodźców i uchodźczyń mamy obecnie w naszym społeczeństwie znacznie więcej niż osiem lat temu, lepiej ich poznaliśmy, oswoiliśmy się z nimi, przeżyliśmy dwa kryzysy (na polsko-białoruskiej granicy i ten związany z agresją Rosji na Ukrainę) i o dziwo nie doprowadziło to do upadku państwa.
Mamy też coraz więcej zagranicznych pracowników, także tych z dalekich, muzułmańskich krajów, i czujemy, że powoli wpisują się oni w nasz krajobraz. Pracodawcy zabiegają wręcz o ich przyjazd, w tym także ci związani z sektorem publicznym. Być może rządowi PiS nie chodzi więc o zmobilizowanie nowych wyborców, a jedynie o próbę utrzymania swojego twardego elektoratu, o czym pisze Bogusław Chrabota w „Rzeczpospolitej”.
czytaj także
Pewne jest za to, że pieniądze i energia, które miałyby zostać przeznaczone na zorganizowanie referendum w sprawie przyjęcia kilku tysięcy uchodźców i uchodźczyń, można spożytkować lepiej. Przede wszystkim na poprawę standardów przyjmowania osób przymusowo migrujących czy wprowadzenie porządnych programów integracyjnych. Byłoby to nie tylko z korzyścią dla samych uchodźców i uchodźczyń, ale także i dla społeczeństwa przyjmującego. Nasz kraj, który obecnie jest liderem w przyjmowaniu pracowników zagranicznych, zdaje się zapominać, że podstawą mądrego i bezpiecznego przyjmowania nowych członków społeczeństwa jest odpowiednie wspieranie ich we włączaniu się w życie społeczności goszczącej.
Reforma unijnego prawa azylowego
Najbardziej szkodliwe jest jednak to, że w dyskusji o referendum zupełnie umknął szerszy kontekst, w jakim system relokacji został zaproponowany. Stanowi on przecież zaledwie jeden z elementów kompleksowej reformy prawa azylowego, negocjowanej przez państwa członkowskie właściwie już od 2015 roku. Pierwszą wersję zaakceptowanego 8 czerwca 2023 roku do dalszych negocjacji Nowego Paktu o Azylu i Migracji Komisja Europejska przedstawiła jeszcze we wrześniu 2020 roku. Ma on stanowić fundamentalną reformę prawa unijnego w zakresie przyjmowania osób poszukujących ochrony międzynarodowej. Jak jednak od samego początku zwracały uwagę ekspertki i eksperci, główny problem polega nie na tym, że do tej pory mieliśmy złe prawo azylowe, ale na tym, że nie jest ono respektowane. Jeżeli chodzi o szanowanie praw osób migrujących, zwłaszcza praktyka państw leżących na zewnętrznych granicach UE urąga wszelkim standardom demokratycznych państw prawa.
Zamiast myśleć o reformie prawa azylowego, należałoby raczej spojrzeć na potwierdzone wieloma wyrokami sądów notoryczne łamanie prawa na zewnętrznych granicach Unii i zastanowić się, jak wyegzekwować respektowanie obowiązujących przepisów. Dotyczą one bowiem kwestii fundamentalnych, takich jak poszanowanie prawa do życia, wolności od nieludzkiego traktowania czy dostępu do sprawiedliwej procedury. Żadna reforma prawa azylowego tych podstawowych praw ograniczyć przecież nie może. Należałoby też zacząć postrzegać migrację przymusową jako nieuchronną rzeczywistość XXI wieku.
A chociaż dokumenty przedstawione przez Komisję Europejską w 2020 roku zdają się mieć taką ambicję, zapewniając, że nowej polityce migracyjnej przyświecać będzie idea humanitaryzmu i solidarności, to na zapewnieniach się niestety kończy. Przepisy Paktu zakładają politykę wręcz odwrotną, polegającą na zamykaniu unijnych granic przed osobami poszukującymi ochrony, umieszczaniu ich w ośrodkach zamkniętych budowanych na europejskich granicach, dalszą eksternalizację granic, czyli wysługiwanie się sąsiednimi państwami autorytarnymi w zapobieganiu wjazdom uchodźców i uchodźczyń do Unii Europejskiej oraz szybkie, pozbawione podstawowych gwarancji proceduralnych, deportacje. A także, oczywiście, ogromne nakłady finansowe na infrastrukturę graniczną. Innymi słowy, dalsze zbrojenie Twierdzy Europa.
Jak na wielkie hasła o humanitaryzmie, w Pakcie poświęcono zaskakująco mało miejsca ochronie osób docierających do europejskich granic w celu poszukiwania ochrony międzynarodowej. Uchodźcy i uchodźczynie nie są grupą specjalnie pożądaną z punktu widzenia unijnych interesów. Jednocześnie Pakt wyraźnie stawia na przyciąganie talentów, pracowników i studentów z państw globalnego Południa, czyli w praktyce: dalszy drenaż mózgów, który trwa już od wielu lat. Takie podejście dalekie jest od globalnej solidarności i w żadnym razie nie dąży do wspierania państw trzecich w osiąganiu wewnętrznej stabilności i podnoszeniu dobrobytu swoich obywateli i obywatelek, a co za tym idzie – w oczywisty sposób przyczynia się do dalszych migracji.
Kaja Puto: Przestańmy udawać, że pytanie o migrantów zaczyna się od „czy”
czytaj także
W Pakcie zdecydowanie brakuje szerszego spojrzenia na przyczyny dzisiejszych migracji. Zarówno w dokumencie, jak i w dyskusjach prowadzonych przy okazji jego przyjmowania brak refleksji na temat polityki samej UE i jej państw członkowskich, która pośrednio lub bezpośrednio wpływa na życie mieszkańców i mieszkanek globalnego Południa, zmuszając ich do migracji.
Na próżno w Pakcie szukać przepisów zmierzających do promowania odpowiedzialnej gospodarki czy społecznej odpowiedzialności biznesu w celu przeciwdziałania wyzyskowi w krajach pochodzenia migrantów i migrantek przez firmy mające swoją siedzibę w UE. Nie ma także odniesienia do kwestii związanych z eksploatacją zasobów środowiskowych państw globalnego Południa i kryzysów żywnościowych wywoływanych polityką państw globalnej Północy. Brakuje również uznania odpowiedzialności państw UE za postępującą zmianę klimatu i zobowiązania się do przeciwdziałania ich skutkom, zwłaszcza tam, gdzie mają one największy wpływ na życie ludzi, czyli w krajach mniej zamożnych.
Pakt milczy także o roli UE we wspieraniu rządów i reżimów łamiących prawa człowieka oraz unika uznania odpowiedzialności państw członkowskich za skutki wywołanych przez nie konfliktów zbrojnych. Fragmenty Paktu promujące eksternalizację granic całkowicie pomijają skutki tej polityki, czyli współpracy z autorytarnymi reżimami i przekazywania ogromnych środków finansowych na działalność służb granicznych państw takich jak Libia, Turcja czy Białoruś, a więc de facto utrzymywanie przy władzy tych, których rządy zmuszają ludzi do ucieczki z własnych krajów. Ot, nieistotne szczegóły.
Sprzeciw Polski
Propozycja reformy została przyjęta na czerwcowym posiedzeniu Rady i ma być podstawą do dalszych negocjacji, które będą się toczyć w kolejnych miesiącach między Radą a Parlamentem Europejskim. Przeciwne przyjęciu wspólnego stanowiska w sprawie dalszego procedowania nad przyjęciem Paktu były jedynie Polska i Węgry. I tutaj, jak rzadko kiedy, zgadzam się z polskim rządem w kwestii fundamentalnej: Nowy Pakt o Azylu i Migracji nie jest dobrym kierunkiem zmian. Niestety, sprzeciw Polski nie wynika z opisanych przeze mnie wyżej wad nowego Paktu. Podobnie jak w 2015 roku rząd Prawa i Sprawiedliwości sprzeciwia się po prostu wdrożeniu jakichkolwiek mechanizmów solidarnościowych, strasząc Polki i Polaków obrazami płonących przedmieść Paryża i próbując grać na nastrojach swojego elektoratu.
„Strefy zakazane”, gdzie nie ma już białych? Oto prawda o francuskich przedmieściach
czytaj także
Tak jak przedstawiciele rządu PiS, nie mam wątpliwości, że UE nie radzi sobie z tematem migracji, a planowana reforma prawa azylowego, w tym zaproponowany system relokacji, nie stanowi adekwatnej odpowiedzi na wyzwania migracyjne, z którymi mierzy się Europa. Na tym jednak zbieżność naszych stanowisk się kończy. Podczas gdy moim zdaniem rozwiązaniem obecnych problemów byłoby zapewnienie legalnych ścieżek wjazdu do Unii Europejskiej, prowadzenie konkretnych (a nie tylko pozornych) działań na rzecz eliminowania przyczyn przymusowych migracji oraz poszanowanie prawa na europejskich granicach, zdaniem rządu należałoby całkowicie zawiesić europejski system azylowy.
Przedstawione przeze mnie rozwiązania mogły brzmieć jak utopia, ale tylko do 24 lutego 2022 roku. Po przyjęciu przez UE milionów uciekinierów i uciekinierek z Ukrainy wiemy już, że inny system azylowy jest możliwy. Przyznanie swobody wyboru miejsca zamieszkania osobom z Ukrainy okazało się najskuteczniejszym sposobem zapewnienia „organicznej” relokacji uchodźców i uchodźczyń w obrębie państw europejskich, bez konieczności uciekania się do przymusowych rozwiązań.
Muszę się tutaj zgodzić z Ministrem Rauem, który argumentował ostatnio, że migranci powinni móc samodzielnie wybrać kraj, w którym chcą się schronić i osiąść, a przymusowa relokacja prowadziłaby do tego, że „zignorujemy wolność wyboru migrantów, ich poczucie autonomii i fundamentalnego prawa do decydowania o swoim losie, gdzie chcą osiąść”. Zastanawiam się tylko, jak ta argumentacja ma się do rządowej narracji o tym, że uchodźcy przekraczający polsko-białoruską granicę powinni zostać na Białorusi, skoro już się tam znaleźli – czy do opowieści o „złych uchodźcach”, którzy zamiast zostać w Polsce, uciekają do Niemiec.
Prawo jest fikcją, skuteczność zapory jest fikcją. Prawdziwe są tylko przemoc i śmierć
czytaj także
Rozwiązania, o których piszę, mają jeszcze inne ogromne zalety. Po pierwsze, nie napędzają ogromnych zysków z przemytu ludźmi i nie skazują ofiar tego procederu na ryzyko utraty życia wkalkulowane obecnie w podróż do Europy. Nie dają też karty przetargowej takim państwom jak Białoruś Łukaszenki, czy Turcja Erdoğana, które chętnie wykorzystują wewnętrzne skonfliktowanie Unii w sprawie przyjmowania uchodźców do swoich politycznych celów. Skutki tych działań obserwujemy już od dwóch lat na polsko-białoruskiej granicy, gdzie zamiast stosować prawo, rząd bierze udział w politycznej grze białoruskiego dyktatora.
Szkoda tylko, że na debatę o tych czy innych rozwiązaniach nie ma miejsca, bo temat migracji jak zwykle pojawia się w Polsce jedynie w politycznie dogodnych momentach, takich jak kilka miesięcy przed wyborami. A przecież prace nad reformą prawa azylowego trwają na forum Unii Europejskiej już od 2015 roku. Niestety, przedstawiciele i przedstawicielki polskich władz mało są w tej dyskusji aktywni. Trudno się nawet dowiedzieć, jakie konkretnie są ich pomysły na wyzwania migracyjne, z którymi będziemy się mierzyć przez kolejne lata. To samo zresztą można powiedzieć o większości polityków i polityczek partii opozycyjnych. Zupełnie jakby kwestia migracji zupełnie nas nie dotyczyła, dopóki nie można użyć jej w celach politycznych.
Przyszłość Europy
Zapowiedzi polskiego rządu dotyczące referendum brzmią jak przepychanki dzieci w piaskownicy, podczas gdy ich dom stoi w ogniu. Wystarczy spojrzeć, kto obecnie składa wnioski o objęcie ochroną w Unii Europejskiej. W 2022 roku był to prawie milion osób pochodzących przede wszystkim z Syrii, Afganistanu, Wenezueli i Kolumbii. Duże grupy wnioskodawców stanowiły także osoby z takich państw jak Białoruś, Jemen czy Somalia. Ponad 4 miliony osób z Ukrainy zostało w ciągu ostatniego roku objętych ochroną tymczasową.
Powody wyjazdów z wszystkich wymienionych państw są oczywiste: jak wskazuje unijny urząd azylowy, są to przede wszystkim długotrwałe trendy takie jak konflikty i brak bezpieczeństwa żywnościowego w wielu regionach pochodzenia. Dlatego około połowy wniosków skutkuje przyznaniem wnioskodawcom jakiejś formy ochrony w Unii.
Za złudne poczucie bezpieczeństwa Polska byłaby w stanie sprzedać Podlasie
czytaj także
Patrząc na kondycję dzisiejszego świata i dramatyczną sytuację na europejskich granicach, nie ulega wątpliwości, że potrzebujemy nowego podejścia do migracji. To podejście musi uwzględniać zapewnienie osobom uciekającym z miejsc, w których nie da się dłużej godnie i bezpiecznie żyć, legalnych ścieżek wjazdu do UE, bez konieczności narażania swojego życia. Wymaga tego globalna solidarność i nasz udział w przyczynach, dla których ludzie zmuszeni są do opuszczania własnych krajów.
Granice muszą stać się w końcu miejscami bezpiecznymi, a odpowiedzialność za to spoczywa na politykach i polityczkach decydujących o nowym kształcie unijnej polityki azylowej. Dopóki Unia takiego podejścia nie wypracuje, nowy Pakt, obojętnie, w jakim kształcie zostanie przyjęty, będzie dokumentem równie fasadowym jak obecnie obowiązujące przepisy. W tym świetle zaś zarządzona przez PiS debata o referendum w sprawie przyjęcia kilku tysięcy osób jest skrajnie nieodpowiedzialna.
**
Marta Górczyńska – prawniczka zajmująca się ochroną praw człowieka. Koordynatorka Działu Migracyjnego w Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka. Doktorantka Szkoły Doktorskiej Nauk Społecznych na Uniwersytecie Warszawskim.