Jeszcze nie tak dawno temu podejrzenie o sprzyjanie interesom Rosji byłoby na amerykańskiej prawicy politycznym wyrokiem śmierci. Dziś Donald Trump i duża część Partii Republikańskiej jawnie opowiadają się za Putinem, a przeciwko prezydentowi własnego kraju. Magdalena Bazylewicz wyjaśnia, jak doszło do tej radykalnej zmiany.
Marzec 2015. Wychodzi na jaw, że Hillary Clinton, jako sekretarz stanu w gabinecie Baracka Obamy, korzystała z prywatnego maila. FBI wszczyna dochodzenie w celu ustalenia, czy Clinton naruszyła prawo i czy bezpieczeństwo narodowe zostało zagrożone. Jesień 2015. Trwa republikańska kampania prawyborcza. Grupa działaczy politycznych z konserwatywnego magazynu „Washington Free Beacon”, zaniepokojonych rosnącą popularnością Trumpa, zleca firmie Fusion GPS prześwietlenie nieoczekiwanego kandydata.
Kwiecień 2016. Kiedy staje się jasne, że Trump zostanie nominatem Partii Republikańskiej, „Washington Free Beacon” rezygnuje z dalszego gromadzenia informacji na jego temat. Dochodzenie zaczynają finansować Krajowy Komitet Partii Demokratycznej (DNC) i kampania Hillary Clinton. Podwykonawcą zostaje Christopher Steele, emerytowany oficer brytyjskiego wywiadu MI6 z doświadczeniem w sprawach rosyjskich. Steele zaczyna badać powiązania między Trumpem a Rosjanami.
Traumazone, czyli ekonomia polityczna nihilizmu – krótki kurs
czytaj także
26 kwietnia 2016. Doradca kampanii prezydenckiej Trumpa George Papadopoulos spotyka się w Londynie z Josephem Misfudem, maltańskim profesorem akademickim z kontaktami w Rosji. Misfud informuje, że Rosjanie posiadają materiały, które mogą zaszkodzić Hillary Clinton.
9 czerwca 2016. W nowojorskiej Trump Tower członkowie sztabu wyborczego Trumpa, w tym jego syn Donald Trump Jr, zięć Jared Kushner i szef kampanii Paul Manafort, spotykają się z rosyjską prawniczką Natalią Weselnicką. Po fakcie strony na początku utrzymywały, że rozmowa dotyczyła adopcji rosyjskich dzieci. Później Trump Jr przyznał, że rozmawiano o „brudach” oponentów politycznych Trumpa, głównie Hillary Clinton. Weselnicka przyznała, że była informatorką rosyjskiego prokuratora generalnego Jurija Czajki.
Początek lipca 2016. Christopher Steele, zaniepokojony zebranymi przez siebie informacjami, kontaktuje się z FBI. Jego raport otrzymuje przydomek „Steele Dossier”. Steele obawia się, że potencjalny przyszły prezydent USA może być pod wpływem Rosjan.
Lipiec 2016. Dyrektor FBI James Comey ogłasza, że w toku śledztwa w sprawie używania prywatnej poczty do celów służbowych nie znaleziono podstaw, żeby postawić Hillary Clinton zarzuty.
22 lipca 2016. WikiLeaks publikuje ponad 20 tysięcy e-maili wykradzionych z serwerów Krajowej Komisji Partii Demokratycznej przez rosyjskich hakerów. Wybucha skandal.
31 lipca 2016. Publikacje WikiLeaks, materiały zgromadzone przez Steele’a oraz kontakty sztabu Trumpa z Rosjanami sprawiają, że FBI rozpoczyna śledztwo dotyczące rosyjskiej ingerencji w wybory w USA w 2016 roku. Agencja nadaje śledztwu kryptonim „Crossfire Hurricane”.
8 maja 2017. Prezydent Donald Trump zwalnia Jamesa Comeya ze stanowiska dyrektora FBI.
Maj 2017. Departament Sprawiedliwości przejmuje od FBI śledztwo „Crossfire Hurricane” i wszczyna własne, dotyczące ewentualności, że Rosja ingerowała w wybory prezydenckie, oraz możliwych powiązań między kampanią Trumpa a rosyjskimi agentami. Przewodzi mu prokurator specjalny Robert Mueller.
czytaj także
Co ustaliło śledztwo
W kwietniu 2019 roku opublikowano raport kończący śledztwo Muellera. W jego wyniku za mataczenie i składanie fałszywych zeznań zostają skazani: były prawnik Trumpa Michael Cohen, były doradca Trumpa ds. bezpieczeństwa narodowego Michael Flynn, doradcy kampanii Trumpa Rick Gates i George Papadopoulos, wieloletni współpracownik Trumpa Roger Stone oraz Paul Manafort, były przewodniczący kampanii Trumpa.
Najbardziej podejrzaną postacią w tej grupie jest Manafort. Jako odnoszący sukcesy lobbysta od czasów Reagana, na początku lat 2000 Manafort przeniósł się do Europy wschodniej, gdzie ostatecznie został doradcą kampanii prezydenta Ukrainy Wiktora Janukowycza. W międzyczasie podpisał opiewający na miliony dolarów kontrakt zobowiązujący go do promowania rosyjskich interesów w Europie i USA.
Gdy Euromajdan odsunął Janukowycza od władzy, Manafort uczestniczył w budowaniu Bloku Opozycyjnego, prorosyjskiej partii skupiającej przeciwników nowego prezydenta, Wiktora Juszczenki. Po powrocie do Stanów został szefem kampanii Trumpa w 2016 roku. W procesie wytoczonym przez Muellera skazano go za oszustwa, pranie pieniędzy i ukrywanie swojej działalności jako agenta obcego kraju, Manafort został ostatecznie ułaskawiony przez Trumpa.
Mueller oskarżył ponadto 13 obywateli Rosji i trzy rosyjskie podmioty za ich rolę w kampanii dezinformacyjnej w mediach społecznościowych, a także 12 oficerów GRU za włamanie do systemu komputerowego i wyciek e-maili z DNC i kampanii Clinton.
Śledztwo Muellera ustaliło, że w 2016 roku Rosjanie w szeroko zakrojony i systematyczny sposób ingerowali w amerykańskie wybory prezydenckie.
Agencja Badań Internetowych, znana też jako Trolle z Olgino, której właścicielem był Jewgienij Prigożyn, zwoływała w mediach społecznościowych protrumpowskie wiece wyborcze w USA i rozpowszechniała propagandę, podszywając się pod amerykańskich obywateli. Trolle wspierały kandydaturę Donalda Trumpa i Berniego Sandersa, przy każdej nadarzającej się okazji krytykując Hillary Clinton.
Kuchenne rewolucje, czyli weekendowa pseudorebelia Jewgienija Prigożyna
czytaj także
Organizacja wydała 100 tysięcy dolarów na ponad 3500 reklam na Facebooku, które zawierały ogłoszenia wyborcze skierowane przeciwko Clinton, a popierające Trumpa. Badanie przeprowadzone na Uniwersytecie Stanforda w styczniu 2017 roku wykazało, że „przed wyborami sfabrykowane historie wspierające Donalda Trumpa zostały udostępnione łącznie 30 milionów razy – prawie czterokrotnie więcej niż liczba udostępnień treści promujących Clinton”.
Włamania na konta e-mail należące do wolontariuszy i pracowników sztabu wyborczego Clinton i DNC dokonali agenci GRU, a setki tysięcy wykradzionych dokumentów opublikowano za pośrednictwem WikiLeaks.
W śledztwie zidentyfikowano liczne powiązania między rosyjskim rządem a kampanią Trumpa. Rosjanie uznawali Trumpa za korzystnego dla siebie kandydata, a jego sztab dostrzegał korzyści wynikające z rosyjskich działań.
Nie udowodniono jednak ponad wszelką wątpliwość, że działania Rosjan i sztabu były wspólnie zaplanowane i koordynowane. Fakt, że jedna ze stron podejmowała działania służące interesom drugiej, nie oznaczał jeszcze, że doszło między nimi do zmowy. Tuż po publikacji raportu Trump ogłosił triumfalnie, że raport całkowicie go uniewinnia, chociaż Mueller uznał takie twierdzenie za nieuprawnione.
Rosja, czyli wojna petromacho przeciwko nowoczesności [rozmowa]
czytaj także
Śledztwo pozostawiło wiele pytań bez odpowiedzi, a kontakty Trumpa z Rosjanami były wyjątkowo częste i podejrzane. Brak niepodważalnych dowodów zmowy wystarczył jednak, by jego twardy elektorat uznał śledztwo za „polowanie na czarownice” i kampanię oszczerstw przeciwko ukochanemu przywódcy.
Był to moment, w którym wyborcy Trumpa zaczęli kwestionować wszelkie mainstreamowe narracje z udziałem Rosji – także doniesienia z Ukrainy. Im usilniej media głównego nurtu, uznane przez bazę Trumpa za „fake news”, przedstawiały Rosję jako złoczyńcę atakującego swojego mniejszego sąsiada, tym bardziej nieufnie jego elektorat podchodził do owych informacji, węsząc w nich próbę zarówno wciągnięcia Ameryki w konflikt na podstawie kłamstw, jak miało to miejsce w Iraku, jak i bezpardonowe ataki na kraj zasadniczo przyjazny Trumpowi i ideologicznie bliski prawicy.
Putin imponuje Trumpowi
„Rosjanie stanowią nieproporcjonalnie dużą część naszych aktywów” – oznajmił Donald Trump Junior w 2008 roku. „Nie polegamy na amerykańskich bankach. Wszystkie potrzebne nam fundusze mamy z Rosji” – kilka lat później chwalił się syn przyszłego prezydenta Eric Trump. Od lat 90. Trump miał chrapkę na budowę nieruchomości w Moskwie i podejmował kroki w tym celu. W 2013 roku udało mu się sprowadzić do Moskwy wybory Miss Universe, a Rosjanie zainwestowali prawie 100 milionów dolarów w jego nieruchomości w USA.
W 2021 roku koncern Trump Media popadł w finansowe tarapaty, a po szturmie na Kapitol amerykańskie banki nie chciały pożyczać pieniędzy biznesom Trumpa. Zrobił to bank rosyjski, co zasadniczo uratowało firmę i pozwoliło jej wejść na giełdę.
czytaj także
Rosyjskie interesy Trumpa bez wątpienia mają swój udział w jego stosunku do Rosji, lecz równie istotne jest to, kto mu zwyczajnie imponuje.
O sympatii i podziwie, jakim darzy Putina, wiadomo nie od dziś. Ma ogólną słabość do autokratów: „Mówi jak ma być, i tak się dzieje. Jest prawdziwym przywódcą” – rozpływał się niedawno Trump nad rządami Orbana. W przeciwieństwie do polityków w Stanach Zjednoczonych dyktatorzy nie muszą pozorować przywiązania do wartości takich jak tolerancja, wolność i demokracja; twardą ręką bronią tradycyjnego porządku przed atakiem zdegenerowanego lewactwa. Właśnie dlatego duża część elektoratu Partii Republikańskiej traktuje obecnie Putina jak ideologicznego sojusznika. Według nich świat dzieli się na skrajną lewicę, zainteresowaną jedynie wbijaniem dzieciom do głowy homoseksualnej propagandy, i ludzi „normalnych”, czyli prawicę – przy czym zarówno oni sami, jak i Putin wraz z Orbanem należą do tej drugiej kategorii.
Zgoła inaczej sprawy mają się ze stosunkiem Trumpa do Wołodymyra Zełenskiego. Trump dobrze pamięta, że to właśnie ukraiński prezydent był po drugiej stronie rozmowy telefonicznej, która doprowadziła do jego impeachmentu w Kongresie. Przypomnijmy: w kwietniu 2019 w rozmowie telefonicznej z Zełenskim Trump naciskał na dostarczenie mu „brudów” na Bidena w zamian za amerykańską pomoc wojskową. Zełenski odmówił. Po ujawnieniu rozmowy Trump został postawiony w stan oskarżenia za nadużycie władzy i utrudnianie pracy Kongresu.
„Mówię wam, Zełenski jest jednym z najlepszych handlarzy w historii” – kpił Trump na niedawnym wiecu. „Za każdym razem, gdy się tu pojawia, wyjeżdża z 60 miliardami dolarów w kieszeni”.
Niechęć Trumpa do Ukrainy, sympatia do Putina i jego autorytetu oraz nieufność wobec antykremlowskich narracji głównego nurtu zapoczątkowana przez Russiagate wzbudziły w elektoracie Trumpa nastroje prorosyjskie, podsycane przez część republikańskich polityków. Wyjaśnieniem ich zachowania jest powtarzane do znudzenia, lecz prawdziwe twierdzenie: Trump nie ma wyborców, lecz wyznawców, o czym doskonale wie on sam, jak i jego partyjni koledzy. Niektórzy z nich wychodzą z siebie, żeby podlizywać się przywódcy, którego wsparcie lub nieprzychylność mogą stanowić o ich politycznej karierze.
Doskonałym przykładem jest niejaka Marjorie Taylor Greene, republikańska członkini Izby Reprezentantów i postać żywcem wyjęta z filmu Idiokracja. Swego czasu Greene walczyła o głosy wyborców klipem, na którym strzela do dzików z helikoptera, i rozpowszechniała bzdury o satanistyczno-pedofilskich obrzędach demokratów. Jest gorliwą wyznawczynią kultu Trumpa i jego głównego mitu o skradzionych wyborach.
Węsząc antyukraiński zwrot u Trumpa, Greene postanowiła nie pozostawić wątpliwości co do swojego stosunku do wojny w Ukrainie: „To wojna przeciwko chrześcijaństwu” – orzekła w podcaście Steve’a Bannona. „Ukraiński rząd atakuje chrześcijan; ukraiński rząd dokonuje egzekucji księży. Rosja tak nie postępuje. Rosja chroni chrześcijaństwo”. Po uchwaleniu ustawy pomocowej dla Ukrainy, Izraela i Tajwanu Greene wygrażała, że Mike Johnson jest skończony na stanowisku spikera Izby Reprezentantów. Póki co Johnson pozostaje bezpieczny dzięki głosom Demokratów.
czytaj także
Za swoją antyukraińską działalność Greene została pochwalona w rosyjskiej telewizji. Sekundują jej inni prominentni republikanie. „Niektórzy chcieliby ciąć nasze wydatki na ubezpieczenie społeczne, wpędzić naszych dziadków w ubóstwo. Po co? Żeby jeden z ministrów Zełenskiego mógł kupić większy jacht?” – dopytywał senator JD Vance, powołując się na kłamliwy artykuł na propagandowej rosyjskiej stronie internetowej.
Nie był to zresztą pierwszy raz, kiedy Republikanie opierali się na rosyjskiej dezinformacji. Desperacko szukając pretekstu, żeby uruchomić impeachment Bidena, powoływali się na informacje pochodzące od niejakiego Aleksandra Smirnowa, informatora FBI, który twierdził, że Biden i jego syn Hunter przyjmowali milionowe łapówki od właściciela Burismy, ukraińskiego holdingu gazowniczego w zamian za polityczną protekcję. W lutym 2024 roku Smirnow został aresztowany pod zarzutem fabrykowania owych informacji w celu zaszkodzenia kampanii prezydenckiej Bidena. Smirnow przebywa obecnie w więzieniu, oczekując na proces.
Propaganda sączy się również z wypowiedzi gwiazd konserwatywnej publicystyki. „Za jedzenie na tydzień zapłaciliśmy sto dolarów. Te ceny i to, jak ludzie tu żyją, nastawi was radykalnie przeciwko waszym przywódcom” – oznajmił Amerykanom Tucker Carlson na środku moskiewskiego supermarketu. Jego absurdalny materiał, w którym przeprowadza lizusowski wywiad z Putinem, a potem zachwyca się moskiewskim metrem i cenami w rosyjskim supermarkecie (pomijając drobny szczegół w postaci różnicy w zarobkach i siły nabywczej dolara w USA i Rosji) jest perfekcyjną ilustracją zakłamanej propagandy o ruskim mirze wtłaczanej do głów amerykańskim wyborcom. Owa propaganda działa: 52 proc. wyborców republikańskich spod znaku MAGA, bezwarunkowo oddanych Trumpowi, uważa, że Putin jest lepszym przywódcą niż Biden.
czytaj także
Krótko po inwazji Rosji na Ukrainę około trzy czwarte republikanów popierało udzielenie Ukrainie pomocy wojskowej i gospodarczej. W badaniu ze stycznia bieżącego roku była to już około połowa z nich. Pomagać chcą ci, którzy jeszcze nie poddali się całkowicie szaleństwu kultu Donalda Trumpa.
W niedawnym wywiadzie Trump w swoim stylu zadeklarował, że zakończyłby wojnę w Ukrainie w 24 godziny. „Znam Zełenskiego i Putina i kazałbym im się dogadać” – stwierdził, nie wdając się w szczegóły. Biorąc pod uwagę fakt, że rozważa ponowne zatrudnienie Paula Manaforta, można oczekiwać, że jako prezydent będzie chciał wymusić na Ukrainie rezygnację z części swoich terytoriów.