Patrząc na głęboki kryzys w relacjach Polski z UE, którego nie rozwiąże na pewno Biała Księga rządu Morawieckiego, trzeba postawić pytanie: jakie są możliwe scenariusze stosunków Warszawy z Brukselą i stolicami państw członkowskich Unii w kolejnych kilku latach.
Zanim je naszkicujemy, warto jednak spojrzeć wstecz i przyjrzeć się podejściu Polski do UE w ostatnich trzech dekadach. Problemy pojawiły się bowiem znacznie wcześniej niż rządy PiS w 2015 roku.
Zmiana paradygmatu w relacjach Polski z Unią, oddalająca nas od głównego nurtu integracji europejskiej zachodzi od dłuższego czasu. Zaczęliśmy bardzo dobrze – od prointegracyjnej determinacji w czasach procesu akcesyjnego i pierwszych lat członkostwa. Następnie, trochę niezauważenie, przeszliśmy do fazy integracyjnej stagnacji, przejawiającej się przede wszystkim brakiem realnych starań o wejście do strefy euro – trwała ona aż do końca rządów koalicji PO–PSL. Teraz zaś jesteśmy świadkami regresji integracji, która rozpoczęła się wraz z dojściem do władzy PiS dwa lata temu. Nowe władze chciałyby w zasadzie zredukować Unię do wspólnego rynku i zagwarantować jej niemieszanie się w wewnętrzne sprawy państw członkowskich.
Po co te uwagi wstępne? Nie czuję się bynajmniej „symetrystą” i uważam, że w 2015 roku nastąpiła kardynalna zmiana polityki, w tym polityki europejskiej. Skupianie się jedynie pojedynczym momencie może jednak prowadzić do zlekceważenia negatywnych tendencji widocznych na przestrzeni wielu lat.
Poniżej piszę o czterech scenariuszach relacji Polski z UE w ciągu najbliższych (prawie) sześciu lat, czyli do końca następnej kadencji Sejmu w 2023 roku. Próba przewidywania, co stanie się dalej, byłaby już tylko wróżeniem z fusów.
Najbardziej prawdopodobnym z nich, zakładając dalsze rządy PiS po roku 2019, jest przedłużenie ostrego konfliktu z instytucjami unijnymi, wynikającego przede wszystkim z łamania przez polski rząd zasad praworządności w kraju. Taka postawa obecnej ekipy rządzącej wynika przede wszystkim z determinacji Jarosława Kaczyńskiego we wprowadzaniu rewolucyjnych zmian, których rezultatem ma być stworzenie nowego systemu politycznego w Polsce. Miałby on być zaprzeczeniem liberalnej demokracji, bez względu na konsekwencje, jakie to może wywołać. Można powiedzieć, że ten scenariusz – czołowego zderzenia – jest właśnie realizowany i będzie nadal obowiązywał w następnych latach.
Wśród rządzących Polską będzie zapewne dominować przekonanie, że instytucje unijne są bezsilne i zaakceptują działania polskich władz. W efekcie miałoby ostatecznie dojść do ugody między Polską i Unią na warunkach postawionych przez Warszawę. Dodatkowo dobra sytuacja gospodarcza Polski, która prawdopodobnie nie ulegnie pogorszeniu przynajmniej do wyborów parlamentarnych w 2019 roku, może zachęcać do utrzymywania ostrego kursu. Polskie władze liczą również na weto ze strony Węgier, które powstrzymałoby nałożenie politycznie najdotkliwszej z kar – pozbawienia Polski prawa głosu w Unii w oparciu o procedurę z artykułu 7 TUE. Może to jednak być błędna kalkulacja. Ze strony instytucji unijnych można się bowiem spodziewać utrzymania twardego stanowiska. Nie należy też wykluczać cichego poparcia ze strony Budapesztu dla KE i większości państw członkowskich w ich sporze z Polską. Węgry podczas kluczowego głosowania w Radzie, gdy potrzebna jest jednomyślność, nie muszą poprzeć wniosku, lecz wystarczy, że wstrzymają się od głosu – z tym samym skutkiem. Według zasad unijnych „wstrzymanie się od głosu nie uniemożliwia podjęcia decyzji jednomyślnie”.
Mniej prawdopodobne jest osiągnięcie między Polską rządzoną przez PiS a Unią jakiegoś modus vivendi (scenariusz drugi). Z pewnością UE byłaby na to gotowa, co wynika m. in. z niechęci do sięgania po skrajne środki w rodzaju sankcji. Ze strony Polski konieczna byłaby jednak wola zmiany dotychczasowej polityki. Na to z kolei nie będzie chciał się zgodzić Jarosław Kaczyński, ponieważ to w niej zawiera się jego sens trwania u władzy. Dlatego właśnie ten wariant jest mniej prawdopodobny niż czołowe zderzenie w perspektywie krótkoterminowej, aczkolwiek nie można go wykluczyć w średnioterminowej. Zwłaszcza, jeśli założyć prowadzenie przez UE twardej polityki wobec Polski połączonej z silnym oporem części społeczeństwa, sprzeciwem niektórych biskupów Kościoła Katolickiego (nawet konserwatywnych, ale niezgadzających się na niszczenie porządku konstytucyjnego oraz wzrost nacjonalizmu i ksenofobii), trudnościami ekonomicznymi, przekładającymi się na kłopoty budżetowe, oraz – last but not least – presji ze strony USA, nawet pod rządami Donalda Trumpa.
Taki scenariusz trzeba koniecznie odróżnić od innej możliwości – pozornego dążenia do porozumienia ze strony polskich władz. Obecnie rząd próbuje argumentować, że zmiany wprowadzane w wymiarze sprawiedliwości są zgodne z europejskimi standardami oraz że ich analogie występują w innych krajach członkowskich, w związku z czym działania instytucji europejskich, zwłaszcza KE wobec Polski, są nieuzasadnione. Takie działania polskich władz należy uznać właściwie za wstęp do pierwszego scenariusza – czołowego zderzenia. Będą one zapewne odrzucane przez instytucje europejskie, ale przynajmniej w jakimś stopniu pozwolą Warszawie prowadzić grę na czas.
Jeszcze mniej prawdopodobny jest scenariusz trzeci, czyli próba powrotu do sytuacji sprzed rządów PiS. Zakłada on bowiem zwycięstwo dzisiejszej opozycji w 2019 roku, na co obecnie nic nie wskazuje. Gdyby jednak ten scenariusz stał się faktem, oznaczałby zasadniczą poprawę relacji z instytucjami unijnymi i głównymi państwami członkowskimi, zwłaszcza Niemcami i Francją. Nawet i w tym scenariuszu kluczowym problemem stosunków z UE będzie brak woli politycznej ze strony Polski w sprawie wejścia do strefy euro. Nawet silnie prointegracyjny rząd z pewnością napotka realną przeszkodę – brak większości konstytucyjnej w Sejmie w kadencji parlamentu przypadającej na lata 2019–2023. Byłaby ona potrzebna do wprowadzenia poprawek w konstytucji, niezbędnych do przyjęcia euro. Ze względu na nastroje społeczne rządzący niechętnie będą również współdziałać w unijnej polityce migracyjnej. Nastąpi, co prawda, wyraźna zmiana retoryki w porównaniu z rządami PiS, ale mało będzie konkretnych działań, jakkolwiek nie można wykluczyć przyjęcia symbolicznej liczby uchodźców z krajów muzułmańskich. Próba powrotu do polityki z lat 2007–2015 wiązałaby się, tak czy inaczej, ze znacznie gorszą pozycją Polski w UE w porównaniu z sytuacją sprzed rządów PiS – główne ze względu na zmiany w samej Unii, która znacząco różni się od tej sprzed dekady.
Wszystkie trzy scenariusze oznaczają nieuniknioną marginalizację Polski w UE. Pierwszy z nich zakończyłby się ostracyzmem Polski. Drugi oznaczałby wciąż napięte relacje Warszawy z Brukselą, ze strony Polski byłby bowiem postrzegany jako wymuszony. Dlatego też silna byłaby chęć jego zmiany przez władze polskie przy nadarzającej się okazji. Natomiast trzeci scenariusz wprawdzie prowadziłby do istotnej poprawy relacji z instytucjami unijnymi i państwami członkowskimi, ale Polska nadal pozostawałaby poza głównym nurtem integracji.
Jedynie czwarty scenariusz zakłada możliwość znalezienia się w głównym nurcie integracji poprzez wejście do strefy euro oraz realną współpracę w polityce migracyjnej. Do jego realizacji nie wystarczyłby jednak splot takich czynników, jak przegrana PiS w wyborach parlamentarnych w 2019 roku oraz porażka Andrzeja Dudy (lub innego kandydata PiS) w wyborach prezydenckich w roku 2020 – nawet wówczas środowiska politycznej prawicy miałyby zapewne mniejszość blokującą w Sejmie zmiany w konstytucji. Paradoksalnie zatem, największą szansą na dołączenie do Unii, de facto zbudowanej wokół euro, nie byłoby zwycięstwo obecnej opozycji w wyborach w 2019 roku, lecz dalsze rządy PiS, które zakończyłyby się głębokim kryzysem społecznym w pierwszych latach następnej dekady. Potrzebny jest bowiem głęboki wstrząs, który zasadniczo zmieniłby stosunek społeczeństwa do ewoluującej Unii. Oczywiście nie ma pewności, czy taki wstrząs oznaczałby proeuropejską zmianę czy wręcz odwrotnie pogłębienie tendencji nacjonalistycznych, izolacjonistycznych.
Podsumowując, wiele wskazuje na to, że długo możemy mieć do czynienia z obecnie obowiązującą regresją integracji, ponieważ dwa pierwsze scenariusze zakładające dalsze rządy PiS po 2019 roku wpisują się właśnie w ten paradygmat. Ewentualna zmiana władzy w 2019 roku najprawdopodobniej nie przyniesie wiele więcej niż przejście na poziom integracyjnej stagnacji. Bardzo małe jest prawdopodobieństwo ponownego zaistnienia czy przywrócenia postawy prointegracyjnej determinacji. Lata nieobecności w głównym nurcie będą zapewne oznaczać wzrost dystansu między Polską a Unią de facto (strefą euro), który będzie coraz trudniej odrobić nawet w sytuacji zasadniczej proeuropejskiej zmiany politycznej. Może najwięcej pod tym względem zależeć będzie od tempa przemian w strefie euro, na które Polska nie będzie miała żadnego wpływu.
**
Grzegorz Gromadzki jest niezależnym ekspertem zajmującym się europejską integracją Polski oraz polską polityką wschodnią. Pracował m.in. jako ekspert w Ośrodku Studiów Wschodnich im. Marka Karpia (OSW) oraz w Fundacji im. Stefana Batorego.
Więcej o scenariuszach przyszłości relacji Polski z UE można przeczytać w raporcie wydanym przez Fundację im. Friedricha Eberta: Polska w Unii Europejskiej. Nieunikniona marginalizacja z małym znakiem zapytania. Raport autorstwa Grzegorza Gromadzkiego był przedmiotem seminarium organizowanego przez Global.lab, Fundację im. Friedricha Eberta oraz Krytykę Polityczną 1 marca 2018 roku.